poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Anting czyli mrówcze SPA



Pędziłam jak zwykle przez las na działkę bo:
1. ...ja zawsze pędzę, bo boję się dzików…
2. ...wszyscy mnie od lat straszą, że jak będę sama po lasach chodzić, to mnie ktoś napadnie.
3. ...umówiłam się z fachowcem, że mu pilotem otworzę bramę. Bo jechał na moją działkę żeby  ulepszyć, naprawić, podłączyć, sprawdzić…

Nagle zatrzymałam się bo zobaczyłam tarzającego się w mrowisku czarnego kosa. Trochę się przestraszyłam i zdziwiłam, bo po raz pierwszy w życiu coś takiego widziałam. Ale zanim wyjęłam komórkę żeby go sfotografować, to ptak odleciał. 

Więc na zdjęciu jest tylko mrowisko. Ale jak się dobrze przyjrzycie to zobaczycie, że w jego środku jest wgłębienie.

Mrówki jak to mróweczki uwijały się jak szalone, więc musiałam odejść dalej, bo zaczęły mi wchodzić na nogi.

Po powrocie do domu zaczęłam szukać w książkach i w internecie informacji na temat „tarzania się ptaków w mrowiskach”. 
Ale najwięcej ciekawostek na ten temat znalazłam w ostatnim numerze kwartalnika „Przekrój”.

Znany zoolog prof. Tadeusz Kaleta twierdzi, że kąpiele w mrowiskach stosowane są przez ponad 200 gatunków ptaków a także przez małpy i wiewiórki. A wygląda to tak jak widziałam w lesie obok swojej działki. Ptak tarza się i przewraca z boku na bok w mrowisku rozkładając przy tym skrzydła jakby do lotu. 
Niektóre owady chwyta dziobem i wyciera sobie nimi pióra. Wtedy mrówki dla obrony zaczynają pryskać wydzieliną zawierającą kwas mrówkowy, który skutecznie zwalcza pasożyty skóry i piór, np. wszy, działa też bakteriobójczo i grzybobójczo.

Całkiem możliwe – dodaje też żartobliwie pan profesor – że takie zabiegi stoją też za mitem o Feniksie, który odradza się z ognia. Kąpiel w mrowisku musi palić jak ogień, ale przecież ptak wychodzi z niej jak nowo narodzony”.

Takie mrówcze SPA to Anting.

Pamiętam, że w dzieciństwie jak mnie mrówki pogryzły to Mama mi mówiła że to na zdrowie...

I że były produkowane /nie wiem czy jeszcze są/ maści z dodatkiem kwasu mrówkowego.

sobota, 28 kwietnia 2018

Amfiteatr Flawiuszów - zakończenie

                                                        Tekst dedykuję Stanisławowi Michalikowi

/
                          /Zdjęcie z sierpnia 2002 roku/

Każda karta w historii Rzymu związana jest mniej lub bardziej z Koloseum. Stało się ono bowiem symbolem tego miasta i jego życia. Anglosaski mnich i benedyktyn Święty Beda Czcigodny w VIII wieku głosił: „ Dopóki stoi Koloseum, stać będzie także Rzym, kiedy Koloseum przestanie istnieć, nastąpi także koniec Rzymu, a z końcem Rzymu nastąpi koniec świata”.
Po napaści Normanów - z klasycznego i antycznego Rzymu pozostały ruiny. Także Koloseum zostało zburzone i przez szereg lat było kopalnią materiału do budowy prawie całego miasta.
Papież Benedykt XIV /1675-1758/, aby uratować to co jeszcze zostało, postanowił uświęcić stary amfiteatr, odprawiając w nim Drogę Krzyżową i umieszczając w centrum Koloseum Krzyż. Został on usunięty, ale w 1926 r. umieszczono go na nowo w miejscu historycznie związanym z imieniem tysięcy męczenników. Oddali oni życie w imię wiary chrześcijańskiej na oczach tysięcy żądnych krwi widzów.
Najbardziej atrakcyjne widowiska Rzymian zwane ludi circenses powstawały prawdopodobnie w ostatnich czasach Republiki. Miały na celu wzniecenie ducha walki, pozwalającego Rzymianom czuć się panami świata. Prawdopodobnie one stanowią początek zawodu gladiatorów, którzy byli specjalnie szkoleni do walki zabijając się między sobą na arenie. Walki te z reguły odbywały się w towarzystwie dzikich zwierząt.
Ze zwierzętami też walczono, często nie posiadając żadnej broni.
W igrzyskach dla uczczenia triumfu Trajana nad Dakami brało udział dziesięć tysięcy gladiatorów i jedenaście tysięcy dzikich zwierząt. Podobnie krwawe igrzyska miały miejsce za panowania Probusa.
Wielki Imperator Konstantyn i jego następcy pragnęli położyć kres walkom gladiatorów lecz Rzymianie bardzo się do nich przywiązali. Na początku V wieku przybyły ze wschodu mnich Telemach wszedł na teren Koloseum i wmieszał się niepostrzeżenie w tłum gladiatorów. Zwrócił się do ludu błagając aby zaniechał tych okrutnych walk. Wtedy z tłumu podniosły się protesty i mnich został ukamienowany.
Jednak od tego wydarzenia i na mocy edyktu wydanego w 397 r.n.e. przez Honoriusza igrzyska zakończyły się całkowicie.
W 217 r. n.e. piorun spowodował pożar Koloseum, po którym odbudował go Aleksander Sewer.  Póżniej Coloseum restaurowali  Giordan III i Decjusz /po pożarze od kolejnego pioruna w 250 r.n.e./. Uszkodziły budowlę także trzęsienia ziemi w 429 i 443 r.n.e. Ostatnią próbę odbudowy podjął Teodoryk, potem amfiteatr całkiem zaniedbano.
Ponad 2000 lat po otwarciu Koloseum nadal pozostaje wspaniałym pomnikiem rzymskich osiągnięć, chociaż  jest jednocześnie pomnikiem szczególnego upodobania do okrutnych, krwawych widowisk.
I jeszcze urywki z „Qvo vadis”:
 „Za czasów Nerona weszły w zwyczaj rzadkie dawniej i wyjątkowo tylko dawane przedstawienia wieczorne, tak w cyrku, jak i w amfiteatrach. Augustianie lubili je, często bowiem po nich następowały uczty i pijatyki trwające aż do rana. Jakkolwiek lud przesycony był już przelewem krwi, jednakże gdy rozeszła się wieść, że nadchodzi koniec igrzysk i że ostatni chrześcijanie mają umrzeć na wieczornym widowisku; nieprzeliczone tłumy ściągnęły do amfiteatru. Augustianie stawili się jak jeden człowiek, domyślali się bowiem, że nie będzie to zwykłe przedstawienie i że cezar postanowił wyprawić sobie tragedię z boleści Winicjusza.”
Jakoż nie czekano już długo. Nagle ozwał się przeraźliwy głos mosiężnych trąb, a na ów znak otworzyła się krata naprzeciw cesarskiego podium i na arenę wypadł wśród wrzasków bestiariów potworny tur germański, niosący na głowie nagie ciało kobiece.”
Lig trzymał dzikie zwierzę za rogi. Stopy jego zaryły się wyżej kostek w piasek, grzbiet wygiął mu się jak łuk napięty, głowa schowała się między barki, na ramionach muskuły wystąpiły tak, iż skóra niemal pękała pod ich parciem, lecz osadził byka na miejscu. I człowiek, i zwierz trwali w takiej nieruchomości, iż patrzącym zdawało się, że widzą jakiś obraz przedstawiający czyny Herkulesa lub Tezeusza lub grupę wykutą z kamienia. Ale w tym pozornym spokoju znać było straszliwe natężenie dwóch zmagających się ze sobą sił. Tur zarył się również, jak człowiek, nogami w piasek, a ciemne, kosmate jego ciało skurczyło się tak, iż wydawał się do olbrzymiej kuli podobny. Kto pierwej się wyczerpie, kto pierwszy padnie, oto było pytanie, które dla tych rozmiłowanych w walkach widzów miało w tej chwili więcej znaczenia niż ich los własny, niż cały Rzym i jego panowanie nad światem.”
Wtem głuchy, podobny do jęku ryk ozwał się z areny, po którym ze wszystkich piersi wyrwał się okrzyk i znów zapadła cisza. Ludzie mniemali, że śnią, oto potworna głowa byka poczęła się przekręcać w żelaznych rękach barbarzyńcy.”…

