Budka została postawiona na pasie zieleni, który oddzielał chodnik od jezdni. Zdarzało się że tuż koło budki zatrzymywał się jakiś samochód, wysiadał z niego jakiś mięśniak, odganiał wszystkich z kolejki i ustawiał się jako pierwszy. Wchodził, dzwonił i pytał: "Heniek/Zdzisiek/Józek? - to ty? Mówi się. To ja, no ja,no ja mówię, no nie wiesz kto mówi? No nie pamiętasz jak ci w mordę wczoraj dałem bo się przystawiałeś do mojej Ziuty? ......." itp. itd... Taki mięśniak nie zamykał nawet drzwiczek od samochodu, bo w końcu nie planował dłuższego postoju w budce, tylko krótki monolog...
W lecie można było dokładnie usłyszać kto z kim i w jaki sposób z tej budki rozmawiał. Słyszało się też przekleństwa, walenie w aparat zawieszony na ścianie i kopanie w drzwi budki. Bardzo często zdarzało się, że aparat "połykał" monetę i nie łączył z numerem. Wtedy telefonujący dostawali szału, szczególnie jak nie mieli więcej monet. Co bardziej nerwowi urywali wtedy sluchawkę i wybijali nią szyby w budce telefonicznej. A potem kulturalnie kładli ją na póleczce pod telefonem albo na górze na telefonie.
Za każdym razem gdy schodziłam ze swojego drugiego piętra do tej budki, aby zadzwonić do koleżanki aby dowiedzieć się jaki jej na przykład wyszedł wynik w ostatnim zadaniu z matematyki, to wróżyłam sobie na palcach obydwóch rąk:
1. Czy będzie sygnał w telefonie?
2. Czy automat będzie opróżniony z monet i będę mogła wrzucić swoje 50 gr żeby zadzwonić?
3. Czy słuchawka będzie urwana czy nie....
4. Czy jak się jednak dodzwonię to to nie będzie pomyłka...
5. Czy będzie coś słychać czy tylko buczenie...
6. 7,8,9,10...
Z czasem budki telefoniczne uległy modernizacji. Doszło nawet do tego, że niektóre budki telefoniczne miały własny numer telefonu i .... można było się wcześniej umówić na rozmowę telefoniczną.
Trzeba tylko było o odpowiedniej godzinie przekonać stojącą przed budką kolejkę ludzi żeby przepuścili, bo że "teraz właśnie o godz. 11.11 ma do mnie dzwonić ciocia z Chrząszczyrzewa".
Tak się złożyło, że przez długi czas nie miałam telefonu w domu, więc wiele lat korzystałam z przeróżnych budek telefonicznych czy też aparatów zawieszonych na ścianach budynków. Czasami taka rozmowa nie miała najmniejszego sensu, bo była zagłuszana przez przejeżdżające tramwaje czy motocykle.
Od dawna nie ma już "mojej" budki na ul. Grottgera. Nie ma też żadnych innych budek czy automatów telefonicznych w miastach i na wsiach.
Sa telefony komórkowe bez których nie wyobrażamy sobie życia.
I są takie sytuacje, że ludzie dzwonią do siebie z jednego pokoju do drugiego w tym samym mieszkaniu.
A ja przed chwilą dzwoniłam do osobistego historyka będącego w drugim pokoju z pytaniem w której wojnie punickiej Hannibal użył słoni ...
-----------------------------------------------------------------------------
Reasumując - świat i ludzie nigdy nie byli normalni... 😀
Piękna opowieść Stokrotko. I ja pamiętam budki telefoniczne. I fakt - teraz rządzą komórki. Coraz młodsze dzieci je mają ;-). Serdecznie pozdrawiam w poniedziałek ;-)
OdpowiedzUsuńTeraz małe dzieci bawią się komórkami a nie lalkami i samochodzikami...
UsuńStokrotko - od samego rana od pierwszego poniedziałku w nowym roku wprowadziłaś mnie we wspaniały nastrój!!!!!
OdpowiedzUsuńIdę do pracy z uśmiechem na ustach!
Jesteś WIELKA:-))
Ela
Cieszę się Elu - i tak trzymaj!!!
