czwartek, 30 kwietnia 2020

Mocne i przykre słowa...

                         /Taką nogę drzewa sfotografowałam wczoraj/

Poeta, prozaik, felietonista, eseista, krytyk literacki, współpracownik paryskiej "Kultury", syn poetki Mieczysławy Buczkówny i poety Mieczysława Jastruna. 
Tomasz Jastrun. Religii uczył go ksiądz Jan Twardowski.

W tygodniku "Przegląd" znalazłam jego artykuł pt: "Bal maskowy".
Przypisuję tylko kilka fragmentów:

"Cytuję Łepkowską: "Wjechał Pan na Powązki - gdzie i ja mam grób swoich bliskich - jak król do prywatnej kaplicy. Jak cesarz do mauzoleum swoich przodków w swoim prywatnym pałacu. Okazał Pan nie po raz pierwszy, ale pierwszy raz w tak szczególnym czasie, który powinien być czasem wyjątkowym, czasem wzajemnej empatii, solidarności i czułości, że ma się Pan za kogoś lepszego, ważniejszego, kogo zakazy i nakazy nie obowiązują. Tym samym okazał Pan głęboką pogardę i całkowity brak zrozumienia uczuć milionów zwykłych Polaków, ludzi, w których interesie działa Pan ponoć od dziesięcioleci.../.../ Wstyd proszę Pana. Myślę, że się to na Panu i na Pana obozie politycznym zemści /.../ Mówię to Panu z głębokim przekonaniem, że czegoś takiego Rodacy Panu nie zapomną..."

Autor artykułu tak odpowiada Ilonie Łepkowskiej:

"Nie, proszę Pani, ci wierzący rodacy zapomną i wybaczą, wierzący czyli elektorat PIS. Bo prezes to wedle nich pomazaniec boży, jest ponad prawem, a nawet prawo tworzy. Nie tylko wybaczą, nawet się wzruszą że tak kocha matkę".

I jeszcze tak pisze....:

"Jaką trzeba mieć pogardę dla Polaków by walczyć o władzę po ich trupach".
-------------------------------------------------------------------------------------
Czy ma rację autor tego artykułu?

-----------------------------------------------------------------------
Znam Was i wiem......ale na wszelki wypadek proszę o spokojne i wyważone komentarze.
Bardzo też proszę żeby mnie nie atakować...
Ja tylko cytuję... i pytam...
Nikt nie ma obowiązku odpowiadać.

wtorek, 28 kwietnia 2020

Druga niebajka.

/Data na odwrocie zdjęcia 18 sierpień - rok zamazany. Ale to było bardzo dawno temu./

Rok po wojnie pewien artysta-rzeźbiarz otrzymał propozycję objęcia stanowiska dyrektora Szkoły Przemysłu Drzewnego w Zakopanem. Pojechał więc do Zakopanego razem z żoną i córką. Zamieszkali na pierwszym piętrze dużego drewnianego domu stojącego naprzeciwko tej szkoły. 
Po dwuletniej pracy, polegającej głównie na organizowaniu w szkole pracowni rzeźby i uczeniu uzdolnionych górali tworzenia przede wszystkim w drewnie, rzeźbiarz, o którym opowiadam otrzymal skierowanie do pracy w  Warszawie.  Stolica była wtedy w odbudowie i potrzeba było jej także artystów, którzy zrekonstruowaliby zniszczone pomniki i rzeźby a także stworzyli nowe.
Rzeźbiarz z żoną i z córką wyjechał, a dyrektorem słynnej zakopiańskiej szkoły został Antoni Kenar. Szkoła zmieniła wtedy nazwę na Szkołę a właściwie Zespół Szkół Plastycznych. Istnieje do dzisiaj i nosi imię Antoniego Kenara.
Po kilku latach -artysta został zaproszony do Zakopanego na obchody reaktywowania szkoły po wojnie. Z żoną, starszą córką a także młodszą, która urodziła się już w Warszawie zamieszkał w tym samym domu i w tym samym mieszkaniu co kilka lat przedtem. Młodsza córeczka zobaczyła wtedy po raz pierwszy Tatry i zaczęła o nie pytać.
Więc któregoś dnia pojechali "wysioko, wysioko" czyli na Kasprowy Wierch. 
I tam na platoformie górnej stacji kolejki linowej fotograf zrobił im  zdjęcie. 
I ta mniejsza dziewczynka, której Mama kiedyś to wszystko opowiadała ..... znalazła niedawno w starym albumie to zdjęcie.
I jeszcze przypomniała sobie, że przed drzwiami tego pokoju na piętrze w którym wtedy mieszkali leżał zawsze olbrzymi biały pies - owczarek podhalański.  A ona okropnie się go bała.
Ale to chyba już wtedy zaczęła się wielka miłość tej dziewczynki do Najpiękniejszych Gór Świata.

I to już koniec tej drugiej niebajki.

niedziela, 26 kwietnia 2020

Co to jest antykoncepcja?

