Około godziny osiemnastej popłynęliśmy w kierunku archipelagu Turku. Kapitan zajął miejsce prze sterach. Oparta o poręcz na mostku patrzyłam na wysepki, dookoła których pływała kra. Po dłuższym milczeniu kapitan zaczął cicho mówić:
" To było mniej więc w tym miejscu ponad półtora roku temu. Mijaliśmy się, więc tradycyjnie nastąpiła wymiana sygnałów. Nagle morze zafalowało, zaczynał się sztorm. Potem straciłem ich z oczu, wpływaliśmy do Turku. Tak jak teraz. Kapitanem na tym promie był mój przyjaciel, z którym nieraz pływałem w ramach wymiany załóg. Gdy przybiłem w nocy do nabrzeża, dowiedziałem się, że została podjęta akcja ratunkowa. Morze szalało. Nad ranem dowiedziałem się, że prom zatonął. Tak, to był prom Estonia.
Zapadła cisza a mnie przeszły dreszcze.
/Po powrocie do domu sprawdziłam, że prom ESTONIA zatonął w nocy z 27 na 28 września 1994 roku w okolicach archipelagu Turku, płynąc z Tallina do Sztokholmu. Z 989 pasażerów i członków załogi uratowało się zaledwie 138.../
W Turku już nie wychodziliśmy na ląd. W nocy dźwigi przeniosły sprawnie nasze kontenery, załadowały nowe i nad ranem zaczęliśmy drogę powrotną do Gdyni.
Nad ranem 24-godzinną wachtę przy sterach objął pierwszy oficer Piotr. Zdążył już odespać narodziny córeczki, i szczęśliwy i pełen sił "pruł fale Bałtyku" w drodze do domu.
Znowu poszłam na mostek kapitański. Piotr bardzo się ucieszył, że nie będzie mówił do siebie i zaczął opowiadać, że jego córeczka chociaż ma dopiero dwa dni, to jest śliczna, mądra i inteligentna. I że jest podobna do mamusi, i że tak długo na nią czekał, bo rodzili mu się tylko synowie. I że jak dorośnie to też będzie pływać po morzach. Nie był tylko pewien, czy żona i tym razem mu przebaczy, że ją znowu zostawił samą.
- Ale ja przecież jej nie zostawiłem, przecież myślami byłem z nią cały czas... Prawda Pani Jadwigo? - zapytał.
Piotr cały czas mówił, a ja, słuchając go, zdałam sobie sprawę, jak trudne życie mają marynarze i ich żony. Towarzyszy im ciągła tęsknota za drugą połówką. Żony muszą podejmować samodzielnie wiele decyzji natychmiast i ciągle się boją czy mąż wróci z pracy.
W czasie rejsu nie byliśmy samotni. Było z nami mnóstwo ptaków. Jedne nad nami latały, inne siedziały na burtach. kontenerach, poręczach. Marynarze, którzy już wiele lat pływali, mówili, że są to ich wielcy przyjaciele. Szczególnie wtedy, gdy wiele godzin siedzą za sterami, a na mostek przylatują najróżniejsze skrzydlate istoty i dotrzymują im towarzystwa. Niestety, często się zdarza, że po sztormie trzeba zbierać dziesiątki nieżywych ptaków z pokładu.
Wypłynęliśmy z Gdyni we wtorek o dwudziestej, wróciliśmy w niedzielę o dwunastej.
Gdy zeszłyśmy z kontenerowca, na Bałtyku zaczął się sztorm.
Było już po dwudziestej drugiej, gdy dotarłam do domu. Zgodnie z poleceniem dyrektora aby go powiadomić o dokonanym transporcie produktu, zadzwoniłam pod jego prywatny numer.
- Dobry wieczór, mówi J.Ś. Czy mogę mówić z panem X?
- Dziadek się kąpie - usłyszałam głos jakiegoś chłopczyka.
- Czy mógłbyś powtórzyć dziadkowi, że kontenerowiec już przewiózł towar do Finlandii i wrócił?
- No pewnie, chodzę już do pierwszej klasy.
Zanim odłożyłam słuchawkę, usłyszałam jeszcze:
- Dziadku, jakaś baba dzwoni i mówi że płynęła na kontenerze po morzu. Ja też bym tak chciał...
KONIEC.
/Tekst "Kontenerowcem po Bałtyku" znajduje się w mojej książce pt: "Nadal wariuję".
I znów się wciągnąłem. Pozdrawiam serdecznie Stokrotko.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję Jardianie że spodobała Ci się całość :-)
UsuńPrzeczytałam całość zamieszczoną wcześniej. Każda praca ma swoje wymagania...nie zawsze można je spełnić. A niektóre zawody są wyjątkowo wymagające...Fajnie się czyta takie historie ...
OdpowiedzUsuńSerdecznie Ci dziękuję :-)
UsuńPrawie tydzień życia w zupełnie innym świecie, ileż nowych doświadczeń.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
I mnóstwo wspomnień, bo z Krystyną - współtowarzyszką tej podróży nadal się widuję :-)
UsuńWyrazy najwyższego uznania dla Pani za ten tekst.
OdpowiedzUsuńJak to dobrze że trafiłem na Pani blog.
A zaczęło się wszystko od "obrzydliwej warszawskiej Pragi".
Też Mareczek
Najserdeczniej Panu dziękuję:-)
Usuńpo Bałtyku rejsowałem tylko na pokładach promów, ale też fajnie to wspominam, może poza jednym przypadkiem, który dotyczył mnie raczej tak tylko pośrednio... otóż w przeddzień zatonięcia Heweliusza płynęła nim pewna moja Była na tej samej trasie i potem na wspomnienie tego robiło jej się tak nie za bardzo...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Dziękuję za wizyty u mnie :-)
Usuńjak mam to rozumieć?...
