Siedziałam
z młodszym wnukiem w jadalni przytulnego pensjonatu i czekałam na
zamówiony obiad.
Wnuk, który za parę dni miał mieć 10 urodziny wyjął z kieszeni
telefon komórkowy, który dostał w prezencie od rodziców. Bardzo
się nim cieszył i chciał mi pokazać czyje telefony już sobie w
nim zapisał.
Nagle
przechodzący obok kelner podszedł do niego i powiedział ostrym
głosem:
-
Schowaj natychmiast ten telefon bo Ci go zabiorę i wyrzucę przez
okno.!!!
-
Ale ja chciałem tylko pokazać babci…. – zaczął przerażony
prawie 10-latek….
Ale
kelner go nie słuchał.
Po
dłuższym czasie przyniósł nam zamówione dania. Przedtem sprawdził czy wnuk schował telefon.
Gdy
do stołu przyszedł starszy 14-letni wnuk poprosiłam kelnera, żeby
przyniósł danie także dla niego.
Powiedziałam
żartobliwie w ten sposób:
-
Już przyszedł ten spóżniony delikwent …
I
usłyszałam:
-
Niech pani nie używa takiego sformułowania. My obsługujemy
klientów a nie delikwentów. Delikwent to dla nas pijak i złodziej.
Zupełnie
nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, więc tylko się niewyrażnie
uśmiechnęłam.
Gdy
przyszło do płacenia zapytałam nieśmiało kelnera czy pamięta o
tych 10 % zniżki, które mi się należą jako gościowi
pensjonatu./ W czasie poprzedniego naszego pobytu zdarzyło mu się zapomnieć/.
A
on poczerwieniał i warknął do mnie:
-
Pani ma na myśli te 10% dla mnie czy dla siebie?
Tego
było już za dużo. Miarka się przebrała.
Następnego
dnia przy śniadaniu zapytałam kelnerkę kiedy będzie
obecny
właściciel pensjonatu bo chciałabym podziękować mu za
przydzielony mi jako stałemu gościowi rabat za kolejny kilkudniowy
pobyt. Zapytałam też kelnera, który nas wczoraj obsługiwał jak
ma na imię. Odpowiedział trochę przerażony. A potem zamarł w
bezruchu na środku sali.
I
nagle….
Podszedł
do mnie w ukłonach i zapytał jaką sobie życzę kawę.
Odpowiedziałam, że sama sobie ją zrobię bo przecież jest
ekspress i śniadanie w formie szwedzkiego bufetu.
Więc
z przyklejonym uśmiechem zapytał czy próbowałam już ciasta.
Odpowiedziałam
spokojnie, że jak zjem śniadanie to spróbuję.
Wtedy
przyniósł nam do stolika pełna paterę owoców. I powiedział:
-
Proszę sobie wybrać. I wnuki też niech jedzą, bo to są owoce z
naszych sadów. Smacznego.
W
trakcie śniadania jeszcze kilka razy podchodził i pytał czy czegoś
nie potrzebujemy.
Gdy
odchodziliśmy już od stolika do swojego pokoju kłaniał się nam w
pas. Mówił nawet moim wnukom jak dobrą mają babcię.
A
jak przyszliśmy na obiad to serdecznie zaprosił nas do stolika,
który zarezerwował specjalnie dla nas. Był niezwykle uprzejmy.
Od
razu domyśliłam się, że kelner po prostu przestraszył się, że
złą o nim opinię przekażę właścicielowi pensjonatu.
Dzień
przed wyjazdem dopłaciłam gotówką brakującą kwotę za pobyt.
/Poprzednio wpłaciłam zaliczkę przed przyjazdem i prawie całą
brakującą kwotę przelałam z konta/.
Gdy
wracaliśmy do Warszawy przeglądałam rachunki. Zauważyłam, że
potwierdzenie dopłaty wystawiono mi na mniejszą kwotę. Ale nic już
nie mogłam zrobić.
Najgorszy
dla mnie był fakt, że wszystko to działo się w miejscu, które od
lat darzę wielkim uczuciem, o którym ciągle piszę i któremu
poświęciłam tekst w jednej ze swoich książek.
Działo
się to w Miasteczku, w którym są takie drzewa jak na zdjęciach.
Czas
umierać???