Tekst ten dedykuję wszystkim dzieciom z rodzin i środowisk dotkniętych powodzią.
Odnowiony Pałac /od wielu lat Dom Dziecka/ w Żyznowie koło Strzyżowa.
To było bardzo dawno temu. W roku, w którym lato przed pójściem do pierwszej klasy spędzałam we wsi Żyznów koło Strzyżowa. Tuż przed widniejącymi w dali Bieszczadami i nad prawym dopływem Wisłoka. Ten dopływ to Stobnica. Stała nad tą rzeczką zwykła drewniana chałupka bez łazienki i wody. I chyba też bez elektryczności bo wieczorami bawiłam się przy jakiejś dziwnej lampie postawionej na środku stołu.
Przyjechałam tam z mamą i starszą siostrą na wakacje. Nie wiem /a nie mam już nikogo kto mógłby mi powiedzieć/ dlaczego akurat do tej wsi i do tego domku i nad tą rzeczkę. Ale pamiętam, że moja mama /z zawodu nauczycielka/ w czasie gdy gospodarze szli na całe dni pracować w polu opiekowała się ich dziećmi a niektóre uczyła czytać i pisać. Było tych dzieci kilkoro. A jedno wymagało specjalnej troski.
W tym czasie bawiłam się sama albo z siostrą przed domem swoimi lalkami. Bawiłam się także z kotkiem i małymi kurczaczkami.
Wyjście z domu prowadziło prawie od razu na drewniany mostek a właściwie to na małą kładkę. Bo tuż koło chałupki przepływała wąziutka rzeczka. Tak wąziutka, że mogłam ją przeskoczyć. A po drugiej stronie rzeczki była przepiękna i pełna kwiatów łąka. Więc chodziłam tam zrywać te kwiatki i pleść z nich wianki... Ale szybko wracałam bo bałam się krów, które się tam pasły.
Któregoś popołudnia gospodarze wcześniej wrócili z pola. Pamiętam, że byli bardzo zdenerwowani. Poszli po jakieś worki i zaczęli je napełniać piaskiem. A potem pod domek przyjechali żołnierze i jakiś bardzo ważny pan.
Zupełnie nie wiedziałam o co chodzi.
W nocy gospodarze nas obudzili i kazali szybko uciekać na strych.
Zdążyłam zabrać ze sobą ukochanego misia. I już na tym strychu, zakopując się razem z nim w sianie czy słomie usłyszałam dziwny szum.
Gdy po pewnym czasie spojrzałam przez okienko zobaczyłam bardzo blisko bardzo dużo wody.... i słyszałam jak krzyczał nasz gospodarz i tamci panowie.
Zapłakana przytuliłam się do mamy i siostry. Ale one też płakały.
Spędziłyśmy na strychu jeszcze cały dzień. I następną noc. Razem z nami były dzieci gospodarzy. Pamiętam, że wszyscy płakaliśmy. Na zmianę... jedno kończyło to drugie zaczynało.
No i nigdy nie zapomnę tej wody, która podchodziła pod samo strychowe okienko...
Gdy woda popłynęła dalej mogliśmy zejść ze strychu...
No i potem to już nie płakałam tylko przestałam mówić...
Nie było w domku zupełnie niczego. Musiało wszystko odpłynąć...
A potem znalazłam przed domkiem "mojego" kotka. I kurczaczki. Niestety już nie mogły się ze mną bawić... Nie było też psa i jego budy...
Z wodą popłynęły też nasze ubrania i moje lalki. Tylko ten miś, którego zabrałam na strych mi został...
Wyjechałyśmy z Żyznowa chyba następnego dnia. Pamiętam, że do stacji kolejowej szłyśmy same. Mama szla w środku i trzymała nas mocno za ręce. Bagażu już nie miałyśmy. Po drodze mama nam mówiła, że na tej łące naprzeciwko potopiły się gospodarzom krowy. A pociągiem jechały z nami dzieci z Domu Dziecka... więc chyba i ten dom zalało...
A to jest rzeka Stobnica, która koło tamtego domku miała wtedy najwyżej metr szerokości...
