W ubiegły poniedziałek w czasie cotygodniowego spotkania w Staromiejskim Oddziale Towarzystwa Przyjaciół Warszawy od działającej w tym Towarzystwie pisarki, poetki i aforystki Ewy Radomskiej otrzymałam w prezencie taką książeczkę:
Jest to książka o zabobonach. Składa się z tekstów i wierszy kilkunastu autorek i autorów. Jedną z autorek jest właśnie Ewa Radomska, która tak pisze:
Zabobony od życiowej strony
"Zabobon to straszna sprawa
Nie wygonisz go z umysłu latami
Sprawia, że skóra ci cierpnie
Kiedy zdarzy się z nimi spotkanie
Ale ja mam swoje sposoby
W końcu rozum rządzi nami
I kiedy już do mnie się zbliża
Witam go cierpkimi słowami
Czarny kot przebiegł mi drogę
Więc zamiast zawracać z drogi
Mówię: Idż kocie, łapać myszy
Nie plącz mi się pod nogi!
Kiedy zbije mi się lusterko
Kawałków nie liczę na złe lata
Tylko na szufelkę i do śmieci
I mówię: Niewielka to strata!
Kiedy widzę przystojnego kominiarza
Guzików nie szukam w panice
To przecież tylko jego praca
Szczęścia jemu i sobie życzę!"
--------------------------------------------------------------------------------------
Gdy przeczytałam ten wierszyk od razu przypomniałam sobie jak to było i jak to jest ze mną.
Zacznę od tego, że jak kiedyś wychodziłam z domu do szkoły to zawsze przebiegał mi drogę czarny kot. Wychodziłam w ostatniej chwili, więc szłam na skróty, tymi drzwiami od podwórka. A tam na podwórku urzędowały koty. Wychodziły raniutko przez uchylone piwniczne okna i biegały ludziom pod nogami i rzucały uroki....
I niestety przeważnie się sprawdzało bo jak tylko znalazłam się w szkole to albo dostawałam uwagę za spóźnienie, albo dwóję za źle odrobione zadanie z matematyki.
A potem, gdy już miałam 15 lat to zbiłam w łazience całkiem nowe lustro. I wtedy moja Mama załamała ręce i powiedziała: " no to teraz samo nieszczęście, żaden chłopak się na ciebie przez 7 lat nie popatrzy".
I to też się sprawdziło. Bo dopiero jak byłam dobrze po 20-ce to się jeden chłopak na mnie popatrzył. I cały czas się patrzy, chociaż teraz bardziej w ekran telewizora.
A z tym kominiarzem to było tak, że jak go zobaczyłam /oczywiście był piękny, przystojny i młody/ to nie złapałam się za guzik w swoim ubranku ......tylko w jego. I jeszcze go objęłam i się do niego przytuliłam...
I skończyło się tym, że musiałam wracać do domu żeby się umyć, bo kominiarz intensywnie się bronił, a że był prawie cały czarny, to mnie ubrudził. Bo kiedyś to kominiarze głównie kominy czyścili, a teraz tylko chodzą po domach i sprzedają kalendarze.
A teraz to za każdym razem jak wychodzę z klatki schodowej na zewnątrz to patrzę w górę czy na daszku siedzą gołębie.
Chociaż podobno być ob.....m przez gołębie to szczęście.
Ale kto to sprawdzał?
A jeśli chodzi o TRZYNASTKĘ to mam z głowy, bo trzynastego się urodziłam...
A jak tam z tymi zabobonami jest u Was?
W zabobony nie wierzę. Mieszkam pod trzynastką, raczej szczęśliwą :) Serdecznie pozdrawiam Stokrotko ;)
OdpowiedzUsuńOdwiedziłem dziś po wschodzie Słońca ....Stokrotko .... Stokrotkę. Na południu rześka pogoda, przymrozek. I koty w tle widziałem. Nawet śnił mi się dzisiaj mój poprzedni - Tuptuś , a raczej Tuptusica ;-) Serdecznie pozdrawiam : -)
UsuńDziękuję Jardianie :-)
UsuńJardianie - bo własny kot to coś zupełnie innnego :-)
UsuńAle się uśmiałam od samego rana :-))
OdpowiedzUsuńEla
To fajnie Elu :-)
UsuńW liceum miałam numer 13 w dzienniku, nasłuchałam się od babci o tych zabobonach, ale jakoś żadne się na mnie nie zemściły.
