/Poniżej mój stary tekst z Portalu Pisarskiego/
To była jedna z tych chwil, gdy żałowałam, że nie jestem uzdolniona artystycznie. Nie potrafiłam nigdy malować, rysować, rzeźbić, lepić, projektować.
A przecież mogłoby tak być, bo takie zdolności przeważnie się dziedziczy.
Siedziałam w holu Łazienek Domu Zdrojowego i czekałam na swoją kolej do „uzdrawiającej” kąpieli.
Naprzeciwko mnie siedział pan w bardzo podeszłym wieku. Zwrócił moją uwagę tym, że miał piękne rysy. Poorane bruzdami policzki i czoło, regularne zmarszczki koło oczu, całkiem siwe ale gęste jak na swój wiek włosy.
Im dłużej na niego patrzyłam, tym bardziej mnie fascynował. Fascynował swoją piękną starością. Byłby idealnym modelem do malowania.
W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że ja go przecież znam. I że kiedyś byłam już nim zafascynowana.
Podeszłam do niego i zapytałam:
- Przepraszam, czy pan profesor X?
Popatrzył na mnie uważnie i uśmiechnął się smutno.
- Tak, a któż to mnie jeszcze poznaje i pamięta?
- Nazywam się…, ale to nie ma znaczenia. Chodziłam kiedyś na pana wykłady.
- To moje studentki też już przyjeżdżają leczyć się w sanatoriach? To niemożliwe – uśmiechnął się szarmancko. – Studiowała pani na ASP?
- Nie, ja…
- Filozofia? Historia sztuki?
- Też nie. Pani profesorze, ja nie byłam pana studentką. Gdy już pracowałam chodziłam na pana otwarte wykłady do PANu na Krakowskim Przedmieściu.
- A tak, miałem tam kiedyś cykle wykładów.
- To były wykłady o sztukach pięknych, stylach w sztuce, filozofii sztuki…
- No tak, ale ja już od dawna nie wykładam. Wie pani, że skończyłem już 90 lat?
- Gratuluję, przede wszystkim młodości umysłu i pięknego wyglądu.
- Dziękuję za uprzejmość – posmutniał nagle. – Wie pani, że zostałem sam? Moja żona rok temu… a byliśmy razem 66 lat – głos mu się załamał.
- Ale ma pan kogoś kto się panem opiekuje?
- Tak – rozjaśnił się – mam wspaniałego prawnuka, będzie robił w tym roku maturę. I on mnie tu przywiózł, bo sam nie dałbym rady. Ale w tym prywatnym sanatorium to jest bardzo dobra opieka, wie pani?
- Panie profesorze, nigdy nie zapomnę pana wykładów. Pięknie je pan prowadził. Do dzisiaj pozostały mi w pamięci informacje, które nam pan przekazywał. I do dzisiaj patrzę na świat pana oczami. Czy wie pan jak wszyscy pana uwielbialiśmy?
Wzruszył się bardzo, wstał z trudnością, schylił i pocałował mnie w rękę.
W tym momencie został poproszony przez megafon na zabieg.
Wziął swoją torbę i opierając się na lasce odszedł powoli.
/Nie pomagałam mu, bo czułam, że nie życzyłby sobie tego/.
Przed drzwiami gabinetu odwrócił się, odstawił laskę i pomachał mi ręką – tak, jak to robią małe dzieci.
Nie mógł słyszeć moich myśli:
- Panie profesorze… teraz też, tak jak wtedy, gdy siedziałam ukryta za czyimiś plecami ze szkicownikiem na kolanach… i słuchałam tego co pan mówi… teraz też nie potrafiłabym pana namalować… . Bardzo pana przepraszam.
No niestety, tego talentu też nie posiadam, pozostaje aparat i zdjęcia...
OdpowiedzUsuńBywają ludzie, którzy zostawiają trwały ślad w naszej pamięci i sercu. Niesamowite spotkanie, Stokrotko!
To prawda, że to spotkanie było wyjątkowe.
Usuń:-)
A my Ci powiemy, że tak pisać to może tylko osoba bardzo utalentowana.
OdpowiedzUsuń:-) :-) :-)
Beatka, Kasia i Marek
ojtamojtam!!!
Usuń:-) :-) :-)
Masz artystyczny talent! Może nie potrafisz rysować, malować, lepić, ale potrafisz obserwować, WIDZIEĆ i pisać.
OdpowiedzUsuńNielicznym jest to dane.
Serdecznosci prawie wiosenne:)))
Dziękuję Ci serdecznie Halinko.
Usuń:-)
Primo- nie święci garnki lepią i rysować każdy może, jeden lepiej, drugi gorzej. Masz zmysł obserwacyjny i gdyby ktoś poświęcił Ci swój czas z pewnością wydobyłby z Ciebie na wierzch odpowiednie geny. Pomyśl - czy byłabyś szczęśliwsza rysując czy malując i nie potrafiąc pisać o tym co widzisz???
