"Nie urodziłam się w tym mieście ani ja ani moi rodzice, ani moi dziadkowie. Najdalsze nawet korzenie nie wiążą mnie z tamtą ziemią. Mimo to - sercem jestem z nią.
Słynny kresowiak Jerzy Janicki takich ludzi, do których zaliczył przede wszystkim opolskiego historyka profesora Stanisława Nicieję, nazywał "adoptowanymi dziećmi Kresów". Myślę, że też jestem takim dzieckiem.
W tym mieście urodzili się, żyli, tworzyli lub zostali na zawsze słynni Polacy.
Słynny matematyk Stefan Banach, autor katechizmu polskiego Władysław Bełza, słynny podróżnik Benedykt Dybowski, poeta Seweryn Goszczyński, rysownik i malarz Artur Grottger, historyk Kamil Szajnocha, Maria Konopnicka, Maryla Wolska, Gabriela Zapolska.
Najbardziej znany lwowiak Marian Hemar tak pisał o mieście i Polakach w nim mieszkających:
"My jesteśmy z polskiej Florencji,
z miasta siedmiu pagórków fiesolskich.
z miasta muzyki, inteligencji
i najpiękniejszych kobiet polskich.
Z miasta talentów, ideałów,
świetnego renesansu,
wspaniałego baroku.
wież, katedr, kamienic,
my jesteśmy z miasta poezji
co się u nas rodziła na bruku
jakby kamień się zmieniał
w natchnienie...
Z wszystkich marzeń co nienasycenie
w sercu kwitły i lęgły się w głowie
pozostało to jedno marzenie
aby kiedyś umierać we Lwowie"
Jeszcze parę lat temu z niedowierzaniem wysłuchiwałam i czytałam opowieści starych ludzi, którzy musieli stamtąd uciekać. Zostawiali nie tylko swoje domy, ale też swoją młodość, radość, szczęście, całe swoje życie. Uciekali na zachód, jedni do Wrocławia, Szczecina, inni dużo dalej - jak Hemar - do Londynu. Zakładali nowe domy i spotykali się w nich głównie po to, by wspominać to najbardziej wyjątkowe z polskich miast. Niewyobrażalnie wprost za nim tęsknili. I zarażali tą tęsknotą swoje urodzone w nowych domach dzieci, wnuki, a także przyjaciół spoza Kresów.
W jednym ze swoich tekstów poświęconych temu miastu Jerzy Janicki pytał: "Cóż jest takiego niezwykłego w tym mieście, że na przestrzeni jego siedmiowiekowych dziejów same tylko superlatywy ściekały wprzód z gęsich, a później i coraz to wymyślniejszych piór dziejopisów, kronikarzy, letopisów i historiografów?"
Jak informują przewodniki są trzy główne przyczyny takiego postrzegania. Pierwsza - to wyjątkowy klimat, miasto to bowiem położone jest na tzw. Wielkim Europejskim Dziale Wodnym, druga - to bogata historia, i trzecia, najważniejsza - to ludzie. Ci wszyscy potomkowie Ormian, Piastów, Tatarów, Żydów, Niemców, Greków. Wołochów, a nawet Węgrów sprawili, że miasto na zawsze stało się różnobarwną mozaiką języków, wiar i obyczajów.
W polskim kartuszu herbowym miasta lew trzyma w prawej przedniej łapie trzy pagórki. Miało to symbolizować Lwów troisty, a więc trzy żyjące wówczas w mieście nacje, władanie trzech państw i trzy obrządki chrześcijańskie.
Założycielem grodu był książę halicko-wołyński Danyło. Było to około 1250 roku. Nazwa miasta pochodzi od imienia syna władcy - Lwa. Zostało założone na szlaku wędrujących z Orientu do Bałtyku karawan kupieckich. Ustanowiono w nim prawo, które nakazywało kupcom przez nie przejeżdżającym wystawianie w miejskich kramach wszystkich swoich towarów przez 14 dni. W ten sposób mieszkańcy zaopatrywali się w chińskie jedwabie i hinduskie diamenty, kość słoniową, wspaniałe kobierce, przyprawy i inne wspaniałości".
