Niedawno był Dzień Matki.
Moja Mama była nauczycielką o specjalizacji "klasy I-III". Umiała pięknie opowiadać. Opowiadała zarówno nam czyli swoim córkom jak i dzieciom w szkole. Wiele z Jej opowiadań stanowiło przeżycia z czasów wojny. Na przykład takie:
"Przyjechali bardzo rano, otoczyli domek i załomotali do drzwi. Krzyczeli, żeby otworzyć. Potem wygonili wszystkim mężczyzn przed dom: mojego ojca i czterech braci, najmłodszy miał 12 lat. Tata chorował na astmę, podczas szamotaniny dostał ataku kaszlu. Wszyscy stali przed domem do połowy rozebrani, nie zdążyli się ubrać kiedy ich wyganiali. Potem załadowano wszystkich na samochód w którym znajdowali się już inni mężczyźni z naszej dzielnicy i gdzieś wywieziono. To było w drugiej połowie czerwca. Poprzedniego dnia ktoś zabił jakiegoś folksdojcza z naszej dzielnicy więc pewnie dlatego zaczęli od nas.
Zapytali mnie gdzie jest mój mąż. Powiedziałam, że rano chodzi malować w pole, bo wtedy jest dobre światło i cisza. Tylko ptaki śpiewają. Nie uwierzyli. Kazali mi otwierać wszystkie drzwi, zaglądali w każdy kąt. Potem kazali mi iść na strych i do piwnicy. Wzięłam półroczną córeczkę na ręce, bo rozbudziła się i zaczęła płakać. Razem z nią weszłam na strych a potem do piwnicy. Jeden z oprawców szedł cały czas za mną z karabinem wycelowanym prosto w dziecko. Moja mama zaczęła płakać, któryś z nich zaczął na nią krzyczeć.
Gdy weszliśmy do piwnicy, Niemiec kazał mi odsunąć stary kredens, za którym były drzwi. Nie mogłam go odsunąć jedną ręką, więc Niemiec odstawił karabin i wyciągnął ręce po moją córeczkę. A ona uśmiechnęła się do niego i wyciągnęła rączki... Serce przestało mi bić. A on powiedział, że też ma takie dziecko, tylko jeszcze go nie widział... Potem zaczął sam odsuwać kredens, ale zrezygnował jak zobaczył ile było za nim pajęczyn.
Wyszliśmy przed dom, a tam czekał samochód z jakimś ważniejszym Niemcem. Ponownie zapytano mnie o męża.
Przed domami stały nieruchomo sąsiadki. Wszystkie patrzyły w stronę w którą odjechały samochody z mężczyznami.
I nagle wrócił. Szedł, śpiewając sobie coś pod nosem. Na plecach niósł sztalugi, w rękach pędzle i farby. Zatrzymał się zdziwiony.
Zrobiła się taka cisza, że słychać było tylko nasze oddechy.
Wtedy ten najważniejszy Niemiec wyszedł powoli z samochodu i sięgnął do wewnętrznej kieszeni munduru. Wyjął jakieś zniszczone zdjęcie i zapytał czy na podstawie tej fotografii mógłby mu namalować jego żonę. Mój mąż popatrzył na zdjęcie, potem na mnie i w końcu odpowiedział, że tak, że może także wyrzeźbić tę kobietę.
Niemiec uśmiechnął się szeroko. I powiedział, żeby zaraz zaczął rzeźbić, bo jemu zależy na czasie i że przyjedzie za trzy tygodnie po odbiór popiersia.
Kiedy odjechali, zapanowała kompletna cisza.
Do samego wieczora czekaliśmy na naszych mężczyzn. W końcu wrócili. Niemcy trzymali ich cały dzień na jakimś placu w pełnym słońcu i z wymierzonymi w nich karabinami. W pewnej chwili okazało się, że folksdojcz zginął, bo miał porachunki z innymi folksdojczami.
Po dwóch tygodniach od tego wydarzenia nastąpiło wyzwolenie.
Ale to już zupełnie inna historia."
/Tak zaczyna się moja książka pt: "Nadal wariuję"./
A zdjęcia zrobiłam wczoraj w czasie spaceru po osiedlu.
Opowieść, przy której czytaniu cierpnie skóra ...
OdpowiedzUsuńDokładnie.
UsuńPodobno tak....
UsuńDziękuję Lechu...
UsuńMoja babcia też opowiada mi takie historie. To nie jest zła historia. To jest kawałek jej życia. Opowiada ku przestrodze, że jak jest wojna, to nie ma dobrego najeźdźcy, dobrego sąsiada i że nawet rodzina potrafi cię sprzedać, gdy w garnku pusto. To próba przekazania doświadczenia i nauki. Ku przestrodze
OdpowiedzUsuńTo prawda. Ale to były wspomnienia mojej Mamy...
