Na zdjęciu moja Mama na obrazie namalowanym w roku 1942. Ten zniszczony obraz "przewędrował" wiele kilometrów z Kresów i po całej Polsce zanim trafił do mojego domu w Warszawie. Namalował go mój ojciec Leon Machowski.
W związku z tym, że kilka osób poprosiło mnie mailami abym przytoczyła jeszcze inną opowieść mojej Mamy - przepisuję wiernie pierwszy rozdział z mojej książki pt: "Zwariowałam".
Osoby które mają tę książkę i znają tę opowieść przepraszam, że się powtarzam.
I jeszcze informacja - opowieść dotyczy historii, która działa się rok wcześniej w stosunku do tej opowiedzianej poprzednio. Ale tego łatwo się domyślić.
--------------------------------------------------------------------------------------
" Rozmowa z Mamą sprzed wielu lat:
- A skąd wy się tam wzięliście?
- Jeszcze przed wybuchem wojny wasz ojciec dostał pracę w kościele w Gródku Jagiellońskim koło Lwowa. Bo przecież do września 1939 to była tam Polska. Mieliśmy zaraz pojechać ale wkroczyli Niemcy, potem Rosjanie. W końcu przyszło pismo, że będziemy mieszkać tuż przy rynku w ładnym domku. I żebyśmy się nie bali. bo nic się nam nie stanie, więc pojechaliśmy w lutym 1943 roku.
- No i nic się nie stało.
- Ale to chyba cudem jakimś. Mieszkaliśmy naprzeciwko posterunku Gestapo, ale Niemcy byli wtedy w stosunku do nas w porządku, przychodzili i rozmawiali z nami. Oni jednak cenili sztukę. Było co prawda kilku takich buców, ale komendant był w porządku. I chyba uratowało nas to, że znaliśmy dość dobrze niemiecki. Wasz ojciec spędzał całe dnie w kościele po drugiej stronie rynku. Rzeźbił tam Św. Jacka i Św. Jakuba i anioły do ołtarza głównego. Byłam w ciąży z twoją siostrą.
Któregoś dnia, a był to maj, usłyszałam okropne krzyki i na rynku pojawili się Żydzi. Wypędzili ich Niemcy z getta. I na moich oczach, tuż przed oknem zaczęli do nich strzelać. Zlikwidowali tego dnia podobno wszystkich Żydów w Gródku Jagiellońskim. Wasz ojciec nie mógł wrócić tego dnia do domu, bo nie mógł przejść przez rynek. Byłam sama, bałam się, że zacznę rodzić. Modliłam się, żeby przyszli do mnie do domu i też mnie zabili. Tak się nie stało, a wasz ojciec wrócił do domu dopiero po dwóch dniach. Nie chciał go wypuścić polski ksiądz. Przyszedł gdy rynek był już pusty.
Twoja siostra urodziła się dwa miesiące później.
Przeżyliśmy tam jeszcze jesień i zimę a na początku 1944 roku wróciliśmy do Rzeszowa.
A przedtem to jeszcze Ukraińcy zaprosili nas do siebie na wieś na wesele czy chrzciny, już nie pamiętam. Byli bardzo gościnni. I mimo, że była wojna i nie było co jeść, to stoły u nich były pełne. Był wtedy straszliwy mróz, myślałam że mi dziecko zamarznie. Ale Ukraińcy dali nam jakieś pierzyny, którymi je owinęłam i tak na wozie wróciliśmy do domu.
- A nie byli do was wrogo nastawieni?
-Byli. Wiesz, otoczyli cały dom w którym byliśmy goszczeni. Stali przy płocie, zaglądali przez okno. A jak odjeżdżaliśmy tą furmanką to tylko stali w ciszy i patrzyli spode łba. Byłam przerażona, myślałam, że zaczną nas "rezać". Ale wasz ojciec mi mówił, że nas nie ruszą, bo on i jego kolega wyrzeźbili im świętych w kościele...
