-
To może tu usiądziemy? Na tej ławce co zwykle? - pytałam.
Była
bardzo dzielna. I nawet jak miała 92 lata to też ze mną
spacerowała po Łazienkach Królewskich. I nigdy pierwsza nie
prosiła o odpoczynek.
Przyjeżdżałam
do niej co drugi dzień. I kiedy była ładna pogoda szłyśmy na
spacer. Ale nie był to taki zwykły spacer. Chodziłyśmy ciągle
znanymi śladami. Najpierw śladami mojego dzieciństwa, potem
dzieciństwa moich dzieci a potem śladami mojego starszego wnuka.
Pamiętała wszystko doskonale.
Mówiła
tak:
-
Pamiętasz?… tu były takie duże dwie piaskownice. Bawiłyście
się w nich. A tu jeździłaś wózeczkiem z moim pierworodnym
wnukiem, a tu na zjeżdżalni szalał mój pierwszy prawnuk… A tu ślizgali się na zamarzniętym stawie twój młodszy synek z
siostrą cioteczną...
Nie
chciałam żeby za dużo wspominała bo wtedy się za bardzo
wzruszała, więc przystawałyśmy w tych miejscach tylko na chwilkę,
a potem szłyśmy szybko dalej.
Najpierw główną aleją, a potem
skręcałyśmy w zaczarowane zakątki.
-
Tu zrywałyście fiołki. Było ich mnóstwo. Przynosiłyście mi je
ukradkiem rozglądając się dookoła czy nikt nie patrzy. Bo
przecież nigdy nie można było niczego zrywać w Łazienkach.
-
Byłaś malutka, gdy rekonstruowano pomnik Chopina. Bo przecież
Niemcy wysadzili go w powietrze. Twój ojciec był jednym z sześciu
rzeźbiarzy, którym rekonstruktor zlecił tę pracę. Wiesz jaka
byłam dumna?. Ale niestety nie byłam na odsłonięciu pomnika ...
Wiosną
chodziłyśmy wśród kwitnących bzów i kasztanów, jesienią po
kolorowych dywanach z liści. A zimą po zaśnieżonych alejkach a
nawet w ulewnym deszczu.
Jej dom, który był moim domem rodzinnym
był bardzo blisko Parku Łazienkowskiego. I Ona i ja nie
wyobrażałyśmy sobie że można do niego nie chodzić...
Gdy
wchodziłyśmy do Parku to najpierw milczała, dopiero po pewnym
czasie zaczynała mówić. Miała przecież tyle do powiedzenia i
wspominania.
Chociaż
właściwie była małomówna. Częściej słuchała bo uważne
słuchanie to wielka sztuka.
Kiedyś
powiedziała:
-
A wiesz, że wszystkie kobiety, które wyrzeźbił twój ojciec mają
moją twarz?
-
Jak to? - zapytałam – są do ciebie podobne.?
-
Tak. Ja nawet o tym nie wiedziałam, nie zauważyłam tego. Dopiero
znajomy malarz po wielu latach powiedział mi żebym popatrzyła na
swoje zdjęcie albo dokładnie przypatrzyła się sobie w lustrze. I
porównała. I rzeczywiście tak było, chociaż ja nigdy nie
pozowałam do żadnej rzeźby. No ale podobno jak artysta kocha jakąś
kobietę to zapamiętuje jej twarz na zawsze.
Trudno
mi było w to uwierzyć. Tym bardziej, że mówiła to wtedy gdy już
od wielu lat została z dziećmi zupełnie sama. Rzeźbiarz wybrał
życie bez zobowiązań. Zostawił więc rodzinę i wcale się nią
nie interesował.
Dopiero
gdy odeszła do życia w którym się nie cierpi zaczęłam przyglądać się twarzom wyrzeźbionych przez niego kobiet.
Specjalnie
pojechałam do Białegostoku żeby na Pałacu Branickich obejrzeć
rzeźbę przedstawiającą Dwie Gracje. Obydwie mają Jej twarz.
Podobnie
jak kwiaciarka stojąca przy jednej z bibliotek w Radomiu. I jeszcze
kilka innych. I to nie tylko w Polsce.
A
jak bardzo tęsknię to chodzę szlakami Jej twarzy po Warszawie.
I
oglądam Świętą Jadwigę na fasadzie kościoła Wszystkich
Świętych na Placu Grzybowskim. Albo podnoszę wysoko głowę żeby
zobaczyć na innym budynku Melpomenę, która znajduje się w środku
rzeźby alegorycznej o nazwie „Teatr”.
Najczęściej
jednak spoglądam w górę stojąc przy pomniku Powstania
Warszawskiego. Tam na fasadzie Katedry Polowej stoi biała rzeźba
Matki Boskiej z rozpostartymi rękami.
I
Ona też ma Jej twarz.
I kocham Ją jeszcze bardziej niż wtedy gdy spacerowałyśmy
razem po Parku Łazienkowskim...
-------------------------------------------------
Powyzszy tekst otrzymał jedną z trzech równorzędnych nagród głównych w konkursie ogłoszonym na portalu www.kobieta50plus.pl