Podobno pączki od Bliklego uchodziły za najlepsze w Warszawie. I w całej Polsce.... i na całym świecie...
Została otwarta w roku 1869 w budynku na Nowym Świecie 33. I mimo, że w czasie Powstania Warszawskiego spłonęła doszczętnie wraz z budynkiem, to w trzy lata po wojnie wróciła do odbudowanej siedziby. Zmienił się tylko trochę adres na Nowy Świat 35.
Cukiernia założona przez Antoniego Bliklego na Trakcie Królewskim w Warszawie stanowi pomost między dawnymi a nowymi laty. Myślę, że znają ją wszyscy Warszawiacy, a także wiele osób spoza stolicy.
I nawet jeśli ktoś nie spróbował pączków od Bliklego albo innych tutejszych pyszności, to z pewnością zatrzymał się przed wystawą, a może i wszedł do środka, aby obejrzeć stare fotografie, dokumenty i pamiątki związane z rodziną Blikle, bardzo dla niej ważne.
O ich ekspozycję zadbał Jerzy Blikle, trzeci z kolejnych dziedziców firmy. Bo najpierw był Antoni, potem Antoni Wiesław, a potem Jerzy. A teraz właścicielem, czy też głównym udziałowcem jest Andrzej Blikle - profesor matematyki.
Założyciel cukierni Antoni Blikle miał 27 lat, gdy kupił maleńką cukierenkę. Powiększył ją kilka lat później, dołączając sąsiedni lokal po Księgarni Arcta.
Dawny bywalec, stary aktor Klemens Roman tak pisał o tamtejszej Cukierni Bliklego: "Lokal cukierni podzielony był na trzy części. Pokój bezpośrednio od wejścia przeznaczony był dla dyrektorów prowincjonalnych. Już od wczesnego ranka dyrektorzy przesiadywali w lokalu, lustrując kandydatów do swoich teatrów na sezon zimowy. Młodzi aktorzy lokowali się w drugim pokoju od frontyu. Był jeszcze pokój bilardowy - tam również przesiadywaliśmy dla osiągnięcia pewnych informacji dotyczących dyrektorów... był on wypełniony do ostatniego miejsca /.../ pokoje były urządzone wedle ówczesnej mody, czyli secesyjnie, a więc kanapy były kryte pluszem, lustra w złoconych ramach, stoliki z marmurowymi blatami, gięte krzesełka, masywny bufet dla ciasta. Właściciel z przyjaciółmi siadywał często przy firmowym stoliku, obok kasy, w której królowała małżonka. Pańskie oko musiało mieć wgląd we wszystko, co działo się w cukierni".
A działy się rzeczy opisywane potem wiele razy w rozmaitych książkach i artykułach. Kawiarnia Bliklego była bowiem giełdą aktorską czy też nieoficjalnym biurem przedwstępnych rozmów i ostatecznego angażowania artystów przez dyrektorów teatrów.
A więc widywało się tam młodziutkie buzie debiutantek i debiutantów, poważne twarze znane z ról królów, a także amantów, słynnych komików i tragików. Cukiernia Bliklego była ówczesnym biurem pośrednictwa pracy. Różniła się od dzisiejszego biura także tym, że co pewien czas do pokoju, gdzie rozmawiano z kandydatem na aktora, przychodził kelner i podawał kawę z ciastkami. Mówił przy tym: "Mam polecenie od pana Bliklego, żeby was wspomagać do czasu engagementu".
Wypieki cukierni Bliklego i jej nastrój ściągały klientelę liczną, wierną i nie byle jaką. Bywali tam aktorzy tacy jak Stefan Jaracz czy Wanda Siemaszkowa: malarze - na przykład Julian Fałat czy Józef Chełmoński. Zaglądał Kazimierz Przerwa-Tetmajer, a pojawiał się też słynny erudyta Franciszek Fiszer.
Gdy firmę objął po ojcu Antoni Wiesław, zachował jej charakter. Wprowadził jednak nieco inne wyposażenie wnętrza- choćby piękne tapety czy eleganckie żyrandole.
Bywał w 1919 roku u Bliklego Ignacy Jan Paderewski, a rok później młody oficer Charles de Gaulle. A gdy w 1967 generał de Gaulle odwiedził Polskę, następny właściciel cukierni - Jerzy Blikle uczestniczył w obiedzie wydanym na cześć gościa w pałacu w Wilanowie. I wtedy generał powiedział mu, że nigdy nie zapomni pączków od Bliklego.