"Antykoncepcja to gwałt na dekalogu"

Przeczytałam te słowa na okładce ostatniego "Newsweeka". Są one częścią wypowiedzi aktualnego ministra zdrowia.
-------------------------------------------------------------------------------------------
W każdy poniedziałek chodzę do saloniku prasowego aby kupić najnowszą prasę.
Najpierw przeglądam tytuły i to co napisano na okładkach. I tym razem tak było. I gdy zobaczyłam ten o antykoncepcji pomyślałam, że zwariowałam.
Od pewnego czasu twierdziłam, że żyjemy w średniowieczu.
Myliłam się - żyjemy w epoce kamienia łupanego.
---------------------------------------------------------------------------



A te niezapominajki z mojego balkonu to dla wszystkich tych, którzy o mnie nie zapominają. Szczególnie dla kilku osób, które - gdy niedawno przez całą dobę nie odpowiadałam na komentarze - pytali mnie na blogu, na messengerze i esemesami czy wszystko u mnie w porządku. Bardzo Wam za to dziękuję.
Ja też o Was myślę ... A niezapominajki symbolizują pamięć...

piątek, 24 kwietnia 2020

Poczet słynnych kobiet - część ósma

Sprawiedliwe władczynie i bezwzględne despotki. Skuteczne dyplomatki oraz dzielne wojowniczki. Utalentowane artystki i niezależne emancypantki. Kobiety zmieniające oblicza świata.
Nie było ich wiele bo nigdy nie miały równych praw z mężczyznami.

Ale te, o których chcę napisać były naprawdę WYJĄTKOWE.

8. Czarna wdowa czyli LUKRECJA BORGIA /1480-1519/

Włoska arystokratka, księżna Ferrary.
Lukrecja była dzieckiem kardynała Rodrigo de Borgii, późniejszego papieża Aleksandra VI i jednej z jego luksusowych kurtyzan.

Jeden z jej braci Cezar jako władca zasłynął bezwzględnością, stając się pierwowzorem bohatera "Księcia" Machiavellego.

Lukrecja, podporządkowana interesom rodowym Borgiów była trzykrotnie wydawana za mąż /po raz pierwszy w wieku 13 lat/. Pierwsze małżeństwo zostało anulowane, bo Borgiowie przestali je uważać za politycznie korzystne. Drugiego męża Lukrecji zamordowano - najprawdopodobniej na polecenie jej brata Cezara. Trzeci mąż przeżył księżnę, która w 1519 roku zmarła najprawdopodobniej w wyniku komplikacji poporodowych. 

Podobnie jak cała rodzina, Lukrecja zdobyła reputację bewzględnej, rozpustnej intrygantki - "czarnej wdowy", mordującej z zimną krwią swoich kochanków. Według krążących o niej plotek utrzymywała miłosne stosunki z ojcem i bratem, uczestniczyła w orgiach, nosiła też pierścień z trucizną, którą wsypywala do wina swoim wrogom. Urodziła nieślubne dziecko /oficjalnie uznane przez jej brata za swoje/ a dwóch jej domniemanych kochanków zginęło z rąk zabójców.

A wszystko to działo się w rodzinie papieża.

Historycy podejrzewają jednak, że zła reputacja księżnej jest w dużym stopniu wynikiem propagandy przeciwniów politycznych rodu Borgiów.
--------------------------------------------------------------------------
Owa czarna legenda została utrwalona w póżniejszych latach przez pisarzy i filmowców zafascynowanych postacią demonicznej Lukrecji.
Mniejszą uwagę przyciągały pozytywne cechy księżnej - mecenat roztoczony nad artystami czy też działalność charytatywna.
Dziś życie Lukrecji Borgii postrzegane jest raczej jako typowy przykład obyczajow włoskiej arystokracji doby renesansu.
Ze swej strony dodam, że były to okrutne i obrzydliwe obyczaje.
---------------------------------------------------------------------------
Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury włoski pisarz Dario Fo napisał książkę o Lukrecji Borgii pt: "Córka Papieża".



Nie znam jej ale jak tylko otworzą biblioteki i księgarnie to z pewnością jej poszukam...
A może ktoś z Was czytał tę książkę?

środa, 22 kwietnia 2020

Poniedziałek i inne dni...

             

               Nie bójcie się, to nie jest TO...To jest bardzo twarda kolczasta piłeczka do ćwiczeń stopy...
----------------------------------------------------
1. Wchodzę na tę piłeczkę każdego ranka zaraz po przebudzeniu. Przez około 20 minut wałkuję stopę na niej od palców aż do pięty. Jest to ćwiczenie, które wykonuję conajmniej raz dziennie od lipca ub. roku. Może pamiętacie /bo pisałam o tym kilka razy/ że naderwałam sobie ścięgno podeszwowe w prawej stopie i teraz muszę ją ciągle rehabilitować. W przeciwnym wypadku miałabym duże problemy z chodzeniem.

2. Potem idę do kuchni i robię sobie w ekspresie kawę z mlekiem. Z kawą w prześlicznym kubku wracam do łóżka i włączam laptopa. I albo publikuję nowy tekst albo zaglądam do Was. Staram się nie sprawdzać najświeższych informacji na temat pandemii i tego co zrobili i powiedzieli nasi wspaniali politycy.

3. Około 8-mej zjadam śniadanie i zaczynam lekturę książek aktualnie czytanych. Od zawsze czytam kilka książek jednocześnie. Inaczej mówiąc nie czytam jednej książki do końca, tylko w pewnym momencie odkładam ją, zaczynam inną, potem następną i jeszcze następną. Tym sposobem mam zawsze 5-6 książek zaczętych. Wracam do nich i czytam dalej tę która mi najbardziej w danym momencie pasuje. Ponieważ nie są to romanse ani książki z rodzaju "zabili go i uciekł", więc często zdarza się, że żeby sobie przypomnieć na czym skończyłam muszę wrócić i przeczytać parę wcześniejszych stron.

