Sfotografowałam dla Was kilka murali z warszawskich ulic. Niektóre z nich powstały całkiem niedawno.
"Czterdziestolatek" i "Maliniak"
Wanda Rutkiewicz
Agnieszka Osiecka
Krzysztof Krawczyk
Czesław Niemen
Sfotografowałam dla Was kilka murali z warszawskich ulic. Niektóre z nich powstały całkiem niedawno.
Takie jest motto książki Czesławy Długoszek pt: "Mury żyją dłużej".
Książkę wydaną przez Urząd Gminy Ustka otrzymałam od Autorki Czesławy Długoszek parę dni temu.
Książka ta "utkana" jest z pięknych i wzruszających obrazów, chociaż w większości są to obrazy czarno-białe.
Pierwszy obraz jest prawie całkiem czarny. Nie może być przecież inny, skoro pokazuje miliony ludzi, którzy opuszczają rodzinne strony z powodu wielkiej akcji przesiedleń ze wschodu na zachód. Tak działo się w czasie II wojny światowej i po niej. Tak dzieje się zawsze gdy po wojnie zmieniają się granice. Zawsze gdy na skutek rządów szaleńców losy zwykłych ludzi zamieniają się często w tułaczkę i wielkie cierpienie. I wielki ból gdy zostawia się własny dom i groby przodków.
Trudno zachować spokój gdy idzie się w nieznane. Tym bardziej, że w nowym miejscu spotyka się ślady i domy takich samych zwykłych ludzi. A oni też musieli swoje domy zostawić. I nie jest tu ważna narodowość, poglądy czy religia. Bo zwykły człowiek jest zawsze na przegranej pozycji.
Po ludziach, którzy odeszli pozostaje wspomnienie. Pozostają też mury. Najpierw mury tych budowli przejętych po poprzednich mieszkańcach ziemi, potem mury tych budowli które postawili ci ludzie którzy na tę ziemię przyszli. Polacy z Kresów Wschodnich. Zostawili na Kresach swoje domy, kościoły, cmentarze a przejęli te cudze...
Do takich ludzi należeli też Rodzice Autorki. I nie mieli innego wyjścia jak te nowe "mury" oswoić. Zamieszkać w nich i zaakceptować je. I nauczyć się w nich żyć. Wypełnić je własną historią. I chociaż pierwsze lata były dla nich naznaczone wrogością i tragedią to te następne coraz bardziej stawały się chęcią pojednania, pragnieniem pokoju a nawet przebaczeniem.
Wyobrażam sobie jak ciężko było tym ludziom zwanym przesiedleńcami żyć w tej sytuacji. I w tej świadomości, że do swoich rodzinnych domów już nie wrócą...
Książka "Mury żyją dłużej" jest benedyktyńską wręcz kilkuletnią pracą Autorki. To lata spisywania wspomnień najstarszych mieszkańców tych ziem /głównie wsi Objazda, poprzednio niemieckiej Wobesde/ czytanie najstarszych kronik, dokumentów i przeglądanie fotografii.To także historia mówiona, nigdzie nie zapisana. To czarno-białe wspomnienia. Na szczęście z czasem nabierały one piękniejszych kolorów...
Ta książka to ukazanie historyczno-kulturowych zmian zachodzących na ziemiach Wybrzeża między Rowami a Ustką. To także losy mieszkańców tych ziem, którzy starają się z tymi ziemiami związać i pokochać je. Mimo, że w pamięci i w sercu ciągle mają "kraj lat dziecinnych".
Oprawiona w piękną twardą okładkę książka jest ilustrowana zdjęciami czarno-białymi i kolorowymi.
Ma 358 stron a więc jest co czytać. I można się nad nią zadumać.
Bo przetrwały mury... Na świadectwo historii...
Autorka wplotła pomiędzy poszczególne rozdziały własne, wzruszające wiersze.
Na przykład taki:
"dotykam cegieł klejonych kunsztem
nieznanego murarza sprzed wieków
czuję jego wieczorne zmęczenie
czytam myśli
zapisane misternym rysunkiem
strzelistych sklepień
w trudzie nasze istnienie
tylko mury przetrwają
ponad liśćmi łopianu
katedra zieleni na jedno lato
kukułka w dzwon uderza
odejdziemy
przeminiemy
na hamaku z liści
łopianu
nasz wieczny odpoczynek"
Piękna, wartościowa książka. Ze szczerego serca gratuluję tej książki Pani Czesławie Długoszek.
P.S. Dodam jeszcze że wieś Objazda, która jest "główną bohaterką" książki to obecnie coraz popularniejsze letnisko w Polsce...