U Bliklego jedli pączki: Reymont, Boy-Żeleński, Sienkiewicz, Żeromski, Leszczyński, Solski, Osterwa, Frenkiel, Zelwerowicz, Dunikowski, Sygietyński. Wymieniłam tylko wybitnych artystów, ale artystek i wybitnych kobiet było równie dużo.
Rodzina Blików miała zamiłowanie do sztuk pięknych. Prawie wszyscy jej członkowie malowali rzeźbili, grali na fortepianie, pisali wiersze po polsku i francusku, chociaż te artystyczne zapędy traktowali z przymrużeniem oka.
Po kilku spokojnych latach przyszła wojna i okupacja.
W pierwszych miesiącach po kapitulacji Warszawy ludność przychodziła do cukierni Bliklego na chleb z marmoladą i zbożową kawę. W pierwszych latach po zakończeniu wojny - po chleb z wędliną i coś gorącego.
W czasie wojny Jerzy Blikle wspomagał paczkami żywnościowymi uwięzionych w obozach jeńców i więźniów Pawiaka.
A dzisiaj Cukiernia Bliklego to jeden dość duży pokój z lustrami i zdjęciami rodu Blikle. Jest tam zaledwie siedem małych stolików.
W ostatnim czasie Blikle specjalizuje się w tortach dla dzieci.
Tekst ten znajduje się w mojej książce "Moje warszawskie zwariowanie".
fakt, pączki od Bliklego stały się kultowe, a czy najlepsze, to kwestia gustu, w każdym razie trzeba przyznać, że firma wyrobiła sobie silną markę i wielu ludzi tam kupuje nie po to, żeby zjeść pączka, tylko żeby zjeść pączka "od Bliklego", różnica niuansowa, ale dość istotna...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Masz rację Piotrze...
UsuńStokrotka
Piękna znów opowieść Stokrotko. Pozdrawiam z pochmurnego Południa ;-). Pączków od Bliklego nigdy nie jadłem :-) .
OdpowiedzUsuńCzyli wszystko przed Tobą Jardianie.
UsuńStokrotka
BBM: Wyroby Bliklego zdecydowanie przereklamowane!😒
OdpowiedzUsuńNaprawdę???
UsuńStokrotka
BBM: To tylko moja opinia. Tak naprawdę powalające są jedynie ceny a zdecydowanie lepsze pączki robiła moja śp. teściowa.🤭
UsuńRozumiem.
UsuńPozdrowienia od Stokrotki.
Oczywiście, że najlepsze pączki to od Bliklego! Tylko w nich jest konfitura różana! Blikle to jedna z tych wielce pozytywnych postaci mieszkańców Warszawy. I.....choć nie lubię pączków ( dla mnie za dużo ciasta) to pączka od Bliklego zawsze "pożerałam".
OdpowiedzUsuńI znowu piękne wspomnienie z Warszawy !!!
UsuńStokrotka
Ja gdynianka a już jako dziecko słyszałam o pączkach od Bliklego. Nigdy ich nie jadłam ale ufałam famie, że były, a może nadal są, przpyszne skoro opinia o nich docierała ze stolicy aż nad morze. Mam jednak innych ulubionych cukierników 🙂
OdpowiedzUsuńRozumiem I dziękuję Ci.
UsuńStokrotka
Stokrotko jak wtedy byłam w Warszawie to Ty mnie zaprosiłaś na pączki Bliklego?.
OdpowiedzUsuńOne były pyszne!
Ela
Oczywiście że tak Elu!
UsuńStokrotka
Torty dla dzieci to chyba teraz najbardziej intratny interes po prostu. Jak bedę następnym razem w okolicy to chyba sobie kupię coś u Bliklego, bo nie wiem, czy kiedykolwiek próbowałam. Coś mi świta, że tak, ale nie jestem pewna.
OdpowiedzUsuńKoniecznie wpadnij do Bliklego następnym razem.
UsuńStokrotka
Historia cukierni bardzo ciekawa a pączki 😋
OdpowiedzUsuńMarek z dziewczynami
Pewnie ze pyszne!!!