4. W tak zwanym "międzyczasie" zaglądam na messengera żeby zobaczyć co słychać u moich czterech chłopaków. Jak widzę, że już wstali to wysyłam im jakiś śmieszny obrazek albo zdjęcie ze wspólnych wakacji albo z czasów gdy byli jeszcze mali. Dotyczy to trzech młodszych, którzy muszą "iść do szkoły" aby uczyć młodzież albo uczyć...się.  Pierworodny na szczęście pracuje cały czas normalnie i razem z żoną wychodzi do pracy...

5. Około 10-tej kończę lenistwo i zabieram się do pracy. A to posadzę jakieś kwiatki na balkonie, a to coś upiorę albo wyprasuję  a to pościeram gdzieś kurze. Albo zrobię jakąś sałatkę na obiad. Zdarza mi się nawet okno umyć...Że o ugotowaniu obiadu nie wspomnę...

6. Między 10 a 12-tą wychodzi po zakupy moja Druga Połowa. Jak wraca to wtedy ja wychodzę na spacer.

7. Chodzę sobie przez godzinę po osiedlu i po skwerze. Głos nadawany ze stojącego przed Teatrem "Rampa"radiowozu co pewien czas przypomina mi żebym została w domu.
Kiedyś z radiowozu wyszedł młody policjant i wyraźnie zmierzał w moim kierunku. Już szukałam dowodu osobistego, ale zauważyłam, że policjant idąc wyrzucił jakieś śmiecie na trawę zamiast do kosza. Gdy był już blisko mnie powiedziałam spokojnie: "Proszę pana, coś panu wypadło z kieszeni". Policjant odwrócił się, schylił, podniósł to coś i wrzucił do kosza. Potem spojrzał w moim kierunku i chyba zmienił zdanie bo  wsiadł z powrotem do radiowozu. A ja spokojnie skręciłam w następną alejkę , zatrzymałam się i zrobiłam zdjęcie tym zakochanym drzewom. A potem wróciłam do domu.
                           
                                                        

8. Około 14 jemy obiad z pysznym deserem.

9. A po obiedzie idę spać. W końcu w czasie pandemii trzeba o siebie dbać, szczególnie jak się jest babcią. Do snu nastawiam sobie kasetę z muzyką relaksacyjną i zasypiam jak małe dziecko. Budzi mnie cisza, bo kaseta się w międzyczasie kończy.


10. A potem to są telefony do tych i od tych przyjaciół, którzy są mi bardzo bliscy.

A potem jakaś sztuka albo film na "Kulturze". Ostatnio przypomniałam sobie "Ziemię obiecaną" Wajdy. 

11. Wieczorem zaglądam na swój blog i odpowiadam na komentarze. Czytam jeszcze coś do snu albo oglądam coś lekkiego w telewizji. I odbieram "uśmiechy i serduszka" przesłane mi przez moich chłopaków na messengerze.


12. W nocy często budzę się i piszę. Bo w nocy pisze się najlepiej.


--------------------------------------------------
I tak wygląda mój poniedziałek i inne dni...

Napiszecie jak jest u Was???

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

O śmieciach będzie....

            

/Te bratki które rosną w mojej loggi nie mają żadnego związku z poniższym tekstem/

---------------------------------------------------------------------------
Niemal wszystko co ludzkość wyprodukowała przed rokiem 1907 było pozbawione tworzyw sztucznych. Tak naprawdę to epidemia plastiku zaczęła się dopiero pod koniec XX wieku.

Ale po kolei:

1. W starożytnych Atenach zakazano wyrzucania śmieci na ulicę. Należało je wywozić za mury miejskie - co najmniej 1,5 km. za miasto.

2. Przyjmuje się że pierwsze wysypiska działały na Krecie 3 tysiące lat temu. Były to głębokie doły zasypywane ziemią po napełnieniu.

3. Doły kloaczne i śmieciowe znane były Rzymianom. Na ich opróżnianiu można było zarobić, ponieważ nawóz chętnie kupowali rolnicy. Prawo do wywozu nieczystości zostało opodatkowane.

4. Średniowieczni kronikarze opisują góry śmieci wysokie na kilkanaście metrów. Dopiero w XVIII wieku zaczęto powoływać regularne służby oczyszczania miast.

5. W Warszawie pierwsza policja sanitarna powstała już w roku 1540 i miała za zadanie czuwać nad stanem czystosci.

6. Pierwsze konie i wozy przeznaczone do wywozu śmieci Warszawa zakupiła w roku 1695. Śmieci wywożono na tzw. Górę Gnojną lub wrzucano do Wisły...

7. Pierwsze kosze i pojemniki na śmieci pojawiły się w XVI wieku w Paryżu i w Amsterdamie.

8. Pierwsza spalarnia śmieci powstała w 1874 roku w Nottingham w Anglii. Jakiś czas potem zainstalowano tam maszynę parową zasilaną energią ze spalonych odpadów.