UsuńJa pamiętam budki, choćby dlatego że długo nie miałam telefonu w domu. Podobno w innych krajach są budki telefoniczne tylko jakoś tak w Polsce nie ma.
OdpowiedzUsuńPodobno są Krystyno.... ale nie jestem pewna czy są czynne.
UsuńPowiem krótko - nagroda Ci się należy za ten tekst :-))
OdpowiedzUsuńMarek z dziewczynami
Super! Podać numer konta czy pod stołem mi ją przekażesz:-))???
UsuńDziękuję za przypomnienie dawnych czasów.
OdpowiedzUsuńMy przez całe zycie w PRL nie doczekalismy się telefonu, ale za to zainstalowali publiczny telefon na naszej klatce schodowej co było duzym udogodnieniem.
Ponieważ mieszkaliśmy na parterze, to chcący, niechcący słyszeliśmy wiele rozmów.
Od wielu lat nie widziałem już budek telefonicznych, ale pewnego razu, na ogromnej pustyni na skraju Australii, gdzie telefony komórkowe nie miały zasięgu, stała budka telefoniczna i funkcjonowała.
Miło mi Lechu że do mnie zaglądasz i komentujesz.
UsuńBardzo Ci dziękuję :-)
Po przeprowadzce do Warszawy, przez jakiś czas nie mieliśmy telefonu w domu. Jednak dość szybko rodzice się go doczekali. Pamiętam budki nie tylko na monety. W którymś momencie zostały one zastąpione "złotymi" żetonami. Kiedy zamieszkałam w pierwszym samodzielnym mieszkaniu, to aparat telefoniczny znajdował się na parterze budynku i o dziwo zawsze był działający. Szkoda, że polikwidowano budki i telefony w budynkach, bo to nawet przy komórkach, nadal byłoby przydatne urządzenie, na przykład wtedy, gdy komórkę nam skradną, ulegnie uszkodzeniu, nie zdążyliśmy kupić drugiej, a skontaktować z kimś jest pilna potrzeba. Witam Cię w nowym roku i pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńI ja Cię witam Iwonko w nowym roku i dziękuję za komentarz:-)
UsuńNo i o to chodzi, aby jak najczęściej dzwonić w sprawach nieistotnych. Pegasus już się cieszy, kopytkami strzela, skrzydełka rozpościera ... 😉😁
OdpowiedzUsuńA u mnie tylko rozmowy o przypalonej zupie i o pół litrze :-))
UsuńA te patenty na żeton na żyłce... To dopiero były czasy. Korzystałam regularnie w czasie studiów z budki telefonicznej na ścianie Dworca Zachodniego w Poznaniu. Ona miała taki dość długi moment w historii swojego funkcjonowania, że się zepsuła na korzyść użytkowników - można było dzwonić bez żetonów! My studenci trzymaliśmy ten fakt w tajemnicy i używaliśmy darmowo, póki w końcu jej nie naprawili. Ale co zaoszczędziliśmy, to nasze.
OdpowiedzUsuńBo pewne korzyści z takich zepsutych telefonów też były:-))
UsuńDziękuję za wizytę i komentarz.
Pozdrawiam i zapraszam na stałe.
Pamiętam budki. Na wakacjach zawsze się z nich dzwoniło i zawsze trzeba było poczekać w kolejce. Albo dzwoniło się z nich, jak się chciało robić głupie żarty. :D
OdpowiedzUsuńZa moich czasów to już były na kartę. I jednak już więcej ludzi miało telefon.
Niedawno też widziałam budki, ale na Gibraltarze, takie angielskie - nie wiem, czy działają, bo mnie były potrzebne tylko do zdjęcia. :) Za to na ulicach kolumbijskich miast są stoiska, które pełnią podobną rolę: człowiek ma kilka komórek z kartami różnych sieci (rozmowy między sieciami są podobno drogie i najlepiej dzwonić z tej, którą ma odbiorca - albo w ogóle komunikować się przez internet, miałam wrażenie, że każda firma mająca kontakt z klientami korzysta z whatsapp) i płaci się za czas rozmowy, niektórzy mają na szyldach zaznaczone, że można dzwonić też do Wenezueli. :)
No proszę- to dopiero ciekawe wiadomości!!!!!
