Obydwie książki napisała ta sama osoba.
Obydwie są właściwie o tym samym, czyli o Kazimierzu Dolnym.
Niektórzy z Was wiedzą, że uważam je za najpiękniejsze polskie miasteczko.
Moje życie jest związane z Warszawą, z Tatrami i z Kazimierzem Dolnym.
W czasie ostatniego pobytu w Miasteczku w jednej z galerii obrazów kupiłam sobie te dwie książki.
I czytam najpierw tę pierwszą...
... której główną bohaterką jest studnia stojąca na środku rynku.
Ta studnia /jak pisze autor książki/ to tylko : "cztery slupy, kilka belek, kryty gontem czterospadowy daszek zakończony pazdurem, kamienna cembrowina osłonięta stożkiem z klepek, chroniącym żeliwną pompę. Ta studnia to jeden z symboli miasta... może nawet ten najważniejszy???
Wszak inne symbole Miasteczka rzadko pojawiają się w kadrze bez niej.
Niedawno słynna studnia obchodziła podwójne urodziny.
Pierwsze - bo narodziła się 200 lat temu...
I drugie - bo ponad sto lat temu w 1915 roku przybrała ostateczną postać, którą czaruje do dzisiaj.Twórczyni "Dwóch księżyców" czyli Maria Kuncewiczowa nazwała ją "tą studnią z daszkiem spiczastym". A rynek, na którym studnia stoi określiła jako "najpiękniejszą teatralną dekorację świata"
Napisać prawie 100 stron o jednej studni trzeba umieć. Autor doskonale posiadł tę umiejętność.
Druga książka jest ściśle związana z tą pierwszą.
To książka o nosiwodzie z Kazimierza. Należał on bowiem do galerii postaci o największym kolorycie. I wpisał się w kazimierski krajobraz wyjątkowo trwale. Został uwieczniony na wielu obrazach i starych czarno-białych fotografiach. Jego sylwetka pojawiała się w scenerii kazimierskiego rynku w I połowie XIX wieku i pozostała tu na długie lata.
I teraz pytanie: Gdzie najpierw kopano studnię? Oczywiście na zamku. Bo przecież król czy książę musiał mieć dostęp do wody. Nie mógł jej przeciez czerpać jak każdy śmiertelnik z rzeki.
A kto przynosił wodę?? Oczywiście nosiwoda. Najpierw ją przynosił ludziom z rzeki a potem ze studni na rynku.
W Kazimierzu na zamku odkryto ślady studni zamkowej.
Ale najstarsza kazimierska studnia znajduje się w wirydarzu klasztornym OO Reformatów. Pochodzi z roku 1629.
Nosiwoda to oczywiście zawód wymarły bardzo dawno temu.
Wiele jest takich nieistniejących już zawodów.
Napiszecie jakie inne przychodzą Wam do głowy...?
Prawnik, koneser sztuki, ukończył studia podyplomowe w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk, zakochany w Kaziemierzu Dolnym, obecnie na emeryturze, więc książki o Kazimierzu Pisze. To o autorze, Bogdanie Rokickim, pokazanych przez Ciebie książek.
OdpowiedzUsuńWiem, wiem.
UsuńDziękuję.
Kiedyś pisałam o ginących zawodach - pani od repasacji pończoch lub naprężania firan, modystka...
OdpowiedzUsuńKażda miejscowość, jakby poszperać ma swoje ciekawostki, ale nie każdemu chce się szukać...
Ale może jeszcze ktoś poszuka :-))
UsuńNie znałam tych książeczek, tych historii o Kazimierzu Dolnym. Bardzo ciekawe. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńSą bardzo ciekawe i piękne.
Usuń:-)
Doszperałam się do takiej informacji:
OdpowiedzUsuńIstniały również firmy, które zajmowały się dostarczaniem wody do mieszkań. Woziwoda rozwoził wodę beczkowozami, a następnie nosiwoda przy pomocy nosideł dostarczał ją wiadrach do mieszkania. W okresie międzywojennym koszt jednego wiadra wody z beczkowozu wynosił 5 groszy, z publicznej pompy – 2.
Super wiadomosc.
UsuńDziękuję serdecznie.
:-)
Czy znasz osobiście Autora?Czy jest Towarzystwo piszących o Kazimierzu? Jeśli nie, trzeba powołać!
OdpowiedzUsuńNie znam Autora.
UsuńAle należę do Towarzystwa Przyjaciół Kazimierza.
:-)
Zawody, które już nie istnieją ? np. bednarz, kowal, sitarz, płaczka, ludzie budziki, cyrulik, druciarz, ludwisarz,powroźnik, kołodziej, łaziebnik, gdzieś czytałam o klikonie -to taki krzykacz miejski, herald, mleczarz, czapnik, łapacz szczurów, latarnik itp.
