wtorek, 31 maja 2022

"Opowieść mojej Mamy"



Niedawno był Dzień Matki. 

Moja Mama była nauczycielką o specjalizacji "klasy I-III". Umiała pięknie opowiadać. Opowiadała zarówno nam czyli swoim córkom jak i dzieciom w szkole. Wiele z Jej opowiadań stanowiło przeżycia z czasów wojny. Na przykład takie:

"Przyjechali bardzo rano, otoczyli domek i załomotali do drzwi. Krzyczeli, żeby otworzyć. Potem wygonili wszystkim mężczyzn przed dom: mojego ojca i czterech braci, najmłodszy miał 12 lat. Tata chorował na astmę, podczas szamotaniny dostał ataku kaszlu. Wszyscy stali przed domem do połowy rozebrani, nie zdążyli się ubrać kiedy ich wyganiali. Potem załadowano wszystkich na samochód w którym znajdowali się już inni mężczyźni z naszej dzielnicy i gdzieś wywieziono. To było w drugiej połowie czerwca. Poprzedniego dnia ktoś zabił jakiegoś folksdojcza z naszej dzielnicy więc pewnie dlatego zaczęli od nas.

Zapytali mnie gdzie jest mój mąż. Powiedziałam, że rano chodzi malować w pole, bo wtedy jest dobre światło i cisza. Tylko ptaki śpiewają. Nie uwierzyli. Kazali mi otwierać wszystkie drzwi, zaglądali w każdy kąt. Potem kazali mi iść na strych i do piwnicy. Wzięłam półroczną córeczkę na ręce, bo rozbudziła się i zaczęła płakać. Razem z nią weszłam na strych a potem do piwnicy. Jeden z oprawców szedł cały czas za mną z karabinem wycelowanym prosto w dziecko. Moja mama zaczęła płakać, któryś z nich zaczął na nią krzyczeć.

Gdy weszliśmy do piwnicy, Niemiec kazał mi odsunąć stary kredens, za którym były drzwi. Nie mogłam go odsunąć jedną ręką, więc Niemiec odstawił karabin i wyciągnął ręce po moją córeczkę. A ona uśmiechnęła się do niego i wyciągnęła rączki... Serce przestało mi bić. A on powiedział, że też ma takie dziecko, tylko jeszcze go nie widział... Potem zaczął sam odsuwać kredens, ale zrezygnował jak zobaczył ile było za nim pajęczyn.

Wyszliśmy przed dom, a tam czekał samochód z jakimś ważniejszym Niemcem. Ponownie zapytano mnie o męża.

Przed domami stały nieruchomo sąsiadki. Wszystkie patrzyły w stronę w którą odjechały samochody z mężczyznami.

I nagle wrócił. Szedł, śpiewając sobie coś pod nosem. Na plecach niósł sztalugi, w rękach pędzle i farby. Zatrzymał się zdziwiony.

Zrobiła się taka cisza, że słychać było tylko nasze oddechy.

Wtedy ten najważniejszy Niemiec wyszedł powoli z samochodu i sięgnął do wewnętrznej kieszeni munduru. Wyjął jakieś zniszczone zdjęcie i zapytał czy na podstawie tej fotografii mógłby mu namalować jego żonę. Mój mąż popatrzył na zdjęcie, potem na mnie i w końcu odpowiedział, że tak, że może także wyrzeźbić tę kobietę.

Niemiec uśmiechnął się szeroko. I powiedział, żeby zaraz zaczął rzeźbić, bo jemu zależy na czasie i że przyjedzie za trzy tygodnie po odbiór popiersia.

Kiedy odjechali, zapanowała kompletna cisza.

Do samego wieczora czekaliśmy na naszych mężczyzn. W końcu wrócili. Niemcy trzymali ich cały dzień na jakimś placu w pełnym słońcu i z wymierzonymi w nich karabinami. W pewnej chwili okazało się, że folksdojcz zginął, bo miał porachunki z innymi folksdojczami.

Po dwóch tygodniach od tego wydarzenia nastąpiło wyzwolenie.

Ale to już zupełnie inna historia."

/Tak zaczyna się moja książka pt: "Nadal wariuję"./


A zdjęcia zrobiłam wczoraj w czasie spaceru po osiedlu.

