To jest jedna z najwartościowszych książek o Łazienkach Królewskich.
Otrzymałam ją 24 grudnia 2000 roku wraz z dedykacją prof. Marka Kwiatkowskiego.
---------------------------------------------------------------------------------
W trakcie słynnych obiadów czwartkowych, których pomysłodawcą i organizatorem był ostatni król Polski Stanisław August Poniatowski podawano m.inn. zupę migdałową.
Oto przepis na tę zupę, której twórcą był faworyt króla Paul Tremo:
/Przepis ten zawarty jest w jego książce kucharskiej pt: "Nauka dokładna sposobów warzenia i sporządzania potraw z mięsiwa, ryb, jarzyn jako też przyprawiania sosów oraz robienia zup i esencji ponczowej"/
"Weźmiesz migdałów funtów trzy, oparz je wrzącą wodą i obierz z łupiny i obrane, w serwecie obsuszone, włóż do możdzierza i utłuc je , dolewając do masy migdałowej zimnej wody trochę. Jak się dobrze utłuką przybierz je z możdzierza i nalej na nie przygotowanego letniego mleka. Dobrze umieszaj i przetrzyj przez pytel. Przystaw do ognia i zagrzej dobrze, lecz niech nie wre bo się zwarzy. Na wydaniu włóż cukru o cytrynę otartego. Ryżu w mleku osobno ugotowanego włóż w wazę i nalej polewkę. Nb. Gdy się już ryż do połowy ugotuje, to wziąwszy dużych rodzenków pięknie wypłukanych włóż do niego i razem gotuj. Kiedy zaś zechcesz dać zupę postną migdałową to zamiast mleka tak do migdałów jako też i ryżu, użyjesz wody".
Taką zupę jeść można było i na gorąco jako pierwsze danie główne i na zimno jako deser.
Taką właśnie zupę uwielbiał król i to w obydwóch wersjach.
Jak wiemy obiady czwartkowe nie polegały tylko na biesiadowaniu. Były rodzajem spotkań literacko-filozoficznych. Gromadziła się na nich śmietanka towarzyska, artystyczna, intelektualna i polityczna. I tak brali w nich udział: Hugo Kołłątaj, Adam Naruszewicz, Ignacy Krasicki, Jan i Jędrzej Śniadecki i inni znani i wybitni.
Taka uczta dla ducha i ciała trwała przeważnie trzy-cztery godziny, a znakiem, że trzeba ją kończyć było podanie na tacy trzech świeżych śliwek i listu z napisem "Dla króla".
Atmosfera na obiadach czwartkowych była z reguły znakomita, a dyskusje inspirujące. Celem spotkań były rozmowy na tematy związane z kulturą, sztuką i nauką, a także omawianie i czytanie dzieł literackich. Pełniły one funkcję najważniejszej ówczesnej instytucji kulturalnej.
Część utworów literackich czytanych w czasie obiadów czwartkowych publikowano w biuletynie pt: "Zabawy przyjemne i pożyteczne".
Początkowo obiady czwartkowe odbywały się w Sali Rady Zamku Królewskiego, później przeniosły się na stałe do Pałacu na Wyspie w Łazienkach Królewskich.
A pierwszy tego typu obiad wydał w Pałacu Błękitnym książę Adam Kazimierz Czartoryski. Było to wiosną roku 1768. Na obiad ten książę zaprosił króla Rzeczypospolitej. Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu tak się ten pomysł spodobał, że sam zaczął organizować obiady czwartkowe, które przeszły do historii.
-----------------------------------------------------------------------------------
To oryginalny przepis na zupę migdałową już macie. Teraz możecie zorganizować obiad czwartkowy....
I jeszcze tylko podam składniki:
500 ml mleka, 200 g migdałów, 50 g płatków migdałowych, 100 g ryżu, garść rodzynek, 1-2 łyżki miodu, 1 laska cynamonu, 1/2 łyżeczki cynamonu mielonego, laska wanilii, szczypta soli
--------------------------------------------------------------------------------
I jeszcze na koniec "moje drzewo" z Łazienek Królewskich:
O "moim drzewie" piszę w książce pt: "Zwariowałam".
