wtorek, 31 maja 2022

"Opowieść mojej Mamy"



Niedawno był Dzień Matki. 

Moja Mama była nauczycielką o specjalizacji "klasy I-III". Umiała pięknie opowiadać. Opowiadała zarówno nam czyli swoim córkom jak i dzieciom w szkole. Wiele z Jej opowiadań stanowiło przeżycia z czasów wojny. Na przykład takie:

"Przyjechali bardzo rano, otoczyli domek i załomotali do drzwi. Krzyczeli, żeby otworzyć. Potem wygonili wszystkim mężczyzn przed dom: mojego ojca i czterech braci, najmłodszy miał 12 lat. Tata chorował na astmę, podczas szamotaniny dostał ataku kaszlu. Wszyscy stali przed domem do połowy rozebrani, nie zdążyli się ubrać kiedy ich wyganiali. Potem załadowano wszystkich na samochód w którym znajdowali się już inni mężczyźni z naszej dzielnicy i gdzieś wywieziono. To było w drugiej połowie czerwca. Poprzedniego dnia ktoś zabił jakiegoś folksdojcza z naszej dzielnicy więc pewnie dlatego zaczęli od nas.

Zapytali mnie gdzie jest mój mąż. Powiedziałam, że rano chodzi malować w pole, bo wtedy jest dobre światło i cisza. Tylko ptaki śpiewają. Nie uwierzyli. Kazali mi otwierać wszystkie drzwi, zaglądali w każdy kąt. Potem kazali mi iść na strych i do piwnicy. Wzięłam półroczną córeczkę na ręce, bo rozbudziła się i zaczęła płakać. Razem z nią weszłam na strych a potem do piwnicy. Jeden z oprawców szedł cały czas za mną z karabinem wycelowanym prosto w dziecko. Moja mama zaczęła płakać, któryś z nich zaczął na nią krzyczeć.

Gdy weszliśmy do piwnicy, Niemiec kazał mi odsunąć stary kredens, za którym były drzwi. Nie mogłam go odsunąć jedną ręką, więc Niemiec odstawił karabin i wyciągnął ręce po moją córeczkę. A ona uśmiechnęła się do niego i wyciągnęła rączki... Serce przestało mi bić. A on powiedział, że też ma takie dziecko, tylko jeszcze go nie widział... Potem zaczął sam odsuwać kredens, ale zrezygnował jak zobaczył ile było za nim pajęczyn.

Wyszliśmy przed dom, a tam czekał samochód z jakimś ważniejszym Niemcem. Ponownie zapytano mnie o męża.

Przed domami stały nieruchomo sąsiadki. Wszystkie patrzyły w stronę w którą odjechały samochody z mężczyznami.

I nagle wrócił. Szedł, śpiewając sobie coś pod nosem. Na plecach niósł sztalugi, w rękach pędzle i farby. Zatrzymał się zdziwiony.

Zrobiła się taka cisza, że słychać było tylko nasze oddechy.

Wtedy ten najważniejszy Niemiec wyszedł powoli z samochodu i sięgnął do wewnętrznej kieszeni munduru. Wyjął jakieś zniszczone zdjęcie i zapytał czy na podstawie tej fotografii mógłby mu namalować jego żonę. Mój mąż popatrzył na zdjęcie, potem na mnie i w końcu odpowiedział, że tak, że może także wyrzeźbić tę kobietę.

Niemiec uśmiechnął się szeroko. I powiedział, żeby zaraz zaczął rzeźbić, bo jemu zależy na czasie i że przyjedzie za trzy tygodnie po odbiór popiersia.

Kiedy odjechali, zapanowała kompletna cisza.

Do samego wieczora czekaliśmy na naszych mężczyzn. W końcu wrócili. Niemcy trzymali ich cały dzień na jakimś placu w pełnym słońcu i z wymierzonymi w nich karabinami. W pewnej chwili okazało się, że folksdojcz zginął, bo miał porachunki z innymi folksdojczami.

Po dwóch tygodniach od tego wydarzenia nastąpiło wyzwolenie.

Ale to już zupełnie inna historia."

/Tak zaczyna się moja książka pt: "Nadal wariuję"./


A zdjęcia zrobiłam wczoraj w czasie spaceru po osiedlu.

niedziela, 29 maja 2022

Mój pierwszy wnuczek....

 ...dopiero co się urodził a już jest dorosły...



To ten sam, którego nazywałam Szczerbatym. Dzisiaj ma prawie 1,90 metra wzrostu. W przyszłym roku będzie zdawał maturę.



Bądź szczęśliwy Dorosły Wnuczku !!!!

piątek, 27 maja 2022

Tak prawdziwe, że aż boli..

                                             

Oczywiście tytuł nie dotyczy stokrotek tylko urywka z 187 części "Filozofii codzienności" Pani prof. Marii Szyszkowskiej. Znajduje się on w miesięczniku Gazeta Kulturalna wydanie z maja 2022.

