poniedziałek, 1 lipca 2024

Najstarsza warszawska cukiernia - z cyklu "Moja Warszawa".

 

Podobno pączki od Bliklego uchodziły za najlepsze w Warszawie. I w całej Polsce.... i na całym świecie...


Została otwarta w roku 1869 w budynku na Nowym Świecie 33.  I mimo, że w czasie Powstania Warszawskiego spłonęła doszczętnie wraz z budynkiem, to w trzy lata po wojnie wróciła do odbudowanej siedziby. Zmienił się tylko trochę adres na Nowy Świat 35.
Cukiernia założona przez Antoniego Bliklego na Trakcie Królewskim w Warszawie stanowi pomost między dawnymi a nowymi laty. Myślę, że znają ją wszyscy Warszawiacy, a także wiele osób spoza stolicy. 
I nawet jeśli ktoś nie spróbował pączków od Bliklego albo innych tutejszych pyszności, to z pewnością zatrzymał się przed wystawą, a może i wszedł do środka, aby obejrzeć stare fotografie, dokumenty i pamiątki związane z rodziną Blikle, bardzo dla niej ważne. 
O ich ekspozycję zadbał Jerzy Blikle, trzeci z kolejnych dziedziców firmy. Bo najpierw był Antoni, potem Antoni Wiesław, a potem Jerzy. A teraz właścicielem, czy też głównym udziałowcem jest Andrzej Blikle - profesor matematyki.
Założyciel cukierni Antoni Blikle miał 27 lat, gdy kupił maleńką cukierenkę. Powiększył ją kilka lat później, dołączając sąsiedni lokal po Księgarni Arcta. 
Dawny bywalec, stary aktor Klemens Roman tak pisał o tamtejszej Cukierni Bliklego: "Lokal cukierni podzielony był na trzy części. Pokój bezpośrednio od wejścia przeznaczony był dla dyrektorów prowincjonalnych. Już od wczesnego ranka dyrektorzy przesiadywali w lokalu, lustrując kandydatów do swoich teatrów na sezon zimowy. Młodzi aktorzy lokowali się w drugim pokoju od frontyu. Był jeszcze pokój bilardowy - tam również przesiadywaliśmy dla osiągnięcia pewnych informacji dotyczących dyrektorów... był on wypełniony do ostatniego miejsca /.../ pokoje były urządzone wedle ówczesnej mody, czyli secesyjnie, a więc kanapy były kryte pluszem, lustra w złoconych ramach, stoliki z marmurowymi blatami, gięte krzesełka, masywny bufet dla ciasta. Właściciel z przyjaciółmi siadywał często przy firmowym stoliku, obok kasy, w której królowała małżonka. Pańskie oko musiało mieć wgląd we wszystko, co działo się w cukierni".
A działy się rzeczy opisywane potem wiele razy w rozmaitych książkach i artykułach. Kawiarnia Bliklego była bowiem giełdą aktorską czy też nieoficjalnym biurem przedwstępnych rozmów i ostatecznego angażowania artystów przez dyrektorów teatrów.
A więc widywało się tam młodziutkie buzie debiutantek i debiutantów, poważne twarze znane z ról królów, a także amantów, słynnych komików i tragików. Cukiernia Bliklego była ówczesnym biurem pośrednictwa pracy. Różniła się od dzisiejszego biura także tym, że co pewien czas do pokoju, gdzie rozmawiano z kandydatem na aktora, przychodził kelner i podawał kawę z ciastkami. Mówił przy tym: "Mam polecenie od pana Bliklego, żeby was wspomagać do czasu engagementu".
Wypieki cukierni Bliklego i jej nastrój ściągały klientelę liczną, wierną i nie byle jaką. Bywali tam aktorzy tacy jak Stefan Jaracz czy Wanda Siemaszkowa: malarze - na przykład Julian Fałat czy Józef Chełmoński. Zaglądał Kazimierz Przerwa-Tetmajer, a pojawiał się też słynny erudyta Franciszek Fiszer.
Gdy firmę objął po ojcu Antoni Wiesław, zachował jej charakter. Wprowadził jednak nieco inne wyposażenie wnętrza- choćby piękne tapety czy eleganckie żyrandole.
Bywał w 1919 roku u Bliklego Ignacy Jan Paderewski, a rok później młody oficer Charles de Gaulle. A gdy w 1967 generał de Gaulle odwiedził Polskę, następny właściciel cukierni - Jerzy Blikle uczestniczył w obiedzie wydanym na cześć gościa w pałacu w Wilanowie. I wtedy generał powiedział mu, że nigdy nie zapomni pączków od Bliklego.

U Bliklego jedli pączki: Reymont, Boy-Żeleński, Sienkiewicz, Żeromski, Leszczyński, Solski, Osterwa, Frenkiel, Zelwerowicz, Dunikowski, Sygietyński. Wymieniłam tylko wybitnych artystów, ale artystek i wybitnych kobiet było równie dużo. 
Rodzina Blików miała zamiłowanie do sztuk pięknych. Prawie wszyscy jej członkowie malowali rzeźbili, grali na fortepianie, pisali wiersze po polsku i francusku, chociaż te artystyczne zapędy traktowali z przymrużeniem oka.

Po kilku spokojnych latach przyszła wojna i okupacja.
W pierwszych miesiącach po kapitulacji Warszawy ludność przychodziła do cukierni Bliklego na chleb z marmoladą i zbożową kawę. W pierwszych latach po zakończeniu wojny - po chleb z wędliną i coś gorącego.
W czasie wojny Jerzy Blikle wspomagał paczkami  żywnościowymi uwięzionych w obozach jeńców i więźniów Pawiaka.

A dzisiaj Cukiernia Bliklego to jeden dość duży pokój z lustrami i zdjęciami rodu Blikle. Jest tam zaledwie siedem małych stolików.
W ostatnim czasie Blikle specjalizuje się w tortach dla dzieci.

Tekst ten znajduje się w mojej książce "Moje warszawskie zwariowanie".

Najstarsza warszawska cukiernia - z cyklu "Moja Warszawa".

  Podobno pączki od Bliklego uchodziły za najlepsze w Warszawie. I w całej Polsce.... i na całym świecie... Została otwarta w roku 1869 w bu...