UsuńSerdecznie Ci dziękuję Kataszo :-)
Oczywiście, że pamietam i korzystałam, bo posiadanie telefonu w tamtych czasach to był przywilej nielicznych.
OdpowiedzUsuńSwoją droga, ludzie sobie i bez telefonów jakoś radzili :-)
jotka
Okropnie uzależniliśmy się od komórek...
UsuńA może tak miało być???
Znak czasu...
UsuńNo tak...
UsuńPamiętam te budki... Najbardziej oblegany telefon, który pamiętam to ten w akademiku. I sprawdzanie impulsów na karcie :)
OdpowiedzUsuńBo za Twoich czasów Olgo to już karty były...
UsuńZałapałam się i na karty, i na monety :)
UsuńCzyli dobrze znasz ten temat :-))
Usuń- Halo, czy to numer 11 11 11?
OdpowiedzUsuń- Nie. Tu numer 111 111.
- A, to przepraszam.
- Nie szkodzi. I tak musiałem podejść odebrać, bo telefon dzwonił.
...
w obecnych komórkowych czasach ten kawał nie ma za bardzo sensu, ale wciąż wykonalny jest taki numer zwany "piramidalną zemstą":
przypuśćmy, że ktoś nam podpadł /twórcą pomysłu był pewnie jakiś oblany student/, chcemy się odegrać, a tak się złożyło, że znamy jego numer telefonu... podpuszczamy kilkoro znajomych, żeby przynajmniej raz dziennie dzwonili do ptysia z zapytaniem: "Dzień dobry, czy to pan Pucała"... ale to dopiero początek... prosimy te osoby z kolei, żeby powtórzyli to kilkorgu swoim znajomym i tak dalej, rekurencyjnie... takim sposobem powstaje drzewiasta sieć ludzi, którzy mają jakąś sprawę do "pana Pucały"... po tygodniu "pan Pucała" trafia do Oblęcina albo jakichś innych Tworek...
...
z budkami i w ogóle automatami telefonicznymi zawsze było sporo śmiechu... kiedyś w czasach "rozmów kontrolowanych" stoimy w kolejce do automatu na klatce schodowej, na całą dużą dzielnicę były takie może w dwóch, czy trzech blokach, przeważnie zepsute, ale czasem jeden był czynny... aparat okupuje jakiś wujek i zdaje komuś relacje z zakrapianej imprezy okraszając ją popularnym "przecinkiem"... powoli nas zaczyna trafiać szlag, ale zanim ktoś zaczął coś z tym robić, wujek nagle zamilkł i zagląda zdziwiony do słuchawki... ktoś zapytał "co się stało?", a gość mówi smutnym, bezradnym głosem: "przerwała mi, powiedziała że wystarczy już tych kurew i wyłączyła"... cała kolejka wybuchnęła zgodnym chóralnym śmiechem... tej ofiary stanu wojennego jakoś nikomu nie było żal...
...
z późniejszego okresu epoki budek telefonicznych najmilej wspominam swoją kolekcję kart... na początku głównie były francuskie, dużo ich wtedy zużywałem, ale potem rozwinęło się na inne kraje... kolekcję w końcu sprzedałem na okoliczność jakiejś przeprowadzki i obecnie mam tylko jedną kartę, holenderską z fotką damskiego pępka, nówka nie śmigana do tego, ale kalibrowana w guldenach, więc nie już wartości użytkowej, a jedynie souvenirową, chyba że jako zakładka do książki lub ścieżkownica dla amatorów wciągania różnych rozrywkowych proszków...
p.jzns :)
p.s. tak swoją drogą, to choć obecnymi czasy każda/y (ponoć?) ma komórę, ale niekoniecznie każda/y i niekoniecznie zawsze, więc uważam, że jakiś szczątkowy system komunikacji "emergency" /straż pożarna, policja, ratownictwo medyczne, etc, etc/ powinien nadal istnieć, jakiś automat telefoniczny pod daszkiem w jakimś kluczowym, węzłowym punkcie miasta lub wsi, dla żadnych władz lokalnych nie powinno to stanowić zbytniego problemu...