OdpowiedzUsuńBo trzeba zachować rozsądek Asiu :-)
UsuńHahaha... ja też zabononna nie jestem, ale gdy wyszłam z domu na egzamin MATURALNY i czarny kot przebiegł mi drogę, to zawahałam się nie lada :) :) Porozglądałam się wokoło, czy może jest w pobliżu ktoś, kto pierwszy przekroczy kocią drogę, a tu pustka, a ponieważ czas odjazdu busa się zbliżał, nie miałam wyjścia. Przeszłam, a maturę zdałam bez problemu :)
OdpowiedzUsuńBuziaki ślę :***
No popatrze Polu - po prostu Ci się udało :-))
Usuńkiedyś lubiłem chodzić na wyścigi konne, tak dla sportu, popatrzeć na konie, pogadać z ludźmi, pooddychać klimatem, ale że być na wyścigach i nie zagrać to lekko zboczone, to trzeba było też zagrać, nie hazardowo bynajmniej, tylko tak kontrolnie, bez wariactwa... na Wyścigach funkcjonują różne przesądy, ja sobie wybrałem jeden: nigdy nie kupowałem i nie jadłem tam lodów... w ogólnym bilansie jestem z wyścigów na plus, nie są to porażające sumy, niemniej jednak zadziałało...
OdpowiedzUsuńmam przesąd związany z tatuażem: polega na tym, żeby nie tatuować sobie na ręku żadnych obręczy, bransoletek, tak żeby obejmowało rękę... kto tak zrobi będzie siedział, a ja od czasu przyswojenia tego przesądu nie siedzę...
gdy pierwszy raz spotkałem swoją Lady w realu, gołąb nakakał mi na głowę... no, i co?... przez ponad osiem lat pożycia tylko jedna kłótnia...
koty miewam przeważnie czarne i nieraz pętają się pod nogami, ale ten przesąd akurat działa na odwrót, bo od dawna jestem szczęśliwym człowiekiem...
no, i co?... jak to jest z tymi przesądami?... wierzyć, czy nie?...
p.jzns :)
p.s. kominiarze chodzą po domach i sprawdzają drożność przewodów wentylacyjnych... ba, nawet są dziewczyny - kominiarki... mają nowoczesny krój uniformów, są bardzo czyściutcy, nie noszą drabin i tych włochatych kul na linie, tylko takie tablety elektroniczne, na których trzeba się podpisać rysikiem, żeby potwierdzić ich wizytę, choć zdarza się, że zamiast tabletów mają papierowe rozpiski, ale to już ginący gatunek...
1. Super, że już nie siedzisz...
Usuń2. Jak tylko jedna kłótnia to następne przed Wami...
3. Wiem, wiem, sami czyściutcy kominiarze teraz po domach chodzą :-)
druga kłótnia mogłaby być ostatnią, więc się po prostu nie kłócimy, bo kłócenie się to syf... jak mawiał Bill Clinton: "komunikacja głupcze!"...
UsuńSłusznie prawisz :-))
Usuńnie do końca, Bill Clinton mówił o gospodarce, nie o komunikacji, ja go tylko strawestowałem, ale z drugiej strony faktycznie, ta trawestacja wydaje mi się wyjątkowo słuszna :)
UsuńCzyli nie myliłam się pisząc że "słusznie prawisz"...
UsuńHi hi, a ja mam czarnego kota pod ręką, śpi rozciągnięty na całą długość pod stolikiem 😺 Z przesądów - odstukuję w niemalowane albo puste (głowa zawsze jest w zasięgu ręki 😁) i liczę do dziesięciu jak się po coś wrócę przysiadając, tak na wszelki wypadek 🙂 Z kominiarzem miałaś bliskie spotkanie, uśmiałam się 😁
OdpowiedzUsuńBuziaki!!!
liczenie do dziesięciu na siedząco się nie liczy jako przesąd, bo to jest objaw zdrowego rozsądku, taka chwila przerwy dla zdrowotności, uspokojenia umysłu, a samo liczenie jako takie jest po to, żeby się w tym czasie nie nudzić...