Cytuję dosłownie:

" W średniowieczu przynajmniej obwarowywano wojny szeregiem warunków. Ochronie w czasie wojen podlegali /.../ kobiety i dzieci. Nie dopuszczano do walki rycerzy w złej sprawie i określano jak mają walczyć. W XXI wieku zwiększane są wydatki na zbrojenia kosztem milionów głodnych ludzi i wciąż poszukuje się bardziej doskonałych metod zabijania. Jednocześnie uchwala się prawa człowieka i mówi się o społecznej naturze człowieka, co jest wewnętrznie sprzeczne"

"/.../ Lekceważenie idei pacyfizmu jest szczególnie groźne zważywszy zgromadzone środki masowego rażenia. Problem jest tym większy, ze najtańszym sposobem zniszczenia przestarzałego uzbrojenia, które lawinowo narasta, jest krótkotrwała wojna".

"Lektury szkolne na których wychowywane są kolejne pokolenia, sławią w swej większości oręż i wzbudzają nienawiść do wroga. Nie wytwarza się oporu wobec zabijania człowieka. Co więcej, obecnie wojny wywołują bogate koncerny - nie biedne społeczeństwa. Lektury o charakterze pacyfistycznym, podobnie jak filmy, byłyby w stanie wyrobić opór wobec wojen. Ich nieuchronność nie jest prawdą."

"Jednym z paradoksów jest fakt, że zgodzie na prowadzenie wojen towarzyszy u nas protest wobec uchwalenia prawa do eutanazji. A jest oczywiste, że korzystałoby z niego niewiele osób, zważywszy siłę instynktu samozachowawczego. Naród wyniszcza jedynie wojna. Warto się zastanowić także nad tym, że w czasie wojny giną ludzie, którzy pragną żyć. Eutanazji, ściślej prawa do niej domagają się natomiast ci, którzy nie chcą żyć./.../ Eutanazja to w pełni świadome domaganie się zdrowego psychicznie człowieka, by zastosować wobec niego procedurę kończącą życie. 
Zaś okrucieństwo wojen nie zawiera prawa do wolnej decyzji, by zakończyć swoje istnienie"

Dlatego - w nawiązaniu do tytułu tekstu pytam czy czujecie jak Was depczą w trawie?

środa, 25 maja 2022

Tajemnicze ruiny i nietypowi spacerowicze

Szliśmy do tych ruin i szliśmy ponad dwie godziny.  Ostatni raz widzieliśmy je prawie 40 lat temu, więc nie byliśmy pewni czy je jeszcze zastaniemy.

Szliśmy wygodnym wałem nadwiślańskim, który łączy przepiękne Miasteczko z piękną wioseczką. A po drodze jest góra która te ruiny kryje.... A po prawej stronie płynie Królowa Polskich Rzek.

I nagle spotkaliśmy nietypowych spacerowiczów - małe kózki z matkami. Szły sobie albo stały albo leżały w trawie albo skubały trawkę. Te małe nie były przywiązane, tylko te dorosłe. Co pewien czas jakaś mała kózka podchodziła do swojej matki i ssała ją... Wcale nie były płochliwe więc mogliśmy ja pogłaskać. Zobaczcie sobie: 











A potem doszliśmy do ciemnego lasu na Górze Albrychtówka i zobaczyliśmy że ruiny jak były tak są. Tylko oczywiście w dużo gorszym stanie ...





Są to ruiny willii Stanisława Szukalskiego/1893-1987/, który był rzeźbiarzem, malarzem, rysownikiem, projektantem i teoretykiem. Był przywódcą Szczepu Rogate Serce, skupiającego plastyków poszukujących inspiracji w nacjonalizmie i kulturze dawnej słowiańszczyzny.
Na tablicy przytwierdzonej do ruin widać jak willa kiedyś wyglądała.
--------------------------------------------------------------------------------------
Ten spacerek w którym uczestniczyliście nie był wcale krótki, bo miał ok 10 kilometrów. A szliśmy z Kazimierza Dolnego do Męćmierza i z powrotem...

niedziela, 22 maja 2022

W co inwestować w czasach galopującej inflacji...

 


Czy wiecie o tym, że:

1. Kryptowaluty. Najpopularniejsze są bitcoiny. Jeśli ktoś kupił 10 lat temu mp. 10 BTC za 20 dolarów /wtedy 1 BTC kosztował 2 dolary/ to ma dzisiaj około 500 tysięcy dolarów. 

2. Whisky. 100 najbardziej pożądanych butelek szkockiego trunku podrożało w ub. roku o 18,5%. Od 2008 r. zanotowano wzrost o prawie 400%.

3. Wino. Na podstawie danych z ostatnich 25 lat można wnioskować, że po pięciu latach suma zainwestowana w wino powinna sie podwoić. Średnia stopa zwrotu to nawet 114%.

4. Zabawki. Figurka płatnego zabójcy /Boba Fett/ wyprodukowana z okazji premiery filmu "Gwiezdne wpjmy" kosztowała w `960 r tylko 1,5 funta. Zabawka została sprzedana w 2015 roku za 18 tysięcy funtów.

