Strony

czwartek, 10 lipca 2025

Śpiący rycerz - część pierwsza

 


Giewont to taka góra, którą jednocześnie lubię i której nie lubię. Jest to najwyższy i najpiękniejsze szczyt z pobliżu Zakopanego. Wszyscy go znają i uważają że jest bardzo wysoki. A on ma tylko 1894 m, o 93 m mniej niż Kasprowy Wierch i aż o 265 m mniej niż słynna przełęcz Zawrat. Ale przez to, że na stronę Zakopanego opada wysoką 600-metrową ścianą - robi po wielokroć większe wrażenie. No i ten wygląd rycerza śpiącego sobie na plecach. No i skarby ukryte przez zbójników w jaskiniach podgiewonckich pobudzają wyobraźnię turystów.

Giewont to góra na której zdarza się najwięcej wypadków. Także tych śmiertelnych. Ich przyczyną jest głównie lekkomyślność i głupa ambicja pseudoturystów, którzy za punkt honoru poczytują sobie zdobyć ten szczyt w późnych godzinach popołudniowych, w sandałach i z puszką piwa w kieszeni. Na dodatek często usiłują wejść na jego wierzchołek lub zejść z niego poza turystycznym szlakiem. Wiele też osób wchodzi na Giewont przy niepewnej pogodzie.

Pierwszą osobą, która zdobyła ten szczyt był krakowski lekarz i botanik Franciszek Herbich w 1832 roku. O swoim wyczynie tak potem napisał: "6 lipca udałem się na Halę Kondratową. Większą część drogi przebyłem  konno, kiedy jednakże przyszło się wspinać na Giewont, konie musiały na dole pozostać. Wspinaczka była bardzo uciążliwa, a to szczególnie z przyczyn zimnej pogody, mgły i wiatru".

Z pewnością na Giewont wchodzili wcześniej górale, ale o wejściach tych nic nie wiadomo.

Zawsze lubiłam patrzeć na ten szczyt wieczorem, po powrocie z górskich wędrówek. Jakoś nigdy nie chciałam na niego wchodzić. Bałam się tych tłumów po drodze i zdradliwej pogody. Po wyglądzie Giewontu chciałam zawsze zorientować się jaka pogoda będzie następnego dnia. Nauczył mnie tego znajomy góral, z którym kiedyś uczyłam się w jednym z warszawskich liceów.

- Zapamiętaj sobie - mówił - że jak Giewont widać pod wieczór bardzo ostro, to następnego dnia będzie lać.

Zapamiętałam na zawsze. A góral skończył leśnictwo, zrobił doktorat i wrócił w swoje "hole". A ja przez wiele lat przyjeżdżałam na wakacje albo urlopy do jego gubałowskiej chałupy, a potem do chałupy jego siostry na Krzeptówkach.

Gdy więc któregoś lipcowego wieczoru Giewontu nie było widać wyraźnie, tylko tak leciutko za mgłą, podjęłam decyzję.

Następnego dnia o czwartej rano ściągnęłam chłopaków z łóżek.

- Szybko się ubierajcie, dzisiaj będzie piękna pogoda - powiedziałam.

Wypiliśmy tylko kawę, a śniadanie zaplanowaliśmy zjeść w schronisku na Kondratowej.

Z Krzeptówek zabraliśmy się "okazją" do centrum Zakopanego a stamtąd do Kuźnic busikiem. O w pół do szóstej weszliśmy na szlak prowadzący na Kondratową.

Chyba jeszcze przed siódmą rano zapukaliśmy do zamkniętych na głucho drzwi schroniska. Byliśmy pierwszymi turystami tego dnia.

_ Trzy razy jajecznicę, chlebek, trzy herbatki i dużą czekoladę poproszę. Albo dwie czekolady - powiedziałam do pana, który nam otworzył drzwi.

Ale mężczyzna okazał się być jednym z taterników nocujących i leczących w malutkim schronisku naderwane ścięgno. Stwierdził, że ma dwie lewe ręce do gotowania, a po drugie , że ewentualnie sami sobie możemy zrobić śniadanie. W schronisku nikogo więcej nie było, bo koledzy taternika poszli zdobywać Kościelec, a pani, która na co dzień zajmowała się kuchnią, jeszcze nie dotarła do pracy.

Jajek nigdzie nie było, więc w jakimś starym czajniku ugotowaliśmy tylko wodę na herbatę, zjedliśmy parę kromek niezbyt świeżego chleba, wzięliśmy dwie czekolady, zostawiliśmy jakąś zapłatę i szybko opuściliśmy schronisko.

Rozpoczęliśmy wejście na Giewont.

Część druga nastąpi wkrótce...