Usuńco prawda obecne czasy są dość dziwaczne, przeważnie rządzi narodowa neokomuna, która nic nie umie zrobić porządnie, nawet totalitarny zamordyzm im słabo wychodzi /co jest pewnym plusem/, ale chyba nie jest to zbyt wielki optymizm z mojej strony, gdy oszacuję sytuację jako zasługującą na ocenę "nie jest jeszcze aż tak tragicznie" i taki system komunikacji uznam za będący w zasięgu...
Miodzio komentarzyk...
UsuńMasz rację - powinny być jeszcze automaty telefoniczne. Okazuje się że są potrzebne czasami...
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńJa wyobrażam sobie życie bez telefonu komórkowego. Tylko dlatego mam komórkę, że budek telefonicznych nie ma i z dala od domowego stacjonarnego telefonu nie mogłabym w razie nieprzewidzianej a pilnej potrzeby zatelefonować.
Życie komórkowe bez umiaru uważam za straszne! Matka z dzieckiem w sąsiednim pokoju rozmawia przez telefon i całymi dniami nie widują się. Goście podczas posiłku kładą swoje komórki przy talerzach i bez przerwy w nie pukają albo rozmawiają z kimś na przyjęciu nieobecnym o niczym ważnym. Nawet wysyłają zdjęcia kotleta i ziemniaków. O tym, że robi mi się "fuj!" na widok tych wymacanych w sklepach, toaletach i autobusach gadżetów leżących na obrusie pośród jedzenia towarzystwu nie wspominam, bo nie wiem, czy wypada. Dziwne, bo np. nieumytych owoców - wprost ze sklepu - na stole nie chcieliby, ale komórki mogą być!
Kochane budki telefoniczne i telefony stacjonarne - wróćcie! Wraz z wami może życie wróci do równowagi. Widziałam na dworcu przytulającą się matkę z synem. Nie wiem, czy się witali, czy żegnali, ale zauważyłam, że syn za głową maki pukał kciukiem w smarfona. A może czas w głowę się puknąć i odbudować prawdziwe - realne - więzi międzyludzkie?
Pozdrawiam serdecznie.
Masz dużo racji. Tak jak napisałam wyżej nie wszędzie i nie wszystkie automaty telefoniczne powinny być zlikwidowane.
UsuńAle teraz telefon komórkowy spełnia kilka zadań i każdy powinien go mieć...
Pamietam powrot z wczasow do domu-dzieci wsiadly do samochodu zdrowe, a w polowie drogi mlodsze bylo juz rozpalone. Szukalismy budki i zawiadomilusmy lekarke. Prosto z drogi szukalismy pomocy. Budki byly bardzo potrzebne szczegolnie poza domem, bo telefon dostalismy juz! po 4 latach. Nawet takie wspomnienia sa mile, komorki poglebiaja samotnosc tzn brak osobistego kontaktu, chociaz przyznaje, ze sa poyteczne. Malgosia.
OdpowiedzUsuńMasz rację Małgosiu - komórki są potrzebne szczególnie w czasach pandemii.... ale pogłębiają samotność.
UsuńSerdeczności Kochanie.
Pani Stokrotko ja nie znałam tych starych budek telefonicznych ale jeszcze niedawno na budynku obok naszego domu był zawieszony taki aparat telefoniczny jak na drugim zdjęciu.
OdpowiedzUsuńKasia
Kasiu - na ścianie sąsiedniego bloku na moim osiedlu też jeszcze niedawno był taki automat telefoniczny...
UsuńJa pamiętam już te na karty, na których były impulsy. I kolejki do tych telefonów w ośrodku kolonijnym, aby zadzwonić do rodziców i porozmawiać z nimi. Chociaż bardziej ekscytujące było pisanie listów. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA więc też masz Karolinko fajne wspomnienia tego rodzaju :-)
UsuńPozdrawiam Cię pięknie noworocznie :-)
Jeszcze coś dodam - pamiętam nie tylko PRL - owskie budki, ale i późniejsze na karty z impulsami. Swojego telefonu doczekaliśmy się bodajże chyba w 1992 roku. I jaka to Stokrotko była radość ! Na studiach jeszcze korzystałem z takich na kartę - jeśli dzwoniło się na komórkę z takiej właśnie karty - do kogoś do domu, np. po egzaminie - to faktycznie - zżerała szybko impulsy :-))
OdpowiedzUsuńA więc i Ty Jardianie masz fajne wspomnienia związane z aparatami telefonicznymi :-)
UsuńJak to mówią Czesi „ to se ne wrati”. Postęp technologiczny, który dokonał się w ostatnich latach jest wręcz niesamowity. Problem w tym, że zabił on ducha, bez którego życie jest jakieś trochę smutniejsze. Przynajmniej moim zdaniem
OdpowiedzUsuńMasz dużo racji Marku...