1. Kaligula /12-41/
Cesarz rzymski, okrutnik i despota. Ulubionego konia wyścigowego Incitatusa mianował senatorem. Utrzymywał stosunku kazirodcze z siostrami.
2. Neron /37-68/
Cesarz rzymski, szaleniec i piroman. Uważał się za wielkiego artystę, muzyka i aktora. Kazał podpalić Rzym aby zyskać działkę pod budowę nowego pałacu.
3. Kommodus /161-192/
Cesarz rzymski, sadysta, despota, erotoman. Uważał się za wcielenie Herkulesa. Aby upodobnić się do tego herosa przebierał się w lwią skórę i chodził po Rzymie z maczugą w dłoni.
4. Justyn II /520-578/
Cesarz bizantyjski był znany z ataków agresji. Jeździł po pałacowych korytarzach na tronie z kółkami i polował na własne sługi, kilkoro z nich zjadł.
5. Jan XII /937-964/
Nastoletni papież słynął z lubieżności. W Pałacu Laterańskim urządził dom publiczny. Podczas pijackich orgii pił zdrowie diabła i wzywał pogańskich bogów.
6. Karol VI /1368-1422/
Król Francji był przekonany, że jest zbudowany ze szkła. Z obawy przed stłuczeniem zabronił aby go dotykano i ubierał się w ubrania wypchane poduszkami.
7. Jerzy III /1738-1820/
Król Anglii rozmawiał z aniołami a także z pewnym dębem - przedstawiał go jako króla Prus. Twierdził, że ze swojej komnaty w Anglii widzi przez teleskop Hanower.
8. Ludwik II /1845-1886/
Król Bawarii jadał kolacje w towarzystwie popiersi Ludwika XVI i Marii Antoniny. Kochał nocne przejażdżki złoconymi saniami zaprzężonymi w czwórkę białych koni. Budował baśniowe pałace, a w nich sale teatralne; kazał w nich wystawiać sztuki, których był jedynym widzem.
9. Bokassa I /1921-1996/
Cesarz Cesarstwa Środkowoafrykańskiego, tyran, morderca i kanibal. Władca najbiedniejszego państwa Afryki uważał się za wcielenie Napoleona Bonaparte. Jego koronacja kosztowała 30 milionów dolarów, czyli 1/5 budżetu państwa. Z dziewięcioma zonami sypiał w obrotowym łóżku wodnym, otoczonym ze wszystkich stron lustrami.
10. Stokrotka /od 19 listopada 2011 roku do....../
Umieściłam siebie w tym szalonym towarzystwie, bo trzeba naprawdę mieć nie po kolei w głowie aby już 12 lat prowadzić blogi /ten jest trzeci/ i dręczyć i zanudzać swoją pisaniną swoich blogowych przyjaciół...
Ale bardzo Wam dziękuję za to, że jesteście.... i jeszcze ze mną wytrzymujecie...😄
Kolejne zmiany dotyczące otoczenia Kolumny Zygmunta zaszły w roku 1930. Wówczas rozebrano wodotrysk Marconiego. Piedestał monumentu odnowiono i otoczono go stopniem z piaskowca. Cynkowe, mocno zniszczone trytony trafiły do Muzeum Wodociągów i Kanalizacji na terenie warszawskich filtrów. W późniejszych latach trytony zaginęły.
Chciałabym napisać "parę słów" na temat najstarszego warszawskiego pomnika upamiętniającego osobę świecką. Nie była to byle jaka osoba, bo sam król Zygmunt III Waza.
Historia tego pomnika jest niezwykle ciekawa, ale też bardzo długa. Tak więc nie będzie to jednak "parę słów" ale chyba nawet tekst, który podzielę na kilka części.
Zacznę od tego, że nie ma chyba Polki-Polaka która/który nie zna tej kolumny. Właściwie to wszystkie albo prawie wszystkie wycieczki spoza Warszawy umawiają się z przewodnikami pod tym właśnie pomnikiem.
------------------------------------------------------------------------------
A zaczęło się od tego , że w roku 1607 na polecenie tego króla, który stoi na Kolumnie ze stoku góry zwanej Jarzeńcem niedaleko Chęcin wycięto wielki blok skalny. Była to skała pochodząca sprzed 280 milionów lat, o "salcesonowym" wzorze, zwana zlepieńcem permskim. Obecnie zwana jest "Zygmuntówką" lub "zlepieńcem zygmuntowskim".
Źródła podają, że z wydobytego bloku skalnego wytoczono kolumnę, ale pękła ona na dwie części. Bardzo możliwe, że te problemy zniechęciły monarchę i zrezygnował on z realizacji swoich planów.