Z Amfiteatrem Flawiuszów mam związane bardzo przykre i bolesne wspomnienie. Rozglądając się dookoła w czasie jego zwiedzania -  stanęłam nieuważnie i skręciłam nogę w kostce.
Na szczęście był to ostatni zwiedzany w Rzymie zabytek i wkrótce wyruszyliśmy w około 40-godzinną drogę powrotną do Polski.
I wtedy pomyślałam sobie, że może to moje skręcenie nogi w miejscu, które jest związane z cierpieniem ludzi i zwierząt nie było przypadkowe…?
------------------------------------------------------------




czwartek, 26 kwietnia 2018

Amfiteatr Flawiuszów

Tekst ten dedykuję Stanisławowi Michalikowi w podziękowaniu za Jego ciekawe książki i bardzo wartościowy blog

Zdjęcie Amfiteatru Flawiuszów z lotu ptaka zostało zeskanowane z włoskiego przewodnika po Rzymie, wydanego trzydzieści lat temu. Widać na nim jak wielka jest różnica między Amfiteatrem a otaczającymi go budynkami.
----------------------------------------------------------------------------
Działalność Amfiteatru Flawiuszów otwierało uroczyste widowisko, w którym wzięło udział pięć tysięcy dzikich zwierząt.
Według świadectwa Diona Kasjusza podczas stu dni poświęconych dla uczczenia inauguracji Koloseum zabito około dziewięciuset zwierząt.
Amfiteatr był  wynalazkiem rzymskim. Arena w kształcie elipsy otoczona kilkoma kondygnacjami miejsc dla widzów, pozwalała tłumom bezpiecznie spoglądać w dół i zachwycać się walkami i rzeziami. Tutaj walczyli gladiatorzy, tutaj pokazywano egzotyczne zwierzęta, a potem urządzano ich pogrom.
Koloseum, bo taka jest powszechna nazwa Amfiteatru Flawiuszów, w XIII wieku stało się własnością kościoła. W 1744 r. poświęcono go pamięci chrześcijan, którzy ginęli za wiarę na oczach rzymskiej gawiedzi. Wprawdzie w ostatnich latach ogłoszono, że dowody na istnienie związku męczeństwa chrześcijan na tym miejscu są nieliczne, to jednak do dziś na arenie stoi krzyż.
Przed słynnym Koloseum istniały w Rzymie inne amfiteatry, lecz po wielkim pożarze w 64 r.n.e. potrzebny był nowy. I panujący wtedy cesarz Wespazjan rozkazał taki amfiteatr zbudować. Miał on nosić imię jego rodu Flawiuszów i być większy i wspanialszy niż jakikolwiek poprzedni.
Zbudowano go na miejscu jeziora, które znajdowało się w pobliżu wspaniałego Pałacu Nerona. I to prawdopodobnie od stojącego opodal kolosalnego pomnika Nerona – Amfiteatr Flawiuszów wziął swą nazwę Koloseum.
Koloseum ma pół kilometra w obwodzie i ponad 55 metrów wysokości, 187 m w najdłuższym diametrze i 155 m w najkrótszym. Zbudowano go rękami więźniów żydowskich - z trawertynu, tufu wapiennego i cegły. Tytus, następca Wespazjana dokonał jego otwarcia w 80 r.n.e.
Na zewnątrz znajdowały się trzy rzędy łuków złożonych, każdy z osobna, z kolumn doryckich, jońskich i korynckich i czwarty rząd ozdobiony pilastrami korynckimi. Elipsa, składająca się z 80 łuków, stanowiła wewnętrzny obwód. Cztery łuki odpowiadające czterem promieniom prowadziły ku wielkiemu korytarzowi otaczającemu całość budowli. Pośrodku jednego ze skrzydeł podium, zwanego suggestum – znajdował się tron imperatora, resztę podium zajmowali senatorzy i rodzina imperatorska. Potem były miejsca dla rycerzy, trybunów cywilnych i wojskowych. Żonaci posiadali własne miejsca, specjalne miejsca należały dla opiekunów młodych, dla rodzin ze służbą, dla plebsu.
Do loży cesarskiej wiodło wejście od północy. Ozdobione było niewielkim dwukolumnowym portykiem przez który wchodziło się do korytarza pokrytego stiukami.