9. Pierwsze znormalizowane kubły na śmieci przy gospodarstwach indywidualnych wprowadzono w Anglii w 1875 roku, gdzie powstał zarazem pierwszy komunalny system odbioru śmieci.

10. Pierwszym masowo stosowanym tworzywem sztucznym był bakelit. Wynalazł go w 1907 roku belgijski chemik Leo Baekeland.

11. W Warszawie od 1912 roku działała spalarnia śmieci, zniszczona w czasie wojny w 1944 roku. Również Poznań miał od 1929 roku podobną instalację.

12. Plastikowe worki na śmieci wynalazł w 1950 roku Kanadyjczyk ukraińskiego pochodzenia Harry Wasyluk.

13. W Szwecji tylko 3% śmieci trafia na składowiska, w Polsce 75%. W Szwecji 50% odpadów trafia do spalarni zaś resztę się odzyskuje. W Polsce tylko kilka procent się odzyskuje.

14. Zwykły papierek po cukierku porzucony w lesie będzie tam leżal 450 lat nim się całkowicie rozłoży.

15. Polacy rocznie wytwarzają 10 mln ton odpadów. Samych toreb plastikowych zużywamy 7 mld sztuk.
-----------------------------------------------------------------------------
A teraz segregacja śmieci w Polsce znowu zeszła na dalszy plan. Tak się składa, że za ścianą w kuchni mam zsyp. I słyszę jak lokatorzy wrzucaja do zsypu wszystko ... i jak to wszystko leci w dół...

sobota, 18 kwietnia 2020

Zachód słońca w Miasteczku


Babcia Stokrotka /po prawej/ z "malutkimi" wnukami





"W Kazimierzu prawie wszystkie zachody słońca są niesamowite. Kiedyś pomyślałam, że gdyby Antoine de Saint-Exupery znał miasteczko, to wówczas z pewnością wylądowałby na plaży w pobliżu kamieniołomu i tam właśnie spotkał małego, złotowłosego chłopca. Ale wtedy jeszcze mniej dowiedziałby się o Róży, bo Mały Książę milczałby jeszcze bardziej, patrząc na piękny, świetlny spektakl odbywający się codziennie nad rzeką".

/Był to urywek z mojej książki pt: "Zwariowałam"./
--------------------------------------------------------------------------
Jak widzicie .... okropnie tęsknię... więc pozwoliłam sobie pokazać Wam zdjęcia zrobione przy zamku o zachodzie słońca w dniu 8 lutego 2020 roku.

Wy też tęsknicie za jakimś zachodem albo wschodem słońca? A jeśli tak ... to gdzie?

czwartek, 16 kwietnia 2020

Poczet słynnych kobiet - część siódma

Sprawiedliwe władczynie i bezwzględne despotki. Skuteczne dyplomatki oraz dzielne wojowniczki. Utalentowane artystki i niezależne emancypantki. Kobiety zmieniające oblicza świata.
Nie było ich wiele bo nigdy nie miały równych praw z mężczyznami.

Ale te, o których chcę napisać były naprawdę WYJĄTKOWE.

7. Święta Wojowniczka czyli Joanna D'ARC / 1412-1431/

Dziewica Orleańska, francuska bohaterka narodowa, Święta, Patronka Francji.
Joanna urodziła się w rodzinie chłopskiej. Jej dzieciństwo przypadło na okres klęsk Francji w wojnie stuletniej.
Prawdopodobnie w 1428 roku Joanna doznała objawienia, w którym głosy świętych powierzyły jej misję uwolnienia Francji od angielskich okupantów i przywrócenia tronu prawowitemu spadkobiercy - księciu Karolowi.
Na czele niewielkiego oddziału  przedostała się do oblężonego przez wojska angielskie Orleanu, przyczyniając się do odparcia Anglików. Żołnierze wierzyli, że uduchowiona dziewczyna głosząca przepowiednie i walcząca w pierwszym szeregu w męskim przebraniu jest wysłanniczką Opatrzności.
Z udziałem Joanny wojska francuskie odniosły kolejne sukcesy, które latem 1429 roku utorowały księciu Karolowi drogę do koronacji.
Dalszy przebieg walk nie był już jednak dla Francuzów równie pomyślny. W 1430 roku Dziewica Orleańska dostała się do niewoli stronników angielskich, którzy sprzedali ją Anglikom. Strona francuska nie poczyniła żadnych kroków aby przywrócił Joannie wolność.
Anglicy chcąc zniszczyć symbol francuskiego oporu i zdyskredytować Karola VII oskarżyli Joannę o czary, herezję, konszachty z diabłem, rozpustę i pychę.
W czasie procesu oskarżona najpierw zgodziła się zaprzeczyć swym objawieniom, później jednak odwołała wcześniejsze zeznania co było równoznaczne z wyrokiem śmierci.

30 maja 1431 roku Joanna została spalona na stosie.

Po zwycięstwie Francji w wojnie stuletniej przeprowadzono rewizję procesu, zakończoną rehabilitacją Dziewicy Orleańskiej. W XIX wieku uznano ją za francuską bohaterkę narodową, a w 1920 roku za Świętą Kościoła Katolickiego.