OdpowiedzUsuńBuziam;)
Daj spokój.... ja generalnie jestem antytalent do wszystkiego!!!
Usuń:-))
No chyba Cię natłukę jak się spotkamy. Może zacznij pisać powieść fantasy, bo zaczynasz z lekka fantazjować.
UsuńTy Kochana masz talent i to olbrzymi do widzenia siebie w czarnych barwach- to raz. Dwa - talent do totalnego niedoceniania siebie.Mogłabyś dostać Nobla, gdyby za taką postawę go dawali.
Buzkam;))
No to mnie pocieszyłaś!!!!!
Usuń:-)
Stokrotko. Och, Stokrotko. Każdy z nas dostaje coś innego, czasem mam brak czegoś, czasem żal. Ale jakoś tak nie wszyscy dostaja piękną duszę. Ty tak.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci serdecznie Anno.
Usuń:-)
Ludzie z dawnych lat mają klasę. Mam Ojca 98-letniego, który na dodatek sam mieszka.
OdpowiedzUsuńTo gratuluję Ci Ojca.
UsuńI znowu wzruszyłam się u Ciebie... I tak bardzo Cię rozumiem...
OdpowiedzUsuńAle nie potrafiłabym tak pięknie opisać tych odczuć.
Ty za to pięknie malujesz Dagmaro.
Usuń:-)
Dagmaro kochana, namaluj naszą Stokrotkę, by miała pamiątkę i zobaczyła jaka jest wspaniała. Pozdrawiam obie Panie.
UsuńNie znamy się z Dagmarą osobiście... ale wszystko przed nami.
UsuńDziękuję Ci bardzo.
Stokrotko - na kazdy temat piszesz pięknie.
OdpowiedzUsuńBardzo serdecznie Cię pozdrawiam.
Ela
Przesadzasz Elu - ale to miłe co napisałaś.
Usuń:-)
Zmieniłaś może numer telefonu? Bo ja wczoraj sms do Ciebie z podziękowaniem wysłałam, ale nie wiem, czy odebrałaś.
OdpowiedzUsuńTo już mamy jasność :-)))
UsuńWzruszajacy tekst i jak napisany! Skad te słowa o braku zdolności, sytuacja jest tak plastycznie przedstawiona, ze olowek czy pędzel nie sa potrzebne. Pozdrawiam Malgosia.
OdpowiedzUsuńMałgosiu - nigdy nie skończę Ci powtarzać, że jesteś Kochana.
Usuń:-)
A ja nigdy nie przestane Cie zapewniać, ze Twoje skromne mniemanie o sobie jest wlasnie nieskromne. Caluski M.
UsuńTo mam się poprawić???
Usuń:-)
Piękny i wzruszający tekst. Ponownie z przyjemnością przeczytałam....
OdpowiedzUsuńDziękuję za wierność Anusiu.
Usuń:-)
Też kiedyś spotkałam swojego profesora, który mnie ukształtował jako pracownika. Niezwykły człowiek, powstaniec warszawski, wybitny neurolog. Był schorowany, ale umysł miał żywy i jak zawsze życzliwy ludziom. Miałam szczęście powiedzieć mu, jak ważny był dla mnie, a on się autentycznie i zdziwił, i ucieszył.
OdpowiedzUsuńTo mnie rozumiesz Szarabajko.
Usuń:-)
Piękny tekst Stokrotko, bardzo fascynują mnie ludzie starzy, lubię na nich patrzeć, rozmawiać z nimi, poznawać, uczyć się, są jak fascynująca księga... ale też nie potrafię malować. Ty namalowałaś Go słowem.
OdpowiedzUsuńA ja ze wzruszeniem słucham Cię na YT.
Usuń:-)
Ważne spotkanie.I pięknie oddany jego nastrój i sens.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ewo.
Usuń:-)
piękne wspomnienie, wzruszające :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Elaju.
Usuń:-)
Tekst szczegółowo zapamiętałam z wcześniejszego czytania i teraz z radością go przeczytałam jeszcze raz. Przyłączam się do zbiorowej opinii, że malujesz słowami, czerpiąc kolory ze swojej duszy. Przepięknie malujesz, powiem nawet, że rzeźbisz a wszystko jest plastyczne i proporcjonalne.
OdpowiedzUsuńChyba się na mnie uwzięłaś!!!!
Usuń:-)))
Każdy stał w kolejce po inny dar. Ty masz w ręku inne narzędzie niż pędzel i farby... piszesz pierwszorzędnie :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Dziękuję.