Usuńmy się gniewamy, czy co?... do głowy by mi nie przyszło... ale skoro tak chcesz... to Twój teren...
UsuńA cóz to za pytania? Możesz jaśniej? Przeciez zawsze się cieszę z Twoich wizyt i komentarzy!!!
Usuńpo prostu zabrzmiało dwuznacznie, ale skoro wyjaśnione, to zapominamy o sprawie, nie było jej :)
UsuńNo i gitesik!
UsuńMiałaś fajne przygody, ciekawe życie. I masz mnóstwo fantastycznych wspomnień. Dzięki za podzielenie się nimi!
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie :-))
UsuńTa baba miała wiele szczęścia, że szczęśliwie wróciła do domu!
OdpowiedzUsuńNie tylko żony marynarzy mają ciężko...
Dziś obejrzeliśmy dokument o tej tragedii na morzu...jaki zbieg okoliczności!
Usuńjotka
To prawda - nie tylko żony marynarzy...
UsuńTo była straszna tragedia...
UsuńTak, życie marynarzy i ich rodzin bywa ciężkie. Super przygoda! Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za odwiedziny i komentarze :-0
UsuńNo to z tym sztormem to ci się fuksło Stokrotko!!!
OdpowiedzUsuńTaaak życie proste nie jest, i to nie tylko dla marynarzy i ich rodzin. A większość marynarzy zapewne decyduje się na ten zawód ze względu na stabilizację materialną.
Pewnie Mario, że mi się udało :-)
UsuńZ wielkim zainteresowaniem przeczytałam zakończenie opowieści. Tyle przygód można przeżyć, ale i stracić życie. Ryzyko zawsze istnieje, ale dla wielu morze jest powołaniem, chociaż tęsknią niewyobrażalnie za bliskimi.
OdpowiedzUsuńWszystko to co napisałaś jest prawdą
UsuńSerdecznie Ci dziękuję i pozdrawiam...
Piękna, poruszająca opowieść – z jednej strony surowość morza, z drugiej ciepło ludzkich historii. Czyta się jak fragment filmu, który długo zostaje w pamięci. Dziękuję za tę morską podróż!
OdpowiedzUsuńBardzo proszę. I serdecznie dziękuję za miłe słowa :-)
Usuń
OdpowiedzUsuńCałość wspaniała!!!! I na dodatek ten mały który chciał na kontenerze!!! po morzu płynąć :-))
Marek z dziewczynami
Też mi się "ten mały" czyli wnuczek dyrektora bardzo podobał :-))
UsuńA słyszała Pani ? podawali dzisiaj w PNŚ że jakiś kontener wjechał w Norwegii komuś do ogródka? I zatrzymał się przed samym domem jakiegoś Norwega!
OdpowiedzUsuńTeż Mareczek
Słyszałam, to było w przerwie PNŚ.
UsuńTo znaczy kontenerowiec, a nie kontener.
OdpowiedzUsuńTeż Mareczek
Jasna sprawa. Pokazywali jak kontenerowiec zatrzymał się w ogródku Norwega :-))
UsuńTrzeba miec specjalne predyspozycje do bycia zona marynarza. Serio.
OdpowiedzUsuńZakonczenie hahahahaha :D :D :D
Zakończenie było swoistym podsumowaniem tej mojej służbowej podróży :-))
UsuńNo i od razu się wydało jak dorosła płeć męska w tej rodzinie mówi o kobietach. Wiele jest zawodów których wykonywanie powoduje niemal stałą nieobecność mężów w domu. Jeden z naszych przyjaciół był kierowcą ciężarówki i jeździł po różnych trasach w całej Europie i rzadko bywał w domu. Mój co prawda nie zajeżdżał żadnej ciężarówki ale minimum raz w miesiącu wyjeżdżał poza kraj ojczysty. A potem pracował 124 km od Warszawy, więc czułam się jak żona marynarza - co prawda bywał częściej w domu niż przeciętny marynarz no i zdarzało się (gdy już mieliśmy drugi samochód), że to ja z córką jechałam do firmy i mieliśmy "rodzinną niedzielę" a ja miałam pracującą sobotę. Dobrze się składało że firma była blisko "gierkówki", więc dojazd był z reguły dobry.
OdpowiedzUsuńAniu - serdecznie Ci dziękuję za te Twoje wspomnienia ...
UsuńStokrotko w tym tekście zawarłaś wszystko. Ale przecież dobrze o tym wiesz.
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię pozdrawiam.
Ela
Elu - były jeszcze inne wydarzenia w czasie tego rejsu, ale nie chciałam tekstu za bardzo "rozciągać"...
UsuńStokrotko - spodobało mi się wszystko. Pozdrawiam sobotnio - przeszło pół godziny na zakupach, byłem m.in. w Stokrotce, potem muszę jeszcze wnieść zakupy mojej Mamy. W okolicach Krakowa dość ciepło, ale był niezapowiadany deszcz.
OdpowiedzUsuńTo fajnie Jardianie że Ci się spodobało.
UsuńSerdeczności !!!
a właśnie miałam ci napisać, żebyś z tych tekstów wydała książkę :-DD
OdpowiedzUsuńNapisałam cztery książki głównie dla najbliższych i przyjaciół :-)
UsuńNigdy nie byłam na statku w czasie sztormu. Dobrze, że zeszliście na ląd przed. Na pewno jest nieciekawie. Niesamowita historia Stokrotko. Ale przygoda!
OdpowiedzUsuńNiezapomnianą przygoda Kasiu.
Usuń