Pracować zaczęłam 15 września. Bardzo dawno temu.
W krótkim pobycie w Dziale Kadr polecono mi udać się na rozmowę do Dyrektora Biura. A pan dyrektor po wygłoszeniu formułki że: " wita osobę młodą, piękną, wykształconą i znającą języki obce" przeszedł do konkretów.
- To imieniny obchodzi pani 15 pażdziernika? - zapytał uśmiechając się do mnie całym garniturem zębów. Najwyraźniej sprawdził w kalendarzu zanim mnie wezwał.
Jak się potem okazało imieniny każdego swojego pracownika traktował wyjątkowo ...
Parę lat pózniej od jego sekretarki dowiedziałam się, że każdy dzień zaczynał od pytania: "To u kogo dzisiaj jemy słodkości?".
Ale powiedzieć że te słodkości jadł byłoby bardzo delikatnym określeniem. On ich nie jadł tylko się nimi objadał, po prostu je pożerał. I zapychał się nimi...
Po uzyskaniu pewności, że ciasta i inne słodkości zostały wyłożone na talerzyki i tace w pokoju w którym pracowała aktualna solenizantka albo solenizant i jakieś pół godziny po tym jak już wszyscy złożyli jej/jemu życzenia i wręczyli piękne kwiaty.... wchodził uroczyście do pokoju ze słowami : "Słyszałem że tu ktoś obchodzi imieniny i ma pyszne ciasta".
Po czym stawał przy stole czy biurku zastawionym tymi pysznościami. I stał i jadł wszystko tak długo dopóki nie zjadł wszystkiego co było do jedzenia.
O złożeniu życzeń oczywiście nie pomyślał. Nie dokładał się też oczywiście finansowo do zakupu kwiatów czy tez jakiegoś symbolicznego prezentu.
Oczywiście nikt nie odważył się zareagować i oburzyć się na takie zachowanie się dyrektora. A był to człowiek po placówkach zagranicznych, niezwykle pewien siebie i nie znoszący sprzeciwu.
Gdy już dyrektor wyszedł można było spokojnie wyciągnąć z szafy pozostałe schowane przed nim słodkości i zaprosić koleżanki i kolegów do wspólnego wypicia "imieninowej kawy plus ciacho."
Nigdy nie zapomnę tych "akcji".
Nie wypadało zachować się inaczej. Po prostu wyprawienie imienin w pracy/biurze było kiedyś obowiązkowe. Niektóre moje koleżanki wyprawiały imieniny nie tylko na słodko. Przynosiły i częstowały wszystkich w biurze przeróżnymi wędlinami, pasztetami i kotletami. Do tego oczywiście podawały różne sałatki. I wtedy dopiero dyrektor miał w pracy frajdę. I pewnie tego dnia nie musiał już nic jeść po powrocie do domu.
Myślę, że to się już dawno skończyło. To znaczy te imieniny w pracy. Bo dyrektorzy czy prezesi to chyba są jeszcze gorsi...
Mam rację.?
Jesteś imienniczką mojej Mamy Storkotko. Ja sam, w czasie gdy pracowałem już w szkole - muszę wspomnieć, że nie obchodziliśmy w pracy ani imienin, ani urodzin. Trochę tych szkół "przerzuciłem", z racji małej ilości godzin w szkołach podstawowych. Ale Twoja opowieść wywołała uśmiech na mojej twarzy. Pozdrowienia poniedziałkowe :-) .
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się imię Stor-kotka :)
UsuńStor to po szwedzki - wielka - Wielka Kotka :)))
Oczywiście mi chodziło o ...Stokrotkę. Literówka, pozdrawiam .
UsuńJardianie... cieszę się z Twojego uśmiechu...
UsuńStokrotka
Lechu ...to i mnie się podoba :-)
UsuńStokrotka
No pewnie ze to była literówka.
UsuńStokrotka
Ps. Tak jak małej ilości godzin historii :-) .
OdpowiedzUsuńJardianie ... tak zrozumiałam
UsuńStokrotka
BBM: Pamiętam- i kiepsko wspominam.
OdpowiedzUsuńRozumiem.
