sobota, 30 marca 2019

Siedziałam przed Białym Domem

Ale to nie przed TYM Białym Domem, który znajduje się  w Waszyngtonie. To sanatorium, które nazywa się "Biely dom" i znajduje się w Vysnych Rużbachach na Słowacji. Chcecie poczytać o sympatycznej kilku-godzinnej wycieczce na jaką pojechaliśmy z Muszyny Zdroju na początku pażdziernika 2018 roku? Zapraszam serdecznie.





                                 Główne wejście do Białego Domu

Słowackie uzdrowisko Vysne Rużbachy /w języku polskim Drużbaki Wyżne/rozciąga się w pięknej okolicy na pograniczu dwóch parków narodowych o nazwach Tatransky Narodny Park i Pieninsky Narodny Park. Niewiele miast na Słowacji może się pochwalić taką symbiozą przyrody, bogatej historii, architektury i atrakcji przyrodniczych jak to właśnie uzdrowisko położone na północnym wschodzie tego kraju. Pierwsza wzmianka o miejscowości pochodzi z roku 1329.
Znajdują się tu żródła wód mineralnych i kąpielisko termalne z basenami o maksymalnej temperaturze ok. 33 st.C. Największą atrakcją miejscowości jest rezerwat przyrody czyli jeziorko trawertynowe o nazwie Krater.

Okoliczni mieszkańcy a także szlachta polska i węgierska wykorzystywali tutejsze żródła już w XVI wieku.
Vysne Rużbachy słyną z bogatych złóż trawertynu. A trawertyn /zwany także alabastrem egipskim/ to kamień z którego stworzono wiele wspaniałych posągów i budowli.
Biały Dom, który został zbudowany w ciągu jednego roku stoi sobie w Parku Zdrojowym  na pięknych wzgórzach trawertynowych. Na fasadzie na samej górze  /trzy pierwsze zdjecia/ znajdują się słabo widoczne połączone herby rodów Zamoyskich i Bourbonów. Te dwa rody były bowiem kiedyś właścicielami Vysnych Rużbachów a przede wszystkim znajdującego się niedaleko Zamku w Starej Lubowli.
Trawertynowy "Biały dom" został zbudowany  w stylu biedermeier conajmniej 100 lat temu. W założeniu miał być kopią Pałacu w Monte Carlo.
Dziś obiekt służy jako restauracja, kawiarnia i hotel. Naprzeciw Białego Domu stoi szereg domków szwajcarskich z XIX wieku przypominających szwajcarskie schroniska. 

A w Parku Zdrojowym znajduje się wiele rzeźb, odbywają się tu bowiem coroczne plenery rzeżbiarskie.
I prowadzi przez to uzdrowisko Droga Świętego Jakuba...




I są tam takie aleje i widoki...


I to już koniec proszę Wycieczki... :-)

czwartek, 28 marca 2019

O kinie, którego nie ma


                                               /Przed premierą "Krzyżaków" w 1960 roku/

W Warszawie przy ulicy Kopernika 5 mieściło się kiedyś kino „Skarpa”. Zostało otwarte w 1960 roku. Z zewnątrz budynek miał dość surową bryłę, ożywioną charakterystycznymi neonami, w środku zaś ozdobiony był m.in. różnobarwnymi mozaikami. Widzowie oglądali film siedząc na parterze lub balkonie. Kino należało do najbardziej renomowanych w Warszawie. 

Swój żywot „Skarpa” rozpoczęła od największego hitu w dziejach polskiego kina. Był to film „Krzyżacy” w reżyserii Aleksandra Forda. Tłumy były tak wielkie, że pomimo 850 miejsc na widowni przez wiele tygodni trudno było się na film dostać. Były to wielkie dni nie tylko dla kinomanów ale też dla koników, czyli pokątnych handlarzy biletami kupionymi wcześniej w kasie. Opowiadano sobie, że niektórzy z nich zbili na „Krzyżakach” krocie.

