Tekst ten dedykuję Eli
Gdy
wsiadam na rondzie w ten sam autobus co zawsze i kupuję bilet –
kierowca pyta z uśmiechem:
- Zatrzymać się przy sklepie? Pewnie będzie pani chciała jakieś zakupy zrobić…
- Miło, że pan pamięta – mówię. - A deszcz ostatnio padał?
- Oj padał, padał. Nie będzie pani musiała działki podlewać.
Po pięćdziesięciu minutach wysiadam dziękując i żegnając się z kierowcą uśmiechem.
- Zatrzymałam dla pani te jogurty, które pani zawsze kupuje. I jest jeszcze magazyn „Książki”, bo zauważyłam, że u nas tylko pani jest nim zainteresowana - mówi sprzedawczyni.
- To jeszcze sobie loda „Big Milka” kupię, bo już kilka razy wygrałam.
Wychodzę ze sklepu i wchodzę w leśną drogę. Idę przez tę część wioski, gdzie pobudowali się ludzie bardzo dobrze sytuowani. Mają piękne domy - ogrodzone i pilnowane przez specjalne firmy. Kiedyś oparłam się niechcący o bramę ogrodzenia takiego wspaniałego domu. Nie zdążyłam jeszcze dojść do końca tej drogi, gdy podjechał do mnie samochód z panami, którzy zwrócili mi uwagę żebym nie dotykała ogrodzeń, bo jestem wtedy traktowana jak potencjalna włamywaczka. Nie odpowiedziałam im zupełnie nic, bo nie znalazłam wtedy w głowie żadnej riposty. A może nawet lepiej bo pewnie i tak nie zrozumieliby co chciałabym im powiedzieć.
Idąc szeroką drogą jestem obszczekiwana przez psy. Za każdym ogrodzeniem, przy każdym parkanie jest ich co najmniej dwa. Są to przeważnie rotweilery.
/Kiedyś, gdy wracałam już tą samą drogą do autobusu minęłam jakichś ludzi w bardzo wytwornym samochodzie. Pani zapytała mnie gdzie idę. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że idę do autobusu, który mnie zawiezie do Warszawy. Pani popatrzyła pytająco na siedzącego za kierownicą pana. A pan stwierdził wspaniałomyślnie:
- To dobrze, to niech sobie pani idzie./
Gdy mijam już teren ze wspaniałymi, bogatymi willami wychodzę na wąziutką ścieżkę. Po jednej stronie rośnie piękny las, po drugiej stronie jest pole. Jakieś trzy tygodnie temu spotkałam na środku tej ścieżki jelonka. Stał i wcale się nie ruszał. Wyglądał jak namalowany w książce z bajkami dla dzieci. Szłam cicho i nie robiłam żadnych gwałtownych ruchów, więc może dlatego nie uciekł przede mną. Nie wierząc własnemu szczęściu i bardzo zdziwiona zatrzymałam się jakieś pięć metrów przed nim. Odwrócił głowę w moim kierunku, popatrzył i powoli, wręcz majestatycznie odszedł w las.
Oczywiście refleks mnie zawiódł – bo mogłam przecież zrobić mu zdjęcie komórką. Miałabym dowód, że mi się to naprawdę nie śniło.
Jeszcze sto metrów i już jest pierwsza działka. Należy do pani Ani. Tej, która pracowała u nas w archiwum i która miała męża pijaka. I która prawie codziennie chowała się za regałami, żeby ukryć siniaki i podbite oczy po kolejnym powrocie męża do domu. Pani Ania ma też bardzo dorosłego, siwego już syna, który ma niedorozwój. I z nim głównie przebywa na działce.
Ale pani Ani w tym roku jeszcze nie widziałam…… Jest już bardzo stara i schorowana…
Następna działka należy do ludzi, którzy mają cztery małe wnuczki – córeczki swoich dwóch synów. Jeszcze nie widziałam ludzi, którzy byliby tak zwariowani na punkcie swoich wnuczek jak ci właśnie. Dwie pary pięcioletnich, prześlicznych bliźniaczek są dla nich najważniejsze na świecie.
Wchodzę na teren działek.
Dzień dobry, cześć, co słychać?, jak zdrowie?, nic nie zmarzło?, nie uschło?, złodzieje się nie włamali ?– słychać ze wszystkich stron…
Ptaki śpiewają jak oszalałe…
Wchodzę w swoją alejkę. Przy płotach znajomi. Grabią zeszłoroczne liście, podlewają, rozsypują nawozy, przycinają gałęzie, sadzą. A przy tym rozmawiają, chwalą się, narzekają i … mówią kto już nie przyjedzie nigdy, bo go pożegnali na zawsze. Komu urodziło się wnuczę… i kogo zwolnili z pracy.