/Był to urywek z mojej książki pt: "Nadal wariuję" wydanej w roku 2016./
Ciąg dalszy nastąpi...
Uwaga: Tekstu "Leopolis", który powstał w roku 2013 nie należy traktować i rozpatrywać w kategoriach politycznych.
Naprawdę trudno uwierzyć, ze najgorsza część historii znów się powtarza...a nazwiska przywołałaś istotnie znamienite!
OdpowiedzUsuńDziękuję Asiu.
UsuńNastępny piękny cykl przed nami...
OdpowiedzUsuńMarek z dziewczynami
Wiem że go znasz...
UsuńStokrotko, dziękuję bardzo za ciekawe posty, które czytam z ogromną przyjemnością :)
OdpowiedzUsuń..dzisiaj pierwsza część interesującej historii o Lwowie..
Tata wspominał, że jako dziecko chodził do szkoły we Lwowie.
- pozdrawiam ciepło i serdecznie <3
Bardzo serdecznie Ci dziękuję za Twoje słowa...
UsuńA ja jestem związana rodzinnie z Lwowem. Tu urodziła się moja babcia, mój ojciec, jego siostra. i cała "fura" moich ciotecznych babć. Tu osiedlił się w XV wieku pewien wojak ze Szwajcarii i tu właśnie założył rodzinę.A jego brat osiedlił się w Libercu. Ze Lwowa właśnie bodajże w 1929r moja babcia z mężem i dziećmi wyjechała do Warszawy. Odkąd pamiętam zawsze słyszałam opowieści o dwóch miastach -cudach- o Lwowie i....Wiedniu, który był umiłowanym miastem mego dziadka, który urodził się w Poznaniu. Babcia tęskniła za Lwowem, dziadek za Wiedniem. Ale gdy już można było pojechać do Lwowa babcia nie chciała- stwierdziła, że serce by jej pękło. Rodzina, bracia i siostry do samego końca wojny byli we Lwowie, potem przedostali się do PRL.
OdpowiedzUsuńPamiętam Aniu - trochę mi o tym opowiadałaś jak się spotykałyśmy w Warszawie...
UsuńPozdrawiam Stokrotko , w tę sobotę, 26 marca. I ja znam "Lwowiaków" co niektórych prawie osobiście. Bardzo to smutne. I pozdrawiam sobotnio - po 37 minutach zakupów. W tym Stokrotka. Miłego weekendu ;-) .
OdpowiedzUsuńDziękuję i również pozdrawiam Jardianie...
UsuńNie jestem w stanie opisać swoich wrażeń z pobytu we Lwowie. To absolutnie niesamowite miasto.
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam Halinko :-)
UsuńWspomnę dwóch bardzo nietypowych lwowiaków:
OdpowiedzUsuńFranciszek Ksawery Mozart, syn Wolfganga Amadeusza.
W wieku lat 17 został nauczycielem muzyki na polskim dworze pod Lwowem. Po dwóch latach przeniósł się do Lwowa i spędził tam większość życia.
Leopold Weiss, Żyd urodzony we Lwowie, który zmienił religię na Islam a nazwisko na Mohammed Asad i był jednym z twórców państwa Pakistan a następnie ministrem do spraw kontaktów z państwami arabskimi i przedstawicielem Pakistanu w ONZ.
Pozdrawiam i czekam na nastepny odcinek.
Lechu - bardzo serdecznie Ci dziękuję,
UsuńI zapraszam na drugą część w poniedziałek.
Moi rodzice pochodzili spod Lwowa. Fajnie nazywają się ich wioski rodzinne: Czupernosów i Uszkowice...
OdpowiedzUsuńNo proszę - to stamtąd są Twoje korzenie Bojo...
UsuńZawsze mówiło się w rodzinie, że mój pradziadek był z pochodzenia Czechem, a ostatnio znalazłam informację, że jego ojciec mieszkał w Tarnopolu i tam też chyba się urodził, podobnie jak i jego matka. Ta wojna jest coraz bliżej człowieka...
OdpowiedzUsuńWidzę, że i Ty się boisz Ewo...