64 komentarze:

  1. Zdobywanie szczytów nigdy nie było moją mocną stroną, więc tym bardziej z przyjemnością poczytam o Waszej wyprawie na Giewont.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam więc na ciąg dalszy i pozdrawiam :-) .

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo miłe dobrego początki...

    OdpowiedzUsuń
  4. Giewont zyskał u Ciebie duszę – trochę tajemniczą, trochę zadziorną. Czytam i czuję zapach świerków oraz smak herbaty i... czekolady. Czekam na część drugą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jako obiekt do oglądania to Giewont jest super- najbardziej lubiłam na niego patrzeć siedząc zima na sankach pod Księżym Lasem, ewentualnie z okna pewnego ośrodka wypoczynkowego na Antałówce. I nigdy, przenigdy nie weszłam na Giewont, bo mój mąż - taternik stwierdził, że to bezsens absolutny. A Giewont choć to nie Everest to pochłonął już życie całkiem sporej ilości wspinaczy i "zwykłych" turystów, którym się zdawało, że do Zakopanego można "zejść na skróty". Bardzo lubiłam schronisko na Kondratowej, zwłaszcza zimą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu - i ja bardzo lubię schronisko na Kondratowej.

      Usuń
    2. W tym schronisku był kiedyś prześliczny owczarek podhalański i najbardziej lubił wywalać facetów wchodząc im pod tyłek gdy stali na szeroko rozstawionych nogach. Tylko tym facetom to się nie podobało, ale publika rechotała niczym żaby w stawie.

      Usuń
    3. Wyobrażam sobie jak tam wesoło było :-))

      Usuń
  6. faktycznie jest to niepojęte złudzenie, jakoby Giewont był tuż za rogiem, więc można nawet w kapciach i szlafroku... to przez czarownika, który przesadził z eliksirem młodości i potem mu nie chcieli sprzedać łokowitki w gospodzie, bo brodą do kontuaru nie sięgał, więc wykonał focha i rzucił klątwę na okolicę...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Chociaż znam prawie na pamięć, to z wielką przyjemnością
    czytam...:-))
    Marek z dziewczynami

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapowiada się intrygująco.:)

    OdpowiedzUsuń
  9. A my na Giewoncie nie byliśmy, oglądaliśmy z Kopy jak się ludziska tłoczą na szlaku z łańcuchami 😉
    jotka

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudnie! Kiedyś często jeździłam w góry, teraz chętnie bym wróciła... Pozdrawiam serdecznie 🙂

    OdpowiedzUsuń
  11. Byłam na Giewoncie kilka razy, jeszcze wtedy nie było tam takich strasznych kolejek przed szczytem.
    Czy wiesz, ze moja rodzina portugalska zauroczona legendą o Giewoncie, o jego gotowości obronnej nazwała swego psa, owczarka australijskiego Giewontem....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam Grażynko że po Tatrach chodziłaś...

      Usuń
  12. Dzień Dobry Droga Stokrotko!
    Mam dzisiaj dobry dzień, więc od razu zwalam Ci się na głowę. Po długiej nieobecności rzecz jasna.
    Lubię takie górskie opowieści, zawsze lubiłam. Za to nie lubię tych pseudoturystów, o których wspominasz. Że też zawsze się taki trafi. No i płaci potem za własną głupotę. No ale jak wiemy, głupota nie boli.
    Dzisiaj tyle w komentarzu... do zobaczenia.
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polonko - tak bardzo się cieszę że wróciłaś...
      Zapraszam nieustająco.

      Usuń
  13. Świetnie się zapowiada, moj najwyższy szczyt to Śnieżka a także Trzy Korony ale kiedy to było.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja byłam i nas Śnieżce i na Trzech Koronach...

      Usuń
  14. Przepięknie. Czekam na drugą część z niecierpliwością.
    Też Mareczek

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie pociągało mnie chodzenie po górach. Może dlatego, że właśnie wielu ludzi, z różnych powodów w nich ginęło. Jednak Twoja opowieść bardzo mi się spodobała. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Witaj, Stokrotko.

    Bardzo to interesujące. Czekam na ciąg dalszy:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Na Giewont patrzę codziennie z okna. Byłam dwukrotnie w kilkuletnich odstępach czasu..... nie pamiętam by wejścia były ciężkie i niebezpieczne, poza sezonem nie były też tłumne. Pierwszy raz wchodziłam jako b. młoda dziewczyna.... mam nawet zdjęcia z samego szczytu. Giewontu.
    Ciekawie i ładnie opisujesz Waszą rodzinną wycieczkę... z przyjemnością i ciekawością przeczytam dalszy ciąg.
    Pozdrawiam b, serdecznie,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Donko - zazdroszczę Ci, że masz Tatry za oknem...