Usuńp.jzns :)
Anko - ja też odstukuję, ale nie patrzę czy malowane czy nie :-))
UsuńPKanalia - niektórzy to do stu liczą :-))
UsuńŁomatko, liczyć do stu? A w życiu 😀
UsuńA czasami i liczenie do stu nie pomaga :-))
UsuńZasadniczo, to zabobonna raczej nie jestem, ale... nie witam się przez próg, nie stawiam butów na stole a torebki na podłodze, w piątek 13 staram się nie wychodzić z domu a już napewno nie prowadzić samochodu, jak rozsypię sól to rozsypuję też cukier, jak zapomnę czegoś wychodząc to wracam i na chwilę przysiadam, czarne koty straszą mnie wyłącznie na jezdni, szukam czterolistnych koniczynek na szczęście i od małego zjadam pięciopłatkowe kwiatki bzu, też na szczęście. Gdzieś te zwyczaje zafiksowały się u mnie w dzieciństwie. Na tyle mocno, że trwają do dziś :)
OdpowiedzUsuńTo faktycznie Izo nie jesteś zabobonna :-))
UsuńZabobony są naszą spuścizną kulturową. W każdym wyraża się jakieś doświadczenie naszych przodków i tkwi ziarenko prawdy a może mitu. Zależy od interpretacji.
UsuńOczywiście masz rację.
UsuńI nic na to nie poradzimy.
Szymon Kobyliński napisał ciekawie jak powstawały niektóre zabobony w książeczce pt "Odpukajmy"
UsuńDziękuję Mario. Muszę przeczytać tę książeczkę :-)
UsuńPełen humoru tekst napisałaś, Stokrotko! Uśmiecham sie zatem a nawet chichoczę, wyobrażając sobie Ciebie umazaną po serdecznych przytulaskach z kominiarzem!:-)
OdpowiedzUsuńCzy ja wierzę w zabobony? Chyba nie. Oczywiście, że w dzieciństwie łapałam sie za guzik na widok kominiarza, ale to była forma zabawy i naśladownictwa.Takie czarowanie rzeczywistosci, ubarwianie jej.
Natomiast zdarza mi sie wierzyć w znaki od losu, w jakieś podpowiedzi dla mnie, w przeczucia intuicji. Mam bowiem nieraz wrażenie, że jesteśmy z wszechświatem połączeni niewidzialnymi nićmi i on czasem specjalnie niektóre z nich trąca, by dać nam o czyms znać, przed czymś ostrzec, coś podpowiedzieć.A że nie zawsze umiemy te znaki zauważyć, zinterpretoać właściwie ?- to juz inna sprawa.
Pozdrawiam Cie serdecznie!:-)
Masz rację Olgo - istnieje coś takiego jak znaki od losu...
UsuńDziękuję że o tym napisałaś.
Serdeczności
Otrzymujesz od nas nagrodę za ten tekst!!!!!
OdpowiedzUsuń:-))
Marek z dziewczynami
Nagrodę już wysłałeś priorytetem czy mam Ci podać numer konta???
Usuń:-))
Jakoś nigdy nie byłam zabobonna, wystarczy, że się urodziłam trzynastego.Natomiast sprawdza mi się jedna rzecz- im bardziej czegoś w życiu pragnęłam tym trudniej było mi to osiągnąć lub wcale tego nie osiągałam. Od dawna stosuję zasadę nie napalania się na coś, zostawiam sprawy własnemu biegowi i częściej się sprawdzają moje plany.Funkcjonuję na zasadzie co ma być- to będzie.
OdpowiedzUsuńSerdeczności;)
po prostu zen, tak to właśnie działa...
Usuńp.jzns :)
Przeczytaj sobie co Ci Piotr napisał...
UsuńPKanalia - masz rację to zen...
UsuńKochani- wiem, był czas, że dość intensywnie zagłębiałam się w buddyzmie. Przyswoiłam sobie nawet zasadę by zawsze skupiać się myślami na tym co aktualnie robię a nie myśleć o czym innym i przestałam przywiązywać się do rzeczy i miejsc. Nie sądzę bym się przez to stała lepsza,ale dobrze mi z tymi "nowymi nawykami" nie wyniesionymi z domu rodzinnego.
UsuńZnaczy się Ty taka "prawie buddystka" jesteś :-))
UsuńA ja uważam za czasem zabobony sa spoko... bo nie trzeba podejmowac decyzji;)
OdpowiedzUsuńNo bo jak czarny kot przebiegnie drogę.... to i tak się nic nie uda:-))
UsuńMiałam w dzienniku w szkole nuner 13. Jakoś mi to tam specjalnie nie przeszkadzało. Czasem w jakiś zabobon wierzę, a czasem nie, np. w ten że jak ktoś umrze i przed weekendem nie zostanie pochowany to umrze ktoś jeszcze. Tak bardzo pesymistycznie, ale w ten akurat wierzę.