UsuńStokrotka
Tak mi się ułożyło, że akurat drugie studia rozpocząłem w 1978 r. a skończyłem w 1983 r. Pamiętam takie zdarzenie, gdy na uczelni po wyjściu z aresztu pojawił się były prodziekan, zatrzymany w czasie protestów po stanie wojennym. Szedł na salę wykładową, ale nie doszedł, bo otoczyli go studenci, i pracownicy uczelni, w sumie kilkaset osób. Każdy mu gratulował i chciał się dowiedzieć, czy będzie nadal wykładał (miał już ok. 70 lat) i prowadził otwarte wykłady. Powitanie wielce szanowanego profesora z każdą minutą przybierało na sile, bo na wieść o jego wizycie zbiegali się nawet okoliczni mieszkańcy. Spotkanie trwało ponad 3 godziny i zakończyło się w głównej auli, gdzie profesor przyznał, że jest to jego ostatni wykład na uczelni, bo żona zachorowała na raka ...
OdpowiedzUsuńPotrafisz poruszać czułe struny wspomnień.
Bardzo Ci dziękuję za komentarz Andrzeju.
Usuń:-)
Witaj, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńMalować można także słowami.
Czytając tekst, pomyślałam, że Pan Profesor nie przyjąłby przeprosin, tylko powiedział to samo, co ja:)
Pozdrawiam:)
Serdecznie Ci dziękuję Leno.
Usuń:-)
Nie nauczyłem się od kogoś?... To se ne vrati... Może zresztą właśnie czyjaś wiedza mi do niczego nie pasowała? Wolę wspominać tych, od których się nauczyłem i dodam, że nie byli to właściwie ludzie z profesorskimi tytułami.
OdpowiedzUsuńAle to był wyjątkowy profesor.
UsuńTeż jestem wyjątkowy
UsuńTy też zresztą. Nie masz za co przepraszać.
UsuńNiewątpliwie jesteś.
UsuńDziękuję.
UsuńKochana!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię dziś bardzo słonecznie i dziękuję za Twoje piękne pisanie:)
A ja dziękuję za Twoje komentarze.
UsuńPiękna dusza to nie talent to uwrażliwienie na innych. I myślę, że tak samo jak profesor z Twojej opowieści zostawiasz ślady w nie jednym człowieku.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za nuty zamyślenia na dziś...
Dziękuję za piękne słowa.
Usuń:-)
Z tego co piszesz, Stokrotko, wnioskuję, że Profesor jest dobrym człowiekiem. Oczywiście warto takich ludzi malować, ale najważniejsze, by o nich pamiętać! I brać z nich przykład...
OdpowiedzUsuńTo prawda Bojo.
UsuńPięknie napisałaś o profesorze i o spotkaniu :)
OdpowiedzUsuńA może znajdź sobie nauczyciela rysunku, albo jakieś zajęcia w jakimś domu kultury, czy gdzieś ;) i zacznij od nowa? ;)
Niewykluczone Lidio że tak zrobię.
UsuńW końcu w życiu nigdy na nic nie jest za późno.
:-)
Tekst podobnie jak opisane spotkanie bardzo wzruszające :)
OdpowiedzUsuńMiło mi Jolu.
Usuń:-)
Piękne...;o)
OdpowiedzUsuńDziękuję Gordyjeczko!
UsuńBardzo piekny, wzruszający wpis, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńDziękuję Iwonko.
Usuń:-)
Stokrotko, przecież stworzyłaś jego portret - namalowałaś go, wyrzeźbiłaś pisanym słowem... I wyszedł Ci pięknie:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Mario.
Usuń:-)
-- przyznam , że mnie osobiście podobne sytuacje bardzo wzruszają i tak nie do końca wiem , co powiedzieć... no ale przecież człowiek całe życie się uczy...
OdpowiedzUsuń- ... miłego dnia
... Ala
-- mam problemy z komputerem...
Bardzo Ci dziękuję.... i wszystkiego dobrego życzę...
UsuńNie masz Stokrotko talentu plastycznego, ale za to masz setki innych talentów:))
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci serdecznie za miłe słowa.
Usuń:-)
Mogłabym powiedzieć, że mimo woli ukradnę komentarz Lenie S, bo po przeczytaniu postu, pomyślałam, że Ty malujesz słowami piękniej niż niejeden absolwent ASP pędzlem(ołówkiem). też spotkałam w swoim życiu profesora(niestety już nieżyjącego), który wywarł na mnie tak silne wrażenie, że pozostanie ze mną do końca moich dni. Nazywał się Waldemar Voise i był m.in. autorem "Nowożytne społeczności uczonych". Coraz mniej niestety tak wspaniałych ludzi wśród nas.
OdpowiedzUsuńTo prawda Iwono - największde autorytety odchodzą na zawsze.
UsuńTy inaczej potrafisz go namalować - pięknymi słowami! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci.
UsuńTo jest ciekawe i pouczające.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńW niewielu słowach powiedziane tak wiele. I dobrze ujęta postać profesora. I jego wysoka kultura jak i autorki. I smaki sanatorium. I o talencie. I o starości.
OdpowiedzUsuńMIło mi to czytać.
UsuńPozdrawiam
Niesamowity tekst. Poruszający. Potrafisz ubrać myśli w trafne słowa.
OdpowiedzUsuńMiło mi że Ci się podoba.
Usuń