poniedziałek, 18 marca 2024

Pamiętacie imieniny w pracy?



Pracować zaczęłam 15 września. Bardzo dawno temu.

W krótkim pobycie w Dziale Kadr polecono mi udać się na rozmowę do Dyrektora Biura. A pan dyrektor po wygłoszeniu formułki że: " wita osobę młodą, piękną, wykształconą i znającą języki obce" przeszedł do konkretów.

- To imieniny  obchodzi pani 15 pażdziernika? - zapytał uśmiechając się do mnie całym garniturem zębów. Najwyraźniej sprawdził w kalendarzu zanim mnie wezwał.

Jak się potem okazało imieniny każdego swojego pracownika traktował wyjątkowo ... 

Parę lat pózniej od jego sekretarki dowiedziałam się, że każdy dzień zaczynał od pytania: "To u kogo dzisiaj jemy słodkości?". 

Ale powiedzieć że te słodkości jadł byłoby bardzo delikatnym określeniem. On ich nie jadł tylko się nimi objadał, po prostu je pożerał. I zapychał się nimi...

Po uzyskaniu pewności, że ciasta i inne słodkości zostały wyłożone na talerzyki i tace w pokoju w którym pracowała aktualna solenizantka albo solenizant i jakieś pół godziny po tym jak już  wszyscy złożyli jej/jemu życzenia i wręczyli piękne kwiaty.... wchodził uroczyście do pokoju ze słowami : "Słyszałem że tu ktoś obchodzi imieniny i ma pyszne ciasta". 

Po czym stawał przy stole czy biurku zastawionym tymi pysznościami. I stał i jadł wszystko tak długo dopóki nie zjadł wszystkiego co było do jedzenia. 

O złożeniu życzeń oczywiście nie pomyślał. Nie dokładał się też oczywiście finansowo do zakupu kwiatów czy tez jakiegoś symbolicznego prezentu.

Oczywiście nikt nie odważył się zareagować i oburzyć się na takie zachowanie się dyrektora. A był to człowiek po placówkach zagranicznych, niezwykle pewien siebie i nie znoszący sprzeciwu.

Gdy już dyrektor wyszedł  można było spokojnie wyciągnąć z szafy pozostałe schowane przed nim słodkości i zaprosić koleżanki i kolegów do wspólnego wypicia "imieninowej kawy plus ciacho."

Nigdy nie zapomnę tych "akcji". 

Nie wypadało zachować się inaczej. Po prostu wyprawienie imienin w pracy/biurze było kiedyś obowiązkowe. Niektóre moje koleżanki wyprawiały imieniny nie tylko na słodko. Przynosiły i częstowały wszystkich w biurze przeróżnymi wędlinami, pasztetami i kotletami. Do tego oczywiście podawały różne sałatki. I wtedy dopiero dyrektor miał w pracy frajdę. I pewnie tego dnia nie musiał już nic jeść po powrocie do domu.

Myślę, że to się już dawno skończyło. To znaczy te imieniny w pracy. Bo dyrektorzy czy prezesi to chyba są jeszcze gorsi...

Mam rację.?

piątek, 15 marca 2024

Trulli - z cyklu "Południowe Włochy i Sycylia" - część piąta

Niezwykłe domki, które podziwialiśmy w regionie Apulii na południe od Bari, w miasteczkach Alberobello i Marina Franca noszą nazwę trulli. Wiek tych okrągłych, jednopoziomowych budowli nie jest dobrze znany, nie wiadomo też dlaczego mają takie dziwne stożkowate dachy. Takie domki nie występują w żadnym innym miejscu w Europie.

Wszystko, co wiąże się z trulli jest otoczone tajemnicą. Wiadomo jedynie jak zostały zbudowane i znane są ich zalety praktyczne: latem jest w nich chłodno, a zimą ciepło, ponadto budowa jest łatwa i tania.

Najprostsze trulli maja tylko ściany i dach zbudowany z kamieni ułożonych bez zaprawy cementowej. Większość ma bielone ściany a na szczycie wielu dachów znajdują się dziwne, kamienne zakończenia. Najczęściej jest to krzyż lub dziwaczny symbol o niewiadomym znaczeniu. Często na dachach wymalowane są tajemnicze hieroglify.

