"Ściemniało się już, gdy zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej w Ardenach - niewysokich, pokrytych drzewami lisciastymi górach leżących w Belgii, we Francji i w Luksemburgu. Wyszłam za szybko z samochodu i potknęłam się o krawężnik. Przewróciłam się, uderzając mocno w kolano. Nagle ktoś podał mi rękę i pomógł wstać. Zanim podniosłam głowę, zobaczyłam bardzo elegenckie czarne buty. Ich właściciel powiedział do mnie coś, co nie bardzo zrozumiałam. Potem przeszedł na angielski, mówiąc, że jest mu bardzo przykro i że ma nadzieję, że to nic poważnego. Moi towarzysze podróży szybko się mną zajęli, zaprowadzili na stację benzynową, tam na zapleczu zdezynfekowano i obandażowano moje kolano.
Przewracając się i uderzając podarłam sobie rajstopy. Na stacji natychmiast wręczono mi nowe w formie prezentu. Gdy wracałam do samochodu, właściciel eleganckich butów odjeżdżał z kierowcą, machając mi życzliwie ręką na pożegnanie,
- Ale się pani przytrafiło - powiedział kierowca samochodu, którym podróżowaliśmy, uśmiechając się bardzo szeroko.
- Przepraszam, jestem bardzo zmęczona, wstałam o czwartej rano i przebyłam dzisiaj prawie pół Europy - tłumaczyłam się, nie rozumiejąc dlaczego kierowca jest taki wesoły.
Wracaliśmy w rozmów handlowych przeprowadzonych w filii amerykańskiej firmy DuPont w Wielkim Księstwie Luksemburga.
- Ten pan, który pomógł mi wstać mówił w niezrozumiałym dla mnie języku. Czy to był wasz ojczysty język? - zapytałam Luksemburczyków z którymi jechałam.
- Tak, a ten pan zna go bardzo dobrze i bardzo mu zależy na tym, żebyśmy wszyscy się nim posługiwali.
Nie zapytałam skąd tyle wiedzą o nieznajomym, bo myślałam tylko o tym, żeby znależć się w hotelu i przyłożyć głowę do poduszki.
Samolot do Frankfurtu odlatywał w czwartek z Okęcia o siódmej rano. O godzinie jedenastej na lotnisku w Niemczech mieliśmy umówione rozmowy handlowe z przedstawicielami DuPonta. Leciało ze mną dwóch inżynierów chemików z Bydgoszczy z firmy, dla której importowaliśmy duże ilości chemikaliów. Po trwających około dwie godziny rozmowach polecieliśmy dalej malutkim samolocikiem do Luksemburga. O ile pamiętam dobrze - w środku maszyny było nie więcej niż 16 osób. Po każdej stronie był tylko jeden rządek foteli. Załogę stanowili dwaj piloci i stewardessa, która pracę zaczęła od tego, że jeszcze przed startem wszystkim pasażerom zaserwowala lampkę wina. Potem szybciutko usiadła koło mnie, po drugiej stronie przejścia. Przy starcie otworzyły się drzwi od kabiny. Gdy osiągnęliśmy już pewną wysokość, piloci zaczęli sobie gawędzić po angielsku. Byli młodzi i bardzo głośno dzielili się wrażeniami z ostatnich szalonych nocy. Jeden z nich wspominał jakąś super dziewczynę, wymienił jej imię kilkakrotnie. Siedząca koło mnie stewardessa nagle się zaczerwieniła, zerwała się szybko z fotela i zamknęła drzwi od kabiny. Była bardzo speszona. Zaczęłam oglądać widoki za oknem, bo samolot leciał bardzo nisko.
Gdy wylądowaliśmy na niewielkim lotnisku, ja i moi dwaj koledzy zostaliśmy potraktowani jak przestępcy albo terroryści. Byliśmy wtedy jeszcze obywatelami kraju zza żelaznej kurtyny, Panowie zostali zabrani na rewizję osobistą, mnie na szczęście tego oszczędzono. Doznaliśmy natomiast szoku, gdy zobaczyliśmy, że nasze skromniutkie bagaże leżą na środku hali otoczone słupkami ze sznurami i pilnowane są przez kilku pracowników lotniska. Przyleciały one wcześniejszym samolotem z Frankfurtu i widocznie wzbudziły niepokój personelu naziemnego. Przeglądnięto nam je bardzo dokładnie, na szczęście nie znaleziono niczego podejrzanego.
Zaraz potem pojechaliśmy na rozmowy do firmy poza stolicę kraju i właśnie w drodze powrotnej przewróciłam się na stacji benzynowej..."
----------------------------------------------------------------------------------------------
Był to urywek z mojej książki pt: "Nadal wariuję" wydanej w roku 2016.