UsuńWstrząsające Stokrotko. Siostra mej Św. P. Babci przeżyła Dachau, ale po wyzwoleniu zmarła. Pozdrawiam wtorkowo, na południu straszny halny. Ps. Odwiedziłem też...Stokrotkę ;-) .
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję Jardianie...
UsuńNic takiego ten ważniejszy nie chciał, ale strach był, nigdy nie wiadomo...
OdpowiedzUsuńJa z kolei nie słyszałam takich historii od własnej rodziny...Od jednej babci pamiętam tylko, jak raz ją żołnierze wypytywali o jakiegoś chłopaka i udawały, że nic nie wiedzą (a w udawaniu babcia zawsze była świetna). Miała też w domu kilka rzeczy wymienionych z Niemcami za jedzenie - a dopiero niedawno się zainteresowałam, dlaczego w kuchni stały pojemniki z napisami "Salz" i "Mehl". Od drugiej... kiedyś podsłuchałam rozmowę z jej siostrą, jak to wojny w ogóle nie pamiętają. A ostatnio o ojcu czy dziadku, który trafił do niewoli, a potem jako przymusowy pracownik gdzieś do bauera, ale że wszyscy szli do wojska, to ci przymusowi pracownicy sobie żyli jak u siebie i ostatecznie nie przedstawiał tego jakoś dramatycznie.
Różnie bywało Kataszo.
UsuńWspaniałe opisane. Poczułam się jak bohaterka tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję.
UsuńNo to Niemiec nie zdążył odebrać popiersia, miał pecha
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna czy mój.ojciec to.popiersie wyrzeźbił....ale to nie ma znaczenia teraz...
UsuńGdyby popiersie przetrwało jakimś cudem można by się było pokusić o odszukanie rodziny tego Niemca.
UsuńAle w jakim celu?
UsuńTeraz wiem po kim oddziedziczylas dar opwiadania! 😍 Malgosia.
OdpowiedzUsuńJeśli go mam Małgosiu... to z pewnością po Mamie...
UsuńOj Ty nasza "Waryjatko"...;o)
OdpowiedzUsuńAle o co chodzi Gordyjko?
UsuńSama się przyznałaś, że "Nadal wariuję", że jesteś "nasza" - fakt niezaprzeczalny...Ogólnie rzecz biorąc, chodzi o to, że lubię czytać to co piszesz...;o)
UsuńDziękuję :-)
UsuńNiesamowity jest ten tekst Stokrotko...
OdpowiedzUsuńEla
Taki groźny prawda Elu?
UsuńKsiążkę czytałam, a i tak ciarki mam na plecach...
OdpowiedzUsuńTo było wielkie przeżycie to wydarzenie...
UsuńNiesamowita historia, przepięknie opisana.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Dziękuję Lucjo....
UsuńNiesamowita historia, ale zdecydowanie wolę ją przeczytać na Twoim blogu, niż przeżywać samemu coś podobnego. W ogóle wolałbym, żeby ludzie nigdy nie byli stawiani w takiej sytuacji. Tym niemniej uśmiecham się, bo widzę, że w Twojej rodzinie talenty artystyczne są jak drzewa w lesie: liczne, bujne i nie do przeoczenia.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa na końcu komentarza.
UsuńDobrze, że ze szczęśliwym zakończeniem. :)
OdpowiedzUsuńPewnie ze dobrze...
UsuńNasłuchałam sie i ja podobnych historii, ale od wschodniej strony... O maly włos, a nie byłoby na świecie nikogo z mojej rodziny ze strony taty, a tym samym mnie...
OdpowiedzUsuńRóżnie w życiu bywa....
UsuńBardzo podobną historię opowiadała mi moja babcia. Dziadek był zegarmistrzem i uratował go jeden zepsuty zegarek...
OdpowiedzUsuńDziękuję Gabrysiu....
UsuńA wystarczyłoby, żeby wszyscy ludzie dobrej woli reagowali stanowczo na zło. Nigdy nie dochodziłoby do opisanych przez Ciebie sytuacji. W tym względzie jednak nic specjalnie się nie zmienia. I już sama nie wiem, kto jest bardziej winny: agresor, czy kunktatorzy?
OdpowiedzUsuńNiestety Szarabajko ale chyba zbyt wiele jest na świecie złych ludzi....