      Usuń
    2. Bo wejścia i zejścia normalną trasą turystyczną nie były niebezpieczne, ale niektórym "odbijało" bo wydawało im się że można zejść na skróty stromizmą. A ponieważ niestety długo żyję i ro w rok jeździliśmy do Zakopca to widywałam bardzo różnych turystów - bywali panowie w garniturach i panie w klapkach na obcasiku - no bo przecież wejście na Giewont to wszak "łatwizna". A potem płacz i zgrzytanie zębów.

      Usuń
    3. Aniu - i ja widywałam elegancików obydwóch płci jak w eleganckich strojach wchodzili na Giewont...

      Usuń
  18. Klik dobry:)
    Nie skusił mnie nigdy Giewont, aby wejść na szczyt.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny.
      Stokrotka

      Usuń
  19. Stokrotko, faktycznie do Giewontu można mieć ambiwalentne uczucia, ale to jednak góra-symbol, więc zdobyć warto 😉
    W oczekiwaniu na relację z Waszej wyprawy, pozdrawiam najserdeczniej...
    Anita

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie byłam na Giewoncie, tym ciekawiej zapowiada się Twoja opowieść.
    Zakopane i świecącą Gubalowkę odwiedziłam w listopadzie i chyba długo tam nie wrócę.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślam się Celu że zniechęciły Cię tłumy i wysokie ceny...

      Usuń
  21. Czekam niecierpliwie na część drugą. Na Giewoncie nigdy nie byłam.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja go zdobyłam raz, daaaawno temu. Było ciężko, ale jako młoda laska dałam radę. Teraz jestem z siebie dumna, bo drugi raz takiego wyczynu nie będzie!

    OdpowiedzUsuń
  23. O, nie. Co to, to nie. Żadnych gór!

    OdpowiedzUsuń
  24. Miłe dobrego początki. Fajna akcja z tą samoobsługą w schronisku.
    Ja i na Giewoncie byłam, i patrzeć lubię, bo to chyba najbardziej charakterystyczna z polskich gór, zawsze jakoś tak mi cieplej na sercu gdy widzę ją na horyzoncie...

    OdpowiedzUsuń
  25. Witaj letnią mżawką za oknem Stokrotko
    Przywiałaś wspomnienia.
    I ja z jednej strony lubię, a z drugiej go nie lubię.
    Jego widok mnie zachwyca, ale bliższe z nim spotkanie nie zakończyło się sukcesem. Dotarłam tylko pod szczyt. Mój lęk wysokości nie pozwolił mi go zdobyć. Ale i tak wspominam tą wędrówkę z sympatią
    Pozdrawiam lipcowymi smakami i zapachami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ismeno - ale takie górskie wspomnienia zawsze są piękne.
      Serdeczności dla Ciebie :-)

      Usuń
  26. Nigdy nie byłam na Giewoncie, jakoś nie po drodze mi był ten szlak.
    Nie wiem, dlaczego ludzie uważają, że da się tam wejść z marszu i bez przygotowania. Może dlatego, że jest dobrze widoczny z Zakopanego? I wydaje się blisko?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie dlatego Lidio...
      Dziękuję że mnie odwiedziłaś. :-)

      Usuń
  27. Droga na Giewont lubo widokami nagradza hojnie podjęte nogami trudy. Mniej mozolna i daleko przyjemniejsza jest droga prowadząca do ogródka piwnego w Zakopanem. Tu w cieniu ,pomiędzy drzewami stoi ławka oblubieńców. Lubownik i znawca natury znajdzie ukontentowanie w pięknych obrazach i nasyci oczy widokami małego z pianką:)

    Góry są Twoimi kośćmi,
    Rzeki Twoimi żyłami,
    Lasy Twoimi myślami,
    A gwiazdy Twoimi marzeniami,
    Ocean jest Twoim sercem,
    Jego bicie jest Twoim pulsem,
    Ziemia pisze piosenki
    Muzykę Twojej duszy.
    ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Henryku - bardzo się cieszę że odwiedzasz mnie na blogu.
      Dzięki serdeczne.

      Usuń
  28. Stokrotko!
    Czytając Twój post odżyły moje wspomnienie. Kilka razy byłam na Giewoncie. Chętnie bym wróciła ale widząc te tłumy, odpuszczam. Czekam na kolejną część.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się Łucjo że odżyły Twoje "giewonckie" wspomnienia.
      Zapraszam ba drugą część.

      Usuń
  29. Ze wspinaczki na Giewont pamiętam, że było ślisko, dużo turystów, a ze szczytu rozciągały się niezapomniane widoki.
    Ciekawe i barwne są Twoje wspomnienia. Z przyjemnością zajrzę, by przeczytać kolejną część. Pozdrawiam 🤗

    OdpowiedzUsuń