Niestety, właściciel zamku nie doczekał się żadnego potomka. Jak mówi legenda, stało się to dlatego, że rozprawił się z grasującymi w okolicy awanturnikami - synami Stanisława Stadnickiego, którego nazywano Diabłem Łańcuckim. I właśnie ten "diabeł" rzucił na niego klątwę.
Zamek przeszedł w ręce bratanka Marcina Krasickiego, który będąc hulaką i awanturnikiem, roztrwonił majątek i pozostawił po sobie duże długi. Potem zamek przechodził w ręce rodzin Tarłów, Potockich, Mniszchów i Pnińskich. Wreszcie w roku 1835 wykupił go książę Sapieha, pochodzący z litewskiego rodu magnackiego i wprowadził piękny zwyczaj: kiedy rodziła się w zamku córka - sadzono w parku lipę, gdy syn - sadzono dąb. Koło drzewa umieszczano kamienne tablice z wyrytymi na nich imionami dzieci i datami ich urodzin. Do dzisiaj w parku w Krasiczynie istnieją piękne aleje - lipowa i dębowa.
Niestety z ósemki dzieci Leona Sapiehy przeżył tylko syn Adam, pozostałe zmarły na cholerę. I właśnie ten potomek został nazwany Czerwonym Księciem za zbytnie, zdaniem konserwatywnej szlachty bratanie się z ludem. I nie był przez magnatów lubiany.
Natomiast Jan Matejko, który gościł na zamku krasiczyńskim by robić szkice koni do "Bitwy pod Grunwaldem", ujęty postawą Adama, umieścił go na obrazie jako księcia Witolda.
Ostatni przedwojenny właściciel Krasiczyna 19 września 1939 roku po otrzymaniu informacji, że zbliżają się Rosjanie uciekł z rodziną wywożąc na furmankach książki i obrazy. Umieszczono je w Pałacu Biskupim w Krakowie i nie uległy zniszczeniu. W ten sposób została ocalona wspaniała biblioteka. W tym czasie na dziedzińcu zamku w Krasiczynie Rosjanie spalili całe wyposażenie wnętrz, zdewastowali kaplicę, sprofanowali zwłoki z krypt...
Ostatni właściciel Krasiczyna, członek ruchu oporu - Leon Aleksander Sapieha zmarł w czasie wojny na gangrenę. W murach jego zamku mieścił się rosyjski szpital wojskowy a w latach 1944-1946 miejscowa ludność ukrywała się przed bandami UPA.
Każdy zamek powinien mieć swojego ducha. Zamek krasiczyński ma ducha zwanego Bielicą. To duch hrabianki Zofii, która zakochała się w chłopskim synu. Nie chciała za męża leciwego arystokraty, więc rzuciła się z jednej z baszt na dziedziniec. Od tego czasu krąży nocami w okolicach wieży zegarowej i straszy okolicznych mieszkańców.
Tuż obok zamku przepływa San.
W czasie pobytu w Krasiczynie chodziliśmy codziennie nad tę rzekę. Patrzyliśmy z wielkim niepokojem na dzieci przechodzące po lodzie na rzece. Skracały sobie w ten sposób drogę ze szkoły do domów leżących po drugiej stronie Sanu. Spacerowaliśmy także dużo po przepięknym, krasiczyńskim parku w którym jest około 200 gatunków bardzo starych drzew z całego świata.
Gdy wyjeżdżaliśmy z Krasiczyna, zapytałam panie kelnerki z kawiarenki o pana hrabiego, bo przecież ostatni właściciel zamku już od dawna nie żył...
- Jaki to tam hrabia - roześmiała się jedna z nich - ten dziadek, co tu do nas przychodzi to był za młodu koniuszym u Adama Sapiehy. Ale jak do nas przychodzi to nam tak pięknie opowiada o życiu w zamku, że już same w to uwierzyłyśmy, że on jest hrabią. W końcu mieszkał przy stajniach zamkowych i podawał rękę hrabiemu, gdy ten z konia zsiadał... To tak jakby hrabią był, no nie?"
Tak sobie myślę, że dobrze byłoby pojechać po latach do Krasiczyna. Może spotkalibyśmy praprawnuki koniuszego, który podawał rękę panu hrabiemu.?
I może znowu zamieszkalibyśmy w eleganckiej powozowni?
Piękna opowieść, na pewno warto wrócić, a po raz pierwszy pojechać, to obowiązkowo!
OdpowiedzUsuńJedź koniecznie jeśli nie byłaś :-)
UsuńPokręcone są losy arystokracji, a że komuś się rolę pomyliły to sporo urozmaicenia choćby dla gości kawiarenki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię wiosennie.
Masz rację Celu D :-)
UsuńCiekawa opowieść Stokrotko. Mam nadzieję, że tam kiedyś pojadę. Serdecznie pozdrawiam Stokrotkę sobotnio. Byłem dziś z rana prawie pół godziny na zakupach, odwiedziłem też...Stokrotkę :-) .