Usuńpamiętam film Telefon z Colinem Farrellem - cały w budce telefonicznej - cudo! polecam, choć łatwo nie jest.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńPoszukam :-)
Z ogromnym sentymentem wspominam budki telefoniczne. Złotówki, żetony a potem karty za 25 albo 50 zł . Każda rozmowa to było wielkie przeżycie - ważenie słów by nie zmarnować ani karty ani żetonu. Mam wrażenie, że teraz czasem przydałoby się takie ważenie słów przed bezmyślnym ich szafowaniem. Zresztą tak samo ze zdjęciami. Ile ustawień ile przemysleń, zanim "cykneło" się zdjęcie jedno z 36 do wykorzystania, a ile radości po powrocie od fotografa, gdy zostały wywołane. A teraz? No cóż jeszcze chyba tylko Wc zostało - chociaż do końca nie jestem pewna. Pozdrawiam Stokrotko - rozmarzyłam się :)
OdpowiedzUsuńWłaściwie to masz rację Gabrysiu.
UsuńTylko że w dużych miastach te stare automaty telefoniczne były przeważnie uszkodzone i często trzeba było prosić jakiegoś sąsiada, który miał szczęście mieć telefon - o to, żeby pozwolił zadzwonić.... oczywiście za oplatą.
Dziękuję Ci bardzo i pozdrawiam.
przed Sylwestrem miałem przygodę z WC na dworcu we Wrocławiu... były dwie bramki: jedna na monety, druga na kartę bankomatową... nie miałem gotówki, tylko samą kartę, a tu jak na złość ta bramka zepsuta i żadnej innej opcji rezerwowej... na szczęście pociąg miałem za pół godziny i dało radę doczekać bez awarii...
Usuńp.jzns :)
Najważniejsze że dałeś radę wytrzymać :-))
UsuńNo niestety, w mojej wsi budki nie było. Za to sołtys miał telefon i można było skorzystać. Nie pamiętam dokładnie, ale zdaje się, że stoperem mierzył czas rozmowy i pobierał odpowiednie opłaty... I zawsze osobiście wykręcał numer, bo ludzie kombinowali, a międzymiastowe rozmowy były droższe od lokalnych.
OdpowiedzUsuńBojo - to też masz fajne wspomnienia!!!!
UsuńDzięki serdeczne:-)
Pamiętam budki telefoniczne, a jakże. Nie pamiętam kiedy znikneły z mojej okolicy, za to pamiętam gdzie korzystałam ostatnio z takowej. A było to w Londynie. :)
OdpowiedzUsuńTo może w Londynie nadal te budki są czynne????
Usuńkiedyś widziałem film dokumentalny, takie ciekawostki o Londynie i był epizod faceta, który wynajął taką budkę od miasta i założył sobie tam biuro wynajmu mieszkań, miejsca było akurat: na dwie osoby, stołek barowy, komputer i drukarka... dojeżdżał do pracy na rowerze, który przypinał obok do budki, a do klo chodził albo na pobliską stację metra, albo do pobliskiego baru, gdzie chadzał na lunch, czy na jakąś tam kawę...
Usuńp.jzns :)
Fajne i pomysłowe :-)
UsuńCiekawe kiedy zniknela ostatnia budka. Musze poszukac tej informacji:)
OdpowiedzUsuńPodobno parę lat temu...
UsuńJakoś nie przypominam sobie, żebym korzystała z telefonu w budce. Mieszkając w Koszalinie miałam telefon w domu, choć były to lata sześćdziesiąte. Z tego co pamiętam, to niemal wszyscy w mojej klasie też telefony mieli. W Szczecinie dostaliśmy mieszkanie na nowym osiedlu, opodal którego wybudowano centralę telefoniczną i ten cud techniki dość szybko się u nas pojawił. Pewnie dlatego nigdy nie było na osiedlu budki.Teraz mam komórkę i oczywiście korzystam z telefonu, choć najczęściej służy mi ona jako czytnik.📞📱
OdpowiedzUsuńHalinko to miałaś luksus. Masz pojęcie jak długo czekało się w stolicy na założenie telefonu???
