/Przed premierą "Krzyżaków" w 1960 roku/
W Warszawie przy ulicy Kopernika 5 mieściło się kiedyś kino „Skarpa”. Zostało otwarte w 1960 roku. Z zewnątrz budynek miał dość surową bryłę, ożywioną charakterystycznymi neonami, w środku zaś ozdobiony był m.in. różnobarwnymi mozaikami. Widzowie oglądali film siedząc na parterze lub balkonie. Kino należało do najbardziej renomowanych w Warszawie.
Swój żywot „Skarpa” rozpoczęła od największego hitu w dziejach polskiego kina. Był to film „Krzyżacy” w reżyserii Aleksandra Forda. Tłumy były tak wielkie, że pomimo 850 miejsc na widowni przez wiele tygodni trudno było się na film dostać. Były to wielkie dni nie tylko dla kinomanów ale też dla koników, czyli pokątnych handlarzy biletami kupionymi wcześniej w kasie. Opowiadano sobie, że niektórzy z nich zbili na „Krzyżakach” krocie.
W latach późniejszych „Skarpa” zasłynęła jako miejsce urządzania Konfrontacji Filmowych. Tutaj też w 1977 roku publiczność po raz pierwszy zobaczyła "Człowieka z marmuru"w reż. Andrzeja Wajdy.
Filmy wyświetlano do 2003 r. Potem w sali kina urządzono klub. Budynek zrównano z ziemią w 2008 r., robiąc miejsce dla luksusowego apartamentowca "Rezydencja Foksal". Udało się uratować mozaiki z wnętrza kina, które przeniesiono do hospicjum na Ursynowie. Neon znad wejścia znajduje się w Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Nie ma już kina „Skarpa” do którego chodziłam wiele razy, także na Konfrontacje Filmowe. I trochę mi żal.
Ale żeby nie było za smutno to przypomnę tym starszym a poinformuję tych młodszych, że w tym kinie lub przed nim były kręcone sceny do bardzo dobrych komedii.
Pierwsza to film „Brunet wieczorową porą” z roku 1976. Tam była taka scena w której Michał Roman, którego grał Krzysztof Kowalewski bilety na amerykański film kupował u konika. Oczywiście po cenie dużo wyższej. Konik powiedział mu: „Szefuniu ostatni bilecik pięć dych. Amerykański film, nie pożałuje pan”. A potem okazało się że na widowni była tylko młoda para, która nie przyszła na film … tylko do kina.
W tym samym filmie bileterka miała problem bo sprzedała podwójne bilety
na seans o 19tej. Więc na drzwiach kina wywieszono kartkę
informującą, że w związku z awarią hydroforu seans zostaje
odwołany i że kasa zwraca za bilety.
No
i teraz pytanie do Szanownych Komentatorów – czy pamiętacie instytucję
konika przed kinami??? I ten ich szept prawie taki jakby sprzedawali
nielegalnie dolary...
JA oczywiscie pamietam, ale tez pamietam, ze nigdy od konika nie kupilam biletu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam raniutko!
Grażynko - ja też od koników nie kupowałam biletów.
UsuńSerdeczności.
U nas tez było takie kino o nazwie SŁOŃCE, bardzo klimatyczne, niemal jak tetr. Współczesne kina to już nie to.
OdpowiedzUsuńChyba wolałabym obejrzeć kronikę filmową, niż te głośne reklamy przed filmem...
Asiu - kronika filmowa to była propaganda sukcesu ale te dzisiejsze reklamy przed filmem to też koszmar.
Usuń:-)
Koniki jeszcze tu i ówdzie funkcjonują, choćby na stadionach. Po "Skarpie" pozostały wspomnienia, u nas podobnie. Było fajne kino "Syrena", teraz budynek niszczeje. Tak, chodziło się na film, lub do kina. Dobrze to pamiętam, mam osobiste wspomnienia.
OdpowiedzUsuńNo proszę!!!! To Ty nie na film chodziłeś ... tylko do kina???
Usuń:-))
Jako narzeczony to zawsze kupowałem bilety u koników, bo nie chciałem Beatki rozczarować. Skąd ja wtedy miałem forsę na te bilety to nie wiem bo przecież dopiero asystenturę rozpoczynałem na UW.
