Tekst dedykuję Markowi z Ekwadoru
Siedziałam
w przytulnej kawiarence usytuowanej mniej więcej w środku Paniagi i
spoglądałam przez okno.
Po kilkugodzinnej wędrówce szlakiem
ośmioletniej dziewczynki z dwoma warkoczykami po mieście położonym
nad Wisłokiem zamarzyła mi się dobra kawa i coś słodkiego.
W
kawiarence było naprawdę sympatycznie. A młody kelner, podając mi
kawę i szarlotkę, stwierdził:
-
Chyba przyjechała pani szukać wspomnień.
-
Można tak powiedzieć – odpowiedziałam. - A to widać?
Uśmiechnął
się do mnie i odpowiedział, że lubi obserwować ludzi.
Przyniósł
mi też do stolika artykuł na temat Paniagi. Tak więc patrzyłam
przez okno. Ludzi na ulicy nie było dużo, bo to było sobotnie
przedpołudnie. W ten dzień ludzie z reguły odpoczywają w domach i
nie chce im się wychodzić na zewnątrz, a dodatkowo tego dnia był
zimny, porywisty wiatr.
Piłam
kawę, jadłam pyszną szarlotkę na ciepło i czytałam o Paniadze,
która w tamtejszej gwarze oznacza nazwę dawnej ulicy Pańskiej.
Po
wojnie ulica ta otrzymała miano 3 Maja.
Aktualnie jest deptakiem i
najbardziej reprezentacyjną ulicą miasta. To tędy przechodzi co
roku korowód roztańczonych tancerzy i śpiewaków z polonijnych
zespołów ludowych z całego świata.
Tą
ulicą przez dziesięć miesięcy chodziłam do szkoły i wracałam
do domu. Byłam wtedy w drugiej klasie szkoły podstawowej.
Tylko że
wtedy ta ulica nie była taka piękna i elegancka. Była szara,
brudna i smutna. Ale na jej końcu po prawej stronie, w budynku tuż
koło kościoła farnego mieszkały radość i prawdziwe dzieciństwo
małej dziewczynki. Był tam sklep Cepelii z wystawami pełnymi
pudełek z lalkami, które były ubrane w stroje ludowe z różnych
regionów Polski i miały oczy z pięknymi długimi rzęsami. Po tym sklepie nie został nawet ślad, a w tym miejscu ulokowano jakiś
zagraniczny bank.
Naprzeciwko
niego znajduje się pomnik ojca polskiego bluesa – Tadeusza Nalepy.
Ten absolwent szkoły muzycznej w Rzeszowie, uczący się w klasach
skrzypiec, klarnetu i kontrabasu, idzie sobie Paniagą, trzymając w
ręce swoją gitarę.
Ta
ulica jest zwykła i niezwykła zarazem.
Znajduje się na niej zespół
zabytkowych obiektów, który stanowił najdłuższą kompozycję
architektoniczną XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej.
Pierwotnie były
to budynki klasztoru, kościoła i kolegium ojców Pijarów. Obecnie
mieści się tutaj Muzeum Okręgowe w Rzeszowie. Obok stoi kościół,
który jest pomnikiem chwały narodowej rodu Lubomirskich, a po lewej
byłe kolegium Pijarów, które kształciło kiedyś wybitnych
przedstawicieli rodów szlacheckich. W nim wykładał m.inn ksiądz
Stanisław Konarski. Znajdujące się obecnie w tym budynku liceum
nosi jego imię.
Na
Paniadze pozostał jednak ślad wspomnień tamtej ośmioletniej
dziewczynki. Jest to kino Zorza, znajdujące się w tym samym,
zwyczajnym budynku. To w tym kinie ta dziewczynka razem z dwiema
innymi dziewczynkami oglądała film o pięknym i mądrym psie. Film
nosił tytuł „Lassie wróć!”.
Wiele lat później ta dorosła
już dawno dziewczynka nadała swojej wyjątkowej suczce to samo
imię.