OdpowiedzUsuńWracając do Kazimierza Dolnego też jestem nim oczarowana, dlatego z przyjemnością przeczytałam Twój wpis ... Miłego dnia :)
Yolanthe - jestem zachwycona Twoim komentarzem.
UsuńSerdecznie Ci dziękuję :-)
Yolantha się postarała i wymieniła imponującą liczbę zanikających zawodów, w związku z rozwojem techniki zanikł zawód kopisty.Myślę, że i wulkanizator też już przestaje być potrzebny, bo prędzej kupimy nowe opony niż będziemy naprawiać. Bardzo ciekawy post. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję Iwono i również pozdrawiam :-)
UsuńTakie historie dodają miastu jeszcze większego kolorytu.
OdpowiedzUsuńA zawody, wiele już wymienionych zostało, ale dodam: pucybuta, czapnika, praczkę. I myślę, że jeszcze trochę czasu i następne zaginą. Powstanie za to nowy: operator aplikacji smarfonowych ☻☻☻☻☻
Urszulo Miasteczko ma wiele kolorów. Wszystkie są wspaniale.
UsuńDziękuję serdecznie i pozdrawiam.
:-)
Pucybuta widziałam w Galerii Mokotów:)))
UsuńBo zawód pucybuta się odradza :-))
UsuńEla Karczewska. Żaden wymarly zawód nie przychodzi mi do głowy. Wszystkie chyba zostały wymienione w komentarzach. Kazimierskie studnie są piękne. Szkoda, że nie wszystkie działają. Pozdrawiam. 🥰
OdpowiedzUsuńElu - w Kazimierzu jest 5 studni. Nie działa chyba tylko ta druga na rynku. Wieść niesie, że to dlatego że tam kota wrzucono... ale nie wiem czy to prawda. Na naszej stronie Miłośników KD jakiś kazimierzanin o tym pisał.
UsuńMyślę, że do magla już nikt nie chodzi.
OdpowiedzUsuńKazimierz piękne miasteczko, mam akwarelkę tej studni.
KLIK!
Pozdrawiam :)
Ale takie cośjak magiel jeszcze istnieje, tylko inaczej działa...
UsuńDziękuję Podróżniczko :-)
Mam fajną i ciekawą książke o zapomnianych zawodach... Niesamowita. Ile to człowiek nie wie i ile się może dowiedzieć. Te dawne zawody to dla mnie artystyczne klimaty. :)
OdpowiedzUsuńMasz rację... bo trzeba było mieć często i zdolności i fantazję do wykonywania takiego zawodu.
Usuń:-)
Napisać sto stron o studni aż cieżko sobie wyobrazic. Na ale jak coś się kocha...
OdpowiedzUsuńMarku - o Nosiwodzie z Kazimierza autor napisał prawie tyle samo stron.
UsuńJak ktoś zwariuje na punkcie Kazimierza Dolnego to nie ma dla niego żadnego lekarstwa :-))
Stokrotko a może następną książkę napisałabyś tylko o Kazimierzu Dolnym?
OdpowiedzUsuńEla
Elu Kochana - o Kazimierzu jest wiele przepięknych książek i albumów.
UsuńSerdeczności :-)
Dołączamy się do sugestii Eli!!!:-)
UsuńMarek z dziewczynami
No to już zaczynam pisać:-)))
UsuńJaguniu,
OdpowiedzUsuńraz byłam tylko w Kazimierzu lat temu chyba 9. Siedzieliśmy w Rynku przy stoliku jakiejś kawiarenki kiedy zjawiło się kilka Cyganek z propozycją powróżenia. Nie lubię wróżb - dobre wydają mi się naciągane, złe - od razu umieram ze strachu. W końcu odeszły, ale jedna upodobała sobie mnie. Grzecznie poprosiłam aby odeszła, że nie chcę wróżb. Odeszła, ale na odchodnym powiedziała mi, że widzi, że jestem dobrym człowiekiem.
A jednak zrobiło mi się jakoś ciepło na sercu... Tak wspominam Kazimierz.
Serdecznie Cię pozdrawiam
Ewa z Bajkowa
No widzisz Ewuniu - nawet taka namolna Cyganka sie na Tobie poznała.
UsuńSerdeczności i do zobaczenia za tydzie.
:-)
Studnia na Rynku ma jeszcze uroczego kogucika, który błyszczy się w słońcu. Widziałam studnię w wirydarzu, jest na niej tabliczka, która mówi o tym, że można z tej studni czerpać wodę. Natomiast mam mieszane uczucia co do kazimierskich galerii. Jest ich stanowczo za dużo. A byłam w Kazimierzu w ten weekend. :-)
OdpowiedzUsuńTo prawda - studnia w wirydarzu nadaj jest czynna. Biorą z niej wodę zakonnicy.