Jeśli byliście w Paryżu to z pewnością zwróciliście uwagę na pozłacany pomnik Joanny D'Arc.  Stoi na Place des Pyramides w północnej pierzei Rue de Rivoli w pobliżu Luwru. Postawiono go Świętej Wojowniczce w 1874 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
P.S. Dziewczyny!!!! Nie jest źle!!!! Na stosach już nas nie palą jako te rozpustnice i czarownice!!! :-)

wtorek, 14 kwietnia 2020

To jak to jest, babciu...?


"Szliśmy Drogą pod Reglami w kierunku Doliny Strążyskiej.
- To jak to jest, babciu ?- zapytał znowu Szczerbaty.
- Ale z czym...?
- No z tym umieraniem...
- Nie rozumiem.
- No bo jak człowiek umiera to tak całkiem umiera? Nic z niego nie pozostaje? I już nigdy się go nie zobaczy?
- To nie jest takie proste. To wszystko zależy od tych, którzy pozostają. Jeśli wyznają jakąś religię, to wierzą, że ten człowiek nie umarł, tylko żyje gdzie indziej.
- No wiem. I kiedyś się z nim spotkamy.
- No właśnie.
- No ale on teraz też trochę z nami jest. Patrzy na nas z góry i widzi co robimy, prawda? To babcia Zosia widzi, jak mnie się nie chce lekcji odrabiać? - wtrącił się Pytalski.
- No pewnie, że widzi, i jak się ze mną kłócisz. i nie słuchasz mnie, i skarżysz na mnie - rozpędził się Szczerbaty. - Bo ona z nieba na nas patrzy.
- A w którym miejscu?- zadarł głowę do góry Pytalski.
- No pewnie gdzieś między tymi dwiema chmurkami - odpowiedział mu bardzo poważnie starszy brat.
- Babciu, a dlaczego ja nie pamiętam babci Zosi? - zapytał młodszy wnuk.
- Bo miałeś parę miesięcy i robiłeś jeszcze w pieluchy - wyjaśnił mu Szczerbaty.
- Aha, to juz sobie chyba przypomniałem.
- To niemożliwe - zdenerwował się Szczerbaty. - Ale ja to naprawdę bardzo dobrze ją pamiętam. I nigdy twojej mamy nie zapomnę, babciu, wiesz?
- To dobrze, bo pamięć jest najważniejsza - powiedziałam i przytuliłam ich do siebie.
Doszliśmy do wylotu Doliny Strążyskiej.
Zza chmur powoli przebijały się promienie słoneczne."
-------------------------------------------------------------------------------------
/Był to urywek z mojej książki pt:"Nadal wariuję" wydanej w roku 2016/

===========================================
           W moim malutkim parku zaczynają kwitnąć kasztany.

===========================================
W Wielki Piątek wybrałam się na Stare Powązki. Wiedziałam wprawdzie, że Cmentarz jest zamknięty, ale łudziłam się, że może go otworzą. Przecież w Polsce jest piękny zwyczaj zapalania zniczy na grobach swoich bliskich także w dni świąteczne i przedświąteczne. Przecież nie powinno się o tym zapominać...
Niestety.
Główna Brama Św.Honoraty przez którą zawsze wchodzę była zamknięta. Inne też.
Wróciłam do domu.
Otworzyłam laptopa.
I wtedy dowiedziałam się, że nie dla wszystkich Powązki były zamknięte. Na cmentarz przez jedną z bocznych bram wjechał  ktoś czarną limuzyną. I w asyście ochroniarzy...

Mój blog jest całkowicie apolityczny więc dalej nie będę już pisać... Nie umieszczę też zdjęcia tej osoby będącej w ubiegły Wielki Piątek na Starych Powązkach w licznym gronie polityków... 

Napiszę tylko, że poczułam się jak ptak do którego strzelono gdy leciał. I który teraz spada na ziemię głową w dół.
Albo jak mała mróweczka wgnieciona czyimś butem w ziemię...

I pewnie nie ja jedna tak nadal się czuję.
---------------------------------------------------------------------
"To jak to jest, babciu" zapytaliby moi wnukowie gdyby spędzali ze mną tę Wielkanoc...
Ale pytanie dotyczyłoby czegoś zupełnie innego...
A ja odpowiedziałabym im tak jak wtedy gdy szliśmy Drogą pod Reglami.
I pocieszyłabym też siebie:

"... bo pamięć jest najważniejsza"


niedziela, 12 kwietnia 2020

Rapa Nui czyli Wyspa Wielkanocna


O leżacej na Oceanie Spokojnym i należącej do Chile Wyspie Wielkanocnej wiedzą wszyscy.
Nie wszyscy natomiast wiedzą co i jak napisała o tej wyspie Judith Schalansky w książce "Atlas wysp odległych" /Pięćdziesiąt wysp na których nigdy nie byłam i nie będę/.

Według ww książki Wyspa Wielkanocna ma obszar 163,6 km kwadratowych i zamieszkuje ją 3791 mieszkańców.
Wyspa leży 3690 km od Chile i 4190 km od Tahiti. .
Została odkryta w Niedzielę Wielkanocną 3 kwietnia 1722 roku przez Jocoba Roggeveen.
W dniu 9 września 1888 roku wyspę zaanektowało Chile.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Przepisuję wiernie tekst z książki.