70 komentarzy:

  1. Opowieść, przy której czytaniu cierpnie skóra ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja babcia też opowiada mi takie historie. To nie jest zła historia. To jest kawałek jej życia. Opowiada ku przestrodze, że jak jest wojna, to nie ma dobrego najeźdźcy, dobrego sąsiada i że nawet rodzina potrafi cię sprzedać, gdy w garnku pusto. To próba przekazania doświadczenia i nauki. Ku przestrodze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Ale to były wspomnienia mojej Mamy...

      Usuń
  3. Wstrząsające Stokrotko. Siostra mej Św. P. Babci przeżyła Dachau, ale po wyzwoleniu zmarła. Pozdrawiam wtorkowo, na południu straszny halny. Ps. Odwiedziłem też...Stokrotkę ;-) .

    OdpowiedzUsuń
  4. Nic takiego ten ważniejszy nie chciał, ale strach był, nigdy nie wiadomo...
    Ja z kolei nie słyszałam takich historii od własnej rodziny...Od jednej babci pamiętam tylko, jak raz ją żołnierze wypytywali o jakiegoś chłopaka i udawały, że nic nie wiedzą (a w udawaniu babcia zawsze była świetna). Miała też w domu kilka rzeczy wymienionych z Niemcami za jedzenie - a dopiero niedawno się zainteresowałam, dlaczego w kuchni stały pojemniki z napisami "Salz" i "Mehl". Od drugiej... kiedyś podsłuchałam rozmowę z jej siostrą, jak to wojny w ogóle nie pamiętają. A ostatnio o ojcu czy dziadku, który trafił do niewoli, a potem jako przymusowy pracownik gdzieś do bauera, ale że wszyscy szli do wojska, to ci przymusowi pracownicy sobie żyli jak u siebie i ostatecznie nie przedstawiał tego jakoś dramatycznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniałe opisane. Poczułam się jak bohaterka tego opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  6. No to Niemiec nie zdążył odebrać popiersia, miał pecha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem pewna czy mój.ojciec to.popiersie wyrzeźbił....ale to nie ma znaczenia teraz...

      Usuń
    2. Gdyby popiersie przetrwało jakimś cudem można by się było pokusić o odszukanie rodziny tego Niemca.

      Usuń
  7. Teraz wiem po kim oddziedziczylas dar opwiadania! 😍 Malgosia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli go mam Małgosiu... to z pewnością po Mamie...

      Usuń
  8. Oj Ty nasza "Waryjatko"...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale o co chodzi Gordyjko?

      Usuń
    2. Sama się przyznałaś, że "Nadal wariuję", że jesteś "nasza" - fakt niezaprzeczalny...Ogólnie rzecz biorąc, chodzi o to, że lubię czytać to co piszesz...;o)

      Usuń
  9. Niesamowity jest ten tekst Stokrotko...
    Ela

    OdpowiedzUsuń
  10. Książkę czytałam, a i tak ciarki mam na plecach...

    OdpowiedzUsuń
  11. Niesamowita historia, przepięknie opisana.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Niesamowita historia, ale zdecydowanie wolę ją przeczytać na Twoim blogu, niż przeżywać samemu coś podobnego. W ogóle wolałbym, żeby ludzie nigdy nie byli stawiani w takiej sytuacji. Tym niemniej uśmiecham się, bo widzę, że w Twojej rodzinie talenty artystyczne są jak drzewa w lesie: liczne, bujne i nie do przeoczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa na końcu komentarza.

      Usuń
  13. Dobrze, że ze szczęśliwym zakończeniem. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nasłuchałam sie i ja podobnych historii, ale od wschodniej strony... O maly włos, a nie byłoby na świecie nikogo z mojej rodziny ze strony taty, a tym samym mnie...

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo podobną historię opowiadała mi moja babcia. Dziadek był zegarmistrzem i uratował go jeden zepsuty zegarek...

    OdpowiedzUsuń
  16. A wystarczyłoby, żeby wszyscy ludzie dobrej woli reagowali stanowczo na zło. Nigdy nie dochodziłoby do opisanych przez Ciebie sytuacji. W tym względzie jednak nic specjalnie się nie zmienia. I już sama nie wiem, kto jest bardziej winny: agresor, czy kunktatorzy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety Szarabajko ale chyba zbyt wiele jest na świecie złych ludzi....