OdpowiedzUsuńBo tak naprawdę to różnie bywa...
UsuńPamiętam o wszystkich zasłyszanych zabobonach i na wszelki wypadek zachowuję ostrożność. Trzynastego nie wychodzę, bo wielokrotnie spotykało mnie coś nieprzyjemnego. W lustra patrzeć nie lubię, więc rzadko ich używam. Odpukuję na szczęście i przysiadam, gdy muszę się wrócić, ale ponieważ i bez tego uważam się za pechowca, to nie ma znaczenia czy wierzę czy nie. Uściski.
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie za szczerość.
UsuńPozdrawiam Iwonko :-)
U mnie się chyba nie działają. Czarne koty kilka razy przebiegały mi drogę i nic się nie stało. :) Choć stłuczenia lustra się jakoś obawiam...
OdpowiedzUsuńPrzeczucia też mi się nie sprawdzają - na szczęście, bo inaczej już dawno zginęłabym w wypadku. ;)
To jesteś całkiem wolnym człowiekiem Kataszo :-)
UsuńTylko kot przecinający mi drogę powoduje, ze się obracam dookoła własnej osi zanim pójdę dalej. I nie musi być wcale czarny.Każdy.
OdpowiedzUsuńW inne nie wierzę, mam natomiast czarną intuicję i jak pomyślę, ze mi coś się nie uda to tak się w większości staje. Czasami nawet boję się myśleć, co będzie...żeby nie wywołać wilka z lasu.
To prawda Liiviio że takie "wywoływanie wilka z lasu" może być przerażające...
UsuńNie wierzę w zabobony i przesądy,ale niedawno w"celi"pod numerem 13 spotkało mnie coś dziwnego-strasznego.
OdpowiedzUsuńKiedy umysł/człowiek śpi...Nieważne.
Jesteś taternikiem.Czołowy alpinista i taternik dwudziestolecia
międzywojennego,Jan Alfred Szczepański twierdził,że osoby,które dostrzegą po trzykroć widmo Brockenu,mogą już zawsze czuć się
w górach bezpieczne-nie dopadnie ich zły urok.Widziałem.
Gdy w górach zobaczymy czarnego motyla,to znaczy,że gdzieś w górach właśnie umiera człowiek.Nie widziałem.
Przekraczaj bramy Tatr jak próg Świątyni.Z czystym sercem,
a nie spotka Cię nic złego.
Jak zwykle mądrze piszesz Henryku...
UsuńW kominiarza długo wierzyłam, że przynosi szczęście ;) ale teraz kominiarz to rzadki obrazek. Co do mieszkań nr 13 to niektórzy nie kupują.
OdpowiedzUsuńAle co tam ... 13. nawet w grudniu jest wiosna ;) :D i każda droga jest prosta ..;)
Pozdrawiam serdecznie :)
Czytałam że czasami 13-go piętra nie budują.... ale nie pamiętam gdzie tak jest...
UsuńUwielbiam 13. Kiedys zapisując sie na egzamin poprosiłam o wpisanie pod numerem 13, choc mi 10 przysługiwała. Zadałam na najwyższą ocenę A. :)
OdpowiedzUsuńNie siadam jak sie wróce po cos do domu, uwielbiam czarne kocury, nie straszne mi stojące drabiny, nie rzucam soli przez lewe ramię, nie liczę kobet w ciązy, nie łapię sie za guzik przy kominiarzu, a od Wigilii nie wstaję przez pierwsze pół godziny tylko dlatego, że moja mama jest święcie przekonana, że jak ktos wstanie, to ktoś z biesiadników umrze w ciągu roku, więc poddaję sie jej terrorowi, żeby była spokojna podczas wieczerzy. ;)
Zdarza mi się przysiąść na chwilę po tym jak wrócę po coś do domu...
UsuńWitaj, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńNie uważam wiary w tego typu zabobony za wielkie przestępstwo:)
Zwłaszcza że potem można z czystym sumieniem powiedzieć, że naprawdę zrobiło się w s z y s t k o ;)
Pozdrawiam:)
Masz rację Leno...