OdpowiedzUsuńA Skarpę bardzo lubiłem i też tam na Konfrontacjach bywałem.
:-)
Marek z dziewczynami
Konfrontacje Filmowe co roku zaliczałam. Tam były wspaniałe filmy.
Usuń:-)
W naszym mieście też było kultowe kino, które zniknęło na fali przamian w pokomunistycznej Polsce. Działało kilkadziesiąt lat, przed jego likwidacja były nawrt protesty spoleczne:) Jednak zyciezyl rachunek ekonomiczny. Instytucje koników przed kinem znam, ale nie sądzę, abym skorzystala, bo już byli na wymarciu:)
OdpowiedzUsuńTeraz podobno koniki przed meczami się pojawiają...
UsuńDziękuję za komentarz.
Zawsze mieszkałam w małych miasteczkach i nie przypominam sobie, abym spotkała się z konikami przed kinem. Ale to, że byli , to wiem!
OdpowiedzUsuńTo było niesamowite jak podchodziło się pod kino w którym grali bardzo dobry film albo była premiera. Podchodził taki facio i pytał szeptem: "Może bileciki? Mam najlepsze miejsca".
Usuń:-)
Koników przed kinami pamiętam.
OdpowiedzUsuńA wiesz może Stokrotko dlaczego konikami ich nazywali?
Zapytałam wujka Googla i znalazłam coś takiego :)
"jak konik wyciąga w góre głowę poszukując w tłumie ludzi nie mających jeszcze biletów wygląda jak prawdziwy ogier xD"
Suoer informacja!!!
UsuńBardzo Ci dziękuję Mario.
:-)
To było super kino!!!! Często tam bywałam, choć znacznie bliżej było mi do Moskwy lub do Stolicy. Rozebrania Moskwy i walnięcia w tym miejscu tego straszydła nie mogę im darować!
OdpowiedzUsuńNigdy nie kupowałam biletów od koników ani dolarów od cinkciarzy.
Ze smutkiem stwierdzam, że Warszawa z którą po wojnie rosłam -powoli zanika. No i fajnie, w pewnej chwili zanikniemy obie;)))
Miłego;)
Wiem Kochanie dlaczego wyjechałaś z Warszawy.... ale Ci tego nie podaruję :-))
UsuńKino Skarpa pamiętam, koników też.
OdpowiedzUsuńSama kupiłam raz u konika bilety na maraton filmowy (nocny) do kina Moskwa na Potop i Pana Wołodyjowskiego.
No właśnie ... były nocne maratony filmowe. Ja z takiego jednego maratonu to kiedyś prawie od razu do pracy poszłam.
Usuń:-))
Pamiętam! I kino Skarpa, i koników.Wspominam je z pewnym sentymentem, bo kiedyś (dawno, w czasach liceum, a może już na studiach?) byłam w Skarpie na przeglądzie filmów angielskojęzycznych, ale choć pamiętam sam fakt bycia w kinie, to zupełnie nie pamiętam jaki to był film. I bardzo to przeżywałam, bo po pierwsze poszłam sama, a po drugie obawiałąm się, że niewiele zrozumiem, bo film był w oryginalnej wersji językowej.
OdpowiedzUsuńNo to miałaś przeżycie Magnolio.
UsuńDziękuję serdecznie za komentarz.
:-)
Stokrotko w moim małym miasteczku chyba nigdy nie było koników. A jeśli chodzi o wymienione przez Ciebie filmy to "Krzyżaków" mogłabym oglądać na okrągło, podobnie jak komedię "Brunet wieczorową porą".
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za fajny tekst.
Ela
Ela - ja też te dwa filmy bardzo lubię.
Usuń:-)
Nie pamiętam.
OdpowiedzUsuńZa to pamiętam dawne kina. Wygodniejsze fotele miały. ;)
Za młoda jesteś Aniu O żeby pamiętać :-)
UsuńOOO, wspomnienia powróciły...
OdpowiedzUsuńTo rozumiem Agnieszko że jak mieszkałaś w Warszawie to też do "Skarpy" chodziłaś???
