poniedziałek, 3 stycznia 2022

Pamiętacie budki telefoniczne ?

 





Gdy na mojej ulicy Grottgera w warszawskiej dzielnicy Mokotów postawiono budkę telefoniczną tuż naprzeciwko wyjścia z klatki schodowej budynku w którym był mój dom rodzinny to wszystkie dzieciaki zbiegły się żeby ją zobaczyć. A chwilę póżniej ustawiła się do tej budki kolejka złożona głównie z tych dzieci. Każde trzymało w rączce pieniążek /to było 50 gr/ i usiłowało się potem do kogoś dodzwonić. Niektóre to nawet dzwoniły na numery których nie było. I potem dziwiły się że nie mogły z nikim porozmawiać.
Budka została postawiona na pasie zieleni, który oddzielał chodnik od jezdni. Zdarzało się że tuż koło budki zatrzymywał się jakiś samochód, wysiadał z niego jakiś mięśniak, odganiał wszystkich z kolejki i ustawiał się jako pierwszy. Wchodził, dzwonił i pytał: "Heniek/Zdzisiek/Józek? - to ty? Mówi się. To ja, no ja,no ja mówię, no nie wiesz kto mówi? No nie pamiętasz jak ci w mordę wczoraj dałem bo się przystawiałeś do mojej Ziuty? ......."  itp. itd... Taki mięśniak nie zamykał nawet drzwiczek od samochodu, bo w końcu nie planował dłuższego postoju w budce, tylko krótki monolog...
W lecie można było dokładnie usłyszać kto z kim i w jaki sposób z tej budki rozmawiał. Słyszało się też przekleństwa, walenie w aparat zawieszony na ścianie i kopanie w drzwi budki. Bardzo często zdarzało się, że aparat "połykał" monetę i nie łączył z numerem. Wtedy telefonujący dostawali szału, szczególnie jak nie mieli więcej monet. Co bardziej nerwowi urywali wtedy sluchawkę i wybijali nią szyby w budce telefonicznej. A potem kulturalnie kładli ją na póleczce pod telefonem albo na górze na telefonie.
Za każdym razem gdy schodziłam ze swojego drugiego piętra do tej budki, aby zadzwonić do koleżanki aby dowiedzieć się jaki jej na przykład wyszedł wynik w ostatnim zadaniu z matematyki, to wróżyłam sobie na palcach obydwóch rąk: 
1. Czy będzie sygnał w telefonie?
2. Czy automat będzie opróżniony z monet i będę mogła wrzucić swoje 50 gr żeby zadzwonić?
3. Czy słuchawka będzie urwana czy nie....
4. Czy jak się jednak dodzwonię to to nie będzie pomyłka...
5. Czy będzie coś słychać czy tylko buczenie...
6. 7,8,9,10...

Z czasem budki telefoniczne uległy modernizacji. Doszło nawet do tego, że niektóre budki telefoniczne miały własny numer telefonu i .... można było się wcześniej umówić na rozmowę telefoniczną. 
Trzeba tylko było o odpowiedniej godzinie przekonać stojącą przed budką kolejkę ludzi żeby przepuścili, bo że "teraz właśnie o godz. 11.11 ma do mnie dzwonić ciocia z Chrząszczyrzewa".
Tak się złożyło, że przez długi czas nie miałam telefonu w domu, więc wiele lat korzystałam z przeróżnych budek telefonicznych czy też aparatów zawieszonych na ścianach budynków. Czasami taka rozmowa nie miała najmniejszego sensu, bo była zagłuszana przez przejeżdżające tramwaje czy motocykle.
Od dawna nie ma już "mojej" budki na ul. Grottgera. Nie ma też żadnych innych budek czy automatów telefonicznych w miastach i na wsiach.
Sa telefony komórkowe bez których nie wyobrażamy sobie życia.
I są takie sytuacje, że ludzie dzwonią do siebie z jednego pokoju do drugiego w tym samym mieszkaniu.
A ja przed chwilą dzwoniłam do osobistego historyka będącego w drugim pokoju z pytaniem w której wojnie punickiej Hannibal użył słoni ...
-----------------------------------------------------------------------------
Reasumując - świat i ludzie nigdy nie byli normalni... 😀

102 komentarze:

  1. Piękna opowieść Stokrotko. I ja pamiętam budki telefoniczne. I fakt - teraz rządzą komórki. Coraz młodsze dzieci je mają ;-). Serdecznie pozdrawiam w poniedziałek ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz małe dzieci bawią się komórkami a nie lalkami i samochodzikami...