Usuń:-)
Nie wierzę w zabobony, a czarne koty uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńCzarne koty są same w sobie udane :-))
UsuńJakoś nigdy nie wierzyłam w zabobony... Chociaż wiem, że są ludzie, którzy przywiązują do nich wagę. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTo dobrze Karolinko :-))
UsuńSerdeczności.
Podobno zaklinanie rzeczywistości za pomocą guzika nie działa, bo na widok kominiarza powinnismy sie łapac, ale za pieniądze 😉 Nie jestem zabobonna, ale nieco przesądna tak, ale nie chcę o tym głosno mówić, żeby nie zapeszyć, bo jak raz powiedziałam, to własnie i tak dalej, więc rozumiesz... 😁
OdpowiedzUsuńOczywiście że rozumiem..... bo ze mną jest tak samo...:-)
Usuń😊
Usuń:-)
UsuńZakonnicę spotkać, to nieszczęście gotowe. Tak twierdziła moja mama. Ja oczywiście oczy do góry i takie tam miny ;) Jak raz wjeżdżaliśmy na Kasprowy kolejką, a tu zakonnice w liczbie mnogiej walą do naszego wagonika. Mama wiedziała już, że będzie źle. I było. Złapała nas burza z pieronami :) w połowie drogi, więc kolejkę zatrzymano. Masakra i horror. Aż dziw, że te zakonnice uszły z życiem :) W/g mamy to oczywiście ich wina była :)
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że to ich wina była :-))
Usuńja przypominam sobie o nich po fakcie. znaczy - kiedy zdarzy się coś niemiłego, to w sobotę odkrywam, że był przecież piątek trzynastego, a choć nie jestem templariuszem, dotknęła mnie karząca ręka przeznaczenia.
OdpowiedzUsuńCzyli jednak..... :-)
UsuńJako zawodowy kierowca znam temat z autopsji. Czarne koty, baby z pustymi wiadrami, piątki trzynastego, to było na porządku dziennym. Jakoś szczęśliwie ten czas już za mną!
OdpowiedzUsuńAle masz fajne wspomnienia :-)
UsuńJaguniu,
OdpowiedzUsuńbardzo Ci dziękuję za zaanonsowanie książeczki o zabobonach pt.: "Na widok kominiarza za guzik chwyć", którą wydało Wydawnictwo św. Macieja Apostoła z Lublińca i opublikowanie mojego wierszyka choć jest tam dużo jeszcze innych bardzo fajnych jak też opowiadanek na temat zabobonów. Wydawnictwo to, które prowadzi redaktor Edward Przebieracz wydaje bardzo ładnie i poezję i prozę i organizuje raz po raz Biesiady Poetyckie, a raz na jakiś czas też sięga do tematyki "antymagicznej". Przedostatnim razem był temat "Piątek 13-tego" gdzie tez napisałam wierszyk kończąc go hasłem: "Siła dobrego na piątek 13-tego"!
Dziękuje Tobie i wszystkim za ciekawe wypowiedzi!
Serdecznie pozdrawiam
Ewa Radomska
Ewuniu - dziękuję Ci bardzo za te wszystkie informacje :-)
UsuńSerdeczności.
Kompletnie nie wierzę w zabobony, nie boję się ich i obśmiewam wszystkie, jakie mi się przypomną. Mam tylko jedno spostrzeżenie. Kiedy wypowiem, ze czegoś sobie nie wyobrażam, to prędzej lub później to się spełnia, czasami z bardzo niedobrym skutkiem. Tego wyrażenia więc unikam jak ognia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.:)
To rzeczywiście dziwne...
UsuńPozdrawiam Celu :-)
W otoczeniu w którym dorastałam, przebywałam i przebywam nikt nie wspominał o zabobonach, nie jestem więc zabobonna. Od czasu do czasu ino sobie odpukam w niemalowane ;)
OdpowiedzUsuńMario - odpukać w niemalowane nigdy nie zaszkodzi :-)
UsuńJeśli dobrze kojarzę i pamiętam, to tak zwane zabobony czyli przesądy mają swoje źródło w ludowych podaniach i na bazie tej kultury w Polsce powstało sporo takich przekazów, w których upatrujemy czegoś złego i nieszczęśliwego. W obecnych czasach nadal spotykam się na każdym kroku z przesądami. Z psychologicznego punktu widzenia, to mocno zakorzenione lęki, strach i obawy. Wierząc i powtarzając przesądy kolejnych osobom, utwierdzamy je w strachu i lęku. A chyba tego to najmniej nam w życiu potrzeba 😉
OdpowiedzUsuńMasz rację.