Podczas walk z dzikimi zwierzętami widzów chroniła metalowa krata. Pod podłogą areny znajdowało się wszystko co było potrzebne do spektakli: klatki dla zwierząt, elementy scenografii, magazyny broni dla gladiatorów, maszyneria. W 30 niszach w zewnętrznej ścianie budowli znajdowały się windy do przewożenia gladiatorów i zwierząt na arenę.
Koloseum nie miało dachu, ale w czasie deszczu i burzy było przykrywane olbrzymim płótnem przez marynarzy floty morskiej z Rawenny i Capo Miseno. Obydwie te załogi brały udział w bitwie morskiej, która często odbywała się w Amfiteatrze. Jedną z najsławniejszych bitew przeprowadzonych w Koloseum była rekonstrukcja bitwy morskiej między Koryntem a Korkyrą, w której brało udział 3000 ludzi. Było to za panowania Tytusa.
Budowla była dość skomplikowana, ale sposób budowania zadziwiająco nowoczesny. Przypomina on metodę zastosowaną w XX-wiecznych wysokościowcach ze stali i betonu.
Amfiteatr mieścił 50 tysięcy osób, jednak system schodów i korytarzy pozwalał wszystkim na swobodne przemieszczanie się. Architekci wykazali także ogromne umiejętności projektując sieć przejść i wind, którymi dostarczano dzikie, rozszalałe zwierzęta z klatek pod sceną prosto na arenę.

Ciąg dalszy nastąpi...

wtorek, 24 kwietnia 2018

"Gamrat i Stańczyk" .... czyli historia jednego obrazu


Obraz „Gamrat i Stańczyk” Jana Matejki przedstawia orszak mijający bramę i wchodzący na plac u podnóża Zamku Królewskiego na Wawelu./Zdjęcie można powiększyć/

Na czele orszaku podążają trzymając się pod rękę tytułowi bohaterowie- duchowny Piotr Gamrat oraz Stańczyk – błazen króla Zygmunta Starego. 
W 1538 roku Gamrat został biskupem krakowskim, a trzy lata później arcybiskupem gnieźnieńskim i prymasem Polski, zachowując jednocześnie – co wyjątkowe – przywilej kierowania diecezją krakowską. 
Jego kariera rozwijała się błyskawicznie przy znacznym wsparciu ze strony królowej Bony, która od momentu wstąpienia na tron starała się wzmocnić swą pozycję. Zależało jej na wywieraniu wpływu na decyzje króla i posłów. 
Gamrat w zamian za protekcję popierał starania monarchini do umocnienia władzy Jagiellonów oraz utrzymania przyjaznych stosunków z Francją i Turcją.

Dążył do wprowadzenia powszechnego opodatkowania na rzecz obrony kraju oraz utrzymania wojsk zaciężnych, co jego zdaniem miało iść w parze z likwidacją archaicznego pospolitego ruszenia. 

Na wawelskim dworze postrzegany był jako człowiek wszystkowiedzący, wręcz genialny. Sam zresztą o taki wizerunek zabiegał. 
Arcybiskup Piotr Gamrat prowadził walkę z reformacją. Za jego czasów rozwinęło się kaznodziejstwo. Będąc duchownym aktywnym w życiu politycznym kraju prowadził jednak świecki tryb życia. Znany był z rozrzutnego i rozpustnego trybu życia, czym naraził się wielu współczesnym. 
Taka zakłamana postawa stanowiła podobno przedmiot ostrych drwin Stańczyka. Zaczepną rozmowę błazna z duchownym przedstawia prawdopodobnie obraz Jana Matejki.

Oczywiście malarz nie miał pewności czy kiedykolwiek Stańczyk i arcybiskup Gamrat prowadzili rozmowę w takiej sytuacji jak ta przedstawiona na obrazie.
Jednak dzieło to przede wszystkim stawia pytanie o wpływ arcybiskupa Gamrata na ówczesną politykę….Obraz powstawał w latach 1873-1878.

Gamrat to oczywiście ten potężny w białej szacie...A sylwetce błazna nadał malarz własną fizjonomię chcąc w ten sposób przedstawić swoją opinię na przedstawiony temat.

Jest to jeden z obrazów Jana Matejki stanowiący malarską wykładnię historiozoficznej syntezy dziejów Ojczyzny... Dzieła tego rodzaju miały nie tyle opisywać co objaśniać dzieje.