/Tekst ten pochodzi z mojej książki pt: "Nadal wariuję"/
/Tekst ten pochodzi z mojej książki pt: "Nadal wariuję"/
No właśnie, też już czytałam.... Piłam na tym deptaku kawę i słuchałam grajka na ławeczce, w Zorzy to nawet opery można kilka razy w roku posłuchać ;-)
OdpowiedzUsuńTo rozumiem, że słuchałaś tam jakiejś opery.... :-))
UsuńNiejeden raz, pisałam przecież na blogu o tych swoich wyjazdach, kiedyś pojechałam na Wagnera, do domu wracałam taksówką ;-) No i tam po raz pierwszy pojechałam posłuchać w bezpośredniej transmisji naszych w MET: Beczałę i Kwietnia :-))
OdpowiedzUsuńTo można powiedzieć że pewnym stopniu "Rzeszów operą w kinie Zorza stoi...":-))
UsuńNie zwiedzałam, ale kilka razy przejeżdżałam przez miasto.Moje podróże po Polsce to wiecznie były jakieś "przejazdy" z Warszawy w różne krańce mapy i zawsze "pod kreską czasową". I uspokajanie sumienia obietnicą "kiedyś muszę tu wpaść na kilka dni". No cóż, obiecanki, cacanki.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Mam cichą nadzieję żę na deser do Flory w Ujazdowskich kiedyś jednak wpadniesz.....
Usuń:-)
Obawiam się, że następna wizyta to dopiero po jakimś życiowym trzęsieniu ziemi a i to zapewne będzie jak po ogień, bo będę musiała nocować w hotelu.Zauważyłam, że Warszawa świetnie funkcjonuje beze mnie;))))
UsuńJednak nadxieja mnie nie opuszcza.
Usuń:-)
Pięknie pielęgnujesz wspomnienia Stokrotko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam najserdeczniej
Ela
Chyba nawet za bardzo je pielegnuje Elu.
Usuń:-)
Znamy, pamiętamy.:-)
OdpowiedzUsuńUważaj w te upały.
Marek z dziewczynami.
Uważam uwazam....
Usuń:-)
Taka moja wiara,
Usuńże o to się starasz!!!
:-)
UsuńCzłowiek zostawia ślady papilarne nie tylko w duszach napotkanych ludzi. W duszach napotkanych miejsc też - miejsca te zapisują się w pamięci i żyją minionymi krokami, kiedy wracamy, by postawić na nowo nasze stopy w dawnych wspomnieniach...
OdpowiedzUsuńWlasnie tak Miła moja...
Usuń:-)
O, i to jest zachęta, żeby wrócić nad Wisłok i pochodzic starymi ścieżkami 😊
OdpowiedzUsuńMoże nam się uda Ewo spotkac kiedyś nad Wislokiem?
Usuń:-)
Prędzej w Kazimierzu, ale nigdy nie wiadomo :)
UsuńA kiedy planujesz zjechac do Warszawy?
UsuńOj, to problem, bo chciec bym chciała, ale ciagle mi nie po drodze:( Chyba że nie oglądając sie na nikogo, sama bym...? Muszę to przemysleć :) Znasz jakis miły, tani nocleg?
UsuńNiestety nie znam...
UsuńTo może faktycznie lepiej w Miasteczku...?
Na pewno to bardziej realne:)
UsuńPlanuję pobyt w pierwszej polowie sierpnia.
Usuń:)
A ja już chciałam wrzucać w google nazwę miasteczka Paniaga, zdziwiona, że nic mi nie mówi:)) A to swojski Rzeszów nawiedzany wielokrotnie przy każdym wyjeździe w Bieszczady. Traf chciał, że będę tam w tym tygodniu służbowo:)
OdpowiedzUsuńTo idź koniecznie na Paniage czyli na 3 Maja...
Usuń:-)
Piranio! I nic nie mówisz?!
UsuńMoże zaniemowila z wrazenia? :-))
UsuńPrzeciez mówię:) tylko mało, bo właśnie pakuje torbę na wyjazd:)
UsuńNo to szerokiej drogi!!!
UsuńZe wszystkich Twoich wpisów ten najpiękniejszy. Nie, nie dlatego, że z dedykacja, za którą serdecznie dziękuje. Gdy czytam o Warszawie jest to niewątpliwie ciekawe. Ten wpis to tez emocje. Mogę zamknąć oczy i widzę to wszystko jakby to było wczoraj. Zorza na jednym końcu 3 maja Fara na drugim. W środku kino Apollo, z którym stykały się najlepsze Delikatesy w Rzeszowie. Obok nich wejście do Kosmosu, Kawiarnio-restauracji, w której przesiadywaliby przy lampce wina. To w tej chwili zupełnie inna ulica, niewątpliwie bardziej reprezentacyjna. Ale tamte chwile to zupełnie inne czasy. Uff, jak gorąco mi się zrobiło i to wcale nie z powodu pogody na zewnątrz. Serdeczne dzięki.
OdpowiedzUsuńMarku cała przyjemnosc po mojej stronie.
UsuńDziękuję Ci.
Witaj, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńNiektóre opowieści mają wielką moc.