Najstarsze teorie tłumaczyły istnienie trulli przebiegłością wieśniaków. W XV w Ferdynand I Aragoński zabraniał swym apulijskim poddanym budować stałe domy wychodząc z założenia, że ma prawo przenosić pańszczyźnianych chłopów tam, gdzie są potrzebni. Apulijczycy stawiali więc domy z niezwiązanego kamienia, które mogli łatwo przenosić, gdy groziła im wizyta cesarskich nadzorców, lub przenoszenie się. Według innych źródeł domy te były wyrafinowanym sposobem na uniknięcie płacenia podatku - aragońscy władcy nakładali daninę na wszystkie domy z wyjątkiem tych niewykończonych. Rozbierając a potem układając na nowo luźno położony dach mieszkańcy z łatwością udowadniali, ze dom jest niewykończony.

Najstarsze trulli pochodzą prawdopodobnie z XIII wieku, ale większość ma 200-300 lat.
W Alberobello po którym chodziliśmy w dzień I wieczorem 16 stycznia br  znajduje się ok. 1500 takich domów.
Część trulli przerobiono na hotele, a inne przekształcono w sklepy z pamiątkami.






W jednym z takich sklepików przemiły Włoch / znający trochę język polski bo jego dziewczyna ma na imię Kasia i mieszka w Warszawie/ poczęstował nas różnymi naleweczkami... Najbardziej smakowała mi taka w zielonym kolorze... chyba pistacjowa. Kupiliśmy sobie kilka różnego rodzaju nalewek...
























Nie mogłam nie zrobić sobie zdjęć na tle tych domków z czapeczkami... Czułam się jak w bajce...



Prawda że śliczne są te bajkowe domki ...?

wtorek, 12 marca 2024

Piękno

Poniżej kilkanascie moich zdjęć. Specjalnie ich nie podpisuję. Proszę Was żebyście napisali do którego najbardziej pasuje słowo PIĘKNO...


1.

2.

3.



4.

5.

6.

7.

8.

9.

10.

11.

12.

13


14.



15.



16.

17.

18.

19.


sobota, 9 marca 2024

Co najczęściej gubimy?


W gazetce Dzielnicy Śródmieście m.st Warszawy znalazłam informacje na temat tego co gubią mieszkańcy Warszawy i osoby, które do Warszawy przyjeżdżają.

Okazuje się, że w roku 2023 do Stołecznego Biura Rzeczy Znalezionych trafiło 10,7 tysięcy obiektów zgubionych - i jest to o 1,3 tysiąca więcej niż w roku 2022. Najwięcej jest zgubionych dokumentów, telefonów, zegarków i elektroniki. 

Biuro rzeczy Znalezionych w Warszawie na ulicy Dzielnej działa od 71 lat, a najbardziej nietypowe zguby, które w ostatnim czasie trafiły do tego biura to np: masażer do stóp, namiot, dywan, klarnet, skrzypce, gitara, mikrofon, drążek - asystent tańca, plecak ratowniczy, pierścionek elektroniczny i dron.

Przedmioty dostarczane są przede wszystkim przez policję, Metro Warszawskie, Lotnisko Chopina, Tramwaje Warszawskie i centra handlowe. Trafiają także do tego biura zawiadomienia od Poczty Polskiej w sprawach dotyczących przesyłek oraz przekazów niedoręczalnych.

Pracownicy Biura starają się w miarę możliwości znaleźć właścicieli rzeczy zgubionych dzwoniąc na telefony których numery znajdują się na wizytówkach pozostawionych w teczkach i dokumentach. Jeśli  telefony są już zablokowane wtedy dzwonią do właściwego operatora. Nie jest to jednak proste. 

Do właścicieli wraca zaledwie 14% rzeczy znalezionych.