OdpowiedzUsuńPolecam bo to naprawdę piękny zamek :-)
UsuńKochana - już samo przebywanie w bliskości hrabiego a do tego podawanie mu ręki w pełni człeka nobilituje. Pamiętam z dzieciństwa, gdy w podstawówce zaczęła się nauka historii Polski i ówczesne podręczniki a za nimi "panie od historiii nauczania" wkładały nam do głów jaka to była niesprawiedliwość społeczna, że jedni byli arcy bogaci a inni skrajnie biedni a ja to oczywiście powielałam w domu i pewnego razu babciunia nie wyrobiła i powiedziała- ależ durna ta wasza od historii - przy bogatym to się jednak i biedak pożywi a przy biednym to nikt, więc nie powtarzaj mi tych szkolnych głupot.
OdpowiedzUsuńAniu - hrabiowie też bywali róźni. Jedni byli bardzo szlachetni i wartościowi, a inni tylko majątki tracili :-)
UsuńBardzo dobrze snujesz opowieści.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się... bardzo często pracownicy u arystokratów nosili się, jak ich pracodawcy.
Dziękuję za uznanie :-)
Usuńno to mnie przekonałaś mam kolejny zamek do odwiedzenia :-) ale najpierw do Walewic.
OdpowiedzUsuńWszystko po kolei :-)
UsuńCiekawa opowieść, ale trochę smutna.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Może trochę ... :-)
UsuńHrabski koniuszy przypomniał mi naszą rodzinną historię :)
OdpowiedzUsuńMama pochodzi z Oksy, miejscowości, obecnie wsi, ale założonej jako miasteczko kalwińskie przez Mikołaja Reja, znacznie później należała Oksa do Radziwiłłów. No a jakiś mój przodek pracował u Radziwiłłów i w związku z tą pracą na koniu w mundurze jeździł. Mama moja z domu Jaskólska była, a w tej Oksie to dwa klany tych Jaskólskich były, no i klan mamy zwano...Kapitanami. To tak od tego umundurowanego jeźdźca, ale co dokładnie robił on u dziedzica to nikt nie pamięta ;)
No proszę- to ciekawa rodzinna historia Mario :-)
UsuńTak czułam, że to żaden hrabia. Ale maniery hrabiowskie w nim pozostały z młodych lat ;) Jak wiele przeszedł ten zamek! Dobrze, że w końcu ma dobrego gospodarza i możemy podziwiać tę perłę renesansu :)
OdpowiedzUsuńWyczułaś Haniu tego nie-hrabiego :-))
UsuńKoniuszy, niczym Gerwazy z "Pana Tadeusza", był świadkiem minionej epoki.
OdpowiedzUsuńPiękne porównanie Halinko.
UsuńDziękuję Ci bardzo :-)
Bardzo Pani dziękuję za niezwykle ciekawą historię zamkową :-)
OdpowiedzUsuńTeż Mareczek
Bardzo proszę i pozdrawiam serdecznie.
UsuńHrabia, hrabia ;) Nie psujmy tego ;p
OdpowiedzUsuńTe duchy to zazwyczaj jakieś unieszczęsliwione kobiety... :(
Taki trochę hrabio-podobny :-))
UsuńJak to dobrze że przez kilka lat "wariowałaś". Czy jeszcze kiedyś to powtórzysz?
OdpowiedzUsuńMarek z dziewczynami
Raczej nie, bo jak długo można wariować? :-))
UsuńCałkiem niedawno odwiedziliśmy Krasiczyn, ale żaden z prawnuków hrabiego nie powitał nas w zamkowych murach ;-))
OdpowiedzUsuńNajbardziej ujął mnie piękny zwyczaj wprowadzony przez Sapiehę: kiedy rodziła się w zamku córka - sadzono w parku lipę, gdy syn - sadzono dąb, a pod nimi umieszczano kamienne tablice z wyrytymi imionami dzieci i datami ich urodzin. Do dziś o tej historii zaświadczają aleje z potężnymi lipami i dębami.
Pozdrawiam weekendowo!
Anita
Anito - a może jakiś prawnuk koniuszego pana hrabiego Was oprowadzał po zamku??? :-))
UsuńA te aleje to faktycznie są przepiękne:-)
Ależ mnie zachęciłaś Stokrotko! Może udałoby się nam tam kiedyś spotkać?
OdpowiedzUsuńEla
Elu - nawet nie wiesz jak bardzo bym tego chciała :-)
UsuńWygląd jednak ma znaczenie...;o)
OdpowiedzUsuńSzczególnie w pałacu i jego okolicach :-)
UsuńTe historie są piękne. Masz świetne wspomnienia. A zamek mam, oczywiście, w planach, jeśli zdążę:)))
OdpowiedzUsuńKoniecznie, planuj już od dziś:-))
UsuńByłam w Krasiczynie kilka razy. Szczególnie urzekł mnie park.
OdpowiedzUsuńI park i zamek robią niesamowite wrażenie :-)
UsuńPiękny kawałek historii. Z tym podawaniem ręki....., to przypomniało mnie się, jak mój syn był w ochronie naszego Papieża podczas jednej z wizyt. Starszy pan podszedł do niego, podał mu rękę, uklęknął i chciał, żeby go pobłogosławił. Syn zrobił to bez słowa, a ten człowiek odszedł zadowolony. Oczywiście to było podczas przemieszczania się.......
OdpowiedzUsuńDziękuję Tereso za to fajne wspomnienie :-)
UsuńEpicka opowieść Stokrotko. Czuje się jak bym tam była z Tobą. Pięknie piszesz. Wszystkiego najlepszego dla Ciebie i Rodziny. Dużo zdrowia!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Kasiu.
Usuń