Po blisko czterdziestu latach, juz po śmierci Zygmunta III Wazy jego syn i następca tronu Władysław IV postanowił postawić kolumnę ku czci swego ojca korzystając z przygotowanego wcześniej budulca. Transport dłuższej części pękniętej kolumny, mierzącej 9 metrów długości nie był łatwy. Z okolic Chęcin do oddalonego około 100 km brzegu Wisły wieziono kolumnę na specjalnie skonstruowanym wozie z drewnianymi kołami, ciągnionymi przez woły. Same woły nie dałyby rady, więc pomagali im ludzie ciągnąc specjalne liny przymocowane przy osiach kół. I tak kolumna dotarła do Wisły, a dalej tratwą do Warszawy. Rozładunek i transport kolumny na teren miasta był niesamowitym wydarzeniem. Ówczesny nuncjusz papieski pisał do Watykanu, że : "całe miasto zbiegło się by zobaczyć jak ją zdejmują i niosą i Jego Królewska Mość sam był tam wiele razy i asystował, kiedy była przesuwana przez 300 osób i umieszczana na dwóch belkach, na sześciu krótkich, ale grubych toczydłach, dla których wcześniej wyrównało się drogę i tam, gdzie było nieco pod górę do tych ludzi zostało dołączonych sto par wołów, a jednego dnia pracowało tam jeszcze 200 żołnierzy z Gwardii Królewskiej" .
Gdy kolumna dotarła na miejsce gdzie miała być postawiona /a miejsce dla niej wybrał oczywiście Władysław IV/ to nie obyło się bez problemów, bowiem plac nie był własnością króla tylko należał do zakonu bernardynek. Stały na nim domy sióstr zakonnych oraz kościół i klasztor. Należało te domy rozebrać by przygotować miejsce dla kolumny. A nie było to łatwe, bo władze kościelne wyraziły zdecydowany sprzeciw.
Zakonny zespół kościelno-klasztorny należący do bernardynek, wzniesiony z fundacji Zygmunta III Wazy w 1617 roku zajmował przestrzeń między Zamkiem Królewskim a kościołem św. Anny, w miejscu obecnego tarasu nad Trasą W-Z.
Nie tylko miejsce planowanej lokalizacji kolumny było punktem spornym. Dużo poważniejszym problemem był sam pomysl wzniesienia pomnika osobie świeckiej. Na dodatek miał ten król stać wysoko na kolumnie, która zgodnie z tradycją była zarezerwowana wyłącznie dla krzyża, Bożej Rodzicielki i innych świętych. Tak więc projekt ten wzbudził ogromne kontrowersje. Nuncjusz papieski wręcz przekonywał, że królewskie zamiary to zamach na religię katolicką.
Nuncjusz papieski tak poważnie protestował przeciwko planom Władysława IV aby jego ojca "ustawić" na kolumnie, że doprowadziło to do buntu szlachty, która zażądała jego odwołania. W rezultacie ówczesny nuncjusz opuścił Polskę a król mógł swe dzieło kontynuować.
Władysław IV ziemię zakonną odkupił i domy sióstr bernardynek rozebrał.
Można już było stawiać kolumnę bez przeszkód przed istniejącą wtedy Bramą Krakowską. Nad projektem czuwał zespól architektów. Plany ustawienia kolumny opracowali Augustyn Locci i Constantino Tencalla, architekci pracujący na królewskim dworze, a posąg król wykonał Clemente Molli, włoski rzeźbiarz pochodzący z Bolonii. Dzieła dokończył królewski ludwisarz Daniel Tym, który wykonał odlew w brązie zarówno posągu Zygmunta jak i czterech tablic inskrypcyjnych, na których zapisano zasługi Jego Królewskiej Mości.
I wtedy dopiero zaczęły się poważne problemy z pomnikiem króla Zygmunta III Wazy.
Osoby zainteresowane serdecznie zapraszam ...na ciąg dalszy.
/Tekst powstał na bazie informacji jakie znajdują się w książce pt: "Nietuzinkowe historie pomników Warszawy" autorstwa Ewy Sztompke/
Tekst ten dedykuję GORDYJCE, która jako pierwsza zgadła, że zdjęcia, które zamieściłam we wpisie z 26 października dotyczyły Nałęczowa.
"Proszę sobie przedstawić dolinkę, tak małą jak wszystko co jest dobrem na świecie, otoczoną wieńcem tak łagodnych pagórków, że każdy z nich dziecko mogłoby nakryć rączkami. W tej dolinie proszę umieścić park, zaludniony wszelkiego rodzaju roślinnością /.../. Proszę tę dolinkę połączyć z resztą świata za pomocą mnóstwa cienistych wąwozów, wąwozików, na które nie można spoglądać bez westchnień, a będziecie mieć bardzo niedokładne wyobrażenie o pięknościach nałęczowskiej natury.
