wtorek, 5 stycznia 2021

O tym jak zderzyłam się z żołnierzem napoleońskim...

 



"Przez Katowice, Zebrzydowice, Żylinę i Trenczyn jechałyśmy nocnym pociągiem w kierunku Wiednia. Rano wysiadłyśmy w Bratysławie i od razu, nawet nie zachodząc do hotelu, pojechałyśmy taksówką na teren targowy.

Był poniedziałkowy poranek.
Na naszym stoisku był już ruch. To znaczy panowie odpowiedzialni za jego zorganizowanie powykładali już wszystkie materiały, poustawiali próbki, porozwieszali plakaty i coś w rodzaju banerów. Na Międzynarodowych Targach Przemysłu Chemicznego w stolicy Słowacji reklamowaliśmy swoją firmę. Było nas troje: przedstawiciel naszej firmy w Bratysławie i my dwie. I jeszcze panowie, którzy poprzedniego dniach przyjechali, aby zorganizować stoisko.
Byłyśmy bez śniadania. Zdążyłyśmy tylko wypić kawę, bo na teren targów zaczęli wchodzić zwiedzający, a ponieważ teren naszej ekspozycji był bardzo blisko wejścia, więc wszyscy zaczynali od nas.
Około siódmej wieczorej, ledwie żywe, zabrałyśmy swoje bagaże i korzystając z uprzejmości jednego ze Słowaków , który wyraził chęć zawiezienia nas do centrum miasta, pojechałyśmy do hotelu.
We wtorek zaraz po śniadaniu poszłyśmy na teren targów, a wieczorem zostałyśmy zaproszone do kawiarni UFO, która znajduje się na wierzchołku wspaniałego mostu przerzuconego przez Dunaj. 


Potem był spacer w międzynarodowym towarzystwie na bratysławski zamek i mniej więcej w środku nocy dotarłyśmy wreszcie do swojego hotelu.
W środę historia się powtórzyła. Z tym, że po śniadaniu zabrałyśmy już swoje niewielkie bagaże, bo wieczorem targi się kończyły. A z nich miałyśmy pojechać od razu na dworzec kolejowy.
Pociąg do Polski odjeżdżał około godziny dwudziestej drugiej. Gdy wychodziłyśmy z targów, było jeszcze jasno, więc zdecydowałyśmy się na mały spacer po starówce.
Znajomy Słowak przestrzegł nas, abyśmy uważały na Podglądacza, bo to taki ciekawski człowiek, który pracuje w kanałach i co pewien czas wychyla się z nich i z dobrodusznym uśmiechem obserwuje ludzi, szczególnie kobiety.
Podglądacz to oczywiście rzeżba.
Powiedziałyśmy, żeby się o nas nie martwił, ponieważ damy sobie radę, pożegnałyśmy się i poszłyśmy przez most na drugą stronę Dunaju na Stare Miasto. Tam od razu spotkałyśmy Podglądacza i poklepałyśmy go po kasku.
                                     
Na Starym Mieście było ślicznie i romantycznie, grały przeróżne kapele. Usiadłyśmy sobie na rynku, zamówiłyśmy jakieś lody. Odpoczywałyśmy po pracowitych trzech dniach. Czekała nas noc w pociągu, a nastepnego dnia na godzinę ósmą musiałyśmy się zameldować w biurze i zdać sprawozdanie z tego, co udało nam się na targach załatwić.
Mniej więcej po godzinie wstałyśmy, zabrałyśmy swoje bagaże i poszłyśmy. I nagle zderzyłam się z żołnierzem napoleońskim. Stał sobie spokojnie oparty o łąwkę. Był to jeden z uczestników kampanii napoleońskiej biorących udział w ostrzeliwaniu Bratysławy w 1809 roku. Zrobiony został z brązu, stał sobie i pozwalał się fotografować. To że jakaś Polka rozetnie sobie o jego kapelusz łuk brwiowy nie przyszło mu do głowy.
                                  
A potem to już niewiele pamiętam. Tylko jakichś ludzi pochylających się nade mną i przykładających mi zimne okłady na czoło. I okropnie zdenerwowaną koleżankę, która mówiła, że zaraz mamy pociąg do Warszawy. Gdy znalazłam się jednak w tym pociągu, bo w ostatniej chwili zawiózł nas na dworzec właściciel kawiarni, który mnie ratował, było mi naprawdę wszystko jedno. Podobno przespałam całą noc i obudziłam się dopiero nad ranem.
Z plastrem i bandażem na głowie zakrywającym rozcięty łuk brwiowy stawiłam się przed prezesem firmy. Nie zdążył zapytać co mi się stało, bo sama mu powiedziałam:
- W Bratysławie zderzyłam się z żołnierzem napoleońskim... A poza tym to odnieśliśmy duży sukces, bo podpisaliśmy kilka kontraktów na dostawę chemikaliów..."

