wtorek, 11 czerwca 2019

Paniaga

Tekst dedykuję Markowi z Ekwadoru

                                                            Zabytkowy fragment Paniagi

Siedziałam w przytulnej kawiarence usytuowanej mniej więcej w środku Paniagi i spoglądałam przez okno. 

Po kilkugodzinnej wędrówce szlakiem ośmioletniej dziewczynki z dwoma warkoczykami po mieście położonym nad Wisłokiem zamarzyła mi się dobra kawa i coś słodkiego.

W kawiarence było naprawdę sympatycznie. A młody kelner, podając mi kawę i szarlotkę, stwierdził:

- Chyba przyjechała pani szukać wspomnień.

- Można tak powiedzieć – odpowiedziałam. - A to widać?

Uśmiechnął się do mnie i odpowiedział, że lubi obserwować ludzi.

Przyniósł mi też do stolika artykuł na temat Paniagi. Tak więc patrzyłam przez okno. Ludzi na ulicy nie było dużo, bo to było sobotnie przedpołudnie. W ten dzień ludzie z reguły odpoczywają w domach i nie chce im się wychodzić na zewnątrz, a dodatkowo tego dnia był zimny, porywisty wiatr.

Piłam kawę, jadłam pyszną szarlotkę na ciepło i czytałam o Paniadze, która w tamtejszej gwarze oznacza nazwę dawnej ulicy Pańskiej. 

Po wojnie ulica ta otrzymała miano 3 Maja. 

Aktualnie jest deptakiem i najbardziej reprezentacyjną ulicą miasta. To tędy przechodzi co roku korowód roztańczonych tancerzy i śpiewaków z polonijnych zespołów ludowych z całego świata.

Tą ulicą przez dziesięć miesięcy chodziłam do szkoły i wracałam do domu. Byłam wtedy w drugiej klasie szkoły podstawowej. 

Tylko że wtedy ta ulica nie była taka piękna i elegancka. Była szara, brudna i smutna. Ale na jej końcu po prawej stronie, w budynku tuż koło kościoła farnego mieszkały radość i prawdziwe dzieciństwo małej dziewczynki. Był tam sklep Cepelii z wystawami pełnymi pudełek z lalkami, które były ubrane w stroje ludowe z różnych regionów Polski i miały oczy z pięknymi długimi rzęsami. Po tym sklepie nie został nawet ślad, a w tym miejscu ulokowano jakiś zagraniczny bank.

Naprzeciwko niego znajduje się pomnik ojca polskiego bluesa – Tadeusza Nalepy. Ten absolwent szkoły muzycznej w Rzeszowie, uczący się w klasach skrzypiec, klarnetu i kontrabasu, idzie sobie Paniagą, trzymając w ręce swoją gitarę.

Ta ulica jest zwykła i niezwykła zarazem. 

Znajduje się na niej zespół zabytkowych obiektów, który stanowił najdłuższą kompozycję architektoniczną XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej. 

Pierwotnie były to budynki klasztoru, kościoła i kolegium ojców Pijarów. Obecnie mieści się tutaj Muzeum Okręgowe w Rzeszowie. Obok stoi kościół, który jest pomnikiem chwały narodowej rodu Lubomirskich, a po lewej byłe kolegium Pijarów, które kształciło kiedyś wybitnych przedstawicieli rodów szlacheckich. W nim wykładał m.inn ksiądz Stanisław Konarski. Znajdujące się obecnie w tym budynku liceum nosi jego imię.

Na Paniadze pozostał jednak ślad wspomnień tamtej ośmioletniej dziewczynki. Jest to kino Zorza, znajdujące się w tym samym, zwyczajnym budynku. To w tym kinie ta dziewczynka razem z dwiema innymi dziewczynkami oglądała film o pięknym i mądrym psie. Film nosił tytuł „Lassie wróć!”. 

Wiele lat później ta dorosła już dawno dziewczynka nadała swojej wyjątkowej suczce to samo imię.