UsuńStokrotka
Nie wiem, jak imieniny, bo na Śląsku nie ma zwyczaju świętowania imienin (dawno temu rodzice obchodzili, kiedyś mama nosiła ciasto do pracy, potem ograniczyła się do urodzinowego). Ale ciasto na urodziny jak najbardziej nadal jest praktykowane, w zamian jest składka i prezent (alkohol, słodycze, jakiś bon itd.). Może niekoniecznie wszędzie, ale u mnie owszem. Tylko ja nie zawsze przynoszę, bo nie lubię tego bycia w centrum uwagi. Ale takich akcji nikt nie odstawia. ;)
OdpowiedzUsuńRaz na delegacji musiałam podać jednemu panu datę urodzenia, a że urodziny wypadały za dwa dni, obiecał ciasto - i ku mojemu zaskoczeniu rzeczywiście przyniósł mi babkę. :) Nie miałam nawet czym tego ukroić. Kolega miał nóż do kabli, więc go umyliśmy i on musiał wystarczyć. :) A babka się przydała, bo tego dnia jakoś nie za bardzo był czas, żeby wybrać się obiad o normalnej porze...
Kataszo serdecznie Ci dziękuję za Twoje wspomnienia.
UsuńStokrotka
Katasza ma rację na śląsku są urodziny. Choć mieszkam w Małopolsce to przejęłam ten zwyczaj. Szefa też miałam ze Śląska, to często lądowało jakieś ciasto.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
Dziękuję i pozdrawiam.
UsuńStokrotka
Przez wiele lat nie obchodziłem imienin z tej prostej przyczyny, że Lech to imię pogańskie i nie było go kalendarzach.
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc nie pamiętam też imienin wielu kalendarzowych solenizantów, tylko tych najpopularniejszych - Krystyna, Jan, Jadwiga/Teresa, Tadeusz, Andrzej, Barbara. W tych przypadkach jednego dnia było kilka solenizantek/solenizantów tak że jakoś to się rozkładało na kilka osób.
Więc były jednak imieninowe zespołowe szaleństwa :-)
UsuńStokrotka
U mojego męża w pracy osoba obchodząca imieniny przynosi cukierki, a w Dzień Kobiet panowie kupują paniom drobne upominki np. sztuczny lub kwiat czy kawę. Panie odwdzięczają się w Dniu Mężczyzn jakimiś słodyczami lub roślinką do ogrodu. Serdeczności Stokrotko.
OdpowiedzUsuńLenko ...czyli jest miło...
UsuńStokrotka
Pół wieku temu chodziłam do szkoły budowlanej, a wiadomo że budowlańcy to lubią popływać...w alkoholu. W trakcie nauki mieliśmy praktyki zawodowe i tak się zdarzyło, że w trakcie praktyk w biurze zarządu mieszkaniami komunalnymi, szef miał imieniny. Na tych praktykach byłam z dwiema koleżankami a opiekowały się nami kobiety, pracownice biura. Szef urzędował w oddzielnym pokoju, więc nie wiem czy ucztowano już od samego rana, w każdym razie tak gdzieś koło południa nasze opiekunki nakazały nam iść do domu, bo szeptane przekazy mówiły że szef się już ululał. Z różnych aluzji wynikało, że w stanie upojenia miał w zwyczaju molestować pracownice i one nas przed tym chroniły.
OdpowiedzUsuńMiędzy innymi dlatego nigdy nie pracowałam w budownictwie, nauka w tej szkole to było zastępstwo za inną szkołę do której się nie dostałam.
W moich miejscach pracy imieniny się obchodziło a jakże, ale najczęściej było to ciasto i kawa i żaden z moich przełożonych nie był namiętnym zjadaczem słodyczy ;)
Za to moja niemiecka koleżanka opowiadała o swojej córce która pracowała w niemieckim urzędzie miejskim i ona miała szefa łasego na słodycze. Pracownicy tego urzędu mieli zwyczaj w trakcie pracy podjadać sobie żelki, które po prostu leżały na biurku. A ich szef jak nawiedział ich pokoje to bez pytania się tymi żelkami częstował. Niemieckie słodycze zaś miewały zaskakujące smaki, więc zrobiono szefowi psikusa i zakupiono żelki o smaku...chili, no i szef im zaczął ziać ;)
Ja miałam taki imieninowy zwyczaj do pracy, że oprócz poczęstunku, zakładałam w tym dniu...spódnicę ;) To był taki ukłon w kierunku tego żem ponoć kobieta ;) Już w szkole średniej w mojej garderobie były prawie tylko spodnie, jednak miałam ze dwie kiecki od wielkiej gali. No i kiedyś w te moje imieniny zaszłam ja do przedszkola w którym pracowała w tej spódnicy i trzyletnia Martunia podchodzi do mnie chwyta rąbek tej mojej kreacji i z bezbrzeżnym zdumieniem pyta: PANI cynka nie opczyk?!?!?! Było to też prawie pół wieku temu i w społecznej świadomości funkcjonowały tylko dwie płcie ;)
I takim to akcentem kończę moją obszerną imieninową wypowiedź :)
Mario ale masz fajne wspomnienia!!!
UsuńDziękuję Ci za nie serdecznie.