Rzeczy zagubione są przechowywane przez 2 lata od dnia znalezienia. Potem wg, ustawy o rzeczach znalezionych stają się one własnością m.st. Warszawy. W ub. roku było to 1366 rzeczy: 229 tabletów, 165 rowerów, 106 telefonów komórkowych, 90 laptopów, 57 aparatów fotograficznych, 34 e-booki oraz 686 innych rzeczy.

Odebrać rzecz zgubioną najlepiej na podstawie dowodu zakupu... Tylko kto z nas trzyma dowód zakupu czegoś co kupił parę lat temu a zgubił parę dni temu.

I w jaki sposób można odebrać klucze do mieszkania gubione co pewien czas?

No i teraz pytanie...

CZĘSTO ZDARZA SIĘ WAM COŚ ZGUBIĆ???

Bo mnie bardzo rzadko. Ale kiedyś zgubiłam śliczną kurteczkę. Prawdopodobnie zostawiłam ją na ławce na przystanku autobusowym. I pewnie od razu ktoś ją sobie "zagospodarował"... wiec i tak nie znalazłabym jej w Biurze Rzeczy Znalezionych.

No bo często człowiek nie wie czy faktycznie coś zgubił czy mu po prostu to coś ukradziono.


Z tego wniosek, że trzeba nieustannie myśleć. Nawet jak się czeka na przystanku autobusowym albo jedzie metrem.😁

No ale żeby zgubić skrzypce albo namiot to trzeba być wyjątkowo roztargnionym!!!


środa, 6 marca 2024

Matera - z cyklu "Południowe Włochy i Sycylia" - część czwarta

Dwa lata temu w lutym zwiedzaliśmy w Portugalii dwie skalne wioski: Monsanto i Sortelhę.

Rok temu byliśmy w lutym w Andaluzji w miasteczku Setenil de las Bodegas, które jest wydrążone w szczelinie kamiennego wąwozu.

Byłam przekonana, że nie ma już w Europie piękniejszych skalnych miasteczek.

Myliłam się. 

Do leżącej w Południowych Włoszech w regionie Basilicata Matery przyjechaliśmy późnym wieczorem 19go stycznia tego roku prosto z Wybrzeża Amalfitańskiego. Tak więc miasto zaczęliśmy zwiedzać już nocą, szukając drogi do domu w którym mieliśmy spędzić jedną noc.

Oczywiście po drodze.... idąc prawie cały czas po schodach w górę albo w dół... robiliśmy zdjęcia.











A gdy już znaleźliśmy nasze 3-pokojowe mieszkanko to okazało się, że jeden pokój wygląda tak:


Pokój wykuty w skale zajął największy podróżnik z naszej Siódemki czyli Szalony Geograf. Rano opowiadał, że spało mu się wyjątkowo dobrze. 
Bo Matera to miasto wykute w skałach. Najstarsza część miasta zwana Sassi to właściwie labirynt jaskiń zamieszkałych już w czasach prehistorycznych. Ale w Sassi mieszkali ludzie jeszcze w latach 50-tych XX wieku. I takie właśnie najstarsze domy i kościoły położone jak w plastrze miodu oglądaliśmy następnego dnia ze specjalnie zbudowanej szosy Strada Panoramica:







Przewodniki podają, że w tych skałach jest około 120 kościołów wykutych przez zakonników w VIII-XIII wieku. 















A potem wróciliśmy jeszcze do centrum Matery aby zjeść na rynku pizzę w otoczeniu takich oryginalnych rzeźb:


W 1993 roku Materę wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa Unesco
A w 2019 roku Matera była Europejska Stolicą Kultury.

Jak widać na zdjęciach podziwialiśmy to miasto w pochmurny dzień ale i tak zrobiło na nas niesamowite wrażenie. Do głowy mi nie przyszło, że istnieje takie miasto... I to całkiem duże miasto, bo żyje w nim ponad 60 tysięcy ludzi.
No i mieszkanie w którym spędziliśmy jedną noc było wykute częściowo w miękkiej skale Matery...

Pamiętacie imieniny w pracy?

Pracować zaczęłam 15 września. Bardzo dawno temu. W krótkim pobycie w Dziale Kadr polecono mi udać się na rozmowę do Dyrektora Biura. A pan ...