      Usuń
  2. Stokrotko - od samego rana od pierwszego poniedziałku w nowym roku wprowadziłaś mnie we wspaniały nastrój!!!!!
    Idę do pracy z uśmiechem na ustach!
    Jesteś WIELKA:-))
    Ela

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja pamiętam budki, choćby dlatego że długo nie miałam telefonu w domu. Podobno w innych krajach są budki telefoniczne tylko jakoś tak w Polsce nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno są Krystyno.... ale nie jestem pewna czy są czynne.

      Usuń
  4. Powiem krótko - nagroda Ci się należy za ten tekst :-))

    Marek z dziewczynami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Podać numer konta czy pod stołem mi ją przekażesz:-))???

      Usuń
  5. Dziękuję za przypomnienie dawnych czasów.
    My przez całe zycie w PRL nie doczekalismy się telefonu, ale za to zainstalowali publiczny telefon na naszej klatce schodowej co było duzym udogodnieniem.
    Ponieważ mieszkaliśmy na parterze, to chcący, niechcący słyszeliśmy wiele rozmów.
    Od wielu lat nie widziałem już budek telefonicznych, ale pewnego razu, na ogromnej pustyni na skraju Australii, gdzie telefony komórkowe nie miały zasięgu, stała budka telefoniczna i funkcjonowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi Lechu że do mnie zaglądasz i komentujesz.
      Bardzo Ci dziękuję :-)

      Usuń
  6. Po przeprowadzce do Warszawy, przez jakiś czas nie mieliśmy telefonu w domu. Jednak dość szybko rodzice się go doczekali. Pamiętam budki nie tylko na monety. W którymś momencie zostały one zastąpione "złotymi" żetonami. Kiedy zamieszkałam w pierwszym samodzielnym mieszkaniu, to aparat telefoniczny znajdował się na parterze budynku i o dziwo zawsze był działający. Szkoda, że polikwidowano budki i telefony w budynkach, bo to nawet przy komórkach, nadal byłoby przydatne urządzenie, na przykład wtedy, gdy komórkę nam skradną, ulegnie uszkodzeniu, nie zdążyliśmy kupić drugiej, a skontaktować z kimś jest pilna potrzeba. Witam Cię w nowym roku i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja Cię witam Iwonko w nowym roku i dziękuję za komentarz:-)

      Usuń
  7. No i o to chodzi, aby jak najczęściej dzwonić w sprawach nieistotnych. Pegasus już się cieszy, kopytkami strzela, skrzydełka rozpościera ... 😉😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u mnie tylko rozmowy o przypalonej zupie i o pół litrze :-))

      Usuń
  8. A te patenty na żeton na żyłce... To dopiero były czasy. Korzystałam regularnie w czasie studiów z budki telefonicznej na ścianie Dworca Zachodniego w Poznaniu. Ona miała taki dość długi moment w historii swojego funkcjonowania, że się zepsuła na korzyść użytkowników - można było dzwonić bez żetonów! My studenci trzymaliśmy ten fakt w tajemnicy i używaliśmy darmowo, póki w końcu jej nie naprawili. Ale co zaoszczędziliśmy, to nasze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo pewne korzyści z takich zepsutych telefonów też były:-))
      Dziękuję za wizytę i komentarz.
      Pozdrawiam i zapraszam na stałe.