/Tekst ten pochodzi z mojej książki pt: "Nadal wariuję"/

92 komentarze:

  1. No właśnie, też już czytałam.... Piłam na tym deptaku kawę i słuchałam grajka na ławeczce, w Zorzy to nawet opery można kilka razy w roku posłuchać ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rozumiem, że słuchałaś tam jakiejś opery.... :-))

      Usuń
  2. Niejeden raz, pisałam przecież na blogu o tych swoich wyjazdach, kiedyś pojechałam na Wagnera, do domu wracałam taksówką ;-) No i tam po raz pierwszy pojechałam posłuchać w bezpośredniej transmisji naszych w MET: Beczałę i Kwietnia :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To można powiedzieć że pewnym stopniu "Rzeszów operą w kinie Zorza stoi...":-))

      Usuń
  3. Nie zwiedzałam, ale kilka razy przejeżdżałam przez miasto.Moje podróże po Polsce to wiecznie były jakieś "przejazdy" z Warszawy w różne krańce mapy i zawsze "pod kreską czasową". I uspokajanie sumienia obietnicą "kiedyś muszę tu wpaść na kilka dni". No cóż, obiecanki, cacanki.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam cichą nadzieję żę na deser do Flory w Ujazdowskich kiedyś jednak wpadniesz.....
      :-)

      Usuń
    2. Obawiam się, że następna wizyta to dopiero po jakimś życiowym trzęsieniu ziemi a i to zapewne będzie jak po ogień, bo będę musiała nocować w hotelu.Zauważyłam, że Warszawa świetnie funkcjonuje beze mnie;))))

      Usuń
    3. Jednak nadxieja mnie nie opuszcza.
      :-)

      Usuń
  4. Pięknie pielęgnujesz wspomnienia Stokrotko.

    Pozdrawiam najserdeczniej

    Ela

    OdpowiedzUsuń
  5. Znamy, pamiętamy.:-)

    Uważaj w te upały.

    Marek z dziewczynami.

    OdpowiedzUsuń
  6. Człowiek zostawia ślady papilarne nie tylko w duszach napotkanych ludzi. W duszach napotkanych miejsc też - miejsca te zapisują się w pamięci i żyją minionymi krokami, kiedy wracamy, by postawić na nowo nasze stopy w dawnych wspomnieniach...

    OdpowiedzUsuń
  7. O, i to jest zachęta, żeby wrócić nad Wisłok i pochodzic starymi ścieżkami 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nam się uda Ewo spotkac kiedyś nad Wislokiem?
      :-)

      Usuń
    2. Prędzej w Kazimierzu, ale nigdy nie wiadomo :)

      Usuń
    3. A kiedy planujesz zjechac do Warszawy?

      Usuń
    4. Oj, to problem, bo chciec bym chciała, ale ciagle mi nie po drodze:( Chyba że nie oglądając sie na nikogo, sama bym...? Muszę to przemysleć :) Znasz jakis miły, tani nocleg?

      Usuń
    5. Niestety nie znam...
      To może faktycznie lepiej w Miasteczku...?

      Usuń
    6. Na pewno to bardziej realne:)

      Usuń
    7. Planuję pobyt w pierwszej polowie sierpnia.
      :)

      Usuń
  8. A ja już chciałam wrzucać w google nazwę miasteczka Paniaga, zdziwiona, że nic mi nie mówi:)) A to swojski Rzeszów nawiedzany wielokrotnie przy każdym wyjeździe w Bieszczady. Traf chciał, że będę tam w tym tygodniu służbowo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To idź koniecznie na Paniage czyli na 3 Maja...
      :-)

      Usuń
    2. Piranio! I nic nie mówisz?!

      Usuń
    3. Może zaniemowila z wrazenia? :-))

      Usuń
    4. Przeciez mówię:) tylko mało, bo właśnie pakuje torbę na wyjazd:)

      Usuń
    5. No to szerokiej drogi!!!

      Usuń
  9. Ze wszystkich Twoich wpisów ten najpiękniejszy. Nie, nie dlatego, że z dedykacja, za którą serdecznie dziękuje. Gdy czytam o Warszawie jest to niewątpliwie ciekawe. Ten wpis to tez emocje. Mogę zamknąć oczy i widzę to wszystko jakby to było wczoraj. Zorza na jednym końcu 3 maja Fara na drugim. W środku kino Apollo, z którym stykały się najlepsze Delikatesy w Rzeszowie. Obok nich wejście do Kosmosu, Kawiarnio-restauracji, w której przesiadywaliby przy lampce wina. To w tej chwili zupełnie inna ulica, niewątpliwie bardziej reprezentacyjna. Ale tamte chwile to zupełnie inne czasy. Uff, jak gorąco mi się zrobiło i to wcale nie z powodu pogody na zewnątrz. Serdeczne dzięki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marku cała przyjemnosc po mojej stronie.
      Dziękuję Ci.

      Usuń
  10. Witaj, Stokrotko.