Ja wymyśliłam swojemu psu imię wiele lat przed tym, nim go miałam:)
"Paniaga" to też "panek" po rosyjsku, a wyrazy zakończone na "-ga" mają w tym języku negatywną wymowę:)
Pozdrawiam:)
Leno bardzo Ci dziękuję.
UsuńZnsm słowo rosyjskie Bradiaga i fsktycznie tu zakonczenie "ga" ma negatywne znaczenie.
Dziękuję serdecznie.
Ciekawy tekst o południowej "metropolii", czyli stolicy Podkarpacia - Rzeszowie. Czemu ten cudzysłów? Bo wielkie snoby zwykły tu i w Kielcach lub Lublinie umieszczać symbol zapyziałej prowincji. Nawet te środowiska, które wszelkie kiermasze na wystawy zagraniczne ubierają w zgrzebne ludowe pasiaki i potem obcy pytają, czy wszystkie Polki chodzą u nas w zapaskach, a mężczyźni polują na niedźwiedzie? A Rzeszów, jaki tu pokrótce pokazałaś jest nowoczesny i całkiem sympatyczny. Nie rozumiem tylko, czemu jakiś kościół jest, jak piszesz: "pomnikiem chwały narodowej rodziny Lubomirskich". To jakiś skrót myślowy, bo przecież każdy kościół jest dla chwały Bożej. Nawet jeśli jakaś rodzina położyła zasługi w jego budowę. Nieładnie, gdy zasługi ludzi świeckich, stoją w tym przypadku ponad chwałę Bożą. Zresztą jakie to zasługi bywają pokazał hiszpański autor Falkones (jeśli nie popełniam tu literówki) w swej wielkiej powieści: "Katedra w Barcelonie". Tam biedacy budowali nieludzkim wysiłkiem katedrę, gdzie oni będą mogli rozmawiać z Panem Bogiem, a tu jeszcze nie skończyli, gdy bogaci wnieśli tam swe rodowe grobowce. To coś jak ostatnio w Gdańsku. Musisz to zdanie o kościele rozwinąć, bo jest nieczytelne i uzupełnić naszkicowane pobieżnie inne szczegóły. Tekst ciekawy i sympatyczny. Wprowadza od rana w dobry nastrój.
OdpowiedzUsuńDomyslam się Anonimowy kim jesteś.
UsuńDziękuję za akceptacje tekstu.
Faktycznie może kiedyś rozwine temat tego kościoła. ...
Wracam, gdybyś nie poznała. Tak, to ja. A co do kościoła i Lubomirskich, to domyślam się, że ta rodzina rozsiewa takie legendy po przewodnikach, bo opływając kiedyś w nadmiar bogactwa coś tam, lub więcej, kapnęli na budowę, a nawet więcej, licząc na własną chwałę. Czasami mnie to drażni. Szczególnie dziś w taki upał powyżej 33 st.C.
UsuńRozumiem Krysiu.
UsuńMuszę dodać, jak ci zapowiedziałam, że 8-letnia dziewczynka z poprzedniego "obrazka z przystanku" (nie mogę go znaleźć, żeby tam wpisać) jest pyszna. W niewielu słowach - Ty to potrafisz - pokazałaś jej urok i bezradność, że nawet Ciebie tym zaraziła i zapomniałaś od razu zadzwonić na jej numer. A gdybyś zadzwoniła na samym początku, to jak mawiała moja mama: nie byłoby opowiadania. Tak mawiała, gdy próbowałam uprościć lub rozwiązać inaczej fabułę czyjej książki albo filmu. No, więc dobrze, że nie zadzwoniłaś, żeby od wstępu namierzyć komórkę zapłakanej dziewczynki.
UsuńKrysiu ta dziewczynks z nerwów zapomniala numer swojego telefonu....więc nie moglam zadxwonic.
UsuńNie przepadam za formą besztania autora który ma prawo do stawiania jak chce pewnych opinii, tym bardziej, że one nikogo ani niczego nie obrażają. Również tłumaczenie wątków które są nie do tłumaczenia a do zrozumienia, też mi się nie za bardzo podoba, no chyba że pisze anonim, to wszystko tłumaczy.
UsuńDziękuję Joasiu
Usuń:-)
Bardzo piękny tekst pełen emocji. Łatwo się wczuć, zaraz zaczęłam myśleć o swoim miasteczku. Tyle się w nim zmieniło, brakuje mi wielu miejsc. Moje miasteczko było pełne pól, łąk, a teraz budynek na budynku. Dzięki Bogu za wspomnienia, bo w nich nadal biegam po łąkach. :))) Bardzo przyjemnie mi się czytało, książka pewnie bardzo klimatyczna. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, pięknego dnia. :)
Witam Cię serdecznie. Napisalsm dotychczas 3 książki. Wszystkie raczej wspomnieniowe. Ostatnią poświęcilam Warszawie która jest moją najwieksza miłością.