UsuńA do nas przyjeżdżało kino objazdowe! Kiedyś przywieźli "Krzyżaków" i po raz pierwszy ten film obejrzałem. No, ale wtedy miałem pęcherz w porządku, mogłem chodzić na takie długie filmy... Konik nie miał tam co robić, bo bilety sprzedawano wszystkim chętnym.
OdpowiedzUsuńA teraz to byś wychodził w trakcie filmu do toalety. Bo wszyscy wychodzą...
Usuń:-))
jeśli o kinach mowa to nasuwa mi się na myśl kino Pionier w Szczecinie jedno z najstarszych na świecie działających kin - 1907 r. klimatyczne kino bardzo :)
OdpowiedzUsuńRozumiem, że tam chodzisz Asiu???
Usuńbywałam w tym kinie :)
Usuń:-)
UsuńJako purysta barejowy muszę zamieścić dwa sprostowania. Pierwsze:
OdpowiedzUsuńKONIK
Szefuniu, ostatni bilecik. Pięć dych.
MICHAŁ ROMAN
Ile?
KONIK
Amerykański film (a dokładnie fylm (przyp. wł.), nie pożałuje pan. Merci!
Drugie: Scena z panią bileterką i Panem Andrzejem również pochodzi z "Bruneta":)
Super!!!!
UsuńTo poprawie ile się da:-)))
Na"Krzyżaków"zawieźli nas zakładowym"ogórkiem"do Wałbrzycha(1961 r).Projekcja filmu odbywała się w kinie"Górnik",tuż przy Placu Grunwaldzkim...centrum Wałbrzycha.
OdpowiedzUsuńA tak wygląda dzisiaj kino"Górnik"...uwaga"drastyczne"sceny!
https://www.youtube.com/watch?v=3c7a1mWqJe0
"Konikiem"był w naszym kinie"Zacisze"bileter.Gdy film był od 18 lat,Pan Henio za 2 zł wpuszczał nas małolatów na salę kinową,gdy już rozpoczął się seans.
Bez problem wchodziliśmy na Poranki:)Kino"Zacisze"było największą atrakcją w naszym miasteczku.
Budynek kina"Zacisze"istnieje,Pan Henio nie żyje.Tuż przed śmiercią,w wieku 85 lat zakochał się i ożenił się w tutejszym Caritasie,odwiedzałem Pana Henia aż do jego śmierci...jak w starym kinie.
***
Jak zwykle Henryku Twój komentarz jest bardzo ciekawy.
UsuńBardzo Ci dziękuję.
No cóż, z peerelowskim rodowodem cieżko jest przeżyć czemukolwiek. Wyjątkowo nie pojmuje tej nagonki na wszystko z tamtego czasu.
OdpowiedzUsuńJa też tego nie rozumiem Marku.
UsuńWspomnienia:do "Pioniera"jezdzilam co niedziele na poranki dla dzieci to jednak co innego niz ogladanie kaset w domu.Do kina tez chodzilam a miescilo sie w dawnym kosciele ewangielickim/to w ramach niszczenia sladow niem
OdpowiedzUsuńwe Wroclawiu/koniki spelnialy wazna role,w koncu mie trzeba bylo stac w kolejkach,a pamietam gigantyczna kolejke na film z Marina Vlady w ramach odwilzy w 1956 r.Koncze,bo sttracisz cierpliwosc Malgosia
Uruchomiłam Twoje wspomnienia Małgosiu - ale to chyba dobrze???
Usuń:-)
W moim miasteczku koników chyba nie było ;) zresztą, w czasach kinowej prosperity, to za młoda byłam, żeby chodzić na wieczorne seanse, bo nie chciano nam biletów sprzedawać np. na 19 ;)
OdpowiedzUsuńTo znaczy że Ty bardzo młoda jesteś Lidio :-)
UsuńNie przesadzajmy, Stokrotko ;))
UsuńOjtamojtam :-))
Usuńco mam nie pamiętać :)... sam sporadycznie łatałem studencki budżet pracując w szarej strefie second hand wolnego rynku biletów kinowych... ten rynek zresztą był ściśle obsadzony personalnie, nie każdy mógł dorabiać w tej branży... trzeba było "kogoś znać" z elity zawodowej i grzecznie słuchać poleceń... i nic nie trzeba było szeptem, pracowało się otwarcie - milicja nas nie tępiła, tylko chroniła...