5. Klocki Lego. W ciągu ostatnich 15 lat wartość zestawów Lego utrzymywanych w idealnym stanie, które były wycofywane z produkcji, zwiększyła się o 12% rocznie.

6. Pokemony. Karta kolekcjonerska przedstawiająca jednego z bojaterów anime, Charizarda, pochodząca z pierwszej limitowanej edycji została sprzedana za 369 tys, dolarów.

7. Gry wideo. Limitowana audycja "World of Warcraft". kupiona w 2004 r za 80 dolarów, może być dziś warta około 800 dolarów. Jeśli gra nie była rozpakowana, wartośc takiego zestawu wzrasta pięciokrotnie.

8. Komiksy. Ikoną jest tu pierwsze wydanie "Action Comics" z 1938 roku. 79 lat temu kosztowało 10 centów. Dziś za ten egzemplarz w idealnym stanie trzeba zapłacić 3,2 mln dolarów...

9. Znaczki. Najdroższy znaczek pocztowy na świecie - Treskilling Yellow - wyceniany jest na ponad 2 mln dolarów. Wartośćc znaczków i monet szacowana jest na podstawie ich wyjątkowości.

10. Samochody. Najbardziej pożądane są stare mercedesy, ferrari, porche, astony martiny, bentleye, jaguary, bugatti i rolls-royce'y. Ferrari 335 Sport Scaglietti z 1957 r zostało sprzedane niedawno za 32 mln euro.

To w co inwestujemy? 😉😊😀

A może macie lepsze propozycje?😄

piątek, 20 maja 2022

Deszczowy Łowicz - część druga

"Czy wiecie o tym, że w Łowiczu jest Aleja „Gwiozd” Łowickich? Powstała w czerwcu 2011 roku i jest niepowtarzalną i jedyną w swoim rodzaju Aleją „Gwiozd”. W centralnym punkcie miasta na Starym Rynku wmurowane zostały tablice ze szkła hartowanego z wycinanką łowicką „gwiozdą” dla najwybitniejszych ludzi kultury ludowej, pielęgnujących regionalne dziedzictwo kulturowe. I tak ma tu swoją „gwiozdę” między innymi Państwowy Zespół Ludowy Pieśni i Tańca „Mazowsze”. Jest to zespół promujący, jak wiadomo, całą polską kulturę ludową. Ale najbardziej rozpoznawalnym kostiumem ludowym, w których prezentuje się chór zespołu podczas każdego koncertu, jest  kostium łowicki. A folklor łowicki wraz z charakterystycznymi przyśpiewkami, krokami tanecznymi i grupą strojów pojawia się na każdym koncercie w scenie finałowej.

 


A wiecie o tym, że w Łowiczu jest trójkątny rynek? Ale to nie ten główny, na którym stoi wspaniała kolegiata, ratusz i budynek muzeum. Jest jeszcze drugi rynek zwany Rynkiem Nowym. Zachował się na nim średniowieczny układ urbanistyczny założony na rzadko spotykanym planie trójkąta, stanowiący ewenement na skalę europejską. Jest to jeden z trzech oryginalnie zachowanych tego typu rynków w Europie. Na środku tego rynku był ratusz z 1443 roku, rozebrany w latach dwudziestych XIX wieku. Stoją przy nim kamieniczki z wieków od XVI do XIX.

 


Niedaleko Nowego Rynku jest Galeria Łowicka – a w niej bardzo ciekawe ludowe wyroby. Ale kupiłam tylko niewielki znaczek z motywem haftu łowickiego. W środku znaczka było napisane „Kawaler do wzięcia”, więc dałam go po powrocie starszemu wnukowi, bo dwa dni potem kończył 11 lat… Obejrzałam tam też Muzeum Guzików. Naprzeciwko Kolegiaty Łowickiej jest duży Dom Wycieczkowy z doskonałą informacją turystyczną. W holu tego domu wyeksponowano największą na świecie łowicką wycinankę „gwiozdę”, „pająka”, „tasiemkę” i łowickiego „jaśka”. Poszłam je obejrzeć, a przy okazji skorzystać z internetu i trochę się osuszyć. Padało bowiem cały czas, na szczęście z różnym natężeniem.



Potem jeszcze poszłam do tamtejszej Cepelii, aby kupić coś łowickiego dla wnuków. Myślałam, żeby kupić jakiegoś niewielkiego „pająka”, którego mogłabym przewieźć pociągiem, ale niestety wszystkie już były sprzedane. Kupiłam więc dwa pudełeczka cukierków krówek. Każda krówka była opakowana w papierek z dziewczyną lub chłopakiem w stroju łowickim. 

A na koniec weszłam na kawę do kamienicy stojącej opodal muzeum. Ta XVIII-wieczna kamienica, była własnością podkomorzego gostynińskiego Mikorskiego. Na początku XIX stulecia w kamienicy mieścił się hotel Imperial prowadzony przez Ignacego Kosiorkiewicza do 1811 roku. Nazwę swoją zawdzięczał wizycie i gościnie największego wodza ówczesnej Europy. 18 grudnia 1806 roku w kamienicy zatrzymał się, podążający do Warszawy po zwycięstwie pod Jeną i Auerstaedtem, Napoleon Bonaparte. W oberży Kosiorkiewicza spożył obiad, następnie odbył narady, wysłał kuriera do Berlina i około godziny dwudziestej wyruszył w dalszą drogę do Warszawy. Pamiątką po zdarzeniu jest tablica odsłonięta w 1981 roku. 