UsuńNie o to chodzi, raczej nie wierzę w rozszerzenie działań wojennych na Polskę; poczułam dodatkową więź z mieszkańcami Ukrainy, przecież Polka nie Polka, mogłabym tam być dzisiaj, gdyby przodkowie sie nie przemieścili, prawda?
UsuńPrawda Ewo...
UsuńPotega malych ojczyzn. Niewazne, ze lezala na ukrainskiej ziemi, ale samo miasto bylo w wiekszosci polskie mimo wielu roznych nacji tam mieszkajacych. Klania sie Franz Joseph-animator bogatego zycia roznych narodow swojego imperium. Wielu dawnych mieszkancow roznych rejonow teskni za swoja mala ojczyzna, ale smutna prawda jest koniecznosc przystosowania sie do rzeczywistosci. Malgosia.
OdpowiedzUsuńJak zawsze - masz Małgosiu rację :-)
UsuńBardzo ładnie i trafnie powiedziane - potęga małych ojczyzn:) i dawnych, dodałabym.
UsuńMałgosia zawsze trafnie i pięknie komentuje...
UsuńLwów własnie zbombardowano. :( Na szczęscie nie ma zabitych, tylko ranni. Pala się składy paliwa.
OdpowiedzUsuńTo straszne!!!
UsuńSerce się kraje na to barbarzyństwo ruskich sołdatów!!!! A pamiętam jeszcze nie tak dawną wycieczkę z Iwonicza zdroju, gdzie 4 lata temu byłam "u wód"! Lwów - miasto niezwykłe, pełne zabytków. Katedra św.Jura, kamieniczki na Rynku, I muzeum farmacji. Cmentarz Łyczkowski, cmentarz Orląt. Opera! Pomnik Mickiewicza! I miałoby to wszystko zniknąć zniszczone przez najeźcę? Nie wyobrażam sobie tego w żaden sposób!
OdpowiedzUsuńFuscilko - zapraszam Cię serdecznie do czytania następnych części...
Usuńinaczej Oroszlanvaros... niestety tylko przejeżdżałem pociągiem, nawet z wagonu nie było wtedy wolno wyjść na stacji, bo to był tranzyt do Warny, pamiętam tylko dzieciaki, które podchodziły pod okna i sępiły "żujki" lub papierosy... a szkoda, bo miasto warte zwiedzenia, jak wiem...
OdpowiedzUsuńswego czasu w moim pobliskim sklepie można było dostać porter lwowski, był tak smaczny, że kiedyś wykupiłem całą dostawę /4 pudła/, a że porteru nie wolno wypić za dużo na raz, wymaga wyjątkowego umiaru, bo kac jest potem okrutny, najgorszy ze znanych, tedy wystarczyło na jakiś czas... potem gościli u mnie znajomi z Ukrainy, twierdzili, że odkąd browar wykupiła korporacja, to porter się popsuł, czyli jak zwykle w takich wypadkach... niestety jakoś potem nie miałem okazji już tego sprawdzić...
p.jzns :)
A ja dosyć dobrze poznałam to miasto...
UsuńStokrotko, to co Ty i wielu innych pisze o Lwowie, to niestety kłamstwa, prawda na temat nazwy i powstania miasta jest inna a także czasu powstania, Kraków nie leżał nad Wisłą - wszystko jest kłamstwem, bo jest ono wPISane w naszą narrację, pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńNie bardzo wiem co mam napisać więc tylko podziękuję za komentarz.
UsuńRozumiem, Lwów to liczba mnoga ;)
UsuńMiasto/Gród Lwów...
UsuńWitaj, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńTo może wspomogę się znanym utworem M. Nemara ale nie w wykonaniu Z. Terne:):
https://www.youtube.com/watch?v=2RSNA1LFO9c
Pozdrawiam:)
Dziękuję Ci bardzo Leno. Bardzo lubię jak śpiewa Michał Bajor...
UsuńOj, klimat tam jest naprawdę wspaniały. Cieszę się, że mogłam to miasto podziwiać. Takie pozostanie ze mną na zawsze!!!