Sąsiad - poeta, mąż mojej koleżanki mówi: - Przyjdź potem na kawę, jak się rozpakujesz. Przeczytam ci wiersz jaki przed chwilą napisałem. I wydałem następny tomik, ale nikt go jeszcze nie kupił…
Podchodzę do furtki i otwieram ją. Wszystkie moje drzewa, krzewy i kwiaty wychodzą mi naprzeciw. I słyszę jak szumią: „Jak to dobrze, że jesteś”.
--------------------------------------------------------------------------------
Wieczorem przyjeżdżają najbliższe mi osoby. Pijemy na werandzie herbatę. Na niebie pokazują się gwiazdy.
Zapada noc.
- Zatrzymać się przy sklepie? Pewnie będzie pani chciała jakieś zakupy zrobić…
- Miło, że pan pamięta – mówię. - A deszcz ostatnio padał?
- Oj padał, padał. Nie będzie pani musiała działki podlewać.
Po pięćdziesięciu minutach wysiadam dziękując i żegnając się z kierowcą uśmiechem.
- Zatrzymałam dla pani te jogurty, które pani zawsze kupuje. I jest jeszcze magazyn „Książki”, bo zauważyłam, że u nas tylko pani jest nim zainteresowana - mówi sprzedawczyni.
- To jeszcze sobie loda „Big Milka” kupię, bo już kilka razy wygrałam.
Wychodzę ze sklepu i wchodzę w leśną drogę. Idę przez tę część wioski, gdzie pobudowali się ludzie bardzo dobrze sytuowani. Mają piękne domy - ogrodzone i pilnowane przez specjalne firmy. Kiedyś oparłam się niechcący o bramę ogrodzenia takiego wspaniałego domu. Nie zdążyłam jeszcze dojść do końca tej drogi, gdy podjechał do mnie samochód z panami, którzy zwrócili mi uwagę żebym nie dotykała ogrodzeń, bo jestem wtedy traktowana jak potencjalna włamywaczka. Nie odpowiedziałam im zupełnie nic, bo nie znalazłam wtedy w głowie żadnej riposty. A może nawet lepiej bo pewnie i tak nie zrozumieliby co chciałabym im powiedzieć.
Idąc szeroką drogą jestem obszczekiwana przez psy. Za każdym ogrodzeniem, przy każdym parkanie jest ich co najmniej dwa. Są to przeważnie rotweilery.
/Kiedyś, gdy wracałam już tą samą drogą do autobusu minęłam jakichś ludzi w bardzo wytwornym samochodzie. Pani zapytała mnie gdzie idę. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że idę do autobusu, który mnie zawiezie do Warszawy. Pani popatrzyła pytająco na siedzącego za kierownicą pana. A pan stwierdził wspaniałomyślnie:
- To dobrze, to niech sobie pani idzie./
Gdy mijam już teren ze wspaniałymi, bogatymi willami wychodzę na wąziutką ścieżkę. Po jednej stronie rośnie piękny las, po drugiej stronie jest pole. Jakieś trzy tygodnie temu spotkałam na środku tej ścieżki jelonka. Stał i wcale się nie ruszał. Wyglądał jak namalowany w książce z bajkami dla dzieci. Szłam cicho i nie robiłam żadnych gwałtownych ruchów, więc może dlatego nie uciekł przede mną. Nie wierząc własnemu szczęściu i bardzo zdziwiona zatrzymałam się jakieś pięć metrów przed nim. Odwrócił głowę w moim kierunku, popatrzył i powoli, wręcz majestatycznie odszedł w las.
Oczywiście refleks mnie zawiódł – bo mogłam przecież zrobić mu zdjęcie komórką. Miałabym dowód, że mi się to naprawdę nie śniło.
Jeszcze sto metrów i już jest pierwsza działka. Należy do pani Ani. Tej, która pracowała u nas w archiwum i która miała męża pijaka. I która prawie codziennie chowała się za regałami, żeby ukryć siniaki i podbite oczy po kolejnym powrocie męża do domu. Pani Ania ma też bardzo dorosłego, siwego już syna, który ma niedorozwój. I z nim głównie przebywa na działce.
Ale pani Ani w tym roku jeszcze nie widziałam…… Jest już bardzo stara i schorowana…
Następna działka należy do ludzi, którzy mają cztery małe wnuczki – córeczki swoich dwóch synów. Jeszcze nie widziałam ludzi, którzy byliby tak zwariowani na punkcie swoich wnuczek jak ci właśnie. Dwie pary pięcioletnich, prześlicznych bliźniaczek są dla nich najważniejsze na świecie.
Wchodzę na teren działek.