---------------------------------------------------------------------------------------------------
Był to urywek z mojej książki pt: "Nadal wariuję"
Książka jest dostępna w formie e-booka tutaj:
https://ksiegarnia.wydawnictwobialepioro.pl/glowna/132-nalad-wariuje.html?search_query=Nadal+wariuje&results=13&

50 komentarzy:

  1. Stokrotko - doskonale pamiętam ten tekst z Twojej książki.
    Pozdrawiam ciągle noworocznie.
    Ela

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobnych instalacji powstaje mnóstwo , niemal w każdej miejscowości:-)
    Oby te figury nie zastąpiły nam realnych spotkań z prawdziwymi ludźmi.
    Wyobrażam sobie minę Twojego szefa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prezes był tak zszokowany, że powiedział tylko żebym do domu poszła i wyspała się...:-))

      Usuń
  3. Jaguniu,
    ano widzisz - każdy sukces musi być okupiony cierpieniem...
    Serdecznie Cię pozdrawiam
    Ewa z Bajkowa

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam w Bratysławie, piękne miasto. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim to ciekawe miasto i na szczęście mało turystycznie rozreklamowane :-)

      Usuń
  5. Piękna opowieść Stokrotko. Mam w planach w lecie. Pozdrawiam po spacerze w deszczu, szybkim i w masce :) Moc serdeczności i wszystkiego, co najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jardianie - miło mi, że podobają Ci się moje opowieści...:-)

      Usuń
  6. Coz za optymistyczny tekst! Nie tylko sukces zawodowy, ale i doznanie serdecznosci ludzkiej. Jednak swiat nie jest taki zly mimo wirusa, pozdrawiam Malgosia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu - wtedy kiedy to się działo nikomu nie śniło się o jakimś wirusie.
      Serdeczności :-)

      Usuń
  7. Ela Karczewska.
    No cóż, żołnierze nie zawsze są mili. Podglądacz bardzo mi się spodobał. Sympatyczny gość. Dobrze, że on był ok. Pozdrówki. 😊❤️💚💙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu - w Bratysławie jest kilka bardzo fajnych tego rodzaju pomników :-)

      Usuń
  8. Nawet historyczny żołnierz może być groźny. Żartuję oczywiście, ale historia interesująco opisana.

    OdpowiedzUsuń
  9. Podglądacza poklepałyście po kasku, a żołnierza po... ? Hełm się nie liczy :) Podejrzewam, że żołnierz może mieć nieźle wypolerowany tyłek od poklepywania:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, ale nie zdążyłyśmy przyjrzeć się temu żołnierzowi od tyłu :-)))

      Usuń
  10. Z tego co zapamiętałem z książki to jeszcze fajniejsze przygody miałaś w czasie delegacji :-))
    Marek z dziewczynami

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie wiem dlaczego, ale ten Napoleon jakoś do mnie nie przemawia...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolinko bo to nie był Napoleon tylko jeden z jego żółnierzy...
      :-)

      Usuń
    2. Dla mnie wszyscy "noszący" tego typu nakrycia głowy są "Napoleonami".

      Usuń
  12. I to tyle lat po upadku Napoleona, ciagle się szwendają człowiekowi pod nogami. 😃😃

    OdpowiedzUsuń
  13. Też tam spacerowałam! Bo to piękne miasto. A takich niezwyczajnych pomników jest tam rzeczywiście bardzo wiele, są za każdym zaułkiem. Nawet mam stosowny wpis na ten temat: https://kieruneknadzis.blogspot.com/2018/12/fontanny-i-pomniki-starego-miasta-w.html. Może sobie coś więcej przypomnisz?

    OdpowiedzUsuń
  14. Podglądacz fajny!!! Ale i żołnierz niczego sobie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Okazuje się, że służbowe wyjazdy, tzw. delegacje to źródło niezliczonych przygód. Gdyby oprócz rozliczeń finansowych była " moda" na opisywanie czasu wolnego z delegacji, to literatura wiele by na tym skorzystała.