Czy to wszystko? Bynajmniej. Są tu jeszcze dwie rzeczułki, z których jedna prowadzi zuchwałych turystów aż do Kazimierza, druga - zasila parkową sadzawkę, po której zakochani mogą pływać czółnami, karmić białopióre łabędzie, wzdychać przy bladolicym księżycu lub przypatrywać się budynkom hydropatycznym, odbitym w zwierciadle wody"
Tak pisał o Nałęczowie w Kurierze Codziennym nr 23 w roku 1894 jeden z dwóch wybitnych w tamtych czasach pisarzy, którzy zakochali się w tym Mieście-Ogrodzie. Był nim Bolesław Prus.
A drugim był Stefan Żeromski.
Nałęczów - miasteczko uzdrowiskowe w dolinie rzeki Bystrej, zwane Miastem-Ogrodem, nazwę swą wywodzi od herbu Małachowskich - Nałęcz -i z działalnością tego rodu wiążą się początki tego uzdrowiska. Złoty okres rozwoju kurortu nastąpił na przełomie XIX/XX wieku, kiedy to jedyne w Kongresówce uzdrowisko, w sezonie letnim stawało się stolicą polskiej inteligencji.
W latach 1771-1773 starosta wąwolnicki Stanisław Małachowski w centralnej części parku wzniósł okazały pałac według planów architekta Ferdynanda Naxa. Jego cierpiący na podagrę brat - Antoni Małachowski właśnie w tutejszych wodach źródlanych znajdował ukojenie bólu. Gdy profesor Uniwersytetu Warszawskiego i aptekarz koronny Józef Celiński w 1817 roku dokonał analizy chemicznej tych wód i potwierdził ich walory lecznicze zaczął się rozwój uzdrowiska. W 1821 roku zbudowano i nowocześnie wyposażono łazienki kąpielowe, urządzono dom gościnny.... i zaczął się okres świetności tego maleńkiego uzdrowiska.
Niestety, powstania narodowe przerwały pomyślny okres rozwoju uzdrowiska... a bywał w nim nawet sam książę Adam Czartoryski.
Wskrzeszenie uzdrowiska i powołanie w końcu XIX wieku spółki udziałowej do prowadzenia zakładu leczniczego było zasługą lekarzy -Sybiraków: Fortunata Nowickiego, Wacława Lasockiego i Konrada Chmielewskiego. Upór i determinacja, wsparta doświadczeniem zdobytym na zesłaniu, pozwoliła im stworzyć nowoczesny zakład kąpielowy.
Ogromne zasługi dla rozwoju miasta jako uzdrowiska położył także wlasciciel Naleczowa inżynier Michał Górski, administrator i współtwórca koncepcji "miasta-ogrodu", łączącej oryginalna zabudowę z krajobrazem. W tym miejscu należy dodać, że guwernerem córek Górskiego był w latach 1890-1892 sam Stefan Żeromski.
Zaczął się okres świetności Nałęczowa. Do miasteczka zaczęli zjeżdżać bogaci przemysłowcy i ziemianie z kresów wschodnich. Osiedlali się tu i lokowali swoje kapitały, budując okazałe budowle czyli piekne wille wzdłuż głównych ulic. Uruchomienie w 1877 roku kolei nadwiślańskiej ułatwiało dojazd do uzdrowiska.
Nałęczów stawał się ulubionym miejscem odpoczynku i pracy twórczej, przyciągał niezwykłą atmosferą wolności.
Był wówczas jedynym miejscem w Królestwie gdzie o Polsce mówiło się po polsku.
Adam Pług, Jan i Mieczysław Karłowiczowie, Stanisław Witkiewicz, Antoni Odyniec, Jadwiga Łuszczewska "Deotyma", Ignacy Jan Paderewski, Walery Eliasz Radzikowski, Henryk Siemiradzki, Gustaw Daniłowski , a przede wszystkim Bolesław Prus stworzyli w Nałęczowie "letni salon", tzw. kolonię literacką. Bywał także w Nałęczowie Henryk Sienkiewicz, projektował Jan Koszczyc-Witkiewicz i tworzył wspomniany już Stefan Żeromski.
Było tych wybitnych osób znacznie więcej - np. Michał Elwiro Andriolli, który właśnie w Nałęczowie stworzył wiele wspaniałych ilustracji i obrazów.
Tu właśnie dorastała i uczyła się przyszła pisarka Ewa Szelburg-Zarembina.