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Wspomnienia - piekne opowiesci.Pomagaja pogodzic sie z uplywem czasu.Widze dzieci lezace na podworku i sluchajace wybuchow przed nalozeniem wegla do wozkow.Jak piekna byla kopalnis,dom i ogrod tak jak szczesliwe bylo dziecinstwo.Nazwa 3 Maja to proza przy wspomnieniach,prawda? Pozdrawiam Malgosia
OdpowiedzUsuńTak Małgosiu.... wszystko to prawda.
UsuńSerdecznosci.
:-)
Bo w tych Twoich zwariowaniach każdy coś znajdzie dla siebie...nawet wspomnienie o Lessie, dla jednych to głównie książka, dla innych znacznie więcej...
OdpowiedzUsuńTo miłe co napisalas Asiu.
Usuń:-)
I ja z sentymentem wspominam dawny Rzeszów. Tam mieszkali dziadkowie, kuzyni, potem siostra z rodziną. Dziadkowie 5 minut drogi do 3-Maja, w samym centrum. Teraz to piękne miasto, z rozmachem rosnące, nie do poznania. Jeździmy tylko na groby, zawsze wspominam moje więzi z Rzeszowem. I zdarza się uronić łzę...
OdpowiedzUsuńPamietam Anusiu Twój związek z Rzeszowem... pamietam.
Usuń:-)
Świetny fragment, bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Bardzo łatwo i szybko mi się czyta, co naprawdę nie zdarza się często, w odniesieniu do książek ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę miłego tygodnia!
Mona Bednarska
Witam serdecznie na moim blogu i zapraszam do regularnych wizyt.
UsuńI.bardzo dziękuję za zyczliwe przyjęcie tekstu.
:-)
Pięknie jest dostrzegać piękno małych miejscowości
OdpowiedzUsuńDziękuję ale Rzeszów to duże miasto.
Usuń:-)
mnie się jakoś tak wymyśliło, że nazwa jest od jakiejś znanej pani Agaty /Agnieszki?/, które tam mieszkała...
OdpowiedzUsuńto ja pamiętam ten film jako "Powrót Lassie" z kina Orzeł w Milanówku, a "Lassie wróć!" to książka... aby poradzić sobie z dysonansem poznawczym pogmerałem w necie i już wiem... rzecz w tym, że tłumaczenia tytułów filmów nie są stałe, potrafią się zmieniać w czasie... i w tym "moim" czasie tak akurat widać sobie zażyczył polski dystrybutor, jak zażyczył...
p.jzns :)...
Wychodzi na to, że jesteś "parę dni" młodszy ode mnie :-))
UsuńA jesli chodzi o nazwę ulicy to przeczytaj komentarz Leny Sadowskiej
Dziękuję i pozdrawiam.
Piotrze, od nazwy ul. Pańska.
UsuńPodałam tę nazwę w tekście.
Usuńja to wiem... ta "pani Aga" przyszła mi do głowy po przeczytaniu tytułu i pierwszych zdań, potem się to oczywiście wyjaśniło, a że żart nie stracił przez to swojej żartobliwości, tedy o tym wspomniałem...
UsuńI wszystko gra.
UsuńOprócz kasy.
UsuńJak zwykle!
:)
:-)
UsuńNo i się wzruszyłam przed pracą, dzięki czemu będzie mi łatwiej znosić ją i ten skwar :)
OdpowiedzUsuńMiło mi że wywolalam Twoje wzruszenie.
UsuńPiekne sa nasze wspomnienia z lat szczeniecych, kiedy to nasz najblizszy nam swiat wygladal zupelnie inaczej niz dzis; moze byl ubozszy, bardziej szary, lecz "tamten" - dziewczynki z warkoczykami. Wzruszylas mnie Stokrotko i chyba zachecilas do dziewczecych wspomnien na blogu. Dziekuje Ci za te chwilke ... :)
OdpowiedzUsuńTo i ja Ci dziękuję Alenko.
Usuń:-)
Stokrotko, dużo w tobie dziewczynki z warkoczykami.Czy nie zauważyłaś, że jak się ja już przywoła, to potrafi odejść na zawsze?
OdpowiedzUsuńNie odeszła Czesiu.
UsuńNadal ją widzę jak idzie Paniagą...
"Lassie wróć" to moja ulubiona książka z dzieciństwa. Wiele łez wylałam, czytając... Takie we mnie wspomnienia wywołałaś Stokrotko, bo w opisanym mieście nie byłam... Serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAle pewnie pamietasz ten tekst Iwonko bo przecież jest w ksiazce którą masz.