      Usuń
  9. Pamiętam budki. Na wakacjach zawsze się z nich dzwoniło i zawsze trzeba było poczekać w kolejce. Albo dzwoniło się z nich, jak się chciało robić głupie żarty. :D
    Za moich czasów to już były na kartę. I jednak już więcej ludzi miało telefon.
    Niedawno też widziałam budki, ale na Gibraltarze, takie angielskie - nie wiem, czy działają, bo mnie były potrzebne tylko do zdjęcia. :) Za to na ulicach kolumbijskich miast są stoiska, które pełnią podobną rolę: człowiek ma kilka komórek z kartami różnych sieci (rozmowy między sieciami są podobno drogie i najlepiej dzwonić z tej, którą ma odbiorca - albo w ogóle komunikować się przez internet, miałam wrażenie, że każda firma mająca kontakt z klientami korzysta z whatsapp) i płaci się za czas rozmowy, niektórzy mają na szyldach zaznaczone, że można dzwonić też do Wenezueli. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę- to dopiero ciekawe wiadomości!!!!!
      Serdecznie Ci dziękuję Kataszo :-)

      Usuń
  10. Oczywiście, że pamietam i korzystałam, bo posiadanie telefonu w tamtych czasach to był przywilej nielicznych.
    Swoją droga, ludzie sobie i bez telefonów jakoś radzili :-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
  11. Pamiętam te budki... Najbardziej oblegany telefon, który pamiętam to ten w akademiku. I sprawdzanie impulsów na karcie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo za Twoich czasów Olgo to już karty były...

      Usuń
    2. Załapałam się i na karty, i na monety :)

      Usuń
    3. Czyli dobrze znasz ten temat :-))

      Usuń
  12. - Halo, czy to numer 11 11 11?
    - Nie. Tu numer 111 111.
    - A, to przepraszam.
    - Nie szkodzi. I tak musiałem podejść odebrać, bo telefon dzwonił.
    ...
    w obecnych komórkowych czasach ten kawał nie ma za bardzo sensu, ale wciąż wykonalny jest taki numer zwany "piramidalną zemstą":
    przypuśćmy, że ktoś nam podpadł /twórcą pomysłu był pewnie jakiś oblany student/, chcemy się odegrać, a tak się złożyło, że znamy jego numer telefonu... podpuszczamy kilkoro znajomych, żeby przynajmniej raz dziennie dzwonili do ptysia z zapytaniem: "Dzień dobry, czy to pan Pucała"... ale to dopiero początek... prosimy te osoby z kolei, żeby powtórzyli to kilkorgu swoim znajomym i tak dalej, rekurencyjnie... takim sposobem powstaje drzewiasta sieć ludzi, którzy mają jakąś sprawę do "pana Pucały"... po tygodniu "pan Pucała" trafia do Oblęcina albo jakichś innych Tworek...
    ...
    z budkami i w ogóle automatami telefonicznymi zawsze było sporo śmiechu... kiedyś w czasach "rozmów kontrolowanych" stoimy w kolejce do automatu na klatce schodowej, na całą dużą dzielnicę były takie może w dwóch, czy trzech blokach, przeważnie zepsute, ale czasem jeden był czynny... aparat okupuje jakiś wujek i zdaje komuś relacje z zakrapianej imprezy okraszając ją popularnym "przecinkiem"... powoli nas zaczyna trafiać szlag, ale zanim ktoś zaczął coś z tym robić, wujek nagle zamilkł i zagląda zdziwiony do słuchawki... ktoś zapytał "co się stało?", a gość mówi smutnym, bezradnym głosem: "przerwała mi, powiedziała że wystarczy już tych kurew i wyłączyła"... cała kolejka wybuchnęła zgodnym chóralnym śmiechem... tej ofiary stanu wojennego jakoś nikomu nie było żal...
    ...
    z późniejszego okresu epoki budek telefonicznych najmilej wspominam swoją kolekcję kart... na początku głównie były francuskie, dużo ich wtedy zużywałem, ale potem rozwinęło się na inne kraje... kolekcję w końcu sprzedałem na okoliczność jakiejś przeprowadzki i obecnie mam tylko jedną kartę, holenderską z fotką damskiego pępka, nówka nie śmigana do tego, ale kalibrowana w guldenach, więc nie już wartości użytkowej, a jedynie souvenirową, chyba że jako zakładka do książki lub ścieżkownica dla amatorów wciągania różnych rozrywkowych proszków...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. p.s. tak swoją drogą, to choć obecnymi czasy każda/y (ponoć?) ma komórę, ale niekoniecznie każda/y i niekoniecznie zawsze, więc uważam, że jakiś szczątkowy system komunikacji "emergency" /straż pożarna, policja, ratownictwo medyczne, etc, etc/ powinien nadal istnieć, jakiś automat telefoniczny pod daszkiem w jakimś kluczowym, węzłowym punkcie miasta lub wsi, dla żadnych władz lokalnych nie powinno to stanowić zbytniego problemu...
      co prawda obecne czasy są dość dziwaczne, przeważnie rządzi narodowa neokomuna, która nic nie umie zrobić porządnie, nawet totalitarny zamordyzm im słabo wychodzi /co jest pewnym plusem/, ale chyba nie jest to zbyt wielki optymizm z mojej strony, gdy oszacuję sytuację jako zasługującą na ocenę "nie jest jeszcze aż tak tragicznie" i taki system komunikacji uznam za będący w zasięgu...