Ja w tej właśnie kamienicy, w restauracji Polonia, wypiłam pyszną kawę i zjadłam deser o nazwie „Pani Walewska”. Nie mogło być inaczej… Przecież niedaleko Łowicza są Walewice, a w nich pałac, w którym mieszkała pani Walewska i w którym urodził się syn Napoleona i Marii Walewskiej. 

W Łowiczu byłam 23 maja 2015 roku. 

Powinnam jeszcze napisać, że Ziemia Łowicka wraz ze swym folklorem była (jak twierdzą muzykolodzy) natchnieniem dla Fryderyka Chopina, jej urodę utrwalił w swych obrazach Józef Chełmoński, zaś laureat Nagrody Nobla Władysław Reymont opisał życie Księżaków w swej epopei "Chłopi". W jej obronie przelewali krew powstańcy w XIX wieku, a we wrześniu 1939 roku żołnierze polscy w słynnej Bitwie nad Bzurą. Była to największa bitwa kampanii wrześniowej."

/Był to urywek z mojej książki "Mój kraj nad Wisłą"/

środa, 18 maja 2022

Deszczowy Łowicz - część pierwsza



"Nikt nie mógł ze mną pojechać, chociaż to była sobota. Każdy zapracowany albo nieobecny, albo chory, albo sceptycznie nastawiony do wycieczki w deszczową sobotę. Więc tylko w towarzystwie deszczu pociągiem wyjeżdżającym z Dworca Wschodniego o godzinie 8.03 pojechałam sama do Łowicza. A ściągnęła mnie tam ciekawość, jak wygląda stolica Księstwa Łowickiego. 


Muzeum w Łowiczu

Dawne Księstwo Łowickie wywodziło się z dóbr arcybiskupów gnieźnieńskich, do których należało przez niezwykle długi okres, bo od roku 1136 do roku 1795. Kościół miał tu władzę niemal suwerenną, miejscowej szlachcie nie przysługiwała nawet apelacja do króla. Po rozbiorach dobra zsekularyzowano. Napoleon podarował je w 1806 roku swojemu marszałkowi Davoutowi, lecz po kongresie wiedeńskim znowu powróciły do skarbu państwa. W 1820 roku car Aleksander I „w oznakę zadowolenia z zasług położonych przez Wielkiego Księcia Konstantego w reorganizacji wojska polskiego, jak niemniej w sprawowaniu powierzonych mu obowiązków naczelnego dowódcy tegoż wojska, nadał mu titulo gratuito wieczyście dobra Łowicz”. Co więcej, małżonce Konstantego, Joannie z Grudzińskich, car nadał tytuł Księżnej Łowickiej.

 W 1822 roku zarządzono wytyczenie granic księstwa jak również poszerzono je terytorialnie. Spowodowało to wyodrębnienie się systemu prawnego, innego niż w reszcie zaboru rosyjskiego. Główną różnicą był tu status chłopów, już od 1820 roku objętych oczynszowaniem. Stopniowo zaczął się rozkwit tutejszych wsi i bogacenie się ich mieszkańców na skalę nieporównywalną z resztą kraju. Jednocześnie powstała odrębność Księżaków, którzy utworzyli żywą do dziś kulturę ludową, znamionującą bogate chłopstwo. To bogactwo widoczne było w drewnianych, malowanych przeważnie na niebiesko chatach, podzielonych na dwie części: uboższą powszednią oraz świąteczną – dostatnio umeblowaną. W tej świątecznej zawsze był kredens pomalowany w wielobarwne kwiaty, skrzynia z wzorem kwiatowym i łóżko z piramidą poduszek aż pod powałę. A także mnóstwo wytworów rękodzieła – czyli przepięknych wycinanek oraz słynnych „pająków” zawieszonych pośrodku izby pod stropem. 

Najpierw poszłam więc do Muzeum Łowickiego, aby obejrzeć te wszystkie łowickie cuda. Z wielką uwagą obejrzałam też przepiękną kaplicę prymasowską, w której mieści się Dział Sztuki Baroku. Sklepienie wnętrza, zaprojektowanego przez Tylmana z Gameren, zdobią iluzjonistyczne freski przedstawiające życie patrona misjonarzy – biskupa Mediolanu Karola Boromeusza. Budynek muzeum mieści się bowiem w dawnym Klasztorze Misjonarzy wzniesionym przez prymasa Michała Radziejowskiego. 