Stokrotka
Nie wiem, jak jest w różnych firmach, ale w szkole to dawno się skończyło, u nas nie było nawet pokoju socjalnego. Jedynie na imieniny dyrektora robiliśmy zrzutkę na kwiaty, a wręczający ( było kilka grup) czasami załapali się na poczęstunek.
OdpowiedzUsuńAle z tym chowaniem do szafy to niezła akcja!
jotka
Wiem Asiu że w szkołach to zupełnie inaczej jest... no i nie ma czasu na takie świętowanie...
UsuńStokrotka
już chyba od dziecięco - małolackich czasów nie obchodzę imienin, bo to w sumie katolicka tradycja, czyli nie moja... nawet w szkole podstawowej, gdy był zwyczaj przynoszenia przez uczniów - solenizantów cukierków i częstowania innych mnie to jakby nie dotyczyło, choćby z takiego kalendarzowego powodu, że moje teoretyczne imieniny wypadają 29-go czerwca... za to potem w pracy, tej, czy innej, bywało różnie, czasem ktoś się prywatnie czuł w obowiązku pojawić się z jakimś poczęstunkiem, czasem też alkoholowym, ale nie pamiętam z żadnej firmy, aby to miało znamiona jakiegoś ważnego obowiązującego wydarzenia i żaden też szef nie wymuszał tego od nikogo...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Czyli było wszystko "w normie"...
UsuńStokrotka dziękuje i pozdrawia
Ale historia!!! ;p
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to co tam imieniny, u mnie w pracy kiedyś kolezanka zrobiła wesele syna. W sensie naprzynosiła wszystkiego z wesela. Ale było obżarstwo. ;p
No to faktycznie musiało być szaleństwo jedzeniowe :-)
UsuńStokrotka
Stokrotko, ależ rozbawiłaś mnie tym opisem łasuchowania szefa i krycia przed nim części łakoci :)))
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że ja bardzo mile wspominam takie uroczystości w swojej pracy. Zawsze składaliśmy się i solenizant dostawał kopertę z uzbieranymi pieniędzmi, kupował sobie za nią to co sam chciał. Zawsze też było coś pysznego i chwila przerwy na oderwanie się od pracy i na wspólne pogaduchy, bo tak to zawsze wszyscy zajęci przy swoich miejscach pracy.
Pozdrawiam serdecznie, Agness:)
To dobrze że masz takie miłe wspomnienia.
UsuńSerdeczności od Stokrotki
Nie wszyscy, kochana! Tylko ci, którzy podczas kształcenia zgubili gdzieś swoją inteligencję... Fajny, zabawny wpis Stokroteczko:)))
OdpowiedzUsuńCieszę się Urszulko że Ci się spodobał...
UsuńStokrotka
Co zakład pracy, to inny zwyczaj. U nas teraz, jak ktoś chce, to obchodzi imieniny. Robimy wtedy zrzutkę na kartkę, reszta kasy do koperty ,a solenizant przynosi ciasto, kawę ... Nic na siłę, bez zadęcia.
OdpowiedzUsuńPodobnie było w poprzednich szkołach, w tej pierwszej mieliśmy fundusz imieninowy, czy składaliśmy się po parę złotych co miesiąc dla solenizantów i każdy dostawał taką samą kwotę.
To był u Was bardzo fajny zwyczaj.
UsuńSerdeczności od Stokrotki
Masz rację. Ja też pamiętam te biurowe imieniny. Zsuwało się wszystkie biurka w jeden wielki stół i... hulaj dusza. I nie wolno było kupić ciasta... trzeba było upiec samemu, co przy większej ilości ludzi, było nie lada wyczynem. Moje majowe imieniny zawsze wpędzały mnie w stres, a już nie daj boże, żeby cukier zgrzytał w zębach :)
OdpowiedzUsuńI właśnie przez te imprezy, do dziś nie lubię swoich imienin...
Jak to fajnie ze mnie rozumiesz Iwonko.
UsuńStokrotka pozdrawia
Nie umiem odpowiedzieć na Twoje pytanie, nigdy nie obchodziłam w pracy imienin, po prostu uważam, że to prywatna sprawa, a w pracy nie ze wszystkimi jesteśmy na bliskiej stopie; zawsze tak było, że ktoś obchodziła, a ktoś inny nie, moja imienniczka na przykład jakoś te imieniny celebrowała, coś tam przynosiła, jakieś słodkości, ale bez zadęcia; teraz też widuję czasami ciasto na stole, ale nawet nie zawsze wiem, czyje...
OdpowiedzUsuńRozumiem Notario. Bo to wszystko zależy od miejsca w którym się pracuje no i od ludzi z którymi się pracuje.