UsuńA jeśli chodzi o galerie, to faktycznie są na każdym kroku. Ale pełne są pięknych obrazów i drobiazgów...
Zawód? Repasaczka, która "podnosiła" oczka w rajstopach i pończochach.
OdpowiedzUsuńPamiętam te panie...
UsuńI jeszcze były takie panie które nabijały tuszem długopisy :-)
Mój ulubiony - zecer(osoba składająca czcionkę w druku), który sprawił, że zostałam zwolniona z egzaminu z przedmiotu dotyczącym czegoś zupełnie innego(podobno od lat nikt nie udzielił odpowiedzi na stawiane przez profesora o ten zawód pytanie, aż tu nagle przyszła Karolinka i zła passa prysła).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No proszę- jakie wspomnienie Ci odżyło Karolinko :-)
UsuńDziękuję bardzo.
Wydaje mi się, że kreślarz to też już zawód wymarły, teraz wszystkie plany robi się w specjalnych programach komputerowych i można je powielać w dowolnej liczbie egzemplarzy. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńWydaje mi się że studenci architektury jeszcze mają zajęcia w kreślarstwa.
UsuńDziękuję.
Ojej, jak ja dawno temu byłam w Kazimierzu... A przedtem jeszcze dawniej! Ale oba pobyty milo wspominam. :)
OdpowiedzUsuńTo może powinnaś znowu odwiedzić Kazimierz???
Usuń:-)
Czapki z głów przed ludźmi, którzy uwieczniają takie historie, jak ta opisana przez Ciebie. A więc i przed Tobą czapeczkę zdejmuję, wielbicielko Kazimierza. Co do zawodów - ostatnio będąc u mamy odkryłam, że wciąż pracuje zakład kaletnika. Ludzie przychodzą, by naprawić torebkę, doszyć pasek itp. Za grosze. W Warszawie już chyba nie ma takich rzemieślników.
OdpowiedzUsuńDziękuję Iwonko za miłe słowa :-)
UsuńA kaletnik to jest jeszcze u mnie na Targówku :-))
No proszę, to dobra wiadomość (w razie czego ;-)
UsuńI to chyba kilku ich jest :-)
UsuńPamiętam pana który chodził po podwórkach z taką machiną na ramieniu i wołał: noże ostrze i garnki lutuje! :)
OdpowiedzUsuńNiewiele osób chyba pamięta, że kiedyś lutowało się garnki, u nas w domu też taki lutowany był.
Jednym z elementów machiny do ostrzenia noży było koło od roweru oraz skórzany pasek.
Pamiętam jeszcze wozaków, którzy wozami ciągniętymi przez konie rozwozili węgiel, to był w zimie bardzo częsty miejski obrazek.
UsuńI panią sprzedającą pijawki, siedziała pod halą targową i wołała sznapsbarytonem: pjawki, pjawki, pjawki!!!
I było to jeszcze pod koniec lat siedemdziesiąt ubiegłego stulecia, pracowałam wtedy blisko hali, często w niej bywałam i zawsze ją tam widziałam, ale nigdy nie widziałam aby ktoś te pijawki kupował :)
Mario - na moje podwórko też przychodził pan z taką machiną....
UsuńI wozaków też pamiętam...:-)
UsuńBardzo Ci dziękuję.
Nie potrafie zasnac w "sliskiej" poscieli na przescieradle z gumka-musza byc wykrochmalone i wymaglowane.Pamietam dawny magiel na kopalni:pranie zawijalo sie na ogromnych rolkavh,obracalo dzwignia a maglowaly ciezkie kamienie w pudle.Nowoczesne magle xniszczyly w kilka lat moja adamaszkowa wyprawe
OdpowiedzUsuńAle komu by sie chcialo toczyc ciezkie bryly.Nowoczesnosc nie zawsze jest mila.A co do ksiazki o KD znalazlabys jeszcze wiele ciekawostek nieznanych dotychczasowym autorom
Malgosia
Kochana jesteś Małgosiu że masz o mnie takie dobre zdanie...:-))
Usuń"Gdzie się podziały niektóre fachy"
Usuń"U magla"
blubracz.koscian.net/Inne_blubry.html
:)
Ale fajne :-)))
UsuńNosić wodę to ciężka praca.Nosiłem wodę wiadrami ze studni do gaszenia wapna,aż zabrakło wody w studni.Dowozili beczkowozem
OdpowiedzUsuńi dalej nosiłem:)
Byli też nosiciele chrustu do palenia w piecach.Mam stary obraz takiego nosiciela idącego zimą przez wieś z wiązką chrustu na plecach-dzieci też zbierały chrust i nosiły do miasta.