W latach późniejszych „Skarpa” zasłynęła jako miejsce urządzania Konfrontacji Filmowych. Tutaj też w 1977 roku publiczność po raz pierwszy zobaczyła "Człowieka z marmuru"w reż. Andrzeja Wajdy. 
Filmy wyświetlano do 2003 r. Potem w sali kina urządzono klub. Budynek zrównano z ziemią w 2008 r., robiąc miejsce dla luksusowego apartamentowca "Rezydencja Foksal". Udało się uratować mozaiki z wnętrza kina, które przeniesiono do hospicjum na Ursynowie. Neon znad wejścia znajduje się w Muzeum Sztuki Nowoczesnej.

Nie ma już kina „Skarpa” do którego chodziłam wiele razy, także na Konfrontacje Filmowe. I trochę mi żal.

Ale żeby nie było za smutno to przypomnę tym starszym a poinformuję tych młodszych, że w tym kinie lub przed nim były kręcone sceny do bardzo dobrych komedii.

Pierwsza to film „Brunet wieczorową porą” z roku 1976. Tam była taka scena w której Michał Roman, którego grał Krzysztof Kowalewski bilety na amerykański film kupował u konika. Oczywiście po cenie dużo wyższej. Konik powiedział mu: „Szefuniu ostatni bilecik pięć dych. Amerykański film, nie pożałuje pan”. A potem okazało się że na widowni była tylko młoda para, która nie przyszła na film … tylko do kina.
W tym samym filmie bileterka miała problem bo sprzedała podwójne bilety na seans o 19tej. Więc na drzwiach kina wywieszono kartkę informującą, że w związku z awarią hydroforu seans zostaje odwołany i że kasa zwraca za bilety.

No i teraz pytanie do Szanownych Komentatorów – czy pamiętacie instytucję konika przed kinami??? I ten ich szept prawie taki jakby sprzedawali nielegalnie dolary...

wtorek, 26 marca 2019

Warszawski Arsenał Królewski

                                                       Tekst dedykuję Joannie Rodowicz


                   Tak wyglądał Arsenał w latach 30tych XX wieku.

Warszawski Arsenał to miejsce wyjątkowe na mapie stolicy. Stoi w pobliżu Trasy W-Z i w sąsiedztwie Ogrodu Krasińskich. W jego murach i tuż obok miały miejsce bardzo ważne wydarzenia historyczne.

Arsenał został wybudowany w latach 1638-1643 za czasów króla Władysława IV. Jego pierwotny wygląd różnił się znacznie od wyglądu dzisiejszego.



Ostatnia przebudowa Arsenału, podczas której gmach uzyskał formę klasycystyczną wykonana została w latach 1817-1822.


                        Aktualny wygląd Arsenału

Arsenał wzniesiono przy ulicy Długiej, blisko znajdujących się tu wówczas wałów ziemnych otaczających Warszawę. Pracami budowlanymi kierował Paweł Grodzicki, mianowany generałem artylerii. Cekhauz jak wtedy nazywano Arsenał powstał na planie prostokąta.

Połączone ze sobą obiekty jak Wielki Cekhauz, pawilony, galeria z arkadami i wieżyczki otaczały obszerny dziedzinie. Budynki były parterowe, tylko Wielki Cekhauz i narożne pawilony miały piętro. Na parterze przechowywano armaty i kule do nich oraz proch. Broń ręczna była na piętrze.

Dokładnie 8 października 1655 roku Arsenał został opanowany przez Szwedów.

Następne z ważnych wydarzeń historycznych związanych z Arsenałem to pierwsze dni po wybuchu Powstania Kościuszkowskiego. 17 kwietnia 1794 roku ludności stolicy pod dowództwem słynnego szewca pułkownika Jana Kilińskiego wydano broń i zaczęły się walki zakończone wyparciem wojsk carskich ze stolicy. W tamtym czasie było w Arsenale łącznie 168 dział i duża ilość broni ręcznej.

Arsenał był również zdobywany w nocy 29 listopada 1830 roku przez powstańców listopadowych i tłumy mieszkańców Warszawy. Pobrana z niego broń użyta została w rozwijającym się Powstaniu Listopadowym.

Po upadku Powstania Listopadowego Arsenał zmieniono na więzienie karne. W tej roli funkcjonował do 1935 roku.

Po kolejnej przebudowie i adaptacji umieszczono tu Archiwum Miejskie.