--------------------------------------------------

W pierwszych dniach kwietnia br. uczestniczyłam w warsztatach towarzyszących Wystawie Jednego Obrazu z fundacji Kościuszkowskiej z Nowego Jorku, prezentowanej w Pałacu na Wyspie w Łazienkach Królewskich.

Powyższy tekst powstał na podstawie informatora Ośrodka Edukacji Muzeum Łazienki Królewskie i notatek jakie sporządziłam w czasie wykładu-warsztatu.

I po co ja o tym napisałam???
Jak zwykle w takich niejasnych sytuacjach /czyli jak mnie dopadnie skleroza/ -liczę na inteligencję komentatorów. Że mi wytłumaczą...


niedziela, 22 kwietnia 2018

O krowie na gigancie...



      /Zdjęcie zeskanowane z nr. 6/2018 tygodnika Newsweek Polska/

Pewnie wszyscy słyszeliście o tym, że w październiku ubiegłego roku z gospodarstwa we wsi Skupowo koło Hajnówki uciekła gospodarzom krowa razy limousine.
Krowa okazała się mieć fantazję, bo uciekła do żubrów. Widać smutno jej było samej i potrzebowała towarzystwa. Przewędrowała w tym celu 30 km do Białowieży i zaprzyjaźniła się z królem Puszczy Białowieskiej.
Swoją ucieczką jałówka marki limousine doprowadziła swoich właścicieli do dyskomfortu psychicznego. Bo po pierwsze ich zubożyła jako, że hodowana na mięso warta jest kilkanaście tysięcy złotych. A po drugie swoją nieobecnością doprowadziła do nalotu dziennikarzy i ekologów na jej byłych właścicieli. Podobno drzwi od chałupy jej gospodarzy się nie zamykają bo ciągle ktoś tam zagląda pytając czy krowa przypadkiem nie wróciła.
A ona nie dość, że nie wróciła to zaprzyjaźniła się z żubrami. I słyszeć nie chce o powrocie.
Dołączyła do stada żubrów, chociaż trzyma się trochę na uboczu. Pełniła na początku rolę obserwatorki i przebywała w czymś w rodzaju strefy buforowej. Ale od pewnego czas przebywa w ich towarzystwie i nie daje się złapać nikomu. I wygląda zdrowo i krzepko a dość gruba sierść /charakterystyczna dla krów tej rasy/ chroniła ją zimą przed niskim temperaturami.
No więc krowy nie udało się nikomu złapać i zagonić z powrotem do domu tzn. do obory z której uciekła.
Żubry krowę do siebie przyjęły, chociaż niewątpliwie ustawiły ją w najniżej w żubrzej hierarchii. A zadecydowała o tym zapewne dominująca żubrzyca. Niemniej żerują sobie wspólnie, czyli skubią trawkę prawie łeb w łeb.
Jak twierdzą naukowy od żubrów – tych gatunków tak wiele nie dzieli. Zarówno bydło domowe jak i żubry miały kiedyś bardzo podobne środowisko życia. A żubr nie jest zwierzęciem typowo leśnym, a ostatnie badania wykazały, że żubry potrzebują otwartych przestrzeni. Bo przed tysiącami lat żyły na wielkich, otwartych obszarach stepotundry – tak na przykład twierdzi znany zoolog prof. Kowalczyk. I wciąż podstawowym pokarmem żubra są trawy i ziele.
Jest tylko jeden problem – jak krowa uciekinierka spodoba się za bardzo żubrom i zajdzie w ciążę z jakimś przystojnym i kulturalnym żubrem to może się to skończyć tragicznie i dla niej i dla wszystkich białowieskich żubrów. Bo albo cielę będzie za duże i krowa nie da rady go urodzić albo jak go urodzi a będzie to samica która pozostanie z żubrami to kiedyś dojdzie do zanieczyszczenia puli genowej całego gatunku białowieskich żubrów.
No i jest problem.
A krowa nadal nie daje się złapać.
Chyba, że ostatnio zobaczyła na pobliskim pastwisku swoje krowie koleżanki. I jakiegoś normalnego byka. 
Bo przecież wiosna przyszła...
--------------------------------------------------------------
/Tekst powstał na podstawie artykułu pt: "Najsłynniejsza uciekinierka w Polsce" znajdującego się w ww. Newsweeku/