Z muzeum wychodzi się do skansenu łowickiego. I tam dopiero są cuda. Niestety nie mogłam być w nim długo, ponieważ deszcz, który sobie dotychczas padał pomalutku, nagle zamienił się w ulewę. Naprzeciwko Muzeum na Rynku Głównym znajduje się Bazylika Katedralna, sięgająca swymi początkami XII wieku. W roku 1999 podczas wizyty papieża Jana Pawła II kościół ten otrzymał tytuł Bazyliki Mniejszej. Podziemia kościoła są miejscem spoczynku dwunastu prymasów Polski. Sama świątynia posiada pięć kaplic prymasowskich o wielkiej wartości architektonicznej i zabytkowej. 

Przy rynku stoi klasycystyczny ratusz. Na jego pierwszym piętrze znajduje się Sala Radziecka, wywodząca swą nazwę nie od Związku Radzieckiego, ale od zasiadających w niej radzących rajców miejskich. A w sali tej, do której pozwolono mi zajrzeć tylko na chwileczkę, na malowidłach Józefa Lamparskiego znajdują się portrety Henryka Sienkiewicza, Jana Łaskiego, Stanisława Staszica i króla Kazimierza Wielkiego. 

                                     

                    Ratusz w Łowiczu

Idąc na rynek z dworca PKP, mija się po prawej stronie gmach dawnej poczty konnej wzniesiony a latach 1828 – 1829. To tutaj w pierwszych dniach listopada 1830 roku zatrzymał się Fryderyk Chopin, gdy opuszczał Polskę na zawsze. Tablica przed tym budynkiem informuje także, że z telegrafu w tym budynku korzystała Maria Konopnicka w czasie wizyt u syna, który był zarządcą w jednym z pobliskich majątków".

/Był to urywek z mojej książki "Mój kraj nad Wisłą"/

Ciąg dalszy nastąpi...

niedziela, 15 maja 2022

8 maja 2022 roku w Europejskim Centrum Artystycznym im. Fryderyka Chopina w Sannikach

 




DZIEŃ PO /akurat szłam skrajem lasu na swoją podwarszawską działkę/ Joanna zadzwoniła do mnie i powiedziała jednym zdaniem i na wydechu: /cytuję dosłownie/ : "Słuchaj, to było coś niesamowitego, jestem ledwie przytomna, zebrałam tyle gratulacji, że jak mi się w głowie przewróci, to koniecznie mnie w nią palnij..."
"Mowy nie ma - odpowiedziałam - nie może Ci się w głowie przewrócić. Musisz sobie sama radzić, bo za daleko od siebie mieszkamy, żebym Cię mogła palnąć"...😀
--------------------------------------------------------------------------------------
8 maja o godzinie 14.00 w Europejskim Centrum Artystycznym im. Fryderyka Chopina w Sannikach odbył się koncert pt: "Chopin - Muzyka - Poezja" i uroczyste otwarcie wystawy obrazów Joanny Rodowicz pt: "Koncert".
Utwory Fryderyka Chopina grała w Sali Pałacowej/a słyszano ją także i oglądano na ekranie w Sali Lustrzanej/ pianistka, laureatka wielu konkursów pianistycznych i jurorka poważnych konkursów, posiadaczka wielu odznaczeń z dziedziny kultury - profesor zwyczajny - pani Maria Korecka -Szoszkowska. 
W przerwie między występami pianistki - aktorka pani Bożena Stachura /czy ktoś z Was pamięta że w f-mie o Chopinie pt:  "Pragnienie miłości" grała młodziutką Solange - córkę George Sand?/ recytowała wiersze bardzo na czasie. Były to wiersze ukraińskich poetów o wojnie jaka się toczy w ich kraju, a także wiersze Tarasa Szewczenki traktujące o wolności... Wzruszające, piękne strofy, szczególnie te, które napisał Serhij Żadan, którego zgłoszono niedawno do Literackiej Nagrody Nobla.
---------------------------------------------------------------------------
A potem zostaliśmy wszyscy zaproszeni do sal na piętrze pałacu. I tam przy lampce wina i przy pięknej opowieści Joanny Rodowicz mogliśmy oglądać wystawę Jej obrazów. Było tych obrazów 18 i wszystkie miały wspólny tytuł "Koncert".
Udało mi się ponad głowami gości /i w podskoku/ sfotografować kilka z nich.

 







Nie będę zachwycać się obrazami Joanny Rodowicz, bo one mówią same za siebie. Joannę znam osobiście od wielu lat i wiem, że jest wyjątkowo utalentowana.
Napiszę tylko, że większość z wystawionych obrazów Joanna namalowała w ciągu dwóch ostatnich miesięcy. Miała wtedy złamaną nogę w kostce i do sztalug "kuśtykała każdorazowo podpierając się czym się dało"....
Myślę, że najlepszą ocenę wystawi Joannie przecudnej urody pieseczek, który też "wisiał" na wystawie i spoglądał z wielkim uznaniem i zrozumieniem  na wszystkie obrazy z cyklu "Koncert"....😉


I jeszcze pokażę Wam bilety na koncert i kilka zdjęć z parku otaczającego pałac w Sannikach.