Taka niebajka mi się przypomniała...
Wstrząsające. Przeczytałem cały tekst z dużym zainteresowaniem, Stokrotko - takie wspomnienia , tj. takich wspomnień i traum - bo jak to inaczej nazwać - zapomnieć się nie da. Wstrząsnął mną ten tekst. U mnie, jak pisałem wcześniej, mimo zbiorników retencyjnych - coś czasem zaleje, no ale są te zbiorniki itd. Ja mieszkam w Pasie Wyżyn, ale hydrologicznie jest to teren bardzo do niedawna zalewowy. Moja Św. P. Babcia mieszkała niedaleko...a gdzieżby inaczej - "niepozornej" rzeczki. Ale ta rzeczka tylko z pozoru była i jest niepozorna. Pozdrawiam, porannie, po zakupach w Stokrotce też. Kawa i mleko muszą być. Miłego, nowego tygodnia .
OdpowiedzUsuńSerdecznie Ci dziękuję Jardianie.
UsuńStokrotka
A ja nigdy nie zapomnę jak palił się dom naprzeciwko naszego! Też byłem wtedy dzieckiem.
OdpowiedzUsuńA ciocie z Wrocławia przywieźliśmy do nas. I chyba u nas zostanie bo nie ma do czego wracać
Marek z dziewczynami
Pożar to też straszliwe przeżycie...
UsuńStokrotka
Na szczęście dla mnie, nie przeżyłam żadnej powodzi. Jednak gdy słyszałam, że mój ukochany Wrocław jest zagrożony, zadzwoniłam do swojej przyjaciółki z liceum, bo ona tam mieszka. Powiedziała mi, że za poprzedniej powodzi nie ucierpiała, więc liczy, że tym razem też tak będzie. Może mi o tym opowie, jak wyjdzie ze szpitala, bo rozmawiała ze mną ze szpitalnego łóżka. Z Twojej opowieści jasno wynika, że nawet niegroźnie wyglądająca rzeka może pozbawić dobytku i życia.
OdpowiedzUsuńIwonko serdeczne Ci dziękuję za komentarz.
UsuńStokrotka
Boję się wszelakich żywiołów.Na szczęście nie miałam takiego przeżycia, jedynie co widziałam (miałam chyba wtedy 5 lat) to wezbraną rzeczkę Świder- nagle ta rzeczka , w której było tylko kilka głębszych miejsc, a tak to sięgała mi po kostki stóp dostała "szału", zrobiła się szeroka i niosła na swych falach przeróżne deski, połamane meble, martwą sporą świnię, masę śmieci a wszyscy wczasowicze stali w bezpiecznej odległości, byli bardzo zdenerwowani i mocno trzymali swe dzieci by któreś przypadkiem nie podeszło zbyt blisko brzegu i wtedy się dowiedziałam, że tak właśnie wygląda powódź. Co dziwne, to do dziś zapamiętałam ową martwą świnkę i potem ilekroć bywałam nad Świdrem, nawet wtedy gdy już byłam mocno dorosła, a Świder nadal sięgał mi po kostki, to obawiałam się, że za moment ujrzę ową martwą świnkę. Gdy przed wielu laty przechodziła przez Warszawę fala powodziowa pojechałyśmy z córką nad Wisłę i pół nocy tam spędziłyśmy w towarzystwie innych warszawiaków śledząc z niepokojem rzekę i ciesząc się, że nie mieszkamy blisko Wisły.
OdpowiedzUsuńTo też masz niesamowite wspomnienia Aniu...
UsuńStokrotka
I zostało to z Tobą na zawsze... I wraca z każdą powodzią...
OdpowiedzUsuńTak niestety jest...
UsuńStokrotka
Straszne wspomnienie, nawet czytanie sprawia ból!
OdpowiedzUsuńjotka
Straszne Asiu...
UsuńStokrotka
Wstrząsające.