piątek, 20 kwietnia 2018

Co wiecie o Pułtusku? - zakończenie

                                                         Tekst ten dedykuję CZESI



Polonistka zadzwoniła do mnie na przerwie między 5 a 6 lekcją i sprecyzowała:
- Gdy Henryk Sienkiewicz dowiedział się o straszliwym pożarze w Pułtusku przyjechał natychmiast na miejsce zgliszcz. Potem opisał pożar w  warszawskiej prasie, a następnie przeniósł na karty tworzonego właśnie „Quo vadis” – opisując podpalenie Rzymu przez Nerona. Tylko sprawdź, bo nie pamiętam kiedy to dokładnie było./ Sprawdziłam – pożar był w 1875 roku./
- Pamiętasz jak czytałyśmy w podstawówce „Wspomnienia niebieskiego mundurka” Gomulickiego? To tam właśnie we wzruszający sposób została opisana atmosfera pułtuskiego gimnazjum w którym pogłębiała się rusyfikacja. Do gimnazjum tego uczęszczał autor Wiktor Gomulicki./Oczywiście, że pamiętam./
- Pewnie nie czytałaś „Trzeciego pokolenia” Henryka Purzyckiego. Akcja tej powieści toczy się w tej samej szkole, ale w latach 1978-79. Przeczytaj, bo warto.
Przewodniczka PTTK kazała mi napisać że:
1.Rynek pułtuski o długości ponad 400m jest najdłuższy w Europie /jeśli nie wierzycie, to nic dziwnego, bo nikt w to nie wierzy/.
2. Od XVI w. przy kolegium Jezuickim w Pułtusku działał pierwszy teatr publiczny. Jedno z przedstawień oklaskiwał w tym teatrze Jan Kochanowski.
3.W Pułtusku znajdowała się najstarsza na Mazowszu drukarnia.
4. W Kolegium Jezuickim wykładali ks. Piotr Skarga, Andrzej Bobola i Jakub Wujek.
5. Gotycka Bazylika kolegiacka w Pułtusku słynie z przepięknego kolebkowego sklepienia.
6. Na rynku w wieży ratuszowej znajduje się bardzo ciekawe muzeum w którym eksponowane są zabytki z XII wieku, pochodzące z grobów na starym mieście pułtuskim.
7. W renesansowym zamku biskupów płockich w Pułtusku znajduje się Dom Polonii. Prowadzony jest w nim m.inn. Ośrodek Dokumentacji Wychodźstwa Polskiego. Sam Zamek został przepięknie odnowiony a kuchnia zamkowa słynie z pyszności.

I jeszcze moje wspomnienia z Pułtuska.
Byłam w tym mieście 4 razy. Za każdym razem z kim innym. I za każdym razem wywoziłam stamtąd wspomnienia. 
Pierwszy raz pojechałam tam z koleżanką. Miałyśmy po 19 lat. Koleżanka okazała się być bardzo mało ciekawą świata bo jak stanęłyśmy na cichym pułtuskim rynku zapytała: „A po co my tu właściwie przyjechałyśmy?” Pytaniem tym doprowadziła mnie do takiej złości, że zostawiłam ją w kawiarni i poszłam sama zwiedzać miasteczko. Czekała na mnie parę godzin jedząc na okrągło lody. Nie wiedziała i pewnie do dziś nie wie po co wtedy do tego Pułtuska ze mną przyjechała.
Drugi raz pojechałam do Pułtuska z młodszym synem, który miał wtedy 9 lat. Była zima, poszliśmy nad Narew, podziwialiśmy stamtąd zamek i całe miasteczko. Potem poszliśmy zwiedzić muzeum w wieży ratuszowej. Schodząc z tej wieży mój 9-latek spadł ze schodów. Na szczęście schody się zakręcały, więc daleko nie poleciał. Ale okropnie się potłukł i do dziś to pamięta.
Trzeci raz byłam w Pułtusku z Mamą,  starszym synem i synową. Była piękna, słoneczna, lipcowa niedziela. Spacerowaliśmy po rynku, po parku koło zamku i nad Narwią. Zjedliśmy pyszny obiad na zamku. Było to 15 lat temu. I była to ostatnia wycieczka poza Warszawę z moją Mamą.
Pozostały mi po niej piękne zdjęcia, na niektórych jesteśmy we dwie.
Ale nie pokażę ich Wam, bo teraz są już tylko moje.
Czwarty raz byłam w Pułtusku dwa i pół roku temu. Była piękna jesienna niedziela. Osobisty historyk, który jest też osobistym fotografem umyślił sobie uwiecznić babcię Stokrotkę na najdłuższym i pustym rynku Europy... 

środa, 18 kwietnia 2018

Co wiecie o Pułtusku?

      Tekst ten dedykuję CZESI, w podziękowaniu za Jej piękną książkę  pt:"Jeśli będziemy jak kamienie"