UsuńI zgadzam się ze wszystkim co napisałeś:-)
👍😊🖐️
UsuńWitaj w końcu listopada Stokrotko
OdpowiedzUsuńZabobony... W niektóre wierzę. Czasem zatrzymuję się na widok czarnego kota i zastanawiam się, czy nie zawrócił lub poszukać innej drogi. Widok zakonnicy też czasem mnie niepokoi... Mówię sobie, że to przesądy, nie ma się czym przejmować, ale czym duszyczka za młodu nasiąknie, tym...
Pozdrawiam razem z odchodzącą rudą Panią Jesienią
Najserdeczniej Ci dziękuję Ismeno :-)
UsuńMialam czarnego psa i czarnego kota- dawaly tylko rafosc. Ale domowe die nie licza. Pamietam reakcje na widok kominiarza, innymi sie nie przejmowalam, a wracanie do domu kojarzy mi sie z grozaca skletoza, chyba siadanie nie pomoze. Jednak madrosci ludowe sa oparte na doswiadczeniu, wiec kto wie.. Malgosia.
OdpowiedzUsuńA mądrość ludowa to poważna sprawa Małgosiu :-))
UsuńZabobony, można w nie nie wierzyć, ale lepiej o kich nią zapominać.
OdpowiedzUsuńTeż prawda...
UsuńOczywiście, że nie wierzę w żadne takie. Ale na siedemnastkę postawiłem w ruletce promocyjny darmowy żeton, bo chciałem przegrać i mieć z głowy. Niestety, niemało trudu wymagało przegranie... Siedemnastka to moja data urodzenia i parę innych dat.
OdpowiedzUsuńDzielny jesteś:-)
UsuńW dzieciństwie jakoś więcej było przesądów i duchy były bardziej aktywne. Pamiętam taką " przyszywaną " ciotkę jak mówiła że sroka skrzeczy zaraz będzie jakiś kłopot, i tylko się pojawił jej mąż natychmiast na niego o coś tam nakrzyczała - wszystko przez srokę. Chociaż wiara np w kominiarza nie jest szkodliwa, to można wierzyć:) Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńCzyli różnie to bywa :-)
UsuńDziękuję Elizo.
Chociaż jestem ponoć osobą obdarzona fantazja i wyobraźnią, trudno mi uwierzyć w zabobony, jednakowoż gdy miałem swego czasu wyjechać gdzieś trzynastego, czy też pozostać w tym dniu w domu, to wybierałem to drugie, bo diabli wiedzą, czy akurat policjant drogowy przypadkiem nie zechce wesprzeć tej pechowej daty jakim mandatem - wszystko na tym świecie możliwe, nawet to co, jak wyrzekł onegdaj pan Szekspir, nie śniło się filozofom. Staram się jednak być do bólu racjonalny z jednej strony; zaś z drugiej, gdybyś mnie, Stokrotko, zapytała, którą część "Dziadów" preferuję, to wybrałbym tę drugą, gdzie Guślarz, zjaw kilka, zaklęcia podpalenie wódki przed przyjęciem tego okropnego Widma Złego Pana (swoją drogą jakąż mocną procentowo gorzałkę onegdaj pito, skoro nadawała się do podpalenia). Tłumaczę to sobie tak: większość, tak myślę, ludzi, twardo stąpa po ziemi, a jednak ich drugie oblicze wybiera kuszący świat dziwów i niepokojów. Wystarczy przecież powiedzieć sobie: "Cicho wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie", aby broń Boże nie odwrócić w tył głowy, bo straciwszy ten obraz, co przed nami, łacniej możemy przepuścić przed naszymi nogami czarną kocicę... uchhhh.
OdpowiedzUsuńI ja też sobie westchnęłam Kawiarenko :-))
UsuńWidzę, że zabobony okazały się tematem bardzo aktualnym. Pierwszym zdaniem, które wypowiedziałam dziś po przebudzeniu się (jak nigdy ok 4 nad ranem) było: "Czas skończyć z tymi zabobonami" :)
OdpowiedzUsuńI to jest "najsłuszniejsza racja" :-))
UsuńJak w powyższym wierszu! I niech humor Cię nie opuszcza!!!
OdpowiedzUsuńDzięki Urszulko :-)
Usuń