- Panie Heniu, czemu nie lejecie?
- Bo jakieś baby stoją na dole i się gapią...
Była godzina 6.15 rano. Stałam z koleżanką na jednym z nabrzeży w porcie Gdynia. Rozejrzałam się dookoła. Nikogo oprócz nas, a w szczególności żadnych bab na nabrzeżu nie było. Zadarłam głowę do góry i zawołałam:
- Przepraszam, czy z tego zbiornika ma być wlewany ftalan dwuoktylu na Baltic Amber?
- Bo co? - brzmiała odpowiedź.
- Bo my jesteśmy z firmy Ciech, która dokonała eksportu tego produktu do Finlandii. Czy ktoś mógłby po nas zejść, bo przyjechałyśmy, by asystować przy załadunku towaru.
Nastąpiła cisza, potem wybuchła jakaś awantura, a po pewnym czasie zszedł do nas pan kierownik. Był mocno speszony i tłumacząc się, jakich to mu przysyłają pracowników, zaprosił na górę. Więc wdrapałyśmy się po wąskiej drabince prawie na sam szczyt zbiornika. Pan Henio zaczął wlewać ftalan dwuoktylu do kontenerów. Przedtem pobrano w naszej obecności próbki towaru, zabezpieczono je, opisano. Po kilku godzinach kontenery zaplombowano i podpisano protokół z załadunku. Po jakimś czasie dźwig przeniósł kontenery na Baltic Amber. Odchodząc od zbiornika, słyszałam jeszcze , jak pan Henio mówił do kolegi:
- Widziałeś to, żeby baby po zbiornikach się pętały? Koniec świata, chyba już na emeryturę pójdę, bo wszystko się na tym świecie pomieszało.
Spojrzałam na zegarek, było już po godzinie czternastej. Uświadomiłam sobie, że oprócz kawy wypitej na dworcu w Gdyni nic nie miałyśmy w ustach, bo prawie osiem godzin spędziłyśmy przy załadunku towaru.
Kontenerowiec Baltic Amber miał odpłynąć o dwudziestej, ale do kapitana miałyśmy się zgłosić godzinę wcześniej. Pozostało więc dużo czasu, aby coś zjeść i pospacerować po Gdyni.
Poprzedniego dnia - a byłam wtedy na jednodniowym urlopie i robiłam obiad na cały tydzień, około godziny czternastej zadzwoniła do mnie sekretarka i połączyła z dyrektorem.
_ Witam, to kiedy ma być ten pierwszy duży załadunek flalanu dla Suomen Unipol? - zaczął od razu konkretnie pan dyrektor.
- Jutro o szóstej rano - odpowiedziałam zdziwiona.
- Dobra, to zrobimy tak. Razem z panią Krystyną z Działu Transportu pojedzie pani przypilnować załadunku i wyładunku, a potem spotkacie się z panem Rovaniemi w Helsinkach. Podpisałem już pani obydwie delegacje, są sekretariacie. Po powrocie proszę mi się zameldować niezależnie od pory.
I wyłączył się. Z początku myślałam że mi się to śniło, ale sekretarka potwierdziła tę rozmowę i powiedziała, że delegacje krajowa i zagraniczna, paszport, diety krajowe i zagraniczne, instrukcja wyjazdowa i różne upoważnienia już na mnie czekają. Pojechałam do biura, odebrałam co trzeba, W drodze powrotnej kupiłam dla siebie i koleżanki bilety na nocny pociąg do Gdyni.
Kontenerowiec przewoził olbrzymią ilość towarów do Finlandii. Było na nim także kilka samochodów osobowych i pięć dwuczęściowych tirów. Załoga gościła więc na pokładzie nie tylko "dwie baby" ale też pięciu kierowców tych tirów. Wracał także do Finlandii polski lekarz, który na stałe mieszkał na Północy, prawie przy kole podbiegunowym. Do Polski przyjeżdżał dwa razy w roku, żeby wyleczyć zęby, "bo u nas jest taniej".
Załogę stanowili: kapitan, oficerowie pierwszy i drugi, główny mechanik czyli chief, dwóch mechaników, kucharz i stażysta świeżo po szkole morskiej.
Gdy kapitan przedstawił nam załogę, to nadmienił że Piotr, czyli pierwszy oficer jest trochę niedysponowany i prosił, żebyśmy na niego nie zwracały uwagi. Zobaczyłyśmy go zresztą dopiero po dwóch dniach.
Po przywitaniu kapitan zapytał, czy często pływałyśmy po morzach i oceanach. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że ostatnio i w ogóle jedyny raz - w trzeciej klasie szkoły podstawowej, w czasie wycieczki stateczkiem po Zatoce Puckiej. Wyznaniem tym rozbawiłam całą załogę, a jak jeszcze się przyznałam, że nie umiem pływać....
Około godziny 20tej zaczęliśmy odbijać od nabrzeża. Nigdy nie przypuszczałam, że widok portu w Gdyni od strony morza, kiedy zapalają się wszystkie latarnie i światła miasta, jest taki piękny. Zresztą, całe miasto wyglądało cudownie, Stałyśmy na mostku kapitańskim i patrzyłyśmy oczarowane, dopóki nie zniknął polski brzeg, a gdy już minęłyśmy "kosę" czyli Hel i wypłynęliśmy na pełne morze, zrobiło się całkiem ciemno.
Serdecznie zapraszam na ciąg dalszy.