Takie pytanie zadałam czterem osobom: historykowi, geografowi, polonistce i przewodniczce PTTK.
Historyk /w drodze z pokoju do kuchni/ rzucił trzy tematy:
- to miasto chlubnie zapisało się w historii Polski w czasie walk narodowo- wyzwoleńczych. Tu stacjonował generał Antoni Madaliński, który się zbuntował i to stało się sygnałem do wybuchu Powstania Kościuszkowskiego.
-  Pod Pułtuskiem Napoleon dostał od Rosjan porządny wycisk – chyba w roku 1806. Zostało to upamiętnione na Łuku Triumfalnym w Paryżu.
- założono tam słynną Akademię Humanistyczną im. prof. Aleksandra Gieysztora /u którego nie zaliczyłem kiedyś na UW „wieków średnich” i w którym kochały się wszystkie moje koleżanki/
Geograf poinformował mnie smsem:
- to tam spadł ten słynny meteoryt. /Więcej ci puszczę mailem, bo teraz się śpieszę/
- no i ma piękne położenie nad Narwią na skraju Puszczy Białej  i przez to nazwane jest  Wenecją Mazowsza.
Polonistka, do której telefonowałam na 10 minut przed  rozpoczęciem się lekcji powiedziała, że muszę wspomnieć o trzech sprawach:
- pożar Pułtuska posłużył Henrykowi Sienkiewiczowi do opisu pożaru Rzymu w powieści „Qvo Vadis”
- dzieciństwo w Pułtusku pięknie opisał we „Wspomnieniach niebieskiego mundurka” Wiktor Gomulicki
- a Henryk Purzycki w powieści „Trzecie pokolenie” też opisał swoje lata w pułtuskim gimnazjum, ale dwa pokolenia później.
Najwięcej do powiedzenia miała moja sąsiadka, która jest przewodniczką PTTK. Więc zaprosiłam ją do siebie na kawę i ciasto.
Przyszła i zaczęła opowiadać najpierw o dzieciach, wnukach i nawet o mężu. Potem o Pułtusku. Zjadłyśmy chyba 2 kilogramy sernika i wypiłyśmy morze kawy.
Gdy wyszła, powyciągałam z regałów różne przewodniki, informatory, stare pocztówki. Odpaliłam laptopa, odświeżyłam pamięć i uruchomiłam wyobraźnię.
Najpierw sprawdziłam informacje otrzymane od historyka.
Jeden z dowódców Insurekcji Kościuszkowskiej i „rezerwowy” kandydat na Naczelnika Powstania – generał Antoni Madaliński rzeczywiście stacjonował ze swoją brygadą nad Narwią w okolicach Pułtuska. Odmówił on redukcji brygady i w marcu 1794 roku rozpoczął marsz w kierunku Krakowa. Dało to początek do powstania zbrojnego. A w dn. 24 marca nastąpiła proklamacja powstania przez Naczelnika, czyli słynna przysięga Tadeusza Kościuszki na rynku krakowskim.
Faktycznie, w czasie okropnej burzy śnieżnej w dn.26 grudnia 1806 r. rozegrała się pod Pułtuskiem bardzo krwawa bitwa wojsk napoleońskich z wojskami rosyjskimi. Francuzi usiłowali zdobyć most na Narwi i wejść do miasta, ale zostali znienacka zaatakowani przez liczne oddziały rosyjskie. Bitwa została nierozstrzygnięta, chociaż Rosjanie wytrwali na stanowiskach i zniszczyli most. Straty były dużo większe po stronie Francuzów.
No i dwukrotnie spod Pułtuska armia napoleońska wychodziła na Moskwę /w 1806 i w 1812 r./
Bitwa z 1806 r. została wymieniona na paryskim Łuku Triumfalnym, którego budowę rozpoczęto na polecenie cesarza Napoleona. Jest ona wyryta obok nazw innych polskich miast: Gdańska, Ostrołęki i Lidzbarka Warmińskiego.
W 1994 r. utworzono w Pułtusku niepaństwową wyższą szkołę - Akademię Humanistyczną. Jej organizatorem i pierwszym rektorem był prof. Andrzej Bartnicki. Po jego śmierci rektorem został prof. Aleksander Gieysztor, który już  został też patronem tej uczelni. Niestety, profesor Gieysztor też już odszedł na zawsze, no ale na Akademii wykładają głównie profesorowie Uniwersytetu Warszawskiego i PAN.
W tak zwanym „międzyczasie” otrzymałam maila od geografa.
Pisał: Jak byłem na pierwszym roku to oglądaliśmy w Muzeum Techniki kawałki tego meteorytu zwanego Pułtuskim. Był to jeden z największych na ziemiach polskich meteorytów. Spadł w 1868 r.  na obszarze ok. 130 km. kw. I rozleciał się na kilkadziesiąt tysięcy kawałków. Te kawałki znajdują się we wszystkich muzeach geologicznych w kraju, a także w British Museum w Londynie.
A największy z nich we wsi  Ponikiew na północ od Pułtuska.
Miasto leży w mezoregionie Doliny Dolnej Narwi. Usytuowane jest na północnym brzegu Zalewu Zegrzyńskiego, który w tym miejscu tworzy dwie odnogi  opasujące miasto. W rezultacie stary Pułtusk leży jakby na wyspie, na którą prowadzą mostki. I dlatego został nazwany Wenecją Mazowsza.

Ciąg dalszy nastąpi...

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Kontrowersyjne czy śmieszne?

W jednej z toalet na terenie Warszawskiego Ogrodu Zoologicznego jest taka tabliczka...
Co o niej myślicie???
---------------------------------------------------
Poszliśmy oczywiście do tej Ptaszarni, żeby zobaczyć leniwca na żywo.... ale wisiał sobie i wisiał nieruchomo i nawet oka na nasz widok nie otworzył...mimo że Szczerbaty z Pytalskim tańce wojenne Siuksów i zbójnickiego przed gablotą z leniwcem tańczyli...

sobota, 14 kwietnia 2018

George Orwell twierdził że: ....


George Orwell - który był twórcą wielu książek, z kórych najsłynniejsze to  "Folwark zwierzęcy" i "1984" tak naprawdę nazywał się Eric Arthur Blair. Był mistrzem pisarstwa zaangażowanego w problemy polityczno-społeczne. Osiągnął sukces dzięki wyostrzonemu zmysłowi obserwacji zjawisk społecznych i wielkiej wrażliwości. Wymienione wyżej książki należą do gatunku satyry politycznej. Ich fabuła oparta jest na wydarzeniach z życia pisarza, jego doświadczeniach w kontaktach z machiną biurokratyczną oraz wnikliwej obserwacji sytuacji politycznej na świecie.

Twierdził że:

"Ludzie, którzy głosują na nieudaczników, złodziei, zdrajców i oszustów nie są ich ofiarami. Sa ich wspólnikami." 

Mocne słowa...

To może - na wszelki wypadek - na nikogo nie głosować?
Bo skąd wiadomo kto jest kim? Dzisiaj nie kradną, nie oszukują a jutro jak będą mieli okazję to zmienią zdanie. Albo okaże się, że zawsze byli tacy, tylko o tym nie wiedzieliśmy...

Ja w każdym razie od wielu lat nie chodzę na żadne wybory...
I mam nadzieję, że w związku z tym nikt mi tu nie napisze, że nie jestem Polką...

czwartek, 12 kwietnia 2018

W trawie i na wysokich drzewach











Na zdjęciach niewinne i skromne małe kwiatki i dumne pąki kasztanowca… sfotografowane w Łazienkach Królewskich  w dn. 8 kwietnia 2018 roku.