UsuńStokrotka
Słodkie tematy wybierasz ostatnio :)
OdpowiedzUsuńAkurat pączków raczej nie lubię, ale doceniam wkład rodziny Blikle w rozwój polskiego byznesu.
Inna sprawa, to nie znalazłem żadnej informacji na temat - dlaczego szwajcarska rodzina przeniosła się do Polski pod rosyjskim zaborem?
Sporo informacji znalazłem tutaj ==> https://wiadomosci.wp.pl/tajemnice-rodziny-blikle-od-szwajcarskiego-farbiarza-do-wizytowki-warszawy-6027696971309697a
ale odpowiedzi na moje pytanie , jeszcze nie.
Najserdeczniej Ci dziękuję Lechu.
UsuńStokrotka
Pani Stokrotko ja lubię wszystkie pączki.
OdpowiedzUsuńKasia
Ale fajnie Kasiu !
UsuńStokrotka
Za każdym pobytem w stolicy nie tylko bywaliśmy w tej cukierni, ale i do domu przywoziło się ciasteczka w kartoniku;-)
OdpowiedzUsuńjotka
I to jest prawidłowe zachowanie :-)
UsuńStokrotka
Nigdy nie jadłam, ani nigdy tam nie była, ale jakbym tylko miała możliwość, to spróbowałabym na pewno :)
OdpowiedzUsuńIwonko.... wpadaj do Warszawy !
UsuńStokrotka
A ja dzisiaj jadę do najstarszej cukierni w Lublinie
OdpowiedzUsuńSuper! A co to za cukiernia?
UsuńStokrotka
Chmielewski, wspominałam o niej tutaj: https://literackomuzyczny.blogspot.com/2021/05/noc-muzeow-2021.html#comment-form
OdpowiedzUsuńNawet wpisałaś komentarz :-)
No widzisz jaką mam skleroze?
UsuńStokrotka
Niestety, znakiem czasów było przeniesienie się kilka (kilkanaście) lat temu do sąsiedniej kamienicy na Nowym Świecie. Lokal mniejszy, niższy czynsz, ul. Nowy Świat 33.
OdpowiedzUsuńTo niestety prawda.
UsuńDziękuję za wizytę.
Stokrotka
Kupiłam dzisiaj jagodzianki u Bliklego w Arkadii. Smaczne, dość duże, po 15,90zł. Natomiast pączki, w cenie około 10 zł, w zależności od nadzienia, wyglądały nieelegancko. Jakoś krzywo usmażone, dół pączka nie pasował rozmiarem do górnej części.
UsuńDziękuję Ci za aktualne wiadomości.
UsuńSerdecznie pozdrawiam.
Stokrotka
Aż mi przyszła na myśl seria książek "Cukiernia pod Amorem". Podejrzewam, że atmosfera obydwóch cukierni jest podobna. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo możliwe Karolinko.
UsuńStokrotka.
Super wspomnienia. Nigdy nie jadłam pączków od Bliklego. Pewnie baaaardzo drogie.
OdpowiedzUsuńTo prawda są drogie...
UsuńSerdeczności Teniu.
Stokrotka
Muszę ją kiedyś odwiedzić Kochana. Ależ mi się słodko zrobiło w trakcie czytania tego posta. Niezmiernie ciekawe.
OdpowiedzUsuńTo fajnie Kasieńko:-)
UsuńStokrotka
Miejsce z piękną historią i od tylu pokoleń prowadzone przez jedną rodzinę. Nie byłam, ale po przeczytaniu Twojego tekstu wnioskuję, że jednak obecnie utraciło swój dawny urok w pewnym stopniu.
OdpowiedzUsuńTrochę niestety utraciło ten urok...
UsuńStokrotka
Stokrotko, Ty znów o słodyczach a ja muszę ograniczyć cukier😉 Pączki oczywiście jadłam 👍🌼🌼🌼
OdpowiedzUsuńAnko teraz w upaly to tylko pic sie chce...
UsuńStokrotka
Wiesz, teraz kupuję sok pomarańczowy z Herbapolu i z wodą zmieszany stawiam w dzbanku, co chwilę, bo znika szybciutko. Buziaki 😘
OdpowiedzUsuńTo jakies czary chyba.
UsuńStokrotka
Jest pyszny do picia 😃, może zaczarowany 🌼
UsuńPewnie tak...
UsuńStokrotka