Tekst ten dedykuję Ani czyli Anabell
Pomnik księcia Józefa Poniatowskiego przed Pałacem Namiestnikowskim na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.
W poprzednim tekście o Pałacu Myślewickim wspominałam, że prawdopodobnie mieszkał w nim książę Józef Poniatowski.
A dzisiaj będę pisać o pomniku księcia Józefa, który był bratankiem króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.
Książę Józef był w młodości niezłym rozrabiaką, łamaczem niewieścich serc i duszą życia towarzyskiego. I jego wyczynach i bardzo swobodnych obyczajach głośno było w Warszawie na przełomie wieku XVIII i XIX. Był jednocześnie dzielnym generałem, któremu w wieku 29 lat król Stanisław Poniatowski powierzył zwierzchnictwo nad armią. Najpierw książę Józef zwany "Pepi" dzielnie walczył w obronie Konstytucji 3-go maja, a później u boku Napoleona. W 1807 roku został mianowany Ministrem Wojny Księstwa Warszawskiego. Kiedy zginął w nurtach Elstery w Bitwie Narodów pod Lipskiem w 1813 roku, żegnano go jako bohatera narodowego.
Już dwa lata po śmierci księcia rozpoczęto starania o jego upamiętnienie w Warszawie. Na czele pomnikowego komitetu stanęli książę Adam Czartoryski i generał Stanisław Mokronowski. Komitet opublikował w ówczesnej prasie odezwę do społeczeństwa, która stała się początkiem akcji składkowej. Po pewnym czasie zamówiono wykonanie pomnika u słynnego duńskiego rzeźbiarza Bertela Thorvaldsena.
Za zgodą cara Aleksandra I wybrano również lokalizację - plac przed Pałacem Namiestnikowskim /obecnie Prezydenckim/na Krakowskim Przedmieściu, czyli miejsce, gdzie dziś można księcia podziwiać.
Thorvaldsen, który był rzeźbiarzem światowej sławy nie śpieszył się z realizacją zamówienia. Dopiero po 12 latach oczekiwań, w roku 1829 gipsowy model pomnika przypłynął drogą wodną do Gdańska, a potem dotarł do Warszawy.
I wtedy wybuchł skandal. Książę na koniu nie był bowiem odziany w zbroję jak waleczny polski rycerz tylko w przykrótkie szaty w których wyglądał jakby był półnagi. Na dodatek był to projekt wzorowany na rzymskim postumencie Marka Aureliusza.
Jedni krytycy nazwali ten pomnik "księciem w prześcieradle" a inni znaleźli w nim związki z młodzieńczymi, zabawowymi ekscesami księcia, na przykład przejażdżką nago w odkrytym powozie po ulicach Warszawy, którą książę sobie kiedyś zafundował. I podobno ją powtarzał kilkakrotnie...
Rok później zaczęto odlewać w brązie ten kontrowersyjny model, ale wybuchło powstanie listopadowe. Po upadku powstania następny car - Mikołaj I nie wydał już zgody na jego odsłonięcie. Kazał elementy pomnika zapakować w drewniane skrzynie i odesłać do twierdzy w Modlinie. Twierdza ta nazywała się wtedy Nowogieorgijewską, a pomnik miał być przetopiony na patrona twierdzy czyli św. Jerzego.
Pomnik w częściach przeleżał jednak w twierdzy modlińskiej dziesięć lat. A gdy porządkujący magazyny przed inspekcją cara rosyjscy żołnierze odnaleźli skrzynie z napisem "Poniatowski" to pomyśleli, że to pomnik króla Stanisława Poniatowskiego.
Dzieło rozpakowano i zmontowano i ustawiono na dziedzińcu twierdzy.
Gdy car Rosji zobaczył pomnik to wydał rozkaz aby go "razbit'". Przeniesiono jednak pomnik do rezydencji feldmarszałka Iwana Paskiewicza w Dęblinie. Potem jednak Iwan Paskiewicz, ówczesny zdobywca i pacyfikator Warszawy z czasów powstania listopadowego, późniejszy namiestnik Królestwa Polskiego postanowił dołączyć pomnik księcia do kolekcji armat stojących na dziedzińcu swojej rezydencji w Homlu.
