"Do pałacyku Józefa Brandta wchodzi się przez kamienny, profilowany portal konchowy z kartuszem herbowym Christianich. Herb ten stanowi prostokątna tarcza z wizerunkiem jednorożca i delfina – podzielona po skosie i zwieńczona hełmem z koroną rangową. Po obydwu stronach portalu umieszczone są figury alegoryczne. W niszach znajdują się, stylizowane na antyczne, popiersia – między innymi Dionizosa i Artemidy. Pałacyk nie jest jednorodny architektonicznie, współgra jednak z eklektyzmem wnętrz, utrzymanych w duchu historyzmu typowego dla epoki. Inicjatorką budowy pałacyku była Amelia Christiani, a pierwszymi właścicielami jej rodzina, następnie rodzina Pruszaków, w końcu rodzina Brandta. Pałacyk pochodzi z drugiej połowy XIX wieku. I nie zachwyca bogactwem, a raczej umiarem i nastrojem.
Po zawieruchach wojennych w pałacyku oryginalne pozostały tylko dwa kominki – jeden w jadalni, a drugi w salonie. Reszta to wszystko sprzęty zrekonstruowane. Już w czasie I wojny światowej wojska niemieckie splądrowały pałacyk i zniszczyły znajdujące się tam rzeźby. Niemcy zajęli pałacyk na swą siedzibę także w czasie II wojny światowej. A po wojnie było tu biuro PGR-u.
Na ścianach pomieszczeń znajdują się wspaniałe obrazy. Wspomnę tylko o wiszącym nad kominkiem w jadalni i powstałym w 1874 roku obrazie "Kozak i dziewczyna u studni" (Zaloty) – jest to typowy przykład stylistyki malarskiej Józefa Brandta.
Nie mogę też nie napisać o dwóch obrazach związanego z Brandtem jego nauczyciela i mistrza – Juliusza Kossaka. Są to: "Polowanie na zające" i "Kompaniony Kmicica". Pałacyk, a także wozownia, oranżeria, kaplica i inne zabudowania znajdują się w malowniczym parku.
A w parku są przede wszystkim pięknie wyeksponowane rzeźby z różnych okresów. Na mnie największe wrażenie zrobił odlew rzeźby Frédérica Augusta Bartholdiego z 1864. Rzeźba nosząca tytuł "Le martyr moderne" (Współczesny męczennik) przedstawia leżącego żołnierza, którego pierś szarpie pazurami dwugłowy orzeł carski. Rzeźbę tę wykonał autor na wieść o upadku powstania styczniowego w Polsce. Jest ona rodzajem hołdu złożonego nieugiętej postawie i cierpieniu Polaków. Ten francuski rzeźbiarz jest autorem między innymi nowojorskiej Statuy Wolności.
Przed pałacykiem znajduje się także pokaźnych rozmiarów popiersie Józefa Brandta. Pod popiersiem napis głosi, że żyjący w latach 1841–1915 malarz był założycielem polskiej szkoły malarskiej.
Bardzo duże wrażenie zrobiła też na mnie rzeźba zawieszona na linach między dwoma wysokimi drzewami tuż koło nawiązującej do świątyń greckich dworskiej kaplicy. Przedstawia mnicha, który niesie przed sobą krzyż. Tytuł rzeźby "Drogowskaz /tu Zawahanie/". Rzeźba cały czas jest w ruchu, bo wisi. Autorem jest słynny rzeźbiarz Jerzy Kędziora.
Wspomnę jeszcze o wspaniałym popiersiu "Kopernik" dłuta Gustawa Zemły.
Park pełen jest różnego rodzaju rzeźb. Jedne są przejrzyste, jasne. Inne są trudne do zrozumienia.
Warto natomiast zwiedzić Pawilon Rzeźby Współczesnej znajdujący się po prawej stronie od głównego wejścia na teren Centrum.
Nie będą opisywać dokładnie historii Orońska, Centrum Rzeźby i historii rodziny Brandtów. Zachęcam natomiast każdego, kto będzie się znajdował w okolicach Orońska, do odwiedzenia tego miejsca. Znajduje się ono o 20 minut jazdy autobusem na południe od Radomia. Wspomnę tylko, że tradycja tego miejsca jest pięknie kultywowana. Choćby poprzez coroczne spotkania w dniu 19 marca, w dniu imienin Józefa. Wtedy w salonie pałacyku przy fortepianie spotykają się potomkowie słynnego malarza z zaproszonymi gośćmi. I organizowany jest koncert fortepianowy.
Każde miejsce, które opisuję w książce, widziałam na własne oczy. W każdym byłam. I z każdym jestem w jakiś sposób związana. Czasem byłam gdzieś tylko raz i bardzo krótko. Czasami kilkukrotnie. Są też miejsca, w które jeżdżę regularnie.
W Orońsku byłam dwa razy.
Pierwszy – prawie 20 lat temu. To był marzec, roztopy, miejscami śliska droga. Jechałam w szoferce dużej ciężarówki razem z kierowcą i dwoma panami. Za mną, pod plandeką znajdowały się umocowane szerokimi pasami duże rzeźby. Przyjechaliśmy do Centrum Rzeźby. Po krótkim przywitaniu panowie zaczęli wynosić rzeźby i przewozić je na specjalnych wózkach do magazynów. W trakcie krótkiej, ale serdecznej rozmowy w dyrekcji Centrum podpisałam odpowiednie dokumenty. Tym samym przestałam być właścicielką odziedziczonych parę lat przedtem wielu rzeźb o bardzo różnej tematyce.
Drugi raz byłam w Orońsku z koleżanką w lipcu 2012 roku. Po zwiedzeniu całego Centrum usiadłyśmy późnym popołudniem na tarasie kawiarni w Orońsku, aby wypić kawę. Spoglądałyśmy z góry na młodych i starszych ludzi rzeźbiących w kamieniu, drewnie, metalu i innych materiałach. Obok na trawie i placu zabaw bawiły się ich dzieci."
-----------------------------------------------------------------------
Był to urywek z mojej książki pt: "Mój kraj nad Wisłą".