    OdpowiedzUsuń
  16. Pamiętam ten tekst, ale przeczytałam z przyjemnością na niebiesko:))

    OdpowiedzUsuń
  17. Podglądacz fajny😃 Ale żeby napadać na żołnierza samego Cesarza! Jakaś Ty odważna Stokrotko😉 anka

    OdpowiedzUsuń
  18. Bratysława jest piękna. Miałem sposobność przebywania w niej właśnie w początku stycznia, kiedy to realizowaliśmy z uczniami mojej szkoły działania w ramach programu "Młodzież". Byliśmy tam około tygodnia (wcześniej, przed świętami mieliśmy wizytę przygotowawczą). Tego stycznia było mroźno i śmieżnie. Napisałaś o bliskim a twardym spotkaniu spotkaniu z żołnierzem napoleońskim. Przypomniała mi się pewna historia. Powracaliśmy bardzo późnym popołudniem (było już ciemno) z zamku, szliśmy uliczkami starego miasta, padał śnieg i prawdopodobnie dzień wcześniej padał jeszcze deszcz, przymroziło i pod świeżym śniegiem znajdowały się zamarznięte kałuże. Otóż nasz grupa podąża za jakimiś przechodniami. W pewnej chwili jakaś kobieta przed nami poślizgnęła się, a za nią jej kompan. Oboje upadli na cztery litery. Widzieliśmy to doskonale. Śmiejemy się. Podchodzimy do tego miejsca świadomi, że jest tam "lodowisko". Najpierw pada na lód nasz chłopak, potem dziewczyna. Konsternacja. Jak do tego doszło, przecież wiedzieliśmy, gdzie jest ślisko i ci z nas, którzy upadli, szli przecież bardzo ostrożnie. - Dobra - mówię - teraz ja. Pokażę wam, jak należy chodzić. Robię krok, dwa, wkraczam na "zaminowany" teren i po chwili "wykładam się jak długi". Ktoś podaje mi rękę. Wstaję. Oczywiście reszta naszych zanosi się od śmiechu, ale przezornie omijają "niespodziankę". Odwracam głowę. Z odległości 20-30 metrów widzę jakiegoś starszego jegomościa, który obserwuje nas. Myślę, że widział wszystkie wypadki na ślizgawce tego późnego popołudnia. Gdyby miał kamerę, wszyscy bylibyśmy w programie z cyklu "ukryta kamera"
    ps. trochę pobolewała mnie kość ogonowa, ale następnego dnia ból przeszedł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale fajna historia Kawiarenko:-))
      Wyobrażam sobie, że jak to widział Podglądacz to pękał ze śmiechu!!!
      :-))

      Usuń
  19. -- jak opisujesz, to widzę, że Ty taka zakręcona byłaś, jesteś i już pewnie nic tego nie zmieni... serdeczności pozytywna "wariatko"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No coś Ty Alinko - przecież ja stateczna babcia jestem!!!!!

      Usuń
    2. -- tak, tak... przecież tylko to miałam na myśli.

      Usuń
  20. Klik dobry:)
    Kiedyś zderzyłam się z ostrym kantem znaku drogowego, który zbyt nisko zainstalowano. Ale... żeby z żołnierzem napoleońskim? :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wierzysz że zderzyć się można z różnymi rzeczami :-)))
      Dziękuję że wpadłaś...

      Usuń
  21. Dość boleśnie pocałowałem się z drzewem.Zjeżdżałem na nartach,była skorupa,która uniemożliwiała skręt.
    Innym razem zderzyłem się z kolegą podczas gry w piłkę.Kolega prawie odgryzł sobie język.Długo nie wymawiał litery r.
    Lepiej umrzeć ze śmiechu niż z powodu płaczu.
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie że tak.
      To też miałeś fajne zderzenia:-))

      Usuń
  22. Żal bardzo tej końcówki i łuku brwiowego, ale sukces był i niezapomniane wrażenia bratysławskie pomiędzy też, więc chyba wycieczka wychodzi na plus :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście masz rację Celcie .... tylko że to nie była wycieczka tylko 3-dniowa ciężka delegacja służbowa.
      :-))

      Usuń
  23. Byłem tam z pół wieku temu, most był właśnie w budowie. Trafiłem przypadkiem na jakiś polski instytut, po dwóch tygodniach wojaży dorwałem się do polskiej prasy, jak ten latarnik... W Bratysławie wino jest lepsze niż piwo.

    OdpowiedzUsuń

Ogród i szklarnia Włoch - z cyklu "Włochy Południowe i Sycylia" - część siódma

  / Sycylijskie pamiątki czyli magnesik w kształcie Sycylii i puderniczka z kształtem i godłem Sycylii/ Dzięki plantacjom cytrusów i migdał...