Dzień dobry, cześć, co słychać?, jak zdrowie?, nic nie zmarzło?, nie uschło?, złodzieje się nie włamali ?– słychać ze wszystkich stron…
Ptaki śpiewają jak oszalałe…
Wchodzę w swoją alejkę. Przy płotach znajomi. Grabią zeszłoroczne liście, podlewają, rozsypują nawozy, przycinają gałęzie, sadzą. A przy tym rozmawiają, chwalą się, narzekają i … mówią kto już nie przyjedzie nigdy, bo go pożegnali na zawsze. Komu urodziło się wnuczę… i kogo zwolnili z pracy.
Sąsiad - poeta, mąż mojej koleżanki mówi: - Przyjdź potem na kawę, jak się rozpakujesz. Przeczytam ci wiersz jaki przed chwilą napisałem. I wydałem następny tomik, ale nikt go jeszcze nie kupił…
Podchodzę do furtki i otwieram ją. Wszystkie moje drzewa, krzewy i kwiaty wychodzą mi naprzeciw. I słyszę jak szumią: „Jak to dobrze, że jesteś”.
--------------------------------------------------------------------------------
Wieczorem przyjeżdżają najbliższe mi osoby. Pijemy na werandzie herbatę. Na niebie pokazują się gwiazdy.
Zapada noc.
/Był to tekst sprzed lat pisany pod wpływem jednej z wczesnowiosennych wizyt na działce/
A ptaszka na mojej drodze spotkałam w czerwcu ubiegłego roku.
Piękny tekst.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję Stokrotko
Ela
Cieszę się Elu że Ci się spodobał.
UsuńPrzepraszam, że opublikowałam go trochę pózniej niż Ci obiecałam.
Serdeczności
Ten ptaszek na drodze to tak jak Ty jak idziesz sama.
OdpowiedzUsuńMarek
Ten ptaszek to tzw. podlot. Spotkałam go jak szłam z wnukami do sklepu.
UsuńPisałam o nim kiedyś.
:-)
Dodam, że jest to piękny tekst literacki.
UsuńMarek z dziewczynami
Dziękuję, ale to tylko relacja z drogi na działkę.
UsuńSerdeczności dla Was.
:-)
Gdy tam bywałam to miejsce było jeszcze "nieodkryte". Podejrzewam, że teraz to bym nawet nie trafiła, to było przecież ćwierć wieku temu,a działki były jeszcze bardzo nowe, Flik miał wtedy zaledwie kilka miesięcy a nasz wspólny znajomy nie miał jeszcze poprzewracane w głowie.
OdpowiedzUsuńNie wiem tylko dlaczego czasami wydaje mi się,że to było nie tak dawno, dopiero co. Dobrze, że skleroza nie boli;))))
Buziam;)
Kochanie Moje!
UsuńĆwierć wieku temu to droga ktorą idę często na działkę była pastwiskiem dla krów i koni. Teraz tam nawet psa z kulawą nogą nie ma. Tylko ja sobie idę ...
A ta drogą którą Ty jechałaś nie była jeszcze wtedy wyasfaltowana.
Nasz wspólny znajomy też się zmienił - niestety na gorsze.
Pozdrówki
Pięknie i obrazowo przedstawiona droga. Wyobraziłam sobie nie tylko jelonka, pani Anię, babę z samochodu, wspaniałomyślnego "karka",ale też Twój ogród,który wita Cię pięknie. Buziaki :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Anusiu za zrozumienie...
Usuń:-)
Sielanka. Szkoda tylko, że Wam się patologia pobudowała w sąsiedztwie:)
OdpowiedzUsuńNo niestety, tej patologii coraz więcej dookoła...
UsuńNo niestety, bogactwo napełnia kieszenie i mrozi serca...
OdpowiedzUsuńNa naszych spacerach widujemy wspaniałe domy z jeszcze wspanialszymi ogrodami, ale właścicieli tam nie zobaczysz, nie maja czasu leżeć pod grusza, zarabiają pieniądze.
Zanim wyjęłabyś telefon, jelonka już by go nie było. Widywałam takie w mysłowickich lasach, gdy byliśmy u Gabrysi, ale dowodu nie mam:-)
Spoko. Ja Ci wierzę, że widziałaś jelonka...
Usuń:-)
Zgadzam się z Joasią, widuję i jelonki i piękne domy, do których wstępu nie ma, bo - nie... Pozdrawiam
UsuńCoraz więcej takich domów.
Usuń:-)
Piękna historia z jelonkiem.
OdpowiedzUsuńJa też w takich sytuacjach nie mam refleksu, żeby zrobić zdjęcie :)
Tak mnie zaskoczył ten jelonek że zamarłam w bezruchu...
UsuńDobrze miec takie miejsce na ziemi,a Ty potrafisz wszystkie jego zauwazyc, docenic i przzezywac...tez takie mialam ale nie wiem czy kiedykolwiek tam wroce...moze...