-----------------------------------------------------------------------------------
Moje wspomnienie z sierpnia 2004 roku:
W drodze z Warszawy do Lwowa autobus zatrzymał się w Gródku Jagiellońskim, którego nazwa obecnie brzmi Gorodok. Kierowca ogłosił 20-minutową przerwę. Wyszłam z autobusu i skierowałam się do drzwi starego XV-wiecznego kościoła. Umieszczona na kościele tablica w języku polskim i ukraińskim informowała: "W hołdzie Władysławowi Jagielle- 1386-1434 Wielkiemu Księciu Litewskiemu, Królowi Polskiemu, którego serce tu spoczywa". Przypomniałam sobie jak w dzieciństwie Mama opowiadała mi, że Władysław Jagiełło zmarł w Gródku Jagiellońskim, w trakcie słuchania słowików. Weszłam do kościoła, aby odszukać figury świętych i aniołów w ołtarzu głównym, które stworzył mój ojciec na długo przedtem zanim się urodziłam.
- A pani to chyba nietutejsza? - zapytał mnie ktoś po polsku. Za mną stał polski ksiądz. - Pewnie do Lwowa pani jedzie?. No tak, tu mało kto zagląda. A szkoda, bo historia tego miasta jest bardzo bogata. I jest ono bardzo stare.
Przeprosiłam i wyszłam. Nie chciałam żeby widział, że płaczę".
Kolejna smutna, acz z happy endem historia. Współczuję Twojej Mamie takich przeżyć...
OdpowiedzUsuńRozumiem, że nie znalazłaś rzeźb Taty, ale rozumiem Twoje wzruszenie, bo historia zatoczyła koło.
Łączę pozdrowienia.:))
Znalazłam te rzeźby Celu .... i także na ich widok się rozpłakałam...
UsuńPozdrawiam również Stokrotko. Opowieść smutna. Jak wspomniałem, wcześniej - moją Rodzinę też doświadczyła II W. Św. Siostra Babci w Dachau, jej mąż w Oświęcimiu - przeżyli, potem Św. P. Tato mej Mamy - kilka lat robót przymusowych w czeskich Sudetach. Zaś moja Siostra i Mama na Ukrainie były z wycieczką bodajże w 2005 roku.
OdpowiedzUsuńRozumiem Jardianie i dziękuję.
UsuńBardzo pani dziękuję za tę drugą opowieść. Chciałam zapytać czy książkę "Zwariowalam" można gdzie kupić?
OdpowiedzUsuńChyba już nie ma nigdzie tej książki. Chociaż proszę spróbować tutaj: https://www.motyleksiazkowe.pl/wywiady-listy-i-wspomnienia/25654-zwariowaam-biae-piro-9788364426339.html
UsuńWiesz Stokrotko jak czytałam w Twoich książkach te teksty to nie zdawałam sobie sprawy ile w nich było bólu. I jak dużo smutnej historii. Także historii Polski.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię najpiękniej.
Ela
Tak to niestety Elu było...
UsuńPozdrawiam jeszcze Stokrotko, po - 29 minutach w Stokrotce.
OdpowiedzUsuńI ja Cię pozdrawiam :-)
UsuńPrześliczny portret Twojej Mamusi :) I owszem, pamiętam tę historię. A chociaż mam Twoje "Zwariowanie" na półce, takie historie dobrze przypominać często. Zapraszam na Jubileusz Królowej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Celcie. Wpadnę do Ciebie w wolnej chwili :-)
UsuńJa tez, mimo posiadania wszystkich ksiazek, czytam z ogromnym wzruszeniem przypominane fragmenty. Mimo takich doswiadczen ciagle historia sie powtarza. Co takiego jest w czlowieku, ze nie wyciaga wnioskow z tak tragicznej hisyorii? Malgosia.
OdpowiedzUsuńMałgosiu - przyszło mi do głowy że wiele ludzi jest po prostu złych...
UsuńMasz piękne rodzinne wspomnienia, choć często tragiczne. Minęło tyle lat i tragizm powrócił w tamte strony...
OdpowiedzUsuńNiestety Urszulko...
UsuńTak myślę że dopiero teraz ta historia nabrała dodatkowego znaczenia. Moje uznanie za formę...
