poniedziałek, 23 września 2024

Szósta niebajka

Tekst ten dedykuję wszystkim dzieciom z rodzin i środowisk dotkniętych powodzią. 



Odnowiony Pałac /od wielu lat Dom Dziecka/ w Żyznowie koło Strzyżowa.

To było bardzo dawno temu. W roku, w którym lato przed pójściem do pierwszej klasy spędzałam we wsi Żyznów koło Strzyżowa. Tuż przed widniejącymi w dali Bieszczadami i nad prawym dopływem Wisłoka. Ten dopływ to Stobnica.  Stała nad tą rzeczką zwykła drewniana chałupka bez łazienki i wody. I chyba też bez elektryczności bo wieczorami bawiłam się przy jakiejś dziwnej lampie postawionej na środku stołu.
Przyjechałam tam z mamą i starszą siostrą na wakacje. Nie wiem /a nie mam już nikogo kto mógłby mi powiedzieć/  dlaczego akurat do tej wsi i do tego domku i nad tą rzeczkę. Ale pamiętam, że moja mama /z zawodu nauczycielka/ w czasie gdy gospodarze szli na całe dni pracować w polu opiekowała się ich dziećmi a niektóre uczyła czytać i pisać. Było tych dzieci kilkoro. A jedno wymagało specjalnej troski.  
W tym czasie bawiłam się sama albo z siostrą przed domem swoimi lalkami. Bawiłam się także z kotkiem i małymi kurczaczkami.
Wyjście z domu prowadziło prawie od razu na drewniany mostek a właściwie to na małą kładkę. Bo tuż koło chałupki przepływała wąziutka rzeczka. Tak wąziutka, że mogłam ją przeskoczyć. A po drugiej stronie rzeczki była przepiękna i pełna kwiatów łąka. Więc chodziłam tam zrywać te kwiatki i pleść z nich wianki... Ale szybko wracałam bo bałam się krów, które się tam pasły.

Któregoś popołudnia gospodarze wcześniej wrócili z pola. Pamiętam, że byli bardzo zdenerwowani. Poszli po jakieś worki i zaczęli je napełniać piaskiem. A potem pod domek przyjechali  żołnierze i jakiś bardzo ważny pan.

Zupełnie nie wiedziałam o co chodzi.

W nocy gospodarze nas obudzili i kazali szybko uciekać na strych.
Zdążyłam zabrać ze sobą ukochanego misia. I już na tym strychu, zakopując się razem z nim w  sianie czy słomie usłyszałam dziwny szum.
Gdy po pewnym czasie spojrzałam przez okienko zobaczyłam bardzo blisko bardzo dużo wody.... i słyszałam jak krzyczał nasz gospodarz i tamci panowie.
Zapłakana przytuliłam się do mamy i siostry. Ale one też płakały. 
Spędziłyśmy na strychu jeszcze cały dzień.  I następną noc. Razem z nami były dzieci  gospodarzy. Pamiętam, że wszyscy płakaliśmy. Na zmianę... jedno kończyło to drugie zaczynało.
No i nigdy nie zapomnę tej wody, która podchodziła pod samo strychowe okienko...
Gdy woda popłynęła dalej mogliśmy zejść ze strychu...
No i potem to już nie płakałam tylko przestałam mówić...
Nie było w domku zupełnie niczego. Musiało wszystko odpłynąć...
A potem znalazłam przed domkiem "mojego" kotka. I kurczaczki. Niestety już nie mogły się ze mną bawić... Nie było też psa i jego budy...
Z wodą popłynęły też nasze ubrania i moje lalki. Tylko ten miś, którego zabrałam na strych mi został...
Wyjechałyśmy z Żyznowa chyba następnego dnia. Pamiętam, że do stacji kolejowej szłyśmy same. Mama szla w środku i trzymała nas mocno za ręce. Bagażu już nie miałyśmy. Po drodze mama nam mówiła, że na tej łące naprzeciwko potopiły się gospodarzom krowy. A pociągiem jechały z nami dzieci z Domu Dziecka... więc chyba i ten dom zalało...
A to jest rzeka Stobnica, która koło tamtego domku miała wtedy najwyżej metr szerokości...



Taka niebajka mi się przypomniała...

5 komentarzy:

  1. Wstrząsające. Przeczytałem cały tekst z dużym zainteresowaniem, Stokrotko - takie wspomnienia , tj. takich wspomnień i traum - bo jak to inaczej nazwać - zapomnieć się nie da. Wstrząsnął mną ten tekst. U mnie, jak pisałem wcześniej, mimo zbiorników retencyjnych - coś czasem zaleje, no ale są te zbiorniki itd. Ja mieszkam w Pasie Wyżyn, ale hydrologicznie jest to teren bardzo do niedawna zalewowy. Moja Św. P. Babcia mieszkała niedaleko...a gdzieżby inaczej - "niepozornej" rzeczki. Ale ta rzeczka tylko z pozoru była i jest niepozorna. Pozdrawiam, porannie, po zakupach w Stokrotce też. Kawa i mleko muszą być. Miłego, nowego tygodnia .

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja nigdy nie zapomnę jak palił się dom naprzeciwko naszego! Też byłem wtedy dzieckiem.
    A ciocie z Wrocławia przywieźliśmy do nas. I chyba u nas zostanie bo nie ma do czego wracać
    Marek z dziewczynami

    OdpowiedzUsuń
  3. Na szczęście dla mnie, nie przeżyłam żadnej powodzi. Jednak gdy słyszałam, że mój ukochany Wrocław jest zagrożony, zadzwoniłam do swojej przyjaciółki z liceum, bo ona tam mieszka. Powiedziała mi, że za poprzedniej powodzi nie ucierpiała, więc liczy, że tym razem też tak będzie. Może mi o tym opowie, jak wyjdzie ze szpitala, bo rozmawiała ze mną ze szpitalnego łóżka. Z Twojej opowieści jasno wynika, że nawet niegroźnie wyglądająca rzeka może pozbawić dobytku i życia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Boję się wszelakich żywiołów.Na szczęście nie miałam takiego przeżycia, jedynie co widziałam (miałam chyba wtedy 5 lat) to wezbraną rzeczkę Świder- nagle ta rzeczka , w której było tylko kilka głębszych miejsc, a tak to sięgała mi po kostki stóp dostała "szału", zrobiła się szeroka i niosła na swych falach przeróżne deski, połamane meble, martwą sporą świnię, masę śmieci a wszyscy wczasowicze stali w bezpiecznej odległości, byli bardzo zdenerwowani i mocno trzymali swe dzieci by któreś przypadkiem nie podeszło zbyt blisko brzegu i wtedy się dowiedziałam, że tak właśnie wygląda powódź. Co dziwne, to do dziś zapamiętałam ową martwą świnkę i potem ilekroć bywałam nad Świdrem, nawet wtedy gdy już byłam mocno dorosła, a Świder nadal sięgał mi po kostki, to obawiałam się, że za moment ujrzę ową martwą świnkę. Gdy przed wielu laty przechodziła przez Warszawę fala powodziowa pojechałyśmy z córką nad Wisłę i pół nocy tam spędziłyśmy w towarzystwie innych warszawiaków śledząc z niepokojem rzekę i ciesząc się, że nie mieszkamy blisko Wisły.

    OdpowiedzUsuń
  5. I zostało to z Tobą na zawsze... I wraca z każdą powodzią...

    OdpowiedzUsuń

Szósta niebajka

Tekst ten dedykuję wszystkim dzieciom z rodzin i środowisk dotkniętych powodzią.  Odnowiony Pałac /od wielu lat Dom Dziecka/ w Żyznowie koło...