We wrześniu 1939 roku budynek został lekko uszkodzony.

Natomiast 26 marca 1943 roku miało miejsce przed Arsenałem wydarzenie, które odbiło echem w środku „okupacyjnej nocy”. Świadczyło ono, że Podziemna Polska ciągle walczy. Wydarzeniem tym było odbicie z rąk Gestapo więźniów Pawiaka. Akcji dokonali żołnierze z Szarych Szeregów. Wśród tych żołnierzy był Jan „Anoda” Rodowicz. Wydarzenie to przeszło do historii jako "Akcja pod Arsenałem”.

W czasie Powstania Warszawskiego budynek Arsenału znajdował się w środku walk. Pod koniec sierpnia 1944 roku w bramie budynku zginęło kilkoro najmłodszych powstańców z batalionu "Nałęcz"– mieli 14 i 16 lat. Informuje o tym umieszczona w bramie tabliczka.

Po Powstaniu Warszawskim Arsenał został przez  Niemców częściowo zburzony i podpalony.

Odbudowa została zakończona pod koniec 1955 roku a od 1958 roku znajduje się w budynku Muzeum Archeologiczne.
A po drugiej stronie budynku przebiega krótka uliczka Żołnierzy Tułaczy a dalej na zadrzewionym placu stoi pomnik Bitwy pod Monte Casino.

W latach 1977-78 Jan Łomnicki nakręcił tu film pt: „Akcja pod Arsenałem”.

Obejrzyjcie proszę urywek:

https://www.youtube.com/watch?v=ZYYnWf9r-PQ
Tuż przy Arsenale na rogu ulic Długiej i Bohaterów Getta w 60 rocznicę tego bohaterskiego wydarzenia postawiono głaz ze znakiem Walczącej Polski. Na głazie umocowano tabliczkę z odpowiednią informacją.

niedziela, 24 marca 2019

Byłam na ślubie króla.....


Może nie na samym ślubie …..bo się trochę spóźniłam...

Ale widziałam wjazd orszaku ślubnego króla Zygmunta III Wazy i arcyksiężniczki Konstancji Austriaczki.

Ale żebyście nie myśleli że zwariowałam to zacznę od początku.
                                   
                                                 

W roku 2019 mija 400 lat od ukończenia przebudowy Zamku Królewskiego w Warszawie, podjętej na zlecenie króla Zygmunta III Wazy.

Na wszelki wypadek przypomnę, że to ten sam król, który przeniósł stolicę z Krakowa do Warszawy i stoi sobie na Kolumnie swojego imienia na Placu Zamkowym.

Wprawdzie królem nie był najlepszym bo podporządkował rządy kościołowi… no ale to chyba nie on jeden.

Obecny kształt Zamku Królewskiego przypominający pięciobok, a także charakter fasady od strony placu Zamkowego i Wieżę Zegarową zawdzięczamy przemianie architektonicznej z okresu sprzed 400 lat. 

W epoce panowania polskich władców z dynastii Wazów Zamek Królewski stał się centrum życia politycznego i kulturalnego XVII-wiecznej Rzeczypospolitej. 

W związku z wyjątkowym jubileuszem Dyrekcja Zamku Królewskiego w Warszawie od początku tego roku zaprosiła mieszkańców stolicy a także wszystkich innych, którzy stolicę w tym czasie mają zamiar odwiedzić do udziału w wydarzeniach przybliżających ówczesne dzieje Zamku, organizowanych pod hasłem Rok Wazowski 2019

Pierwszym ważnym w tym cyklu wydarzeniem na Zamku jest wystawa tzw. Rolki Sztokholmskiej

Bo Rolka Sztokholmska to skarb Zamku Królewskiego w Warszawie.

Jest to kolorowy gwasz namalowany na rolce papieru szerokości 27cm. 

Długość tego obrazu wynosi ponad 15 metrów. 

Anonimowy artysta utożsamiany przez niektórych historyków z nadwornym malarzem królewskim Baltazarem Gebhardem uwiecznił triumfalny wjazd królewskiego orszaku, który odbył się 4 grudnia 1605 roku w Krakowie.

Oprócz nowożeńców przedstawiony został dwór królewski, szlachta polska, wojsko, konie i powozy. Stworzony został fascynujący dokument epoki wazowskiej.