"Nic dziwnego, że Darwin się tutaj nie zatrzymał. Fauna i flora są ubogie, czarodziejski przepych wysp Galapagos jest odległy o kilka tygodni podróży czółnem. Nikt już nie wie jak wysokie były palmy kiedyś gęsto porastające wyspę. Z tych pni wypływał sok, który fermentował w słodkie jak miód wino, a z drewna można było budować tratwy i robić liny służące do transportu posągów.

Te pozbawione szyi potwory z kamienia, istoty o zapadniętych oczach i długich uszach, mieszkają na wybrzeżu, mają zwietrzałą skórę i usta jak u krnąbrnych dzieci. Strażnicy z wulkaniczego tufu, plecy pokrywa im mech, za plecami mają morze. W święta ich białe, koralowe oczy patrzą na palmowe lasy.

Dwanaście plemion zamieszkujących wyspę współzawodniczy ze sobą, buduje coraz więcej olbrzymów, a w nocy po kryjomu wywraca tych, zbudowanych przez innych.

Niszczą własny kraj, ścinają ostatnie drzewa, podcinają gałąż na której siedzą; to początek końca; wkrótce umrą na ospę przywleczoną przez obcych, albo staną się niewolnikami we własnym domu, własnością dzierżawców, którzy zrobią z wyspy wielką owczą farmę. Z 10 tysięcy mieszkańców przezyje 111.

Nie ma palm, które stały kiedyś nad brzegiem morza, a kamienni strażnicy leżą na brzegu morza.

Archeologowie ponownie ustawiają posągi i szukają śladów. 
Kopią w poszukiwaniu nasion, przeczesują góry śmieci, zbierają kości i zwęglone drewno, próbują odcyfrować pomarszczone linijki w języku rongo-rongo i z kamiennych twarzy wyczytać co się stało.

W tym pustym kraju, który powstał z 70 wulkanów nie ma dziś ani jednego drzewa. Jest za to pas startowy tak wielki, że mógłby na nim wylądować prom kosmiczny.

Klasyczny przykład końca świata /który kiedyś niewątpliwie nastąpi/ , łańcucha nieszczęśliwych przypadków doprowadzających do samozniszczenia, leming na Oceanie Spokojnym"

-------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli kogoś z Was zasmucił albo przestraszył ten tekst...... to przypominam, że jest to w dużym stopniu fikcja literacka autorki książki.... która także i na Wyspie Wielkanocnej nie była.
--------------------------------------------------------------------

I jeszcze trzy zdjęcia z wczorajszego spaceru po osiedlu...







                              Spokojnego świętowania Kochani....

piątek, 10 kwietnia 2020

Takie tam różności przedświąteczne...

1."Uczniem poprzedniego jest następny dzień" - taki jest napis na tym talerzu.                                                                                                                                                         
       
Talerz ten dostałam kiedyś  w prezencie od wydawnictwa "Świat Książki" za kupienie dużej ilości książek. Odnalazłam go wczoraj w czasie porządków przedświątecznych i zamyśliłam się...
Bo przecież to jasne jak słońce. Chodzi tylko o to czy my jesteśmy dobrymi uczniami i czy uczymy się z poprzednich dni?????

2. Ostatnio sprzątałam loggię. W miarę możliwości urządziłam ją tak aby można było na niej spędzić Wielkanoc. Wystawiłam kilka domowych kwiatów, reanimowałam bluszcz. Jak się dobrze przyjrzycie to zauważycie też .... gwiazdę betlejemską, która mi kwitnie od grudnia. No ale są bazie... a na obrusie żółciutie kurczaczki... 





3. Przeczytałam tekst Olgi Tokarczuk w którym noblistka podzieliła się swoją refleksją na temat pandemii koronawirusa.
Zaczytuję tylko niewielki urywek:
"Obawiam się, że wirus szybko przypomni nam jeszcze inną starą prawdę - jak bardzo nie jesteśmy sobie równi. Jedni z nas wylecą prywatnymi samolotami do domu na wyspie lub w leśnym odosobnieniu, a inni zostaną w miastach żeby obsługiwać elektrownie i wodociągi. Jeszcze inni będą ryzykować zdrowie pracując w sklepach i szpitalach. Jedni dorobią się na epidemii, inni stracą majątek życia."

4. Twórcą tych geograficznych pisanek jest Osobisty Geograf, czyli mój młodszy syn. Widzicie wszystkie kontynenty?



5. Zdrowia, Uśmiechu, Spokoju i Nadziei  życzę Wam na Wielkanoc i na wszystkie następne dni...

środa, 8 kwietnia 2020

"Dąseczki Kłapouchego"... czyli uśmiechnijcie się proszę ...


Taką mini-książeczkę /5cm na 8,5cm/ odnalazłam w jednej ze swoich przepastnych szuflad. 

Jak wiecie Kłapouchy obok Prosiaczka był najserdeczniejszym przyjacielem Kubusia Puchatka.
A "Kubuś Puchatek" to książka mojego dzieciństwa.
Postanowiłam przepisać kilka Dąseczków z tej książeczki. /Wydawnictwo "Prószyński i S-ka" rok 1999./

!. 
"- Jak się masz ?- zapytał Puchatek.
- Nie bardzo się mam - odpowiedział Kłapouchy. - Już nie pamietam czasów, żebym jakoś sięmiał"

II.
"-Dzień dobry, mały Prosiaczku. Jeśli ten dzień godzi nazwać się dobrym.
-O czym wątpię - dodał - ale mniejsza o to".