Zarówno ona jak i Andriolli spoczęli na zawsze na pięknym cmentarzu zwanym "nałęczowskim Panteonem".
To naprawdę tylko kilka podstawowych informacji dotyczących uroczego Nałęczowa, który jest uzdrowiskiem do którego przyjeżdżają głownie osoby chore na serce.
I my tam niedawno byliśmy. Wprawdzie tylko 6 dni w ramach tzw. pakietu "Zdrowie Seniora", ale po przyjęciu każdego dnia kilku zabiegów ... pędziliśmy na zwiedzanie i fotografowanie tego pięknego Ogrodu w którym tak wiele jest przyrody, piękna i śladów polskiej kultury...
A mieszkaliśmy w Parku Zdrojowym w Pawilonie Angielskim - naprzeciwko Pałacu Małachowskich, w pobliżu Starych Łazienek, Domu Zdrojowego, Term Pałacowych i w otoczeniu pięknych starych drzew....
Nie napisałam o tysiącu rzeczy.... ale coś mi się wydaje, że napiszę jeszcze przy innej okazji...
No bo przecież wzruszałam się w dwóch tamtejszych muzeach - Bolesława Prusa i Stefana Żeromskiego.
"- To pani? - zapytała mnie ekspedientka ze sklepiku na parterze domu.
Gdy wysiadłam z autobusu to skręciłam w prawo. Nie poszłam tą samą drogą co zawsze, tylko od drugiej strony. Weszłam na podwórko i przeszłam obok nieistniejącej piaskownicy. I zobaczyłam tę olbrzymią kupę gruzów chociaż od dawna jej nie było. Od wielu lat stoi na jej miejscu długi, czteropiętrowy dom. Zobaczyłam chłopców, których też pewnie już dawno nie ma, jak biegają po tych gruzach i strzelają z karabinów zrobionych z patyków. I nagle usłyszałam, jak jedna z matek tych chłopców woła go przez okno do domu. Odpowiedział jak wszystkie dzieci i wtedy i teraz, że zaraz przyjdzie.
Wtedy przypomniałam sobie, jak wiele lat po wojnie odkopano w tych gruzach ciała powstańców warszawskich. Mama nie pozwalała mi wtedy patrzeć przez okno, ale ja i tak podglądałam przez szparę w zasłonach. Widziałam wiele samochodów, jakieś nosze, na których kogoś wynoszono. I zapamiętałam ciszę, która temu towarzyszyła.
Zobaczyłam siebie w piaskownicy, jak za pomocą blaszanej puszki "unrowskiej" robię babki. Ktoś tę puszkę musiał kiedyś zostawić w piaskownicy aby dzieci mogły się nią bawić.
Z podwórka wyszłam na ulicę. Ale nie szłam wzdłuż ściany domu, przeszłam na drugą stronę jezdni.
I nie patrzyłam na ten dom i w okno pokoju na drugim piętrze, tylko prosto przed siebie. Zatrzymałam się dopiero naprzeciwko i po raz kolejny przeczytałam tabliczkę informującą, że tutaj przez kilka lat mieszkał Kornel Makuszyński. Tak, ten pan od Koziołka Matołka. A tablica na domu obok informowała, że w nim z kolei mieszkał jakiś znany akowiec.
Byłam na ulicy Artura Grottgera, znanego polskiego malarza, który umarł mając 30 lat i którego grób znajduje się na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie. Był wybitnym romantykiem, oczywiście nieszczęśliwie zakochanym.
Gdy już byłam dokładnie naprzeciwko tego domu to podniosłam głowę i spojrzałam w górę. Na balkonie zobaczyłam piękną kobietę w sukience w kwiatki. Koło niej stały dwie dziewczynki. Miały długie, grube warkocze. Zamknęłam oczy, bo przez łzy i tak nic nie widziałam.
Gdy je otworzyłam, zobaczyłam na balkonie starą, pochyloną, samotną kobietę. Bardzo powoli podlewała kwiatki. Wydawała się być całkiem przeźroczysta... Przymknęłam powieki.
Kiedy je znowu otworzyłam na balkonie nie było nikogo.
- To pani? - zapytała mnie ekspedientka ze sklepiku na parterze tego domu.
- Nie jestem pewna - odpowiedziałam, uśmiechając się przez łzy.
Wróciłam pod dom swojego dzieciństwa i młodości."
---------------------------------------------------------------------
Był to urywek z mojej książki pt: "Zwariowałam"
Najpierw serdecznie podziękuję wszystkim tym osobom, które usiłowały odgadnąć gdzie mnie razem z Najbliższymi zaniosło w sierpniu. Okazało s...