I tak w 1842 roku pomnik księcia Poniatowskiego stanął na tarasie pałacu Paskiewicza na dzisiejszej Białorusi.
Kolejny car Rosji, Aleksander II zapomniał o miejscu, które przeznaczył jego imiennik Aleksander I na pomnik księcia Poniatowskiego w Warszawie. Po upadku kolejnego zrywu Polaków, czyli po powstaniu styczniowym na dziedzińcu przed Pałacem Namiestnikowskim w Warszawie w 1870 stanął pomnik ciemiężyciela Polaków Iwana Paskiewicza. Stał tam do roku 1917.
W roku 1922 na mocy traktatu ryskiego pomnik księcia Poniatowskiego wrócił z Homla do Warszawy. Miejsce po pomniku Paskiewicza bardzo źle się kojarzyło, więc pomnik ustawiono tymczasowo na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie.
Na razie zakończę, ale wszystkich, których zainteresowała niesamowita historia pomnika "jeźdźca o kędzierzawej głowie" zapraszam na ciąg dalszy. Bo to dopiero początek tej historii.
Tekst powstał głównie na podstawie jednego z rozdziałów książki Ewy Sztompke pt: "Nietuzinkowe historie pomników Warszawy".
Czekam więc na ciąg dalszy Stokrotko. Pozdrowienia, przypomniały mi się czasy SP i poznawania historii księcia :-) . Jardian .
OdpowiedzUsuńTo zapraszam Jardianie :-)
UsuńKiedyś czytałem książkę o księciu Pepim - /ale nie pamiętam tytułu/. Był on tam opisany jako bardzo zabawowy książę:-))
OdpowiedzUsuńCzekamy na ciąg dalszy
Marek z dziewczynami
Ja chyba też to samo czytałam... i też nie pamiętam gdzie czytałam...
Usuńto jest w ogóle bez sensu, przecież w starożytności wojowało się prawie na golasa, więc licentia sculputurica miała pełne pokrycie historyczne...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Oczywiście że wielki rzeźbiarz miał prawo tak pokazać księcia... ale krytycy to zawsze się do czegoś przyczepią...
UsuńOjej, dziękuję! Dodam tylko, że drugi z bratanków króla Stanisława Augusta Poniatowskiego nie był ani tak znany, ani tak zabawowy jak "książę Pepi" i zbieram się by o nim troszeczkę napisać.
OdpowiedzUsuńGdy kiedyś tak siedziałyśmy z koleżanką zapatrzone w ten pomnik księcia Józefa stanął obok ławki, na której siedziałyśmy mocno starszy pan i powiedział - to nie ten bratanek króla powinien być upamiętniony pomnikiem, a ten drugi- Stanisław. Ale ludzie mają tendencję do faworyzowania wszystkiego tego co się świeci. Dopiero kilka lat później wpadłam na ślad tego drugiego królewskiego bratanka. I mam zamiar o nim napisać niezbyt długi post, chociaż materiału byłoby nawet na książkę. Ciekawa jestem czy napiszesz w dalszej części czemu to księciu Pepi nikt nie pomógł gdy zaczął się biedak topić w rzece. Nazwałyśmy wtedy tę sytuację - próżność została ukarana.
Serdeczności ślę;)
Kochanie Moje- będę pisać głownie o pomniku... chyba że zmieniłabym zdanie ;-))
UsuńAle to ciekawa historia :-) Czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńEla
Zapraszam Elu :-)
UsuńAleż historia... już kręci mi się w głowie od tych przeróbek i przeprowadzek. Czekam na ciąg dalszy!.
OdpowiedzUsuńZapewniam Cię Lechu że to dopiero początek...
UsuńZapraszam serdecznie.
No rzeczywiście, ciekawa to historia, będę musiała się przyjrzeć pomnikowi przy najbliższej okazji. pozdrawiam serdecznie Stokrotko, powoli się odblokowuję może wrócę de blogosfery.
OdpowiedzUsuńWitaj Grażynko. Bardzo się cieszę że mnie odwiedziłaś. Wracaj szybko do nas.
UsuńI zapraszam na drugą część opowieści o pomniku...
Też czekam na c.d. tej opowieści.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
Dzieje tego pomnika przypominają dzisiejsze kłótnie o nazwy ulic i pomniki!
OdpowiedzUsuńjotka