III.
"Nawet jeśli sądzisz, że nie masz nic, co warto by ukraść..... Ktoś przyjdzie i zabierze twój ogon..."
IV..
"Zwykle bywa tak, ze ogon jest albo go nie ma. Co do tego nie można się pomylić."

V.
"Na pozór nie jest tak żle... lecz wkrótce okazuje się, że ktoś robi z twoich tylnich łapek wieszak na ręczniki"

VI.
"Nawet jeśli ktoś będzie pamiętał o twoim przyjęciu urodzinowym, na pewno po drodze zje twój prezent albo go zniszczy..."
VII.
"- Miałbym pewien pomysł - powiedział Puchatek - ale nie myślę, żeby był bardzo dobry.
- I ja też nie myślę - rzekł Kłapouchy"

VIII.

"Jest zaproszenie dla ciebie - huknęła Sowa.
-Ach - westchnął Kłapouchy - to z pewnością nieporozumienie, ale mimo to przyjdę. Tylko nie miejcie do mnie żalu jeśli będzie padał deszcz.
IX.
"Zawsze może być bardziej mokro"...
X.
"Prosiaczek wyjaśnił Tygrysowi, że nie powinien zwracac uwagi na to co mówi Kłapouchy, bo on już zawsze jest taki ponury.
A Kłapouchy wyjaśnił Prosiaczkowi, że odwrotnie, jest właśnie w wyjątkowo pogodnym usposobieniu dzisiejszego poranka".





Uśmiechnęliście się???

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Praca domowa czyli "Obrzydliwe Miasteczko"

To zdjęcie jest dla Was wszystkich na osłodę trudnego czasu. Zrobiłam je wczoraj koło mojego bloku i nie ma ono związku z tekstem. 
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Przemiły BOJA, który prowadzi blog https://kronikimikolajamiki.blogspot.com/  zna mnie doskonale z moich książek a przede wszystkim z tego blogu. Wie, że jedną z moich trzech polskich miłości jest Miasteczko czyli Kazimierz Dolny nad Wisłą.
Jako jednej z 12 osób zadał mi pracę domową. Brzmi ona nastepująco:

12.- STOKROTKA. Trudne zadanie przed Tobą, Stokrotko, ale wierzymy, że podołasz. Chcielibyśmy abyś przedstawiła Miasteczko w ciemnych barwach. W takich naprawdę ciemnych, tak żebyśmy wzdrygali się podczas czytania!

Spróbowałam. Najpierw umieściłam tekst na blogu BOJI a teraz przepisuję go wiernie tutaj. Nie wiem czy mi się udało dobrze odrobić pracę domową. Ale chyba nie to jest najważniejsze...

Posłuchajcie:


"Najbrzydsze polskie miasteczko /czyli Kazimierz Dolny nad Wisłą/"

Siedzieliśmy na małym zatłoczonym rynku i usiłowaliśmy słuchać jak gra na skrzypcach 10-letnia dziewczynka.

Podeszła przed godziną do naszej ławeczki i zapytała czy może postawić obok futerał bo może ktoś jej tam wrzuci pieniążki.

Oczywiście –odpowiedzieliśmy z uśmiechem i zrobiliśmy jej miejsce.
Dziewczynka była szczuplutka i bardzo skromnie ubrana. Jedynie fantazyjny kapelusz – pożyczony pewnie od mamy albo starszej siostry dodawał jej uroku.

Stanęła obok nas, położyła przed sobą futerał i zaczęła grać. Grała „Love story” i inne sentymentalne melodie.

Wrzuciliśmy jej do futerału 10 złotych. Na szczęście. I na dobry początek.

Niestety – nikt oprócz nas nie zwracał na nią uwagi. Nikt też nie słyszał jej grania bo tłum turystów a raczej pseudoturystów okropnie hałasował. Dzieci krzyczały że chcą loda albo koguta, grały na piszczałkach albo różnych trąbkach. Dorośli krzyczeli przez komórki albo do siebie. Szczekały przerażliwie psy. A nad rynkiem lataly gołębie i walczyły o rzucane im okruchy. Ciągle przejeżdżały za sygnale samochody.

Hałas był niesamowity. Ktoś przez głośnik zapraszał cały czas na mający się odbyć wieczorem na bulwarze jakiś koncert. Ktoś inny krzyczał, że przed koncertem na zamku będzie grał jakiś znany muzyk.

W pewnym momencie podszedł do dziewczynki autochton. Powiedzieć, że był pijany to mało. To był taki typ, który nigdy nie jest trzeżwy. Brudny, śmierdzący, w obrzydliwych łachach. Miał chyba początek delirki bo dziwnie podskakiwał. Także wyraz twarzy wskazywał na całkowite wypranie mózgu.
Zasłonił całkowicie dziewczynkę, tak że nie dość, że nikt nie słyszał jej grania to nikt jej nawet nie widział.

Wtedy zaproponowałam jej żeby stanęła na ławce.

I jak już stanęła i wzięła w ręce skrzypce i znowu zaczęła grać to wtedy ten pijany autochton schylił się do futerału i zabrał jej te jedyne 10 zł. Potem ją pchnął….. i uciekł. I gdyby nie to, że w ostatniej chwili ją złapałam za rękę to spadła by z tej ławki…

Ale najgorsze miało dopiero nastapic...
Bo zapłakana dziewczynka krzyknęła: „Tatusiu, nie zabieraj mi tych pieniążków”.