Twoje drzewo znam !! A nawet pod nim siedziałam (chyba, że jest kilka takich pochylonych wierzb)...A z "czwartków", to przez lata była taka impreza: "Lekkoatletyczne Czwartki" w moim Zaścianku...Zupy nie serwowaliśmy...;o)
OdpowiedzUsuńZ pewnością siedziałaś... ale to nie jest wierzba.
UsuńA z tą zupa to spróbuj i napisz czy Ci wyszła :-))
Najlepszą zupę Stanisław Antoni Poniatowski [bo z niego taki August jak ze szkockiej dudy prezydent] miał zawsze u Elżbiety Grabowskiej Vide jego "Pamiętniki". Kulinarne pasje "króla Stasia" sprowadziły na Polskę niestrawność, nieżyt żołądka i smiertelne zatrucie.
UsuńSilva Rerum
No to muszę te "Pamiętniki" przeczytać:-))
UsuńLojalnie przestrzegam! Jedną z tych zup była Jekatirina Wielikaja. Ile to nas kosztowało!!!
UsuńWiem, wiem...
UsuńAch te obiady czwartkowe, to musiało być coś. Ciekawe rozmowy, fajni goście, no i dobre jedzenie. Aż sobie wyobraziłem jak to mogło wyglądać. Wydaje się, że to mogły być naprawdę kreatywne i inspirujące spotkania 😄
OdpowiedzUsuńNo nic, trza będzie pomyśleć o czym pogadać w czwartek przy obiedzie 😉
Pozdrawiam!
W czwartki koniecznie rozmowy przy obiadach muszą być na wysokim poziomie :-))
UsuńDzięki serdeczne.
O tak! Dokładnie 😄 Powołam się na Króla Stasia i na jego czwartkowe obiady gdyby rozmowa się nie kleiła 😄
UsuńNie ma innej możliwości :-))
UsuńŻe z Austrii przeskoczysz do zupy króla Stasia to się nie spodziewałem :-)))
OdpowiedzUsuńA Ty chyba na działce za Łazienkami tęsknisz? :-))
Marek z dziewczynami
Pewnie że tęsknię, bo na działce mam tylko taką malusieńką Łazienkę :-)))
UsuńTeraz dopiero zauważyłem że ta książka to był prezent pod choinkę!
UsuńMarek z dziewczynami
Exactly :-))
UsuńOj, chudziutko z tą zupką. Tak jak lubię. Pewnie bym zrobiła, ale gotowanie mi się przejadło. Nic poza tym co muszę.
OdpowiedzUsuńU króla - śliwki i list, a bardziej współcześnie kawa i ciasto(tort) były serwowane na zakończenie imprezy( np.wesela). Ech, ta etykieta...czasem przydatna a czasem zbędna.
Piękne zdjęcie.
Zapatrzyłam się na drzewo i Łazienki. I stąd liczba pojedyncza:)
UsuńI mnie się gotowanie znudziło. A migdały wolę sobie chrupać :-))
UsuńDziękuję i pozdrawiam.
UsuńPozdrawiam. :)
Usuńkatasta227
:-)
UsuńWitaj, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńO! A ja mam dziś dzień kulinarny. Chlebek piekę:)
Przepis smakowity i w cudnej formie podany. Może się skuszę i kiedyś zrobię. Tylko nie wiem, w której wersji:)
Pozdrawiam:)
Król Staś twierdził że obydwie formy są dobre..... więc nie ma żadnego problemu :-))
Usuńzupa zaczęła się ciekawie i w drugim zdaniu przestała, aczkolwiek sytuacja byłaby do uratowania jakąś tapioką, agarem, sago, czy też mączką ziemniaczaną, czymś w tym guście plus nieco kakao dla złamania mdłej słodyczy...