Rulon stanowił część prywatnej kolekcji polskiego króla, zanim został zrabowany wraz z innymi łupami podczas najazdu Szwedów za Polskę.

Po zajęciu Warszawy dnia 30 sierpnia 1655 roku specjalnie wyszkolone oddziały w armii szwedzkiej, zajmujące się rabunkiem, ukradły pośród innych polskich dzieł sztuki także zrolowany sztych. 

Następnie przez setki lat spoczywał on zapomniany w zbrojowni królewskiej w Sztokholmie.

W roku 1961 zainteresowali się nim polscy badacze, planując z początkiem roku 1966 wspólne polsko-szwedzkie wydanie historycznej pamiątki w formie książki.
Pomimo tego, że w sprawę zaangażował się również kustosz zbrojowni królewskiej w Sztokholmie, dr Brynolf Hellner, do publikacji nie doszło.

W 1969 roku Rolka Sztokholmska została przekazana jako depozyt do Muzeum Narodowego w Warszawie. 

W 1974 roku rząd Olofa Palmego podarował ją odbudowywanemu Zamkowi Królewskiemu. 

Jest to jeden z niewielu wywiezionych w czasie potopu szwedzkiego poloników który powrócił do Polski. 

Takich skarbów Szwedzi zrabowali nam bardzo dużo. I do dzisiaj ich nie zwrócili.

Pod koniec lat 80. XX wieku podjęto decyzję o podziale zabytku na 39 pojedynczych arkuszy w miejscach, w których były sklejone w długi pas

Z powodu luki w banderolach z numerami między 15 a 24 istnieje hipoteza, że może brakować drugiego odcinka rolki...

Rolka sztokholmska wymaga specjalnych warunków ekspozycji, z tego względu bardzo rzadko się ją prezentuje. 

Poprzednio była prezentowana na Zamku w roku 2002. 

Nie jest też wypożyczana za granicę.

ROLKĘ SZTOKHOLMSKĄ miałam okazję obejrzeć na parę dni przed zamknięciem ekspozycji. 

Na dodatek za darmo bo była to środa 6 marca br. 

A w środy wstęp na Zamek jest bezpłatny.



Taki to zaszczyt mnie spotkał…. że prawie byłam na ślubie króla… I prezentu nie musiałam przynosić...


P.S. ROLKI SZTOKHOLMSKIEJ nie można było fotografować więc to co mi się udało zeskanowalam dla Was z informatora.

piątek, 22 marca 2019

Książka o Wieszczu

Autorce ksiązki o Mickiewiczu zadedykowałam kiedyś następujący tekst: https://stokrotkastories.blogspot.com/2019/01/warszawa-ulica-nowy-swiat-72.html


Napisać książkę o tym Wieszczu, o którym Zygmunt Krasiński powiedział „my z Niego wszyscy” nie jest łatwo. 

Myślę, że w sytuacji gdy o Adamie Mickiewiczu powstało przez półtora  wieku wiele wspaniałych książek w kraju i za granicą…

W sytuacji gdy wielu osobom wydaje się, że o Mickiewiczu wszystko już wiedzą…

Gdy kolejne pokolenia Polaków przerabiają w szkole życiorys Wieszcza i czytają „Dziady”, „Pana Tadeusza”, „Sonety Krymskie”, „Redutę Ordona” czy „Świteziankę”…

A mój starszy wnuk budzi mnie w środku nocy telefonem i pyta: „Babciu czy ty wiesz o co w tych Dziadach chodzi bo ja już trzeci raz to czytam i pewnie pałę jutro dostanę…"

...to napisanie książki o Adamie Mickiewiczu wydaje się być czynem ryzykanckim i nieco zuchwałym...

Tymczasem powstała książka, która jest genialna pod każdym względem.

Przede wszystkim nie są to smuty typu „urodził się i umarł”…. Chociaż każdy się przecież urodził i umarł… bo to są jedyne pewne fakty w życiu człowieka. Więc i o tym trzeba napisać, szczególnie jeśli biografowie nie są pewni, czy Adam Mickiewicz urodził się w Zaosiu koło Nowogródka czy też w samym Nowogródku. Różnica właściwie nie jest wielka bo obydwie te miejscowości są przepiękne, leżą obok siebie i dyrekcje tamtejszych muzeów głoszą, że to właśnie u nich przyszedł na świat Adam Mickiewicz.