A najgorsze jest to, że nic w tym opowiadaniu nie jest zmyślone.

sobota, 4 kwietnia 2020

O szczęściu...

Te wszystkie stokrotki sfotografowane wczoraj na moim skwerze /patrz poprzedni tekst/ są dla Was - moich blogowych przyjaciół.



1. "Szczęście człowieka na ziemi zaczyna się dlań wtedy gdy zapominając o sobie zaczyna żyć dla innych"  - Mikołaj Gogol

2. "Chcąc doznać pełni szczęścia trzeba je dzielić z kimś drugim" - Mark Twain

3. "Człowiek jest szczęśliwy tylko wtedy, kiedy kocha i coś daje, bo większym szczęściem jest dawać niż brać" - Max Scheler

4. "Szczęściem jest świadomość - kochają mnie" /nie pamiętam kto to powiedział ale ładne - prawda?/

5. "Szczęściem jest w obydwóch rękach trzymać kwiaty" - przysłowie japońskie.

Myślę, że w dzisiejszym świecie szczęściem dla nas wszystkich jest zdrowie. I spokój. To znaczy żeby się to wszystko skończyło i wróciło normalne życie.

Zapraszam Was dzisiaj serdecznie do przeczytania tekstu Ewy Radomskiej - pisarki, poetki i aforystki, mojej serdecznej przyjaciółki. Prawdziwej erudytki. 
/Ewa Radomska w komentarzach na moim blogu podpisuje się jako Ewa z Bajkowa/

https://www.kobieta50plus.pl/pl/weranda-literacka/szczescie-w-szafie

A te fiołki które rosną koło mojego bloku to oczywiście dla Ewy...



/Komentarze można wpisać albo TU albo TAM./

czwartek, 2 kwietnia 2020

Moje codzienne spacery w marcu...


....odbywam na tym skwerze. Jest to właściwie niewielki park tuż przy Teatrze Rampa w dzielnicy Targówek w Warszawie. Chodzę sobie i chodzę szybko aby mnie wirus nie dogonił i obserwuję wszystko dookoła. To znaczy rośliny i ptaki. Bo ludzi spotykam bardzo rzadko.



Ale żeby nie było za nudno, bo zdjęcia są takie jakie są... czyli mało barwne.... bo przecież to marzec...  to może napiszę, a raczej przepiszę kilka opinii o słynnym Wiechu, czyli Stefanie Wiecheckim.



Bo Stefan Wiechecki WIECH to najbardziej warszawski z warszawskich pisarzy, którego podziwiali i poważali najwybitniejsi Polacy: kardynał Stefan Wyszyński, Józef Beck, Stefan Starzyński, Stefan Żeromski. A wielcy koledzy po piórze szczerze go szanowali i porównywali do wybitnych postaci.

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska tak uważała: "Wiech to gentlemen, szalenie dowcipny, nigdy jadowity, często wzruszający. Jego felietony są wynikiem obserwacji bardzo uważnej, pracy w swoim rodzaju całkiem twórczej i na wskroś oryginalnej..."



Jan Lechoń tak pisał: "Wiech to stanowczo niedoceniony pisarz pierwszej klasy, który zdołał opisać bodaj tysiąc razy pijaństwo i mordobicie, za każdym razem inaczej..."



Marek Hłasko w swoich "Pięknych dwudziestoletnich" zastanawiał się: "mimo że jestem warszawiakiem urodzonym na Powiślu - nie rozumiem czy Warszawa mówi tak, jak pisze Wiech czy też Wiech pisze tak, jak mówi Warszawa".



Michał Choromański stwierdził: "Uważam Wiecha za jednego z najlepszych polskich pisarzy współczesnych"



I jeszcze opinia  Juliusza Kaden-Bandrowskiego: "Plaut naszej współczesnej Warszawy".



A sam Wiech tak kiedyś powiedział:
"Pytano mnie, czy uważam się za współtwórcę gwary warszawskiej. Współtwórca to za duże słowo. Starałem się zawsze wiernie ją tylko odtworzyć".

A bardzo już starszy warszawiak zapytany o to kim był dla mieszkańców Warszawy Stefan Wiechecki odpowiedział tak: "Wiech? Panie kochany... A czym są dla stolicy Łazienki Królewskie czy król Zygmunt na Kolumnie? Toż to symbol. Wiech to postać bez której trudno było by sobie to miasto wyobrazić..."




-------------------------------------------------------------------------------------
P.S. Wszystkie cytaty z niezwykle interesującej książki pt: "Ech, Panie Wiech" którą napisali Janusz Dziano i Danuta Koper. Wydawnictwo Magia Słowa

-----------------------------------------------------------------------
Tak się zastanawiam czy jest albo był w naszej literaturze ktoś kto wyniósłby gwarę swojego miasta na takie wyżyny. 

Czy wiecie coś na ten temat? Napiszcie proszę...

Pamiętacie imieniny w pracy?

Pracować zaczęłam 15 września. Bardzo dawno temu. W krótkim pobycie w Dziale Kadr polecono mi udać się na rozmowę do Dyrektora Biura. A pan ...