OdpowiedzUsuń...
a teraz to czasem szlag trafia, gdy stoi się w kolejce do jedynej czynnej kasy wśród kilku stanowisk... człowiek się czuje, jak w Biedrze na zakupach... nie ma znaczenia, czy wcześniej kupisz lub zarezerwujesz w necie, bo i tak trzeba z kodem - numerem iść do kasy...
p.jzns :)...
To bardzo możliwe że temu docentowi który się podpisuje jako Marek z dziewczynami a który wtedy był asystentem te bilety jako konik sprzedawałeś :-)))
UsuńWitaj koniku na moim blogu!!!
-- z lat młodzieńczych pamiętam jedyne kino w pobliskim miasteczku - KINO GÓRNIK .. pamiętam tłumy... a potem cisza... kilka lat ciszy.. w 2015 nastąpiła cudowna reaktywacja... i wiesz co, znów są sale zapełnione, bo teraz zamiast jednej wielkiej, są cztery mniejsze, co daje możliwość wyboru seansu.... fajnie jest.... - :)
OdpowiedzUsuńMasz rację Alinko - dobrze że kina odżyły!!!
Usuń:-)
Chyba nie tylko w Wa-wie ,znikały kina.W Łodzi też nie ma śladu po niektórych.A bywało ,że kupowaliśmy od "konika"bilety...Tak sobie dorabiali jak na dolarach ☺☺☺kiedyś to umieli niektórzy kasę trzepać☺Pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńZapewniam Cię Danusiu, że dziś też niektórzy umieją kasę trzepać :-)
UsuńWitaj, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńNie pamiętam koników, ale kiedyś w Zakopanem aż roiło się od "staczy kolejkowych" proponujących bliższe miejsce "w kolejce do kolejki". Na Kasprowy bodajże:)
Pozdrawiam:)
Leno - w sezonie ścisle zimowym i ściśle letnim nadal istnieją stacze kolejkowi do kolejki na Kasprowy.
UsuńSerdeczności.
Post bardzo mi bliski, ponieważ przez 15 lat pracowałam w kinie :D Kino powstało niedługo po wojnie i do dnia dzisiejszego działa prężnie :D Z dzieciństwa pamiętam, że były tam tłumy i ciężko było dostać bilet, teraz w dobie telewizorów, magnetowidów, internetu, bywa, że przyjdzie kilka osób na seans :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Agness:)
Witam Cię i serdecznie dziękuję za komentarz.
Usuń:-)
Pewnie, że pamietam koników!
OdpowiedzUsuńWitam Cię serdecznie!
UsuńNie da się ich zapomnieć - prawda???
My, z siostrami i koleżankami, chodziłyśmy do kina Zdrowie, w budynku ministerstwa na Miodowej. Grali tam stale te same filmy, a Franka Dolasa widziałam chyba milion razy. A teraz... szkoda mi Feminy... zgroza, że powstała w tym budynku Biedronka...
OdpowiedzUsuńA wiesz że mnie Feminy też bardzo szkoda. Bo tylko nazwa przystanku po tym kinie została.
UsuńDobrze że kino Kultura na Krakowskim Przedmieściu ciągle istnieje.
:-)
Witaj wiosennie
OdpowiedzUsuńDzisiaj Twoja opowieść przywiała wspomnienia. Ja też w październiku pisałam o starym kinie. Niestety niektórych w moim mieście już nie ma, ale są inne, nowe...
Cieszę się, że przeczytałaś mój ostatni wpis. Musze jednak napisać, że dodałam małe Postscriptum. Jeżeli jesteś ciekawa, zapraszam. Za życzenia imieninowe dziękuję. Nie Ty jedna złożyłaś mi je. Ale ja świętuję jak napisałam w maju. Ale życzeń nigdy nie za dużo.
Pozdrawiam słonecznie, żółtym kolorem forsycji
Dziękuję za żółte pozdrowienia. Faktycznie forsycja teraz króluje.
UsuńZajrzę z pewnością do Ciebie.
:-)