OdpowiedzUsuńaczkolwiek wariant "postny" (bez mleka) w oryginale jeszcze ujdzie...
no, ale to jest mało istotne, bardziej mnie zaintrygowała kwestia tych trzech śliwek, samej procedury... imaginuję to sobie tak, że gdy król miał już dość jałowej dysputy z obżerającymi go sępami, to dawał dyskretny znak służbie i przynoszono "skądś" taki komunikat, bardzo subtelny w formie: "jak sobie nie pójdziecie, to wejdzie ochrona i was pokoloruje, niczym te śliwki"...
teraz to się ogarnia wprost: gospodarz zagląda do lodówki i mówi "piwo się skończyło", a wtedy goście wychodzą, bo jaki ma dla nich sens ich dalsze "goszczenie się"?...
p.jzns :)
Cudności to wyłożyłeś... tzn. to jak się gości wyprasza z chałupy bo stają się nie do wytrzymania!!!
UsuńSiostra mojego dziadka, która to była tylko 2 lata starsza od mojej mamy, mieszkała zaś w Oksie, to piękna wioska obok Nagłowic, tych Reja. Oksa została założona przez Reja właśnie jako kalwińskie miasteczko. To tak tytułem wstępu ;)
UsuńNo więc ta moja krewna, wieczorem zapodawała taką gadkę, jako przytyk do tego że pora na...w naszym przypadku na spanie, jeździłam do niej na wywczasy :)
-Kumie twoja czopka wisi tam na kołku(to było skierowane do gościa, a do męża zaś) -A ty stary klękaj do pacierza. I tak to obywało się bez śliwek ;)
Cudnie to wygladalo Mario:-))
UsuńStokrotko czy Ty dajesz nam do zrozumienia, że Twój blog będzie miał teraz charakter kulinarny???
OdpowiedzUsuńEla
NIEEEEE!!!!
UsuńSkąd Ci to do głowy przyszło?
Przecież jedna zupa migdałowa "wiosny nie czyni" :-))
Z przyjemnością zjadłabym zupę migdałową.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Coż prostszego jak samemu ją sobie zrobić???
Usuń:-)
"Rodzynki pięknie wypłukane"... ach, jak to brzmi, zatesknić tylko za dawną, piękną polszczyzną...
OdpowiedzUsuńNie wiem czy zupa by mi smakowała, chyba się nie dowiem, kto tyle migdałów by obieral i tłukł w możdzierzu...
Oczywiście że .... służba!!!
UsuńNie zdążyłam Ci różyczki włożyć do listu 🌹🌹🌹 za szybko "się wysłało" 🌹🌹🌹
OdpowiedzUsuńAnko - dziękuję pięknie za różyczki :-))
UsuńMigdały i kokosy najwyżej w postaci płatków do wykończenia deserów to jeszcze zniosę. Przypuszczam, że zupa migdałowa nie zagościły u mnie na stole w czwartkowe obiady :)
OdpowiedzUsuńTereso decyzja należy do Ciebie :-)
UsuńJa już po obiedzie, ale od tego Twojego opisu mi sie znów jeść chce. ;)
OdpowiedzUsuńPiekne drzewo. :)
To weź sobie dokładkę:-))
UsuńNigdy nie jadłam zupy migdałowej, a teraz nie mogę mleka...szkoda!
OdpowiedzUsuńAle obiad czwartkowy możesz sobie zrobić-prawda?
UsuńJak najbardziej, planujemy z koleżanką na emeryturze, ona zagra na pianinie, ja poczytam wiersze:-)
UsuńSuper plany macie :-))
UsuńMam ochotę na taką zupę i chyba spróbuję...
OdpowiedzUsuńTakie pyszne obiadki, takie mądre rozmowy, a dlaczego się tak smutno skończyło?
Łazienki uwielbiam, siądę sobie wkrótce pod Twoim drzewem.:))
Domyślam się, że wybierasz się do Warszawy.
UsuńA "moje drzewo" łatwo zauważyć. jak się stoi tyłem do Pałacu na Wodzie to jest po prawej stronie.