Dziękuję Ci Joasiu, że  nas zaprosiłaś na to wspaniałe wydarzenie kulturalne....

piątek, 13 maja 2022

Pola z Lipna, nietypowy trójstyk granic i skamieniałe drzewa - cykl "Polska nieznana"

Miasto Poli Negri


 Apolonia Chałupiec urodziła się 5 stycznia 1897 roku w Lipnie na Pojezierzu Włocławsko- Gostynińskim.  Cały świat zapamiętał ją jako Polę Negri, jedną z największych gwiazd kina wszech czasów. Niestety,  miasto to opuściła już w wieku 7 lat, ale znajdują się w nim miejsca  jej poświęcone. Pierwsze to izba pamięci aktorki znajdująca się w Miejskim Centrum Kultury. A w izbie są czarno-białe zdjęcia, plakaty i wycinki z gazet. Można też tam obejrzeć ocalały fragment amatorskiego filmu, przedstawiającego Polę Negri i Charlie Chaplina. A na ścianie budynku wmurowano tablicę poświęconą Poli Negri. 





Natomiast na maszcie ponad budynkiem urzędu miejskiego w Lipnie znajduje się blaszana sylwetka trąbiącego aniołka z datą 1878. Wykonał ją blacharz, Jerzy Chałupiec, ojciec Poli Negri.

Tak niewiele pozostało po słynnej i pięknej artystce, a jednak mieszkańcy Lipna  opowiadają o Niej wszystkim turystom...

                                                 Jaworzynka - Trzycatek



Obszarów gdzie stykają się granice trzech państw jest w Polsce sześć. W najdalej na południe położonym przysiółku Jaworzynki - w Trzycatku zbiegają się granice Polski, Czech i Słowacji. Przeważnie w takim wytyczonym punkcie stoi jeden obelisk, a tutaj są aż trzy. W odległości kilku metrów od siebie stoją dwa jednakowe trójgraniaste słupy, oba wykonane z jasnoszarego granitu. Na jednym jest napis "Rzeczpospolita Polska" i herb kraju, na drugim "Ceska Republika"i także herb. Trzeci /na wspólnym zdjęciu ten po prawej/ stoi dalej, w głębi lasu, za potokiem i widać go tylko przez niewielką przecinkę. Potok też jest szczególny - ma ok. 3 km. długości, płynie przez terytoria trzech państw i ma aż trzy nazwy, czyli średnio jedną na kilometr. 

Ten nietypowy trójstyk granic powstał w roku 1993 po rozpadzie Czechosłowacji.

                                                           Skamieniałe drzewa 


Od wieków skamieniałe drzewa są osobliwością na skalę europejską. Jan Długosz sosnom w Siedliskach na Roztoczu przypisywał tajemniczą zdolność ulegania skrzemienieniu zaledwie po kilku latach od ścięcia. Okazy skamieniałych pni tych drzew to szczątki gatunku Taxodioxylon taxodi.
 
Te sosny rosły w tamtych stronach kilkanaście milionów lat temu. A zjawisko krzemienienia polegało na zamianie organicznej substancji drzewnej w nieorganiczną krzemionkę, która w sprzyjających chemicznie warunkach, w gorącym morzu zastępowała komórki roślinne. Krzemionka w fantastyczny sposób z najdrobniejszymi detalami odtwarzała wygląd drzew do tego stopnia, że drzewo skamieniałe tylko czasami można odróżnić od naturalnego. Trzeba je po prostu dotkąć ...


Oglądałam te skamieniałe drzewa i nawet je dotykałam /jak nikt nie patrzył/ w Muzeum w Siedliskach... parę lat temu, gdy wracałam z objazdowej wycieczki po Roztoczu...


Byliście w którymś z opisywanych przeze mnie miejsc?.

wtorek, 10 maja 2022

Polskie Beverly Hills - część druga



"Kiedyś Konstancin był letniskiem. A nazwę nadał mu hrabia Skórzewski na cześć swojej mamy – Konstancji. Właściwie to od 46 lat prawidłowa nazwa miasta brzmi Konstancin-Jeziorna. Jednak mówiąc o nim, używa się tylko pierwszej części nazwy. 

Jeziorna to ta część miasteczka, w której znajdowała się papiernia. A samo miasteczko rozrosło się poprzez przyłączenie do niego także Skolimowa, Klarysewa i paru innych okolicznych wsi. 

 Powinnam też napisać o tym, że w Konstancinie od lat istnieje wspaniałe Centrum Rehabilitacji im. prof. Mariana Weissa. Powstało zaraz po II wojnie na potrzeby leczenia kalekich ofiar wojny. Pierwszych pacjentów przywieziono tutaj ze spalonego w czasie Powstania Warszawskiego Szpitala św. Ducha w Warszawie. 

Z Warszawą Konstancin-Jeziorna łączy się przez Ogród Botaniczny i Las Kabacki, a więc przez piękne zielone tereny. Do Lasu Kabackiego dojeżdża metro i stamtąd można zrobić sobie przepiękny spacer do konstancińskiej tężni. A konstancińskie źródła solankowe mają zdolności kojące dolegliwości układu nerwowego. Tutejszy szczególny mikroklimat i tężnie przyciągają więc nie tylko mieszkańców Warszawy. Bo Konstancin jest też uzdrowiskiem.