    Niektóre opowieści mają wielką moc.
    Ja wymyśliłam swojemu psu imię wiele lat przed tym, nim go miałam:)

    "Paniaga" to też "panek" po rosyjsku, a wyrazy zakończone na "-ga" mają w tym języku negatywną wymowę:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leno bardzo Ci dziękuję.
      Znsm słowo rosyjskie Bradiaga i fsktycznie tu zakonczenie "ga" ma negatywne znaczenie.
      Dziękuję serdecznie.

      Usuń
  11. Ciekawy tekst o południowej "metropolii", czyli stolicy Podkarpacia - Rzeszowie. Czemu ten cudzysłów? Bo wielkie snoby zwykły tu i w Kielcach lub Lublinie umieszczać symbol zapyziałej prowincji. Nawet te środowiska, które wszelkie kiermasze na wystawy zagraniczne ubierają w zgrzebne ludowe pasiaki i potem obcy pytają, czy wszystkie Polki chodzą u nas w zapaskach, a mężczyźni polują na niedźwiedzie? A Rzeszów, jaki tu pokrótce pokazałaś jest nowoczesny i całkiem sympatyczny. Nie rozumiem tylko, czemu jakiś kościół jest, jak piszesz: "pomnikiem chwały narodowej rodziny Lubomirskich". To jakiś skrót myślowy, bo przecież każdy kościół jest dla chwały Bożej. Nawet jeśli jakaś rodzina położyła zasługi w jego budowę. Nieładnie, gdy zasługi ludzi świeckich, stoją w tym przypadku ponad chwałę Bożą. Zresztą jakie to zasługi bywają pokazał hiszpański autor Falkones (jeśli nie popełniam tu literówki) w swej wielkiej powieści: "Katedra w Barcelonie". Tam biedacy budowali nieludzkim wysiłkiem katedrę, gdzie oni będą mogli rozmawiać z Panem Bogiem, a tu jeszcze nie skończyli, gdy bogaci wnieśli tam swe rodowe grobowce. To coś jak ostatnio w Gdańsku. Musisz to zdanie o kościele rozwinąć, bo jest nieczytelne i uzupełnić naszkicowane pobieżnie inne szczegóły. Tekst ciekawy i sympatyczny. Wprowadza od rana w dobry nastrój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyslam się Anonimowy kim jesteś.
      Dziękuję za akceptacje tekstu.
      Faktycznie może kiedyś rozwine temat tego kościoła. ...

      Usuń
    2. Wracam, gdybyś nie poznała. Tak, to ja. A co do kościoła i Lubomirskich, to domyślam się, że ta rodzina rozsiewa takie legendy po przewodnikach, bo opływając kiedyś w nadmiar bogactwa coś tam, lub więcej, kapnęli na budowę, a nawet więcej, licząc na własną chwałę. Czasami mnie to drażni. Szczególnie dziś w taki upał powyżej 33 st.C.

      Usuń
    3. Muszę dodać, jak ci zapowiedziałam, że 8-letnia dziewczynka z poprzedniego "obrazka z przystanku" (nie mogę go znaleźć, żeby tam wpisać) jest pyszna. W niewielu słowach - Ty to potrafisz - pokazałaś jej urok i bezradność, że nawet Ciebie tym zaraziła i zapomniałaś od razu zadzwonić na jej numer. A gdybyś zadzwoniła na samym początku, to jak mawiała moja mama: nie byłoby opowiadania. Tak mawiała, gdy próbowałam uprościć lub rozwiązać inaczej fabułę czyjej książki albo filmu. No, więc dobrze, że nie zadzwoniłaś, żeby od wstępu namierzyć komórkę zapłakanej dziewczynki.

      Usuń
    4. Krysiu ta dziewczynks z nerwów zapomniala numer swojego telefonu....więc nie moglam zadxwonic.

      Usuń
    5. Nie przepadam za formą besztania autora który ma prawo do stawiania jak chce pewnych opinii, tym bardziej, że one nikogo ani niczego nie obrażają. Również tłumaczenie wątków które są nie do tłumaczenia a do zrozumienia, też mi się nie za bardzo podoba, no chyba że pisze anonim, to wszystko tłumaczy.