:-)
Robię co jakiś czas zupę z orzechów laskowych, wg....indiańskiego przepisu i nie jest na słodko.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Podasz przepis? Na messengera najlepiej:-)
UsuńBez zupy nie ma obiadu, chociaz sama zupa moze byc calym obiadem-tak bylo w moim slaskim domu. Migdaly bardzo lubie, ale w formie platkow. Gdyby pid drzewo mozna bylo podjechac samochodem.. tak sie porobilo, ze z Czerniakowskiej, blisko Lazienek, juz nie dam rady odwiedzic krola Stasia. Serdecznie pozdrawiam Malgosia.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi Nałgosiu. Ale zawsze można koło Łazienek przejechać prawie naokoło...
UsuńSerdeczności
Serdeczne pozdrowienia Stokrotko, jak zwykle - multum ciekawostek. Wpis niezwykle interesujący :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Jardianie.:-)
UsuńSmaczne to królewskie jadło. Podziwiam stylistykę dawnych przepisów kulinarnych... a tak zupełnie nie ad vocem... czy ktoś mógłby mi pomóc w nieprzypalaniu gotowanego mleka??? :-)
OdpowiedzUsuńKawiarenko - ja mleko w kubku podgrzewam w mikrofali. Gotowanie chyba nie jest potrzebne...
UsuńPewnie masz rację. Z dawnych czasów pamiętam, że były takie garnuszki z podwójnym dnem i wlewało się wody do tej przestrzeni między ściankami. A jestem ciekaw, jak zrobić tradycyjny budyń (uwielbiam) w mikrofali ? :-) :-) :-)
UsuńTradycyjnego budyniu w mikrofali chyba nie da rady zrobić. ....:-)
UsuńOj, obiad nie dla mnie. Ciepłe mleko i ryż kojarzy mi się jednak z koszmarem z mojego dzieciństwa, kiedy zmuszano nas do jedzenia właśnie takiej zupy. Nawet migdały nie pomogą :)
OdpowiedzUsuńNo tak... to nie ma się co zmuszać :-))
Usuńkuchnia w łazience... brzmi niemal jak perwersja.
OdpowiedzUsuńa zupa, to takie ciastko w płynie.
Super komentarz...
UsuńRozumiem że slodycze lubisz najbardziej :-)
Jestem ciekawa smaku tej zupy. Nigdy takiej nie jadłam. Robiłam kiedyś za to zupę cebulową, podobną do tej z ulubionego przepisu Stanisława Leszczyńskiego. ;)
OdpowiedzUsuńJa też robię czasem zupę cebulowa ale według wlasnego przepisu tzn pomysłu:-)
UsuńDrzewo zamiast zupy, mogłabym rzec, bo takie drzewa uwielbiam, a zupy mleczne wprost przeciwnie :)
OdpowiedzUsuńBo to jest Mario piękne drzewo !!!
UsuńUwielbiam zupy mleczne. A drzewo podziwiałam, będąc w Warszawie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
To drzewo jest wyjątkowo piekne:-)
UsuńTo drzewo Twoje, to wierzba płacząca?
OdpowiedzUsuńTo nie jest wierzba płacząca.
UsuńA drzewo nazywam "moim" z wielu powodów...
Taka zupa na słodko to chyba nie dla mnie, chociaż migdały lubię. Niemniej brzmi ciekawie.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko - warto jej spróbować...
UsuńCałe szczęście, że są blendery! Nie trzeba samemu siekać migdałów!🙂
OdpowiedzUsuńJasna sprawa, bo przecież służby nie mamy :-))
UsuńWitaj pomaturalnymi kasztanami Stokrotko
OdpowiedzUsuńJa też mam swoje ulubione drzewo, również z wielu powodów.
A wszelkie zupy lubię, również te na słodko
Pozdrawiam zapachem bzu z mojego ogrodu
Serdecznie dziękuję Ismeno.
UsuńJa też mam bez na swojej działce :-)
Świetny jest ten przepis.
OdpowiedzUsuńChyba skorzystam. 😊❤️
Chya warto bo to zacna historia :-))
Usuń