      Usuń
  17. Mój ojciec miał lat 8, a matka dziesięć, gdy wybuchła wojna. On nie mówił o tym czasie wcale, choć w 1944 stracił młodszego brata. matka często i chętnie opowiadała o swoich przeżyciach w czasie okupacji oraz o losach dziadków. Żyję w kraju bez wojny, ale ciągle boję się, by historia, która lubi się powtarzać, nie miała tragicznego końca.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jaguniu,
    ja pamiętam jak w Legnicy, a były to lata pięćdziesiąte, byłam małą dziewczynką, do kamienicy, w której mieszkaliśmy na ul. Roosevelta, do mieszkania na parterze przyszło podobno dwóch, wyprosiło młodego inżyniera na podwórko, zastrzelili go i poszli - patrzyła na to zza firanki okna młoda żona z kilkuletnim ich synkiem na ręku, który potem w dorosłości podobno żył z ciągłą traumą i nie mógł odnaleźć się w życiu...
    Pozdrawiam
    Ewa z Bajkowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewuniu moja siostra na szczęście była za malutka aby pamiętać koszmary wojny....
      Dziękuję Ci.

      Usuń
  19. Niesamowite wspomnienia, których nigdy się nie zapomina!
    Pozdrawiam Cię serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urszulko zapisałam jeszcze bardziej niesamowite wspomnienia mojej Mamy...

      Usuń
  20. Jeju to jest opowieść z kategorii, które po prostu sa niewiarygodne. Czytałam z zapartym tchem.

    OdpowiedzUsuń
  21. O moja Mama też była nauczycielką klas I-III, jak niedawno się jej zapytałam jaki zawód by teraz wybrała bo tamten był ciężki - powiedziała , że ten sam . Bardzo go lubiła.

    OdpowiedzUsuń
  22. Oj moja Mama też była taka nauczycielka, bardzo lubiła swoją pracę. Nie zamieniłaby go na żaden inny

    OdpowiedzUsuń
  23. Aż mnie zmroziło podczas czytania.... 🌼🌼🌼

    OdpowiedzUsuń
  24. Witaj, Stokrotko.

    Historia opowiedziana tak sugestywnie, że trudno oprzeć się wrażeniu bycia wśród spędzonych osób.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się przekazać wiernie to co opowiadała moja Mama...

      Usuń
  25. Przepraszam, wolałam się upewnić, że wszystko jest w porządku.
    Wojnę i strach przed nią mamy zapisaną w genach przez przeżycia naszych rodziców. Historia Twoich rodziców jest niesamowita, szczęście, że tak dobrze się skończyła.
    Serdecznosci łączę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Celu - wcześniej było jeszcze gorzej...przeczytaj dzisiejszy tekst....

      Usuń
  26. Pięknie opisałaś to straszne wydarzenie, które nieomal zakończyło się tragicznie...

    OdpowiedzUsuń
  27. Witaj już czerwcowo  Stokrotko
    Dziękuję za życzenia imieninowe.
    Dobrze jest utrwalać takie wspomnienia. Bo któż po nas będzie o tym pamiętać, jeżeli tego nie zrobimy? Piękna opowieść.
    Moja mama też była, a czasem nadal jest nauczycielką
    Pozdrawiam kroplami oczekiwanego deszczu za oknem

    OdpowiedzUsuń
  28. Wojennych wspomnień nawet czytać nie mogę. Prześladują mnie potem dlugo, pomimo, że nie moje osobiste.....

    OdpowiedzUsuń
  29. Aż dreszczy dostałam Jadziu. Bardzo smutne, dobijające. Brak słów, płakać się chce. Moja babcia miała 6 lat jak wybuchła wojna. Jej tatę zabrali Niemcy zaraz po wkroczeniu do Krakowa. Została sama z mamą siostrami i malutkim bratem i musieli dać radę. Bardzo trudne czasy. Babcia często mi to opowiadała i zawsze płakała przy tym. Pradziadka zagazowali w Auswitz. Byłam tam ze szkołą. Okropne miejsce, ale trzeba tam być i uświadomić sobie jak było.

    Przytulam najmocniej.

    OdpowiedzUsuń
  30. Zapiera dech w piersiach. Trzyma w niepewności. Różnie mogło się to skończyć.

    OdpowiedzUsuń

Taniec zbójnicki

  O góralach mówi się, że muzykę mają we krwi, a taniec w nogach. Góralski taniec to przede wszystkim popis męskiej krzepy i zręczności, a j...