UsuńStokrotka
Pewnie ze pamiętam Stokrotko. Prawie w 100% było tak jak Ty to opisałaś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Ela
No to mnie zaskoczyłaś Elu...
UsuńStokrotka
U nas się celebrowało urodziny...;o) A że ja zawsze miałam "pucharek ze słodyczami", więc firmowe łasuchy często miały do mnie "pilne sprawy"...;o)
OdpowiedzUsuńI pewnie w dzień Twoich urodzin drzwi się do Twojego pokoju nie zamykaly:-))
UsuńStokrotka
Nigdy nie były zamknięte...;o)
UsuńJasna sprawa :-))
UsuńStokrotka
A u mnie w pracy wyprawiano dla odmiany urodziny. Moze to specyfika Śląska, nie wiem. Ale było to przyjemne i fajne, że ktoś wie i pamięta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cie serdecznie Stokrotko!:-)
Jeśli była miła atmosfera to wszystko w porządku.
UsuńStokrotka serdecznie pozdrawia
Dawniej imieniny były huczne w pracy.
OdpowiedzUsuńNie pracuję obecnie, ale mało kto je obchodzi, z tego co słyszę.
Cieplutko Cię kochana pozdrawiam💚🍀🤗
Też mi się wydaje Morgano że dużo się zmieniło pod tym względem.
UsuńStokrotka pozdrawia.
Ale Ty masz fajne wspomnienia :-))
OdpowiedzUsuńMarek z dziewczynami
Szczególnie tego dyrektora co wszystko wyjadał a życzeń nie składał i na kwiatki się nie zrzucał fajnie wspominam :-))
UsuńStokrotka
U nas urodziny w pracy, takie zwykłe to kawa i ciastko na 10 osób w zamian otrzymywałam prezent bo była zrzutka, tą drogą mialam ładne reczniki bo tak chcialam.Okrągle urodziny były bogatsze, akurat na moim piętrze było 3 dyrektorów i zawsze się dokladali ,pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńTo fajnie miałaś!!
UsuńStokrotka
Pamiętam imieniny w pracy. Szef zawsze przychodził na poczęstunek, jednak zawsze przynosił kwiaty.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
No to szef był na poziomie...!!!
UsuńStokrotka
Witaj, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńNiestety, nie pamiętam.
Tam, gdzie pracowałam, nie było tego zwyczaju.
Pozdrawiam:)
Rozumiem I dziękuję Leno.
UsuńStokrotka
Nie obchodziliśmy w pracy urodzin czy imienin. Ewentualnie jakieś specjalne okoliczności (np. przejście na emeryturę), a i to przy okazji ZO, na których raz w tygodniu, byliśmy wszyscy. Nie mieliśmy na to ani czasu, ani pieniędzy.
OdpowiedzUsuńRozumiem I dziękuję Szarabajko.
UsuńStokrotka
Nie tylko pamiętam, ale i opisałem imieniny w pracy. Zapraszam tutaj:
OdpowiedzUsuńhttps://bezkomentarza.wordpress.com/?s=imieniny
Super! Pędzę przeczytać!
UsuńStokrotka
U nas tego nie ma, oprócz... no właśnie. Naczalstwo należy czcić jak Lenina.
OdpowiedzUsuńEeeeeetam :-))
UsuńStokrotka
Nie e tam - gromada zafajdanych lizusów stadnie czci.
UsuńWiem wiem...sprowokowałam Cię :-))
UsuńStokrotka
No u mnie w pracy jeszcze zdarza się obchodzić czyjeś imieniny i robią to właśnie pracownicy, którzy pracują tu od 20 lat i więcej. No ja tego nie lubię. Składam się na te kwiaty, ale mierzi mnie to. Na szczęście, kto nowy przychodzi to już sobie nie życzy czegoś takiego. Ja w ogóle nawet w domu imienin nie obchodzę.
OdpowiedzUsuńRozumiem I dziękuję.
UsuńStokrotka
U mnie w jednej pracy obchodziliśmy i imieniny i urodziny. Każdy mógł sobie zażyczyć, co chce dostać.
OdpowiedzUsuńTeraz w obecnej nikt o tym nie myśli...
Pozdrawiam serdecznie
A więc dużo się zmienia...
UsuńSerdecznosci od Stokrotki
Z perspektywy czasu były to przyjemne wydarzenia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTrochę tak... ale nie zawsze i nie wszędzie.
UsuńStokrotka
Miałam jednego fajnego przełożonego, który w dniu imienin dawał dzień wolny, żeby uniknąć takich procesji i lenistwo całego wydziału. Bardzo mi to odpowiadało 🙂🌼🌼🌼
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiście był fajny szef...
UsuńStokrotka