Czy mam opublikować dalszą część dotyczącą mojej podróży służbowej do Wielkiego Księstwa Luksemburga? Jeśli tak, proszę to napisać w komentarzu.
- pewnie, że masz publikować, choć treść znam, to zawsze chętnie wraca się do wspomnień, fajna lektura do porannej kawy ... aaa tak na marginesie; czekam/my na Twoją kolejną książkę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Alinko - kochana jesteś:-)
Usuńależ ciekawy epizod...
OdpowiedzUsuńoczywiście, publikuj Stokrotko, jestem ciekawa...
P>S. Co ciekawe, wstałam dziś rano i podczas porannej krzataniny, wpadł mi pomysł na wiersz. Jak to bywa, w najmniej oczekiwanym momencie wersy układaja się same. Jeśli nie zapiszesz od razu, ulatują w kosmos bezpowrotnie. Szybko więc otworzyłam komputer, aby zapisac cokolwiek. A potem otworzyłam bloggera i ... "epizod" u Stokrotki. Hmmm... Pozdrawiam gorąco!
Polu - to zapraszam na ciąg dalszy :-)
Usuństewardessa nie była speszona, tylko rozzłoszczona, że te superlatywy nie są o niej, tylko o jej koleżance...
OdpowiedzUsuńtak w ogóle to Twój tekst obudził moją ciekawość po jakiemu gada się w Luksemburgu, spytałem Ciotki Wiki i dowiedziałem się, że to mocno rozpoliglotowany narodek:
"W Luksemburgu w użyciu są trzy języki. Język luksemburski (dawniej uważany za jeden z dialektów języka niemieckiego) jest językiem, którego większość Luksemburczyków uczy się od wczesnego dzieciństwa w domu. W szkołach podstawowych naucza się przede wszystkim po francusku i niemiecku. Rozpoczynając szkołę średnią uczniowie powinni już znać luksemburski, francuski i niemiecki. W szkołach średnich uczy się zaś po francusku i niemiecku, wprowadzany jest także język angielski. Luksemburczycy znają luksemburski i niemiecki na poziomie języka ojczystego, większość zna także język francuski. Gazety drukują artykuły przede wszystkim po niemiecku, czasem jednak także po francusku i luksembursku. Luksemburskie kanały telewizyjne nadają prawie wyłącznie po luksembursku, chociaż dostępne są także kanały zagraniczne po francusku i niemiecku. Według licznych badań, 75% Luksemburczyków mówi na co dzień po luksembursku, również młodzież pisze do siebie wiadomości tekstowe w tym języku, odbywają się w nim także obrady parlamentu, chociaż wszystkie ustawy spisywane są po francusku. Do uzyskania obywatelstwa niezbędne jest zdanie egzaminu państwowego z języka luksemburskiego. Dodatkowo 13% mieszkańców (głównie imigrantów portugalskich) zna język portugalski, powszechna jest też znajomość języka angielskiego. Język luksemburski został ustandaryzowany dopiero w latach siedemdziesiątych i od tamtej pory przeżywa renesans, także wśród młodego pokolenia, gdyż wcześniej był przede wszystkim mówionym dialektem języka niemieckiego, używanym tylko w sferze prywatnej."
p.jzns :)
Zapraszam serdecznie na ciąg dalszy...
UsuńBardzo poproszę Stokrotko o dalszą część tej ciekawej - arcyciekawej opowieści. Miałaś przygody, nie powiem. Pozdrawiam serdecznie. Miałem dość aktywny poranek - śmieci na osiedlu segregowane, potem...Stokrotka. Po 14.15 znów zakupy. A Twe opowieści są bardzo wciągające.
OdpowiedzUsuńCieszę się Jardianie że Ci się podobało.
UsuńZapraszam w czwartek od bladego świtu:-)
PS. Czytałem o tej wielojęzyczności mieszkańców Luksemburga lata temu - więc moje komentarze tutaj są bardzo krótkie. PKanalia - wszystko dopowiedziała ;-) Pozdrawiam jeszcze raz :)
OdpowiedzUsuńO tych językach też będzie...
UsuńOczywiscie, w koncu rzadko albo wcale czlowiek spotyka grzecznego, bez pozy i do tego przystojnego ksiecia . Nie siegalam po ksiazke, pamietam Malgosia.
OdpowiedzUsuńMałgosiu - jesteś niesamowitA:-)!!!
UsuńBardzo ciekawa i niespotykana raczej informacja. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKarolinko - to zapraszam na ciąg dalszy :-)
UsuńPrzeczytałam, a teraz sięgam po ciąg dalszy.😃
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.🌹
To już sobie przypomniałaś Halinko :-)
UsuńTakie smaczki zawsze chętnie się czyta, no i zawsze jest ktoś, kto nie czytał...