UsuńWiem! W Szczecinie czekało się nawet...30 lat. Nasze osiedle stanowiło wyjątek i wszyscy nam zazdrościli.
UsuńZastanawiam się tylko nad tym, jak to się stało, że w Koszalinie na naszej peryferyjnej ulicy wiele osób miało telefon.
Usciski!
Pewnie pełnili jakieś tajne funkcje
Usuń...albo dali łapówkę....
Stokrotko, kiedy postawili budkę z telefonem pod blokiem to był prawdziwy luksus. Z okna w kuchni widziałam czy jest kolejka i czy mam szansę na wykonanie połączenia :) Potem sąsiadce założyli telefon, "cała klatka" korzystała, ale to była NASZA klatka, ta najbardziej zintegrowana klatka schodowa na Ursynowie (uwieczniona w powieściach)... Fajnie było, nie to co teraz kiedy każdy ma komórkę w kieszeni :)
OdpowiedzUsuńWidzę że przeżywałaś to samo co ja. To znowu coś nas łączy:-))
UsuńBudki telefoniczne pamiętam i trochę żałuję, że już ich nie ma. Co prawda, nigdy nie były tak klimatyczne jak te w Londynie, ale mimo wszystko ;)
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Nowego Roku!
Witam Cię serdecznie na moim blogu i dziękuję za komentarz :-)
UsuńPamiętasz stare filmy przedwojenne ? Czasem bywały tam takie sceny, że ktoś wrzucił pieniążek do automatu i stał, i gadał, i nadal stał i gadał...:) Jak ktoś chciał delikwenta pogonić to był odsyłany do innej budki. Bo przed wojną płaciło się za uzyskanie połączenia, a nie za impuls czasowy. Jeden pieniążek wystarczył, aby gadać godzinami. Tak jak teraz przez telefony komórkowe:))
OdpowiedzUsuńTatiana
Rzadko oglądam filmy przedwojenne...
UsuńAle ciekawe porównanie....
Dawno,dawno temu w małej mieścinie(3 tys.mieszkańców)były dwa
OdpowiedzUsuńtelefony;na poczcie(do godz.16.00) i w zakładzie pracy na portierni.Telefon zakładowy udostępniano tylko dla wzywających
Pogotowie Ratunkowe.
Jedna z najsłynniejszych scen z budką telefoniczną w całej branży filmowej.
https://youtu.be/wbRTmNnng9g
Gdy zaatakuje Cię"Pegasus",wbiegnij do budki telefonicznej otoczonej ogniem i przyglądaj się wydarzeniom mającym miejsce
na zewnątrz...jeśli nie masz klaustrofobii.
Irlandzka bajka.
Niedawno Niemcy przeprowadzili badania naukowe z udziałem swoich najlepszych naukowców.Pobrano próbki z odwiertów z głębokości 50 metrów i podczas badań odkryto drobne kawałki
miedzi.Po przeprowadzeniu wielu testów na tych próbkach,
rząd niemiecki ogłosił,że starożytni Niemcy,25 tys.lat temu mieli ogólnokrajową sieć telefoniczną.
Dowiedział się o tym rząd brytyjski i polecił natychmiast swoim naukowcom pobieranie próbek z głębokości 100 m.W pobranych
próbkach znaleziono małe kawałki szkła i wkrótce ogłosili,
że starożytni Brytyjczycy 35 tys.lat temu mieli już ogólnokrajową sieć światłowodową.
Irlandzki rząd zareagował nerwowo,ale zaraz też nakazał swoim
naukowcom pobrać próbki z głębokości 200 m,ale absolutnie nic nie znaleźli.Jednak doszli do wniosku,że starożytni Irlandczycy
55 tys.lat temu byli jeszcze bardziej zaawansowaną cywilizacją,
ponieważ mieli już dostępną sieć telefonii komórkowej.
:)
Ta bajka irlandzka jest rewelacyjna !!!