Gdy spacerowałam znowu po Łazienkach Królewskich, to przypomniałam sobie, że miała w nich miejsce premiera "Odprawy posłów greckich" Jana Kochanowskiego. Stało się to w dniu 12 stycznia 1578 roku na zamku w Jazdowie pod Warszawą w czasie zaślubin kanclerza Jana Zamojskiego z Krystyną Radziwiłłówną. Dziś Jazdów/Ujazdów wchodzi w skład Łazienek Królewskich i leży w centrum Warszawy. 
Przedstawienie odbyło się w obecności pary królewskiej - Stefana Batorego i Anny Jagiellonki a aktorami byli dworzanie królewscy. Utwór ma charakter pouczenia o sprawach dotyczących postawy władcy wobec spraw państwowych. A dotyczy posłów wysłanych do Troi w przeddzień wojny trojańskiej...
Ale to przecież wiecie i pamiętacie.
Przypomnę tylko, że to z "Odprawy posłów greckich" pochodzi słynna maksyma obywatelska, która do dzisiaj nic nie straciła na aktualności. 
A brzmi następująco:

"Wy, którzy pospolitą rzeczą władacie

A ludzką sprawiedliwość w ręku trzymacie.

Wy, mówę, którym ludzi paść poruczono

I zwierzchnośći nad stadem bożym powierzono:

Miejcie to przed oczyma zawżdy swojemi,

żeście miejsce zasiedli boże na ziemi,

Z którego macie nie tak swe własne rzeczy

Jako wszytek ludzki mieć rodzaj na pieczy".


-------------------------------------------------------------
Napiszecie coś pod tym dziwnym tekstem?

Bo ja planuję wpuścić więcej światła do domu, a więc pójdę myć okna...
No i posadzę kwiatki w loggi...

wtorek, 10 kwietnia 2018

Prawie w pałacu...

 Tekst ten dedykuję ANABELL - z pewnością wie dlaczego...



Prawie w tym pałacu, …….który był własnością Michała Poniatowskiego – brata ostatniego króla Polski.

/Bywał też ten pałac mieszkaniem samego Stanisława Augusta Poniatowskiego./

Później pałac odziedziczył książę Józef Poniatowski. Jego osobisty apartament mieścił się w parterze prawej oficyny.

Następnie pałac otrzymała w dożywocie siostra księcia Pepi – Teresa Tyszkiewiczowa, potem Anna Tyszkiewiczowa, która wystawiła piękną bramę wjazdową z napisem „Poniatowskiemu”.

Potem pałac przeszedł w ręce Potockich.
Pałac w Jabłonnej, który powstał według projektu Dominika Merliniego otacza angielski park krajobrazowy, który w miejsce dawnego ogrodu barokowego stworzył Szymon Bogumił Zug.

W 1944 roku pałac został spalony przez wojska niemieckie.
Po wojnie został odbudowany a od 1953 roku znajduje się w nim siedziba Polskiej Akademii Nauk.

Ale ja nie o pałacu chcę pisać....
----------------------------------------------------

W dniu 6 kwietnia o godzinie 18.00 prawie w pałacu w Jabłonnej pod Warszawą miał miejsce wernisaż obrazów pt: "Białe na białym”





Prawie w pałacu...bo z okien sali, w której prezentowano ciekawe obrazy widać było pałac.

Więc tak jakby w oficynie pałacu…

A nawet lepiej – bo w budynku stojącym naprzeciwko pałacu, z którego wszystkich okien rozpościera się widok na pałac i park…

Gdy weszłam na salę /a tak się złożyło. że przyszłam pierwsza i zastałam tam tylko organizatora wernisażu/ od razu rzuciły mi się w oczy dwa obrazy. Te właśnie. Ten na górze ma tytuł „Guru”, ten na dole „Panna młoda”.

             Autorka - Joanna Rodowicz

Potem zaczęli przychodzić twórcy obrazów i zaproszeni goście.

A potem było bardzo miłe „parę słów’ wygłoszone przez organizatora, lampka wina, zdjęcia, rozmowy z twórcami.

Pisząca te słowa stała cichutko pod jednym z okien z widokiem na pałac i podziwiała...

Joanna Rodowicz, która była jedną z  głównych bohaterek  tego spotkania usłyszała wiele słów uznania. 
Joanna miała na szyi piękny amulet a w rękach trzymała czerwone stokrotki.

Ale oddam głos Jej właśnie, bo to Ona udzieliła przepięknego wywiadu, który znajduje się w ostatnim numerze miesięcznika „Mława Life"./ Joanna 20 lat temu opuściła Warszawę i zamieszkała pod Mławą/.Wywiad ma tytuł "Skarb wyobraźni"..

Oto dwa cytaty z tego wywiadu:

" Moje poszukiwania artystyczne spowodowały powstanie nowej techniki łączącej malarstwo z rzeźbą."

"To już jest ponad 100 portretów i dwa razy tyle szkiców ulicznych wymagających realistycznego sposobu malowania. Mam też około 60 obrazów plenerowych. Jest to zazwyczaj pejzaż i architektura"

Ale to nie wszystko. Dodam, że Joanna, którą nazywam „człowiekiem renesansu” nie tylko maluje i rzeźbi, ale też pisze opowiadania, prowadzi blog i udziela się w rekonstrukcjach historycznych. A kiedyś projektowała i tworzyła biżuterię. Była też scenografką w telewizji i dyrektorem działu promocji Muzeum Narodowego. 
Zdarza się jej tez napisać wspaniałą recenzję książki – tak jak to zrobiła w przypadku „Mojego warszawskiego zwariowania”.

Joanna to nie tylko osoba niesamowicie i wszechstronnie uzdolniona, ale też osoba niezwykle pracowita.
A przy tym bardzo skromny  człowiek – żona, matka, babcia...