UsuńSerdecznosci...
Tekst tak, ale dziś pomyślałam o Lassie... Może dlatego, że mam Nelę i jej mordka jest taka ciut do Lassie podobna ;-)
UsuńBo to kochane i śliczne pieseczki ...
UsuńRozpoznałam tekst i dziwiłam się, że dedykowałaś go Markowi, o którym wiem tylko tyle,że komentuje na Twojej stronie. Bo ja znam(co prawda tylko z sieci) dwie urocze Rzeszowianki:Jagę z http://jagatoja.pl/ i Frau Be i gdybym pisała tekst o Rzeszowie, to włąśnie je miałabym na myśli. Co się tyczy
OdpowiedzUsuń"Lessie wróć", to zanim przeczytałam książkę, obcowałam z psem wabiącym się Brychu i należący do tej samej rasy, co psia bohaterka nie tylko książki, ale i filmu. Zarówno w czasie lektury jak i oglądania ryczałam jak bóbr. Nigdy więcej pomimo wznowień do filmu nie wróciłam, a książkę oddałam dzieciom przyjaciółki. Kiedy zdrowie mi jeszcze dopisywało obiecywałam sobie podróż do Rzeszowa(szarlotki nie lubię, ale kawiarenkę odwiedziłabym chętnie). Pozdrawiam.
Marek dziecinstwo i młodość spędził w Rzeszowie i stamtąd wyemigrowal 30 lat temu do Stanów a potem do Ekwadoru. Do Rzeszowa przyjezdza
Usuńdo rodziny i właśnie tam teraz jest.
Myslalam ze sprawie mu przyjemnosc tym tekstem i chyba się nie pomylilam. Przeczytaj proszę komentarz Marka.
Serdecznosci Iwono.
Piękny, wzruszający tekst. Pozdrawiam Stokrotko
OdpowiedzUsuńDziękuję i nawzajem Gabrysiu.
Usuń:-)
Opowieść ładna. Wspomnienia to piękna rzecz. Warto je mieć i pielęgnować niczym wieczny kwiat.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
To prawda.
UsuńDziękuję i pozdrawiam.
Bardzo ciekawe :-)
OdpowiedzUsuńTak, czytałam w Twojej książce :-)
Miło mi Dagmaro.
Usuń:-)
Stokrotko ,wczytałam sie i co?...I wzruszyłam się już na koniec w tak krótkim tekście..bardzo żałuję ,że nie mogę przeczytać tej książki.Serdeczności .
OdpowiedzUsuńDanusiu mam jeszcze kksiążkę "Moje warszawskie zwariowanie" Jesli jesteś zainteresowana to napisz do mnie na adres rusinowa@op.pl
UsuńPiękne wspomnienia i bardzo osobisty tekst. Nie kojarzyłam słowa Paniaga, ale bezbłędnie rozpoznałam zdjęcie, bo dokładnie 11 czerwca, byłam służbowo w Rzeszowie, a po południu z przyjemnością spacerowałam ulicą, którą uwieczniłaś na fotografii.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło. Anita
Witam Cię serdecznie na moim blogu.
UsuńI od razu napiszę że Ci zazdroszcze tego spaceru.
:-)
No i Twoja suczka też była (chyba) owczarkiem szkockim? A w Rzeszowie byłam, nawet stanęłam obok Tadka Nalepy, idola z młodości (a mój syn miał okazję poznać Tadka Nalepę na Warsztatach Bluesowych w Bolesławcu). Że ulicę nazywano Paniagą - nie wiedziałam.
OdpowiedzUsuńTo już teraz Haniu wiesz wsxystko a może jeszcze więcej. ..????
Usuń:-)
Piękny teskt pełen emocji i wspomnień<3
OdpowiedzUsuńCieszę się że Ci się spodobal.
Usuń:-)
Wzruszyłam się i tyle..
OdpowiedzUsuńCzy wcześniejsze Twoje książki też jeszcze można kupić?
Niestety, nie mam już dwoch pierwszych książek.
UsuńTyle nas, co mamy wspomnień....zawsze z uwagą czytam co opowiesz, bo pięknie opowiadasz. za każdym razem czegoś się uczę i dowiaduję od Ciebie! Dla mnie każdy Twój tekst jest wart milion dolarów, bo uczy kultury słowa pokazuje pięknie świat i stale zaskakuje poruszanymi tematami...:-)
OdpowiedzUsuńKochana jesteś Joasiu!!!
UsuńAle to przecież wiesz:-))