      Usuń
  12. Bardzo piękny tekst pełen emocji. Łatwo się wczuć, zaraz zaczęłam myśleć o swoim miasteczku. Tyle się w nim zmieniło, brakuje mi wielu miejsc. Moje miasteczko było pełne pól, łąk, a teraz budynek na budynku. Dzięki Bogu za wspomnienia, bo w nich nadal biegam po łąkach. :))) Bardzo przyjemnie mi się czytało, książka pewnie bardzo klimatyczna. :)

    Pozdrawiam serdecznie, pięknego dnia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię serdecznie. Napisalsm dotychczas 3 książki. Wszystkie raczej wspomnieniowe. Ostatnią poświęcilam Warszawie która jest moją najwieksza miłością.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  13. Wspomnienia - piekne opowiesci.Pomagaja pogodzic sie z uplywem czasu.Widze dzieci lezace na podworku i sluchajace wybuchow przed nalozeniem wegla do wozkow.Jak piekna byla kopalnis,dom i ogrod tak jak szczesliwe bylo dziecinstwo.Nazwa 3 Maja to proza przy wspomnieniach,prawda? Pozdrawiam Malgosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Małgosiu.... wszystko to prawda.
      Serdecznosci.
      :-)

      Usuń
  14. Bo w tych Twoich zwariowaniach każdy coś znajdzie dla siebie...nawet wspomnienie o Lessie, dla jednych to głównie książka, dla innych znacznie więcej...

    OdpowiedzUsuń
  15. I ja z sentymentem wspominam dawny Rzeszów. Tam mieszkali dziadkowie, kuzyni, potem siostra z rodziną. Dziadkowie 5 minut drogi do 3-Maja, w samym centrum. Teraz to piękne miasto, z rozmachem rosnące, nie do poznania. Jeździmy tylko na groby, zawsze wspominam moje więzi z Rzeszowem. I zdarza się uronić łzę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamietam Anusiu Twój związek z Rzeszowem... pamietam.
      :-)

      Usuń
  16. Świetny fragment, bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Bardzo łatwo i szybko mi się czyta, co naprawdę nie zdarza się często, w odniesieniu do książek ;)
    Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia!
    Mona Bednarska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie na moim blogu i zapraszam do regularnych wizyt.
      I.bardzo dziękuję za zyczliwe przyjęcie tekstu.
      :-)

      Usuń
  17. Pięknie jest dostrzegać piękno małych miejscowości

    OdpowiedzUsuń
  18. mnie się jakoś tak wymyśliło, że nazwa jest od jakiejś znanej pani Agaty /Agnieszki?/, które tam mieszkała...
    to ja pamiętam ten film jako "Powrót Lassie" z kina Orzeł w Milanówku, a "Lassie wróć!" to książka... aby poradzić sobie z dysonansem poznawczym pogmerałem w necie i już wiem... rzecz w tym, że tłumaczenia tytułów filmów nie są stałe, potrafią się zmieniać w czasie... i w tym "moim" czasie tak akurat widać sobie zażyczył polski dystrybutor, jak zażyczył...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodzi na to, że jesteś "parę dni" młodszy ode mnie :-))
      A jesli chodzi o nazwę ulicy to przeczytaj komentarz Leny Sadowskiej
      Dziękuję i pozdrawiam.

      Usuń
    2. Piotrze, od nazwy ul. Pańska.

      Usuń
    3. Podałam tę nazwę w tekście.

      Usuń
    4. ja to wiem... ta "pani Aga" przyszła mi do głowy po przeczytaniu tytułu i pierwszych zdań, potem się to oczywiście wyjaśniło, a że żart nie stracił przez to swojej żartobliwości, tedy o tym wspomniałem...

      Usuń
    5. Oprócz kasy.
      Jak zwykle!
      :)

      Usuń
  19. No i się wzruszyłam przed pracą, dzięki czemu będzie mi łatwiej znosić ją i ten skwar :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Piekne sa nasze wspomnienia z lat szczeniecych, kiedy to nasz najblizszy nam swiat wygladal zupelnie inaczej niz dzis; moze byl ubozszy, bardziej szary, lecz "tamten" - dziewczynki z warkoczykami. Wzruszylas mnie Stokrotko i chyba zachecilas do dziewczecych wspomnien na blogu. Dziekuje Ci za te chwilke ... :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Stokrotko, dużo w tobie dziewczynki z warkoczykami.Czy nie zauważyłaś, że jak się ja już przywoła, to potrafi odejść na zawsze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie odeszła Czesiu.
      Nadal ją widzę jak idzie Paniagą...

      Usuń
  22. "Lassie wróć" to moja ulubiona książka z dzieciństwa. Wiele łez wylałam, czytając... Takie we mnie wspomnienia wywołałaś Stokrotko, bo w opisanym mieście nie byłam... Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale pewnie pamietasz ten tekst Iwonko bo przecież jest w ksiazce którą masz.
      Serdecznosci...