Jeszcze tylko dodam, że namalowała także moje wnuki. I mamy w rodzinie jej trzy wspaniałe obrazy:„Zimowe brzozy”, „Ciechana” i „Ciuchcię".

Mogłabym więc powiedzieć, że Joanna jest moim "nadwornym" malarzem. Ale z pewnością nie tylko moim. /Mam nadzieję, że się za to określenie na mnie nie pogniewa./

Joanna  Rodowicz tworzy przepięknie. A jej twórczość wzbudza powszechny zachwyt.

I to wszystko prawda. Naprawdę niczego nie zmyśliłam.
                                                        Joanna Wspaniała

niedziela, 8 kwietnia 2018

Krzemieniec nad Ikwą - zakończenie

                                                                              Tekst ten dedykuję JOTCE


                        Widok na Krzemieniec z Góry Królowej Bony
V.
Absolwenci Liceum Krzemienieckiego to m.inn. Antoni Malczewski, Józef Korzeniowski, Stanisław Worcell, Zygmunt Rumel. Uczył się w tej szkole także Juliusz Słowacki, a jego ojciec Euzebiusz był tam nauczycielem historii literatury. Wykładali w Liceum Joachim Lelewel, Alojzy Feliński oraz Aleksander Mickiewicz, brat poety.
Poetka Irena Sandecka, pracownik naukowy Liceum, współzałożycielka Towarzystwa Odrodzenia Kultury Polskiej im. Juliusza Słowackiego od 1942 r. aż do śmierci w 2010 r. działała i mieszkała w Krzemieńcu.
VI.
Poeta rodzi się poetą w każdym miejscu. Nie tylko w przepychu pałacu, ale także w nędzy czworaków. Pisze wiersze i tworzy mając za oknami nie tylko gondole płynące po kanałach Wenecji, ale też kominy fabryk. Mówi się jednak, że piękno i atmosfera miejsca tworzy wyjątkowych poetów. Tak było w przypadku Juliusza Słowackiego. Z pewnością jego talent zrodził Krzemieniec nad Ikwą. Wieszcz opuścił to miasto dla Warszawy gdy miał 20 lat.
VII.
Deszcz padał przez cały czas gdy zwiedzaliśmy Muzeum Słowackiego, kościół w którym znajduje się przedstawiająca poetę płaskorzeźba dłuta słynnego rzeźbiarza, cmentarz Tunicki, na którym została pochowana matka poety, dziedzińce słynnego Liceum Krzemienieckiego. A na Górze Królowej Bony, gdy spacerowaliśmy wśród ruin zamku i podziwialiśmy leżące u naszych stóp wyjątkowe miasto wiał także porywisty, zimny wiatr. Mówi się, że brzydka pogoda odbiera urok nawet najpiękniejszym miejscom na świecie. Krzemieńcowi nad Ikwą nie udało się jej tego uroku odebrać.
VIII.
Gdy odjeżdżaliśmy z parkingu przed kościołem do autokaru weszło kilkoro dzieci z polskich rodzin, żyjących w Krzemieńcu. Wszystkie miały w koszyczkach krzemień wydobywany z okolicznych wzgórz. Zapytały, czy może ktoś chciałby sobie kupić taki kamyk na pamiątkę. Nie było osoby która nie kupiłaby takiej pamiątki. Dzieci musiały iść do domów aby przynieść jeszcze kilka kamyków więcej.

Widok na Górę Królowej Bony. Na pierwszym planie Ateny Wołyńskie, czyli Liceum Krzemienieckie.
IX.
Juliusz Słowacki tak pisał o Krzemieńcu:

„ Jeżeli kiedy w tej mojej krainie
Gdzie po dolinach moja Ikwa płynie
Gdzie góry moje błękitnieją mrokiem,
A miasto dzwoni nad szmernym potokiem,
Gdzie konwaliją woniące lewady
Biegną na skały, pod chaty i sady…”

I jeszcze urywek z „Godziny myśli”:

Tam stoi góra, Bony ochrzczona imieniem,
Większa nad inne, - miastu panująca cieniem
Stary, posępny zamek – który czołem trzyma,
Różne przybiera kształty, chmur łamany wirem,
I w dzień strzelnic błękitnych spogląda oczyma,
A w nocy jak korona, kryta żalu kirem,
Często szczerby wiekowe powoli przesuwa
Na srebrzystej księżyca wschodzącego twarzy…”
X.
Na mojej półce wśród wielu pamiątek przywiezionych z wycieczek na Kresy Wschodnie leży jedyny kamień. Ten z Krzemieńca nad Ikwą.
--------------------------------------------------------------------------
I jeszcze tablica pamiątkowa w języku ukraińskim umieszczona na budynku muzeum. Widać ją w poprzednim tekście na pierwszym zdjęciu - na budynku po prawej stronie. Po lewej jest tablica w języku polskim, ale zdjęcie jej nie obejmuje.



Wieszcz z Krzemieńca nad Ikwą zakończył życie w Paryżu w dn. 3 kwietnia 1849. My byliśmy w Krzemieńcu w lipcu 2009 roku - rok ten został przez Sejm Rzeczypospolitej ustanowiony Rokiem Juliusza Słowackiego.

----------------------------------------------------------------
Przy pisaniu tego tekstu korzystałam z:
Kamienni świadkowie dawnych dziejów” tekst Halina Haśkiewicz
Ukraina Zachodnia - Tam szum Prutu, Czeremoszu…” wyd. Bezdroża

..... i jak zwykle w takich przypadkach uruchomiłam wspomnienia.



Odwaga

                                              Zgadzacie się z tym stwierdzeniem? Powracam do książki Pani Profesor Marii Szyszkowskiej. Tym ...