UsuńZ ostatnim wnioskiem zgadzam się absolutnie !! ;o)
OdpowiedzUsuńA postęp ?? I tak postąpi jak będzie chciał...;o)
Cieszę się:-)
UsuńOstatnie zdanie jest the best :) :) :)
OdpowiedzUsuńKiedyś pragnęliśmy mieć telefon w domu, a teraz jest w każdej kieszeni. Taki postęp. Postęp? Czy po coś?
Zostaliśmy zaprogramowani...:-)
UsuńKażdy ma szpiega w kieszeni,który widzi i słyszy wszystko co się wokół nas dzieje.
UsuńNo niestety...
UsuńDzień dobry, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńSwoim wpisem przypomniałaś mi, że przed moimi oknami stała?/stoi? żółta budka telefoniczna, z tych najnowszych (stare też pamiętam, a jakże!), z których nie tylko można było zadzwonić, ale także odebrać telefon. aż się podniosłam i wyjrzałam przez okno: nie ma! Zniknęła niepostrzeżenie jak wiele rzeczy w ostatnich latach.
Pamiętam wszystkie tytpy budek z Twoich zdjęć, ale najbardzej utwkiły mi w pamięci dwie. z których najczęściej korzystałam. Były to czasy, gdy korzystało się z małych, "żółtych" dwuzłotówek, które wrzucało się co trzy minuty. Właściwie nie wiem, czy te moje miejsca mozna nazwać budkami, bo telefony znajdowały się w budynkach. Jednak były wrzutowe i przeznaczone do powszechnego użytku. Pierwszy rodzaj znajdował się w klatkach schodowych bloków na moim osiedlu. Telefonów komórkowych nie było, a o telefon stacjonarny było trudno i trzeba było czekać latami na jego przyznanie. W tym czasie chodziłam do liceum i niemal co wieczór zjeżdżałam windą na parter, aby tam godzinami wrastać w podłoże obok skrzynek pocztowych, gdzie zawieszony był aparat. Oczywiście rozmawiałam z przyjaciółką.
Ten sam typ "budki" znadował się na mojej uczelni i najczęściej pędziłam z garścią dwuzłotówek, żeby zadzwonić do rodziców po każdym egzaminie. wiedziałam, że sie denerwują i czekają.
Aha, no i w mojej pracy na początku też była budka telefoniczna, skonstruowana z płyt paździerzowych i wbudowana w szatnię. Mimo pozostawionych dziurek, było w niej okrutnie duszno.
Jestem o "parę wiosen" od Ciebie starsza więc pamiętam te najstarsze budki telefoniczne i automaty na ścianach budynków czy na korytarzach
UsuńDziękuję za Twoje wspomnienia :-)
Budki oczywiście pamiętam. Na monety i na karty, ale najbardziej irytowało mnie zamawianie rozmów międzymiastowych na poczcie i oczekiwanie na połączenie. Było, minęło...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Taki był kawał kiedyś chyba z jakiegoś filmu zaczerpniety: Na poczcie w małym miasteczku rozlega się głos telefonistki "Kto zamawiał Warszawę trzy dni temu?",:-)
UsuńDziękuję Podrozniczko...
Tak właśnie było ;)
UsuńNo właśnie :-)
UsuńKoło mnie były trzy uczelnie,
OdpowiedzUsuńA budek wiele.
I wiele osób telefonujących:-)
UsuńNie wiem, dlaczego u mnie się wyświetla jako ostatni Twój wpis ten o kocie...
OdpowiedzUsuńTeż nie wiem...
UsuńAle wpisałaś się pod tekstem o budkach telefonicznych...
- Halo! Czy to telefonia?!
OdpowiedzUsuń- Tak...
- Proszę mnie zahaczyć z gieesem.*
"wyjaśnienie dla młodego pokolenia": giees = GS = Gminna Spółdzielnia
Zahaczyli??? :-)
UsuńJasne! przecież telefonistka zahaczała kabelkami...
OdpowiedzUsuńSuper!!!
UsuńWitaj Stokrotko ; ja tu Ci opisze moja przygode z "prawie"budka telefoniczna w czasach PRLu, bo role budki spelnial nasz prywatny telefon.