OdpowiedzUsuńCieszę się Urszulko że i Ty podziwiasz to miasto :-)
UsuńSpedzilam we Lwowie zaledwie 6 godzin i był to prawdziwy pęd, żeby zobaczyć najważniejsze zabytki i poczuć niesamowity klimat miasta. Na pamiątkę kupiłam ikonę Pantokrator, a potem drżałam na granicy, że dokonałam przestepstwa i będzie afera z przemytem.:)) Pogranicznicy byli bardziej zainteresowani przemytem papierosów i alkoholu.
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię pozdrawiam.
Ciekawe masz wspomnienia związane ze Lwowem :-))
UsuńSerdecznie Ci dziękuję ...
Byłam kilka razy we Lwowie. Ta różnorodność jest fascynująca :)
OdpowiedzUsuńCieszę się że i Ty jesteś tego zdania:-)
UsuńNigdy nie byłam we Lwowie...
OdpowiedzUsuńI pewnie już nigdy nie będę!!!!
Ela
Elu - teraz to naprawdę nie wiadomo...
UsuńNie miałam okazji nigdy być we Lwowie. Czy kiedyś będę? Czas i życie pokaże.
OdpowiedzUsuńJesteś młoda... więc wszystko przed Tobą :-)
UsuńBez żadnych podtekstów Lwów to też mnóstwo naszej historii. Byłem we Lwowie tylko przejazdem bo w tamtych czasach nie bardzo wolno było nam się w nim zatrzymywać. Mam nadzieje, że ta bezsensowna wojna szybko się skończy i wszyscy będziemy się cieszyć pokojem
OdpowiedzUsuńI ja mam taką nadzieję Marku :-)
Usuń...a w kościele msza była polsku i msza była taka święta jak nigdy wcześniej nie była a ja w niej uczestniczyłam. Kamienie i mury przesiąknięte czymś co czuć w Krakowie ...co skrapla się na ścianach starych domów.
OdpowiedzUsuńDziekuje.
UsuńStokrotka
Czekam na następną część :-)
OdpowiedzUsuńJuż jest - zapraszam :-)
UsuńNigdy nie byłam we Lwowie ani innym mieście za wschodnią granicą. Kiedy jednak oglądałam zdjęcia zamieszczone na blogu:https://aleblogowanie.wordpress.com/ lub czytam Twój post, to zastanawiam się, jak ludziom nie szkoda równać z ziemią takiego piękna, które przodkowie siłą umysłów i rąk stworzyli. Owładnięta strachem, tkwię w maraźmie,niemogąc sklecić najprostszego zdania. Pozostawaj w zdrowiu.
OdpowiedzUsuńDziękuję Iwonko, I ja Ci życzę wszystkiego najwspanialszego :-)
UsuńThank you.
OdpowiedzUsuńZ wielkim zaciekawieniem przeczytałam I część. Nie mam żadnych powiązań z Ukrainą ani z Lwowem. Wielokulturowe miasto i strasznie piękne. Było.... :( Ja nie byłam, ale mój syn tak. Serdecznie Cię pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Podrozniczko i zapraszam na ciąg dalszy...
Usuń:-)
Kilka lat temu spędziliśmy cudny czas we Lwowie. Tylko weekend, niby mało, ale pootwierało mi to wiele :)
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem.
UsuńDziękuję za wizytę i pozdrawiam :-)
Bardzo ciekawe informacje, wcześniej o tym nie wiedziałam, idę czytać kolejne części..:)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :-)
UsuńThank you.
OdpowiedzUsuńWitaj już w kwietniu Stokrotko
OdpowiedzUsuńLwów i jego okolice... Jakże związane są z moją rodziną. Mam zamiar rozkoszować się każdym odcinkiem.
A zieloną sukienkę kup:)))
Pozdrawiam "niespodziewanym" powrotem Pani Zimy
Witam Cię serdecznie Ismeno i zapraszam do przeczytania dwóch następnych części, :-)
UsuńMiasto w którym do niedawna widać było ślady bezcennej świetności.
OdpowiedzUsuńTo prawda Joasiu...
Usuń