      Usuń
    2. Tekst tak, ale dziś pomyślałam o Lassie... Może dlatego, że mam Nelę i jej mordka jest taka ciut do Lassie podobna ;-)

      Usuń
    3. Bo to kochane i śliczne pieseczki ...

      Usuń
  23. Rozpoznałam tekst i dziwiłam się, że dedykowałaś go Markowi, o którym wiem tylko tyle,że komentuje na Twojej stronie. Bo ja znam(co prawda tylko z sieci) dwie urocze Rzeszowianki:Jagę z http://jagatoja.pl/ i Frau Be i gdybym pisała tekst o Rzeszowie, to włąśnie je miałabym na myśli. Co się tyczy
    "Lessie wróć", to zanim przeczytałam książkę, obcowałam z psem wabiącym się Brychu i należący do tej samej rasy, co psia bohaterka nie tylko książki, ale i filmu. Zarówno w czasie lektury jak i oglądania ryczałam jak bóbr. Nigdy więcej pomimo wznowień do filmu nie wróciłam, a książkę oddałam dzieciom przyjaciółki. Kiedy zdrowie mi jeszcze dopisywało obiecywałam sobie podróż do Rzeszowa(szarlotki nie lubię, ale kawiarenkę odwiedziłabym chętnie). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marek dziecinstwo i młodość spędził w Rzeszowie i stamtąd wyemigrowal 30 lat temu do Stanów a potem do Ekwadoru. Do Rzeszowa przyjezdza
      do rodziny i właśnie tam teraz jest.
      Myslalam ze sprawie mu przyjemnosc tym tekstem i chyba się nie pomylilam. Przeczytaj proszę komentarz Marka.
      Serdecznosci Iwono.

      Usuń
  24. Piękny, wzruszający tekst. Pozdrawiam Stokrotko

    OdpowiedzUsuń
  25. Opowieść ładna. Wspomnienia to piękna rzecz. Warto je mieć i pielęgnować niczym wieczny kwiat.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  26. Bardzo ciekawe :-)
    Tak, czytałam w Twojej książce :-)

    OdpowiedzUsuń
  27. Stokrotko ,wczytałam sie i co?...I wzruszyłam się już na koniec w tak krótkim tekście..bardzo żałuję ,że nie mogę przeczytać tej książki.Serdeczności .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danusiu mam jeszcze kksiążkę "Moje warszawskie zwariowanie" Jesli jesteś zainteresowana to napisz do mnie na adres rusinowa@op.pl

      Usuń
  28. Piękne wspomnienia i bardzo osobisty tekst. Nie kojarzyłam słowa Paniaga, ale bezbłędnie rozpoznałam zdjęcie, bo dokładnie 11 czerwca, byłam służbowo w Rzeszowie, a po południu z przyjemnością spacerowałam ulicą, którą uwieczniłaś na fotografii.
    Pozdrawiam ciepło. Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię serdecznie na moim blogu.
      I od razu napiszę że Ci zazdroszcze tego spaceru.
      :-)

      Usuń
  29. No i Twoja suczka też była (chyba) owczarkiem szkockim? A w Rzeszowie byłam, nawet stanęłam obok Tadka Nalepy, idola z młodości (a mój syn miał okazję poznać Tadka Nalepę na Warsztatach Bluesowych w Bolesławcu). Że ulicę nazywano Paniagą - nie wiedziałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już teraz Haniu wiesz wsxystko a może jeszcze więcej. ..????
      :-)

      Usuń
  30. Piękny teskt pełen emocji i wspomnień<3

    OdpowiedzUsuń
  31. Wzruszyłam się i tyle..
    Czy wcześniejsze Twoje książki też jeszcze można kupić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie mam już dwoch pierwszych książek.

      Usuń
  32. Tyle nas, co mamy wspomnień....zawsze z uwagą czytam co opowiesz, bo pięknie opowiadasz. za każdym razem czegoś się uczę i dowiaduję od Ciebie! Dla mnie każdy Twój tekst jest wart milion dolarów, bo uczy kultury słowa pokazuje pięknie świat i stale zaskakuje poruszanymi tematami...:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana jesteś Joasiu!!!
      Ale to przecież wiesz:-))

      Usuń

Taniec zbójnicki

  O góralach mówi się, że muzykę mają we krwi, a taniec w nogach. Góralski taniec to przede wszystkim popis męskiej krzepy i zręczności, a j...