OdpowiedzUsuńGrażynko - niektórze mówią, że jestem dobrą obserwatorką.
UsuńA Tobie życzę powrotu w to Twoje miejsce...
Bardzo lubię Stokrotko takie ciepłe, pełne dobrej energii notki pisane przez życie, w którym spotykają nas różne, także niezwykłe sytuacje i różni ludzie. Czasem życzliwi, czasem nie... Twoja notka nasiliła moją tęsknotę za Słodyszkowem i przypomniała jedno z najbardziej niezwykłych spotkań z dzieciństwa-w cztery oczy z dzikiem. Nie mam na nie dowodu, wtedy o komórkach jeszcze wróble nie ćwierkały:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Ależ miło i serdecznie skomentowałaś mój tekst.
UsuńBardzo Ci dziękuję i życzę wszystkiego dobrego.
:-)
-- jak Ty to pięknie napisałaś ach... :)
OdpowiedzUsuńCałkiem zwyczajnie Alinko.
UsuńAle dziękuję Ci bardzo.
:-)
Ja tez wierze, ze jelonek czekal na Ciebie by wspaniałym spojrzeniem Cie powitać. Ciesz się normalnymi sąsiadami, bo coaraz mniej ich na swiecie. Nie rozumiem czego pilnują psy buców - przecież oni kupuja okładki książek na metry i nawet nie doceniają np.pieknej porcelany. Wlasciwie rozumiem towarzysza życzliwej pani - umozliwil Ci rozkoszowanie się urokiem okolicy. Chociaz tekst jest sprzed lat pozdrawiam aktualnych sasiadow - Ty to masz szczęście do ludzi!!!Malgosia.
OdpowiedzUsuńMałgosiu - z tym szczęściem do ludzi to różnie u mnie bywa.
UsuńZnam od lat ludzi naprawdę wspaniałych.
Ale czasami przyplącze mi się jakiś taki wredny typ ... i odczepić się nie chce...
Serdeczności Kochanie :-)
Witaj, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńBardzo urokliwa ta Twoja "zwyczajna opowieść" o Niezwykłej Drodze do Niezwykłego Miejsca:)
A jelonek... Może dobrze, że go nie uwieczniłaś. Dzięki temu ten właśnie jelonek w tym właśnie miejscu i w tej właśnie chwili jest tylko Twój:)
Pozdrawiam:)
Serdecznie Ci dziękuję Leno
Usuń:-)
Piękna opowieść Stokrotko.:) Szkoda tylko, że nie wszyscy życzliwi, ale na szczęście masz swój azyl.:) Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny na moim blogu.:)
OdpowiedzUsuńI ja pięknie Ci dziękuję za Twoje odwiedziny.
UsuńZapraszam na zawsze.
Każdy powinien mieć takie miejsce, dokąd można sobie pojechać i zatopić się we własnym świecie. Po latach wracasz tam każdej wiosny, witając się z sąsiadami i wszystko wraca na utarte tory życia: rozkwitanie, przemijanie, powroty i odloty :-)
OdpowiedzUsuńTak właśnie jest i mam nadzieję że jeszcze nadal tak będzie ...
UsuńBardzo Ci dziękuję Miła Moja...
Notka dobrze prawi...;o) Dobrze mieć takie miejsce...;o)
OdpowiedzUsuńTy też dobrze prawisz.
Usuń:-)
Na szczęście nasza działka nie jest tak daleko, zaledwie 2 czy 3 kilometry.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię moich sąsiadów, tylko martwię się, że najbliżsi chcą sprzedać działkę z piękną murowaną altaną, bo już brakuje im zdrowia, aby na niej pracować.
Serdecznie pozdrawiam.
Anno może nie sprzedadza tylko ktoś im pomoze.
UsuńPozdrawiam również
Spotkanie z jelonkiem musiało być niezwykłe i podejrzewam, że zapamiętasz je na długi czas. Czasami żałuję, że nie mam działki, albo chociaż ogródka, bo chętnie bym w nim odpoczywała. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTaki zielony ogrodek to wspaniala sprawa Karolinko.
Usuń:-)
Takie miejsce na Ziemi. Własne i kochane.
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że droga do niego prowadzi przez te niesympatyczne wille i napuszone posiadłości. Ale na to, to się już nie poradzi.
Pozdrawiam serdecznie Stokrotko :)
Żebyś wiedziala jak bardzo się cieszę że znowu u mnie jesteś.
UsuńDziękuję Ci i pozdrawiam.
Jestem pewna, że kiedyś zobaczysz u Twojego jelonka świecący krzyżyk między różkami. Bo Ty jesteś Wyjątkowa.
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się Joasiu...
Usuń:-)