 

Ale miałam pisać o tym, jak wracałam autobusem z Góry Kalwarii przez Konstancin do Warszawy. Rozglądałam się na lewo, na prawo i ciągle odwracałam. Chociaż był już wieczór, to z okien autobusu widziałam jednak wspaniałe wille ogrodzone bardzo wysokimi żelaznymi parkanami. A przy każdej bramie budkę z ochroną, albo nawet dwie. Widziałam niesamowicie oświetlone pałace i podjazdy do nich. A także wjeżdżające do podziemnych garaży eleganckie samochody. Widziałam wysokie stare drzewa, przepiękne ogrody, kute balustrady. Autobus jechał wprawdzie główną szosą polskiego Beverly Hills, ale przystanków tam właściwie wcale nie było. Bo mieszkający tam ludzie nie jeżdżą autobusami, zarówno bogaci mieszkańcy jak i ich pracownicy mają bardzo dobre samochody. Zresztą w miejscowości ze słabo rozwiniętą siecią komunikacji miejskiej auto jest podstawą. Innym pozostają rowery.

 


W pewnym momencie autobus się zatrzymał. Na jezdnię wyszło kilka osób z obsługi pięknego pałacu i ruchami rąk go zatrzymało. Siedziałam z przodu, więc mogłam sobie popatrzeć na wyjeżdżającą z bramy kawalkadę najdroższych chyba na świecie samochodów. W końcu w Konstancinie mieszka kilkadziesiąt osób (wraz z rodzinami) z listy stu najbogatszych Polaków. Mieszkają też osoby z aktualnych lub byłych ekip rządzących (np. była rzeczniczka rządu Małgorzata Niezabitowska).

Konstancińskie wille są prześliczne, stylowe, stare i zabytkowe. Są ozdobione wieżyczkami, jaskółkami, balkonikami, kominami, kolumnami, mają spadziste dachy, oryginalne kształty. Niektóre są wprawdzie zaniedbane, ale można je kupić. 

Jest w Konstancinie kilkanaście pałacyków. Należą do tych najbogatszych rodzin jak np. córka Jana Kulczyka – Dominika i jej mąż książę Lubomirski. Podobno – powtarzam – podobno ich własnością jest prawie wierna kopia Pałacu na Wyspie z Warszawskich Łazienek. 

Na prywatnych konstancińskich kortach tenisowych grywa często Wojciech Fibak. Do wspaniałych pałaców są zapraszane na recitale gwiazdy takie jak Edyta Górniak. 

Mieszkają w Konstancinie wrażliwi na piękno i bardzo dobrze sytuowani dziennikarze, artyści, sportowcy i biznesmeni. Oczywiście w tej części willowej, bo w części „blokowej” mieszkają zwykli ludzie. 

W willi „Hugonówka” znajduje się Konstanciński Dom Kultury, w willi „La Fleur” jest muzeum rzeźby i malarstwa szkoły paryskiej, a dom, w którym mieszkał kiedyś Stefan Żeromski, można zwiedzać. 

Ja też jestem trochę związana z Konstancinem. Mieszkałam tam, w sumie, przez parę tygodni w Domu Dziecka. Moja mama była w tym domu wychowawczynią i zabierała nas ze sobą do pracy, gdy miała dyżury kilkudniowe. Nie chodziłyśmy jeszcze wtedy do szkoły. Wiele lat potem usiłowałam znaleźć ten dom, w którym mieszkały dzieci, których rodzice nie żyli albo ich po prostu nie chcieli. Niestety nie udało mi się. Albo go zburzono, albo przebudowano".

/Powyższy tekst znajduje się w mojej książce "Mój kraj nad Wisłą"/

niedziela, 8 maja 2022

Polskie Beverly Hills - część pierwsza

"Jak wiecie, Beverly Hills to zamożne i bardzo ekskluzywne, amerykańskie miasto położone w metropolii Los Angeles, a właściwie nią otoczone, w Kalifornii. Mieszka w nim wiele niesamowicie bogatych osób, szczególnie aktorów i inny słynnych osobistości. 

W którąś wrześniową niedzielą wracałam z Czerska pod Warszawą. Spędziłam tam piękny dzień w domu rodzinnym koleżanki, a także na zamku i nad Jeziorem Czerskim. Pod wieczór gospodarze odwieźli mnie do Góry Kalwarii, skąd miałam autobus do Warszawy. Ale zbyt długie pożegnanie z koleżanką spowodowało, że za późno wysiadłam z samochodu i na niego nie zdążyłam. Na szczęście po paru minutach był następny. Wprawdzie jechał dłuższą drogą, bo jechał przez polskie Beverly Hills, ale za to miałam następne nieprzewidziane wrażenia.

 Muszę więc wspomnieć w tym miejscu o Konstancinie-Jeziornie. Jest to miasteczko, które ma kilka twarzy. 