Nie ma już piekarzy z małymi piekarniami,do których moje sąsiadki nosiły blachy z ciastem nakrytym płótnem,aby upiekł
w piecu chlebowym.
Koźlarz-robotnik budowlany noszący cegły na koźle.
Moja mama(w wieku 14 lat) w czasie II wojny światowej była robotnikiem przymusowym zatrudnionym na budowie.Nosiła tam
po drabinie cegły na koźle zawieszonym na plecach.
Była tak wyczerpana,aż spadła z drabiny...
Nie ma już rzemieślników,którzy produkowali kościane łyżwy
i narty z klepek do produkcji beczek.
Nie ma już powszechnej kiedyś w Sudetach praktyki pozyskiwania
lodu(zimowe żniwa)na potrzeby przemysłu spożywczego.Wydobycie
lodu przynosiło dochody właścicielom stawów,zatrudnionym pilarzom,wozakom,browarnikom,restauratorom i wielu innym zawodom.A łyżwiarze zgrzytali zębami:)
https://www.youtube.com/watch?v=3x9rc-54s-I
Jest jeden...
https://www.youtube.com/watch?v=ev6W1Kj5Q5E
Pozdrawiam
Henryku - są jeszcze gondolierzy znad Wisły???:-)
UsuńJesteś niezastąpiony!!!
Mam je w mojej biblioteczce.
UsuńByłam tego pewna JanToni.
UsuńBardzo się cieszę.
:-)
Tak,ale wozi turystów w Wenecji.
OdpowiedzUsuń:)
Ale juz nie teraz bo Wenecja opustoszala.....
UsuńWrócą turyści,wrócą gondolierzy.
OdpowiedzUsuńJeszcze wierzę w ludzi,i myślę,że nie uwolnią swoich instynktów zwierzęcych.
Z przymrużeniem oka...
https://www.youtube.com/watch?v=ev6W1Kj5Q5E
Thucydides o...
https://en.wikipedia_org/wiki/Plague_of_Athens
:)
Pewnie że wrócą, i wszystko będzie jak dawniej :-)
UsuńZ dzieciństwa pamiętam lutownika garnków...;o)Podjeżdżał swoim wózkiem i grał drewnianymi pałeczkami na garnkach...Potem przez cały dzień dzieciarnia tłukła się wszystkim co znalazła...;o)
OdpowiedzUsuńA wiesz że w Warszawie to prawie po wszystkich podwórkach chodził taki facet z wózkiem i krzyczał: "Garnki lutuję"!!!
Usuń:-)
Przyjemnej lektury, Stokrotko!
OdpowiedzUsuńDziękuję Amasjo :-)
UsuńCenne książki, wiedza ale i powrót do przeszłości
OdpowiedzUsuńTo prawda.
UsuńDziękuję :-)
Widzę, że znalazłaś książki nietuzinkowe, takie "perełki" regionu. Również lubię wypatrzeć coś innego.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o zawody - to nie wiem jaki to zawód, ale w dzieciństwie nosiłam z moją babcią rzeczy do magla. Teraz już się pościeli i obrusów nie krochmali i nie magluje. Szkoda...
Ale coś podobnego do magla jeszcze istnieje.
UsuńDziękuję.
:-)
Kazimierz ostatnio słynny za sprawą drogiej willi. Niektóre zawody giną śmiercią naturalną, ja kiedyś, na początku mojego życia zawodowego byłam telefonistką łączyłam rozmowy telefoniczne, dziś trudno to sobie wyobrazić że można czekać na połączenie z miastem wojewódzkim nawet kilka godzin.
OdpowiedzUsuńTo prawda że zawód telefonistki też już nie istnieje.
UsuńWitam Cię serdecznia na moim blogu i zapraszam na stałe.
:-)
super, a ja jeszcze w Kazimierzu nie byłam. :) Fajne łowy książkowe
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Usuń:-)
Też pomyślałam o kaletniku.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńPomyślałam o gorseciarce, czy są jeszcze takie panie robiące biustonosze?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Podobno jeszcze są :-)
UsuńObie książki warte przeczytania. Zaraz sobie zanotuje te pozycje. Marzę o odwiedzeniu Kazimierza Dolnego. Nie śmiem przeczyć że to jedno z najpiękniejszych polskich miasteczek. Ale mi smaka narobiłaś.
OdpowiedzUsuńKoniecznie się tam wybierz z córeczkami. :-)
Usuń