OdpowiedzUsuńJa mam tylko jedno wspomnienie powodziowe, z 1997 roku. Beskid Żywiecki, siedziałam w chałupie w groniu i nie bardzo wiedziałam co się dzieje, pada, no pada, to niech sobie pada. Aż przyjechał ojciec i mówi : pakuj się jak najszybciej bo drogę już zabiera. Zdążyliśmy zjechać do Węgierskiej Górki, ale w ostatniej chwili, raz nawet przejeżdzaliśmy już przez wode wylewająca się górą na mostek i pamiętam jak ojciec wyszedł z auta i sprawdzał jak jest głęboko i czy na pewno pod spodem jeszcze w ogóle jest mostek.
To też masz co pamiętać...
UsuńStokrotka
Nie mam takich wspomnień. Za to w `97 roku (chyba) w poprzednim miejscu zamieszkania Wisła podchodziła prawie do naszego domu, piwnice częściowo zalane były.
OdpowiedzUsuńKomarów nie ma u mnie już, bo za chłodno.
Yerba to coś dobrego moim zdaniem.
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/
Dziękuję za odwiedziny...
UsuńStokrotka
Traumatyczne wspomnienie.
OdpowiedzUsuńA u nas nie jest tak źle, to znaczy narazie.
Ela
Może nie będzie źle Elu...
UsuńStokrotka
Przerażające przeżycie. Współczuję Ci tego strachu i tych wspomnień. Przytulam.❤️
OdpowiedzUsuńNigdy tego nie zapomne Halinko...
UsuńStokrotka
Niedaleko miejsca w którym urodził się mój mąż , też wylała rzeka. Wszyscy się martwiliśmy o brata mojego męża. Na szczęście nic mu się nie stało. Tylko częściowo miasto obok zalało.
OdpowiedzUsuńTaka trauma zostaje na bardzo długo.
Pozdrawiam:)*
Taka trauma zostaje na całe życie...
UsuńStokrotka
Dawno temu, przebijaliśmy się samochodem przez zalany powodzią Kraków...Komórek nie było...Internetu nie było...Tylko jeden most był jeszcze otwarty, a nikt nie wiedział który...Musieliśmy dotrzeć do Wieliczki po Cezarego, który był w hotelu dla psiaków...Hotel zalało...Kiedy się widzi coś takiego, to słowo "powódź" nabiera całkiem innego znaczenia...
OdpowiedzUsuńDoskonałe to rozumiem Gordyjeczko...
UsuńStokrotka
Jakie to przygnębiające... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWiem Karolinko, wiem...
UsuńStokrotka
Bardzo smutna niebajka.
OdpowiedzUsuńKasia
Niestety Kasiu...
UsuńStokrotka
Mieszkałam na wysokim brzegu rzeki i co roku trzęsłam się na wiosnę gdy rzeka rozlewała się na pola i dolną część naszego ogrodu. Co roku zabierała kolejne drzewo i cały kawał brzegu. Teraz jest tuż pod tym domem w którym nie mieszkam ( w nim się urodziłam) . Dzikość i piękno tej rzeki malowali wszyscy malarze, którzy się tam znaleźli. A ja zawsze pamiętam pomruk podnoszącej się wody i rozumiem wszystko co napisałaś. I pamiętam widoki wszystkiego wokół pod wodą.Joanna R
OdpowiedzUsuńJoasiu... z całego serca Ci dziękuję...
UsuńStokrotka
W Polsce ciągle działa zasad "odsunięcia wody od ludzi"
OdpowiedzUsuńzamiast "odsunięcie ludzi od wody",która przewiduje przenoszenie ludzi na tereny,które nie są zagrożone zalewem powodziowym i przywracanie tam,gdzie to możliwe,naturalnych retencji i odpływu wody.
Po powodzi w Warszawie w 1947 roku,przeniesiono z zalanych dzielnic Warszawy kilkaset rodzin na Dolny Śląsk.Zatory na Wiśle w Warszawie powodowały zawalone mosty w czasie II wojny światowej ,blokowały przepływ fali powodziowej.
Jak zwykle Henryku ... masz rację...