Wiem o tym bo i ja kiedyś wędrowałam śladami Wieszcza.


Byłam w Zaosiu, w Nowogródku, siedziałam nad brzegiem Świtezi, znajdywałam ślady Wieszcza w Wilnie, Petersburgu, Paryżu, Lozannie i Rzymie. 
Wszędzie tam przystawałam, oglądałam, słuchałam, czytałam i fotografowałam. 

Ale Agnieszka Zielińska zrobiła coś niesamowitego. Przez lata jeździła po wszystkich prawie miejscach związanych z życiem i twórczością Adama Mickiewicza – począwszy właśnie od Zaosia a skończywszy na Istambule i zwiedzała, pytała, czytała, rozmawiała, fotografowała.

Pisała o tym przez lata na blogu…

Aż wreszcie zdecydowała materiał zebrać i wydać książkę. I w ten sposób zainteresować wielu młodych /i nie tylko młodych Polaków/ do powędrowania śladami Wieszcza.

Gdy dowiedziałam się że książka już jest i można ją kupić napisałam do Agnieszki: „Odłóż dla mnie jeden egzemplarz książki ale nie wpisuj nic na razie. Chcę ją najpierw przejrzeć, bo planuję sprezentować ją starszemu wnukowi który idzie w tym roku do szkoły średniej. Myślisz że będzie dobra dla takiego chłopaka?”

A Agnieszka mi odpisała: „Książka jak najbardziej dla młodzieży. Właściwie z myślą o niej powstawała. Dużo zdjęć, niewiele czytania :) W nietypowy sposób omówiona biografia Mickiewicza i trochę jego twórczości. Nieskromnie powiem, że jeśli uczniowie tak by się zapoznawali z Mickiewiczem, może nie mieliby do niego takiej niechęci”

Więc gdy Agnieszka przyjechała do Warszawy i spotkałyśmy się na kawie naprzeciwko Uniwersytetu na Krakowskim Przedmieściu to oczywiście najpierw pogadałyśmy a potem książkę kupiłam. Prosiłam o wpisanie dedykacji z datą 25 maja bo wtedy mój Rafał będzie miał 15 lat.




Chyba nie widać dobrze  jaką piękną dedykację wpisała Agnieszka mojemu wnukowi? Więc ją przepiszę:"Rafałowi - na 15 urodziny - z życzeniami sukcesów w życiu na miarę Wieszcza - autorka ..."

Kochani Moi!

Powiem krótko – jeśli macie dzieci albo wnuki w wieku mojego Rafała to koniecznie kupcie tę książkę. Naprawdę warto. Przy okazji sami sobie powędrujecie śladami Wieszcza.

A wszystkiego najlepiej dowiecie się wysyłając maila na adres Autorki:

                                           az44@wp.pl

I jeszcze jedno - Autorka tlumaczy się, że zbiera fundusze na nowe "Podróże Literackie "- tym razem będą one dotyczyły Sienkiewicza. Powodzenia Agnieszko! Jesteś WIELKA!!!

środa, 20 marca 2019

Wypędzanie zimy i przywitanie wiosny...


W każdym kraju wypędzanie zimy i przywitanie wiosny wygląda inaczej.


1. W Szwajcarii gdy zakwitną pierwsze kwiaty w Zurichu, to obchodzi się Święto Sechselauten. Pali się wtedy kukłę bałwana. Dla większego efektu do wnętrza kukły wkłada się materiały wybuchowe. Tradycja ta sięga XVI wieku.

2. W Holandii odbywa się tzw. Bloemencorso Bollenstrekk czyli 12-godzinny pochód kwiatowych platform z miejscowości Noordwijk do Haarlem, które oddalone są od siebie o 40 km.


3. W Szkocji w mieście Lanark pierwszego marca dzieci wypędzając zimę obiegają z papierowymi kulkami w ręku kościół św. Mikołaja.