Pierwsza ma twarz pięknego parku z tężnią w kształcie podkowy. Ale przy samej tężni można przebywać tylko dziesięć minut. Kuracjusze idą potem do parku, w którym fruwają przepiękne motyle. W 1967 roku Konstancin został uzdrowiskiem, bo kilka lat wcześniej odkryto pod ziemią gorące źródła solankowe. Tężnię oddano do użytku w 1978 roku.

 Druga ma twarz zwykłego, szarego miasta z blokami i dzielącymi je podwórkami. W roku 2001 Ryszard Kapuściński tak pisał: „Konstancin, sobota (…) Naprzeciw tych białych dworków, pałaców, niemal zamków zabłocone, niewybrukowane ulice, krzywe, połamane chodniki, sterty śmieci (…) połamane latarnie (…)”. 

Trzecia to okolice starej papierni z początków XIX wieku, którą niestety przerobiono niedawno na centrum handlowe. Ale w XVIII wieku stał na tym miejscu młyn zbożowy i tartak. Potem zbudowano papiernię. Mówi się, że otrzymała wsparcie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego i zaczęto w niej drukować około 6 – 7 tysięcy ryz papieru rocznie, także tego najwyższej jakości. Na takim właśnie papierze zapisano Konstytucję 3 maja i drukowano następnie pierwsze papierowe pieniądze, czyli bilety skarbowe. Ta fabryka papieru zakończyła działalność dopiero kilkanaście lat temu.

Czwarta część to ta zwana Oborami. To tu znajduje się słynny Dom Pracy Twórczej Pisarzy. Założono go w starym dworze Potulickich w 1949 roku. Podczas przemówienia otwierającego jego działalność prelegent, którym był Jarosław Iwaszkiewicz, zapowiedział: „Opowiem wam historię tego pałacu…”. I wtedy przerwał mu Antoni Słonimski słowami: „Co tu dużo gadać, prawda jest taka, żeście ten pałac ukradli Potulickim”. Tak czy inaczej, pałac ten literatom służy do dziś. Bywali i bywają tam wszyscy parający się piórem. 

Jest jeszcze piąta twarz Konstancina, o której krążą legendy. To siedziba najbogatszych ludzi w Polsce. Może nie wszystkich, ale znamienitej większości. To o niej chciałabym napisać. 

Ale zacznę od tych wybitnych i bogatych, którzy mieszkali tu już w końcu XIX i na początku XX wieku. 

Mieszkał tu w willi „Ukrainka” Adolf Witold Emeryk – właściciel floty statków na Wołdze i Morzu Azowskim oraz  jednego z pierwszych statków, który po I wojnie światowej pływał po Morzu Czarnym pod polską banderą. 

Mieszkała Wiktoria Kawecka – niezwykle uzdolniona śpiewaczka operowa, debiutująca w roku 1893. Była konkurentką Lucyny Messal.

 Ludomir Różycki – kompozytor i dyrygent. To ten, który napisał muzykę do baletu Pan Twardowski i stworzył operę pt. Bolesław Śmiały. 

Mieszkał ten wybitny filozof, który napisał słynny traktat "O szczęściu", czyli Władysław Tatarkiewicz. 

Żyli w Konstancinie słynni bankierzy Natansonowie, słynni warszawscy winiarze Seydlowie, no i arystokraci herbu Grzymała, czyli wspomniani już Potuliccy. 

Jako wielbicielka Tatr muszę też wspomnieć o znanej mieszkającej tu fotografce i wioślarce, która jako pierwsza kobieta zdobyła Mnicha nad Morskim Okiem. To Wanda Herse, która studia handlowe ukończyła na paryskiej Sorbonie, a znana też była z tego, że miała bardzo krótko obcięte włosy i chodziła w męskim stroju, co było wówczas niezwykle rzadkie. 

I do samej śmierci mieszkał w Konstancinie Leopold Buczkowski – wybitny prozaik, wszechstronny, nowatorski twórca o niezwykłej wrażliwości.

A w willi „Świt” w Konstancinie mieszkał przez pewien czas Stefan Żeromski. Podobno ziemię w swoim ogrodzie przesiewał gołymi rękami"

/Był to urywek z mojej książki "Mój kraj nad Wisłą" wydanej w roku 2019/

Część druga nastąpi...

piątek, 6 maja 2022

Mówią znane i cenione aktorki

 


Krystyna Janda - O starości

"Napisałam kiedyś, że uznam, że jestem stara, jak nie będę mogła włożyć rajstop na stojąco. Od dawna już siadam".

                                                                


Anna Dymna - O radości

"Czasem lubię być głupia i patrzeć na świat, jakbym go widziała pierwszy raz"

--------------------------------------------------------------------------------------

Co myślicie o wypowiedziach tych wspaniałych aktorek.? Którą z nich cenicie bardziej jako aktorkę.?

A którą jako człowieka? Co myślicie o ich działalności.?

Napiszcie proszę.

Poezja i proza

Wychodząc w środę raniutko z domu na jednodniowy pobyt do szpitala włożyłam do plecaczka te dwie książki: I chociaż mam je od dawna i dobrze...