OdpowiedzUsuńDziękuję Asiu :-)
UsuńNie zainteresowało mnie Pani pisanie. Moja odpowiedź -proszę nie publikować ale przecież chodzi o sprzedanie jeszcze kilku egzemplarzy więc proszę się reklamowac do woli...w końcu zysk najważniejszy.
OdpowiedzUsuńWszystkie ksiazki Stokrotki sa juz dawno sprzedane. Niepotrzebnie Pani publikuje swoha Schadenfreude, lepiej i uczviwiej bedzie zniknac z tego forum-nie pasuje Pani do naszego towarzystwa przyjaciol autorki. Malgosia.
UsuńZachodzę w głowę, po jasną cholerę ktoś komu nie podoba się ten blog i publikowane w nim teksty, wchodzi na ten adres. Trzeba nie mieć za grosz przyzwoitości i rozumu, aby pojawiać się tam, gdzie go nie chcą i potrzebują, i jeszcze mieć pretensje do gospodyni, że w ogóle istnieje . Przecież to komiczne pisać: nie zainteresowało mnie Pani pisanie". Przecież to brzmi jak: - nie interesuje mnie pani blog. Wobec tego w jakim celu tutaj Kloszard włazi? Po co? Ktoś mu płaci za trollowanie, za hejt, za mącenie wody? Dochodzę do wniosku, że Kloszard nienawidzi samej siebie. Tak trzymaj, Stokrotko, chociaż wiem, że takie głupoty ze strony nienawistników, tak czy owak, bolą.
UsuńNo cóż, już kiedyś, gdzieś pisałem, że nasza rodzima psychiatria wciąż jest niedoinwestowana.
@ Kawiarenka W nawiązaniu do Pana wywodu powinnam zapytać, jaki sens ma pisanie komentarzy identycznych z pozostałymi.
UsuńW przeciwieństwie do Pana Pani autorka mimo ,że pewnie czasem wkurza się na moją niezależność zachowuje klasę pozwalając każdemu by ocenił moje słowa.Pana na to nie stać ale to już nie mój problem.
@Anonimowy. Pytanie autorki brzmiało :"czy publikować"- moja odpowiedź była negatywna. Nie rozumiem pretensji.
Można zapytać Pani Autorki czy było to pytanie retoryczne ale ja tego tak nie odebrałam.
Pozdrawiam serdecznie .
To nie bylo pytanie retoryczne-po prostu Dtokrotka pytala cz chcemy powtorzenia fragmentu ksiazki, a my chcemy!!!!! Malgosia.
UsuńCieszę sie ,że jest Pani w większości i przeczyta kolejny fragment.
UsuńKloszardzie - bardzo mi przykro że Panią zawiodłam.
UsuńMałgosiu - dziękuję Ci serdecznie.
UsuńJa już przywykłam do Pani Kloszard...
Kawiarenko Miła - to jest chyba sprawa na którą nie ma rady.... więc trzeba zachować spokój :-)
UsuńPani Kloszard - mam dla Pani nienajlepszą informację. Jutro będzie następna część. Ale nie ma Pani obowiązku czytania jej ani komentowania.
UsuńMałgosiu - raz jeszcze Ci dziękuję :-)
UsuńPani Kloszard - miło mi, że Pani się cieszy.
UsuńStokrotko, ja sobie zdaję z tego sprawę, że dyskusje z Kloszardem to tak jak rozmowa z kamieniem i mało się tym przejmuję, ale są pewne granice, których Kloszard nie szanuje, jak ta, kiedy zasugerowała, że jestem zoofilem, a to w kontekście mego tekstu o moich małych suczkach. Jak pełnym nienawiści trzeba być człowiekiem, aby coś takiego insynuować. Gdyby Kloszard był mężczyzną, wiedziałbym co z takim gościem zrobić,. ale to kobieta... niestety.
UsuńKawiarenko - zapewniam Cię, że mnie Kloszard też obraziła i to nie jeden raz....
UsuńWiem, że Cię to nie pocieszy....
Wstydzę się ,że jestem taka niedobra. Oczywiście żartuję.Dziękuję za wszystkie nieprzychylne mi słowa. Lepsze to niźli zakłamane słodzenie zawsze i wszędzie.
UsuńPani Stokrotko, jeśli niegodziwością moją jest to ,że napisałam ,że nie mam ochoty czytać kolejnych fragmentów to ja juz niczego nie rozumiem. Ja Pani nie okłamuję jak wielu tu komentujących i za to nagana ?.