OdpowiedzUsuńMarek z dziewczynamii
Dziękuję...
UsuńStokrotka
Fascynuje mnie ten portret Mamy. Znać rękę artysty...
OdpowiedzUsuńTeż mi się podoba ten portret...:-)
UsuńAleż opowieści...
OdpowiedzUsuńRozumiem, że Ci sie spodobały...
UsuńCudownie, że masz obrazy taty. Wspaniała pamiątka
OdpowiedzUsuńMam też rzeźby...
UsuńPiękna i dramatyczna historia.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
I ja Ci dziękuję Lechu .
UsuńTakich historii nigdy za wiele, zawsze wzruszają podobnie:-)
OdpowiedzUsuńZnasz te moje historie Asiu, bo masz wszystkie moje książki :-)
UsuńAle i tak się wzruszam...
UsuńDziękuję.
UsuńŻycie pisze niezwykłe hostorie...Przepiękny obraz.
OdpowiedzUsuńI mnie bardzo się ten obraz podoba...
UsuńPiękne, wzruszające opowieści!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
UsuńDziękuję Ci za tę piękną, smutną historię. Wiele rodzin ma takie wzruszające wspomnienia, moja również. Mój tata ze swoimi rodzicami także pochodzi z terenów, które już do naszego kraju nie należą. Byli przemycani w pustych beczkach i pod ławkami w pociągu, musieli za to nieźle ,,posmarować,, Na szczęście udało się. Tak bardzo żałuję, że jako młoda dziewczyna nie słuchałam chętniej opowieści babci, czy taty o tamtych czasach, trochę znam, ale to kropla w morzu, teraz już za późno :(((
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię serdecznie, Agness<3
Agness - najserdeczniej Ci dziękuję za osobisty komentarz...
Usuń
OdpowiedzUsuńChoć ostatecznie skończyło się dobrze, to zostały smutne opowieści o okrutnych czasach. Ale dobrze, że zostały wysłuchane, zapisane i przekazane dalej.
Wzruszający epilog...
Bardzo Ci dziękuję za życzliwość...
UsuńSuper ciekawa historia.
OdpowiedzUsuńA ja wracam po długiej przerwie
Elu - bardzo się cieszę z Twojego powrotu :-)
UsuńPoniekąd sztuka uratowała Wam życie... To smutna, ale też i szczęśliwa historia, bo mieliście szczęście spotkać przychylnych Wam ludzi :) No i ten postój w Gródku- niesamowite...
OdpowiedzUsuńPolu - nie przypuszczałam, że autobus będzie miał postój w Gródku Jagiellońskim....
UsuńZawsze fascynowały mnie autoportrety i portrety autorstwa bliskich, bo one zawsze ukazują inny - bardziej realny - punkt widzenia.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Rozumiem Cię.
UsuńStokrotko, niezwykłe i piękne opowieści, smutne ale bardzo wzruszające.. masz wspaniałe rodzinne wspomnienia, choć często tragiczne.. na szczęście dzięki artystycznemu talentowi Twojego Taty Rodzina uniknęła najgorszego.. wspaniały obraz i piękna pamiątka..
OdpowiedzUsuńniezwykłe jest zakończenie notki Twoje wspomnienie z sierpnia 2004 roku
..moi Rodzice opowiadali nam swoje różne historie z czasów wojny..
niestety wojna jest tragicznym koszmarem..
- pozdrawiam serdecznie i ciepło, życzę Ci uroczego weekendu ! 💖 😊
Bardzo Ci dziękuję AnSo za miłe słowa i serdeczność :-)
UsuńPoruszająca historia Stokrotko, naprawdę. I pięknie opisane wspomnienia. Potrafisz poruszyć serce. W takich czasach trzeba było żyć i przetrwać. Trzeba było dużo siły do tego. Śliczna ta Twoja mama na obrazie. Buziaki
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo Kasieńko :-)
UsuńBardzo przejmujące są obie przytoczone przez Ciebie historie.
OdpowiedzUsuńBardzo długo je przeżywałam...
OdpowiedzUsuń