OdpowiedzUsuńMajac 13lat Tata dostal propozycje (nie odrzucenia) pracy w miasteczku P, wiec rodzice przeprowadzili sie do pobliskiej wsi z ktorej sie wywodzili, a w ktorej juz stal prawie gotowy domek do ktorego mieli sie przeprowadzic po przejsciu na emeryture. Ja bylam nieszczesliwa z powodu tej przeprowadzki,bo wiadomo kolezanki, koledzy i kochana banda na podworku. Zeby mi to jakos zrekompensowac, rodzice zalozyli telefon zebym miala kontakt z przyjaciolkami z poprzedniego miejsca zamieszkania. Okazalo sie ze na 1000 mieszkancow we wsi, byly tylko 2 telefony - u nas i na plebani. Potem przez lata cale ktos pukal pytal czy moze zadzwonic( nawet calkiem nieznajomi ludzie nieraz przychodzili i o roznych porach dnia).Oczywiscie zostawiali monete .Nieraz byl telefon do kogos, pilny i trzeba byo leciec do ludzi i zawiadomic ze jest telefon lub ze beda dzwonili o tej i o tej porze.Telefon byl w holu/ przedpokoju i czasami Ci rozmowcy uczestniczyli w naszym zyciu.
Pijanych nie wpuszczalismy! 20 - 30 lat pozniej prawie wszyscy mieli telefony no a teraz to pare komorek na dom. Aga T
Wspaniała opowieść Ago.!!!!Serdecznie Ci dziękuję ,,:-)
UsuńA wiesz że koło mojej pracy stoi budka telefoniczna, tzn. aparat telefoniczny z samym daszkiem tylko, bez kabiny i też się zastanawiam czy ktoś jeszcze z niej korzysta. Sama pamiętam publiczne telefony, ja byłam z tych co kolekcjonowali karty telefoniczne 😀
OdpowiedzUsuńTo i wspomnienia masz fajne i teraźniejszośc też super!!!
UsuńWitaj, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego w nowym roku, Tobie, Twoim Bliskim oraz Komentatorom:)
Opowieść z tych medalowych:)
Pamiętam czas, gdy sięgałam głową nieco ponad półkę, a żeby wziąć słuchawkę - musiałam się dobrze wspiąć na palce:)
Pozdrawiam:)
Leno - to dopiero były czasy - prawda???
Usuń:-))
Ja z tamtych lat, to pamiętam budki telefoniczne. Pamiętam stojące rzędem, jedna przy drugiej, takie otwarte bez kabiny, nowoczesne na tamte lata. Wszystkie zajęte, a przed każdą kolejka oczekujących. Nostalgicznie trochę, ale nie tęsknie za tamtymi czasami. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAle miały swój urok....prawda?
UsuńDziękuję za wizytę....
Tatiana podejrzała na przedwojennych filmach, że płaciło się za połączenie a nie za czas. Tak też było długo po wojnie. Ale najstarsi tu obecni nie pamiętają starszych typów telefonów. Przed wykręceniem numeru wkładało się monetę, która wystawała, by można ją było wyjąć w razie, gdy rozmowa nie doszła do skutku. Gdy pożądana osoba się odezwała - trzeba był przycisnąć guzik, który sprawiał, że moneta wpadała i dopiero można było rozmawiać. Wynalazcy mieli monety na nitce. Przycisk bowiem tylko otwierał klapkę, ale moneta nie musiała wpaść by doszło do rozmowy.
OdpowiedzUsuńTo wyszło na to że młodsza od Ciebie jestem....
UsuńI super!!!
Pięknie podsumowane ;). My na wsi mieliśmy budkę telefoniczną przy sklepie. Na Mop-ach przy autostradach widziałam dosyć niedawno budkę z której można uzyskać pomoc drogową bodajże.
OdpowiedzUsuńTakie budki telefoniczne z których można zadzwonić aby otrzymać pomoc drogową czy medyczną powinny być przy wszystkich autostradach i co - ileś - tam kilometrów...
UsuńWitaj niby zimą Stokrotko
OdpowiedzUsuńOczywiście, że pamiętam. U nas na osiedlu to był punkt wszystkich spotkań, bo mało kto miał telefon. Ale telefon w budce częściej był zepsuty, niż działał
Niech los wyczaruje Ci same kolorowe dni
Pięknie Ci dziękuję Ismeno :-)
Usuń