Bardzo mnie cieszy to że mnie Kloszard nie okłamuje:-)
UsuńByłam w Luksemburgu, bardzo mi sie podobało. :)
OdpowiedzUsuńMnie też :-)
UsuńPrawdę powiedziawszy Luksemburg kojarzy mi się piękną trasą od strony Niemiec - równolegle do niej obniżają swój lot samoloty lądujące potem na lotnisku w stolicy kraju, porządnymi drogami i świetnymi samochodami, na które stać mieszkańców Luksemburga i... nade wszystko... z najtańszym w Europie paliwem do aut. Jeśli chodzi o wspomniane przez Ciebie, Stokrotko, Ardeny, które rozgościły się w Belgii, Francji i właśnie w Luksemburgu, to są to dla mnie przykre, dzikie i smutne góry i chociaż trochę przypominają nasze Bieszczady, to jednak nie mają one takiego klimatu niesamowitości jak wspomniane polskie góry.
OdpowiedzUsuńKawiarenko - masz co wspominać... przecież dużo jeżdziłeś po Europie.
UsuńBardzo Ci dziękuję i serdecznie pozdrawiam :-)
Kiedyś granicą z tzw zachodem inaczej wyglądała. Ja pamiętam jak jechałam do Austrii pociągiem i na przekraczając taka granice cały pero był obstawiony policja austriacką, stała z psami i obserwowali cały pociąg. Do dziś mam to prze oczami. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA więc wiesz Krystyno o czym piszę...
UsuńSerdeczności :-)
Jak najbardziej Stokrotko publikuj Kochana,to co piszesz jest bardzo wartosciowe. Niech kazdy pozna te historie :) Przeczytalam jednym tchem. Pozdrawiam Cie najserdeczniej i Twoja rodzinke takze
OdpowiedzUsuńDziękuję Kasieńko i serdecznie Cię zapraszam na ciąg dalszy...:-)
UsuńPublikuj Stokrotko i nie zważaj na żadne różne takie, co się wpychają gdzie ich nikt nie prosi. Pisz i publikuj, bo czytamy z wielką przyjemnością 🙂 Scenka z eleganckimi butami - bezcenna 😍
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo Anko i zapraszam nieustająco :-))
UsuńPani Stokrotko w książce "Nadal wariuję" najbardziej podobal mi się rozdział o Luksemburgu i "Kontenerowcem po Bałtyku".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Panią.
Kasia
Dziękuję Ci Kasiu.
UsuńWzruszyłam się, że pamiętasz :-)
Luksemburg kością niezgody...;o)
OdpowiedzUsuńJesteś u siebie !! A ja chętnie zajrzę na poczytanie...;o)
To zaglądaj Gordyjeczko :-)
UsuńO jej! Ależ miałaś przygodę! Jestem w lekkim szoku. Pewnie, że opublikuj dalszą część. ;)
OdpowiedzUsuńTo zapraszam już jutro :-)
UsuńTak, bo to bardzo interesujące! Fajna, niezapomniana przygoda, tak zresztą, jak i inne Twoje podróże. Oj, obracałaś się dziewczyno w wielkich kręgach. Teraz chyba nudniejsze życie, co?
OdpowiedzUsuńUrszulko.... na wszystko przychodzi czas...
UsuńI nie narzekam....
Pisz!Mnie partyzancka złośliwość nie odstrasza.To jest Twój blog.
OdpowiedzUsuńTo jest Twój dom.To nie jest rynek miejski.
Obserwowałem i obserwuję,jak wiele blogów i grup dyskusyjnych popada w toksyczność w wyniku trollów i ideologów drive
-by wykolejać rozmowy.
Trzeba podkreślać to w 2021 r,ponieważ polityka ostatnich pięciu lat ośmieliła wielu toksycznych"delpes"do publicznego
wypowiadania się.
"Najczęstsze pierwiastki we Wszechświecie to wodór i głupota"
-Harlan Ellison
W Warszawie nad Wisłą mamy Syrenkę.
Luksemburczycy mają posąg legendarnej syreny Meluzyny(Melusina)
autorstwa luksemburskiego artysty Sergea Eckera,stworzony metodą druku 3D,został zainstalowany w Grund Viertel nad brzegiem rzeki Alzette w 2015 roku.
Meluzyna pojawia się co siedem lat i czeka,aż ktoś uwolni ją
z rzeki Alzette.
Małgorzata Ostrowska-Meluzyna.
https://youtu.be/Tfodk95O_rQ
The Melusina myth:
https://dragonattheendoftime.com/melusine/
Gdy Luksemburczycy się zgadzają,mówią-Tipptopp!
Tipptopp?
Henryku - czy ja Ci już pisałam że jesteś .... Kochany!!!!!???
Usuń