UsuńStokrotka
Podobna historia,którą opisałaś,wydarzyła się podczas powodzi w moim miasteczku 19/20 sierpnia 1688 roku.Opisana została w księgach miejskich i parafialnych przez Maksymilian Ferdynanda von Haugwitz.
OdpowiedzUsuń"Wszystkie grunty rolne oraz łąki zostały zupełnie rozmiękczone,a ze wzgórz w doliny wypływały olbrzymie masy wody.W dodatku zerwała się straszliwa wichura.Woda wytrysnęła z hukiem i z impetem toczyła się z gór i pól wraz z tą pochodzącą rzekomo z podziemnych pieczar,powodując przerażenie wśród ludzi.
Żywioł przeorał pola,łąki,ogrody,drogi i gościńce położone już w górskich wioskach,a następnie spłynął przemożną siłą w kierunku niżej położonych rejonów.Wraz z wodą płynęły stoły,krzesła ławy.Niebawem izby mieszkalne napełniły się niesionym drewnem,błotem i kamieniami.Poziom wody nagle podniósł się tak dalece,że nieszczęśni ludzie nie wiedzieli,w jaki sposób mają ratować swoje życie.Przeto uciekali na strychy i dachy.
Niebawem wiele spośród tych budynków uległo zawaleniu i popłynęło wraz z nurtem wody.Pewien mężczyzna schronił się wraz z żoną i czwórką dzieci na najwyższym strychu.Modlili się.Nagle poddasze oddzieliło się od piętra mieszkalnego.Poddasze zapadło się,gdyż izby mieszkalne uległy zniszczeniu.Ojciec wraz z dziećmi pozwolił nieść się na drewnianych belkach kipiącym falom,daremnie krzycząc o pomoc.Ojciec próbował pochwycić się drzewa i został pochłonięty prze rwący nurt,utonął.Czwórka dzieci pozostawała na niesionym przez wodę gontowym dachu,wołając o pomoc.Zostały szczęśliwie uratowane przez ludzi na łące koło pałacu Sarny(to jest ok.6 km od miejsca,gdzie zostały porwane przez wodę). Matka zdołała się uchwycić kawałka drewna i z tą pomocą płynęła,prosząc bez przerwy o Boskie zmiłowanie,pokładając ufność w krzyżyku z Góry Karmel,który nosiła na szyi.Fale powodzi niosły ją w ten sposób przez pół godziny,aż zdołała sięgnąć twardego podłoża".
Miasteczko przeżyło powodzie,pożary,epidemie,nawet trzęsienie ziemi o sile 6* w 1882 roku.
Pozdrawiam!
Przerażające!!!!!
UsuńStokrotka
Trudne wspomnienia. A napisane tak obrazowo mimo tragedii. Serdeczności Jagódko zostawiam :)
UsuńAnusiu do dzisiaj doskonale to wszystko pamiętam...
UsuńStokrotka
Bardzo przykre wspomnienie i trauma, która pozostaje na całe życie i towarzyszy Ci od zawsze. Tym bardziej, że byłaś wówczas dzieckiem.
OdpowiedzUsuńNa szczęście ja nie doznałam takich traumatycznych przeżyć ani w dorosłym , ani w dziecięcym życiu. Wyobrażam sobie jak mocno to wspomnienie w Tobie tkwi.
Pozdrawiam Cię serdecznie.:)
A wiesz jak bardzo się wtedy bałam...?
UsuńStokrotka
Bardzo obrazowy opis powodzi.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńStokrotka
Zdradliwe są te górskie rzeczułki, które pod wpływem opadów zamieniają się w rwące i niebezpieczne rzeki. Wszystkim poszkodowanym życzę słońca, by osuszyło łzy i dało nadzieję.
OdpowiedzUsuńOby ten koszmar szybko się zakończył...
UsuńStokrotka
Mam dreszcze po przeczytaniu... Współczuję wszystkim dawnym i obecnym poszkodowanym... Niech mądrość zwycięży i pozwoli naukę wyciągnąć na przyszłość z tak strasznych wydarzeń...
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Anko...
UsuńStokrotka