UsuńMój ojciec miał lat 8, a matka dziesięć, gdy wybuchła wojna. On nie mówił o tym czasie wcale, choć w 1944 stracił młodszego brata. matka często i chętnie opowiadała o swoich przeżyciach w czasie okupacji oraz o losach dziadków. Żyję w kraju bez wojny, ale ciągle boję się, by historia, która lubi się powtarzać, nie miała tragicznego końca.
OdpowiedzUsuńIwonko...Historia ciągle się powtarza....
UsuńJaguniu,
OdpowiedzUsuńja pamiętam jak w Legnicy, a były to lata pięćdziesiąte, byłam małą dziewczynką, do kamienicy, w której mieszkaliśmy na ul. Roosevelta, do mieszkania na parterze przyszło podobno dwóch, wyprosiło młodego inżyniera na podwórko, zastrzelili go i poszli - patrzyła na to zza firanki okna młoda żona z kilkuletnim ich synkiem na ręku, który potem w dorosłości podobno żył z ciągłą traumą i nie mógł odnaleźć się w życiu...
Pozdrawiam
Ewa z Bajkowa
Ewuniu moja siostra na szczęście była za malutka aby pamiętać koszmary wojny....
UsuńDziękuję Ci.
Niesamowite wspomnienia, których nigdy się nie zapomina!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie:)))
Urszulko zapisałam jeszcze bardziej niesamowite wspomnienia mojej Mamy...
UsuńJeju to jest opowieść z kategorii, które po prostu sa niewiarygodne. Czytałam z zapartym tchem.
OdpowiedzUsuńTak to było Agnieszko...
UsuńO moja Mama też była nauczycielką klas I-III, jak niedawno się jej zapytałam jaki zawód by teraz wybrała bo tamten był ciężki - powiedziała , że ten sam . Bardzo go lubiła.
OdpowiedzUsuńDziękuję .
UsuńOj moja Mama też była taka nauczycielka, bardzo lubiła swoją pracę. Nie zamieniłaby go na żaden inny
OdpowiedzUsuńKrystyno ten komentarz wyżej to też Twój:-)
UsuńNiesamowita historia!
OdpowiedzUsuńAle najprawdziwsza
UsuńAż mnie zmroziło podczas czytania.... 🌼🌼🌼
OdpowiedzUsuńWcale Ci się nie dziwię.
UsuńPróbny komentarz
OdpowiedzUsuń.
JEST!!!
UsuńWitaj, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńHistoria opowiedziana tak sugestywnie, że trudno oprzeć się wrażeniu bycia wśród spędzonych osób.
Pozdrawiam:)
Starałam się przekazać wiernie to co opowiadała moja Mama...
UsuńPrzepraszam, wolałam się upewnić, że wszystko jest w porządku.
OdpowiedzUsuńWojnę i strach przed nią mamy zapisaną w genach przez przeżycia naszych rodziców. Historia Twoich rodziców jest niesamowita, szczęście, że tak dobrze się skończyła.
Serdecznosci łączę.
Celu - wcześniej było jeszcze gorzej...przeczytaj dzisiejszy tekst....
UsuńPięknie opisałaś to straszne wydarzenie, które nieomal zakończyło się tragicznie...
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Andrzeju.
UsuńWitaj już czerwcowo Stokrotko
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzenia imieninowe.
Dobrze jest utrwalać takie wspomnienia. Bo któż po nas będzie o tym pamiętać, jeżeli tego nie zrobimy? Piękna opowieść.
Moja mama też była, a czasem nadal jest nauczycielką
Pozdrawiam kroplami oczekiwanego deszczu za oknem
Najserdeczniej Ci dziękuję Ismeno :-)
UsuńWojennych wspomnień nawet czytać nie mogę. Prześladują mnie potem dlugo, pomimo, że nie moje osobiste.....
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem Joasiu...
UsuńAż dreszczy dostałam Jadziu. Bardzo smutne, dobijające. Brak słów, płakać się chce. Moja babcia miała 6 lat jak wybuchła wojna. Jej tatę zabrali Niemcy zaraz po wkroczeniu do Krakowa. Została sama z mamą siostrami i malutkim bratem i musieli dać radę. Bardzo trudne czasy. Babcia często mi to opowiadała i zawsze płakała przy tym. Pradziadka zagazowali w Auswitz. Byłam tam ze szkołą. Okropne miejsce, ale trzeba tam być i uświadomić sobie jak było.
OdpowiedzUsuńPrzytulam najmocniej.
Bardzo Ci dziękuję Kasieńko :-)
UsuńZapiera dech w piersiach. Trzyma w niepewności. Różnie mogło się to skończyć.
OdpowiedzUsuńOczywiście że tak...
Usuń