4. W Hiszpanii istnieje święto Ognia. Jest obchodzone od 16 do 19 marca w Walencji. Hiszpanie przygotowują kukły z wosku, drewna i papieru, które mogą mogą wysokość nawet kilku metrów. Odbywa się ich uroczysta parada a po niej spalenie.


5. W Rumunii Święto Wiosny, tzw. paparuda wiąże się ze zwyczajem rytualnego wywoływania deszczu. Dziewczynki w spódnicach i wiankach z liści tańcząc idą prze wieś od domu do domu. Gospodynie polewają tancerki i dają im upominki.


6. W Bułgarii nadejście wiosny gwarantuje udobruchanie złej Baby Marty, która „trzyma” zimę. Dlatego w marcu Bułgarzy obdarowują się wzajemnie martenicami, czyli czerwono-białymi włóczkowymi gałgankami. Martenice mają wygląd laleczek, pomponików czy bransoletek.

7. W Bośni w miejscowości Zenica w pierwszy dzień wiosny odbywa się Czimburijada czyli Festiwal Jajecznicy. Danie jest szykowane na olbrzymich patelniach a potem rozdawane ludziom.


8. Najpiękniej witana jest wiosna w Japonii. Istnieje w tym kraju Święto Hanami. Od kilkuset już lat podziwia się w tym kraju kwitnące wiśnie. A kwitnienie wiśni trwa od jednego do dwóch tygodni w marcu lub w kwietniu. 
Mam nadzieję, że coś więcej na ten temat napisze Magnolia czyli Mokuren...


/Te wszystkie informacje i zdjęcia ściągnęłam z Angory-Peryskop z marca 2018 roku/

A w Polsce???
To przecież wiemy że pali się kukłę Marzanny i potem wrzuca ją do wody. No i chodzi się z Gaikiem...

Chyba że znacie jeszcze jakieś inne zwyczaje...

Jeśli tak to napiszcie proszę.


poniedziałek, 18 marca 2019

Tak pisze Poetka...


Z tomiku pt: „Wiersze z pierwszego tłoczenia”, który parę dni temu dostałam w prezencie od Ewy Radomskiej /tak, tak to ta Ewa z Bajkowa/ pozwalam sobie za zgodą autorki przepisać dwa wiersze:

Przeczytajcie proszę uważnie:

Wołanie o miłość”

Między dzieciństwem
A starością
Wołamy o miłość
Wołamy to wzrokiem spłoszonym
Jak onieśmielona
Pierwszą randką dziewczyna
To patrząc z siłą błagającego
O litość skazańca
Wołamy mową cichą
Jak szemrzący strumyk
I krzykiem pełnym
Tłumionej rozpaczy
Wołamy śmiechem zalotnym
Jak pierwsze promienie słońca
Lub wyzywającym
Jak uliczna dziewczyna
Wołamy duszą, ciałem
Wszystkimi zmysłami
A kiedy w zamian
Dostajemy pustkę
Jak zraniony ptak
Wtulamy głowę
W skrzydło ramion
By po czasie znów karmić
Nadzieję
Jak bezdomnego kota…”


A to moja fotografia”

Ta fotografia ma ponad pięćdziesiąt lat
Ja na niej może pięć
Trzymam ojca za rękę
On jest po bitwie pod Monte Casino
Ja przed bitwą o życie

On lekko się uśmiecha
Jakby z ulgą, że już po wszystkim
Ja patrzę czujnie
Węsząc niebezpieczeństwa dorosłości

Za nami z tyłu kościół Św. Piotra i Pawła
W Legnicy nowej ojczyźnie rodziców
Ojciec umarł na delirium tremens
Ja odnajduję się tylko w samotności

Pan Bóg nie pomógł nam
A może to my nie pomogliśmy Jemu?”
--------------------------------------------------------------------


Po takich strofach to można jedynie zamilknąć w zadumie.
Zgadzacie się ze mną?


/Wiersze Ewy Radomskiej zostały przełożone na język serbsko-chorwacki/

Pamiętacie imieniny w pracy?

Pracować zaczęłam 15 września. Bardzo dawno temu. W krótkim pobycie w Dziale Kadr polecono mi udać się na rozmowę do Dyrektora Biura. A pan ...