      Usuń
    2. Masz rację - powinny być jeszcze automaty telefoniczne. Okazuje się że są potrzebne czasami...

      Usuń
  13. Klik dobry:)
    Ja wyobrażam sobie życie bez telefonu komórkowego. Tylko dlatego mam komórkę, że budek telefonicznych nie ma i z dala od domowego stacjonarnego telefonu nie mogłabym w razie nieprzewidzianej a pilnej potrzeby zatelefonować.
    Życie komórkowe bez umiaru uważam za straszne! Matka z dzieckiem w sąsiednim pokoju rozmawia przez telefon i całymi dniami nie widują się. Goście podczas posiłku kładą swoje komórki przy talerzach i bez przerwy w nie pukają albo rozmawiają z kimś na przyjęciu nieobecnym o niczym ważnym. Nawet wysyłają zdjęcia kotleta i ziemniaków. O tym, że robi mi się "fuj!" na widok tych wymacanych w sklepach, toaletach i autobusach gadżetów leżących na obrusie pośród jedzenia towarzystwu nie wspominam, bo nie wiem, czy wypada. Dziwne, bo np. nieumytych owoców - wprost ze sklepu - na stole nie chcieliby, ale komórki mogą być!
    Kochane budki telefoniczne i telefony stacjonarne - wróćcie! Wraz z wami może życie wróci do równowagi. Widziałam na dworcu przytulającą się matkę z synem. Nie wiem, czy się witali, czy żegnali, ale zauważyłam, że syn za głową maki pukał kciukiem w smarfona. A może czas w głowę się puknąć i odbudować prawdziwe - realne - więzi międzyludzkie?
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz dużo racji. Tak jak napisałam wyżej nie wszędzie i nie wszystkie automaty telefoniczne powinny być zlikwidowane.
      Ale teraz telefon komórkowy spełnia kilka zadań i każdy powinien go mieć...

      Usuń
  14. Pamietam powrot z wczasow do domu-dzieci wsiadly do samochodu zdrowe, a w polowie drogi mlodsze bylo juz rozpalone. Szukalismy budki i zawiadomilusmy lekarke. Prosto z drogi szukalismy pomocy. Budki byly bardzo potrzebne szczegolnie poza domem, bo telefon dostalismy juz! po 4 latach. Nawet takie wspomnienia sa mile, komorki poglebiaja samotnosc tzn brak osobistego kontaktu, chociaz przyznaje, ze sa poyteczne. Malgosia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Małgosiu - komórki są potrzebne szczególnie w czasach pandemii.... ale pogłębiają samotność.
      Serdeczności Kochanie.

      Usuń
  15. Pani Stokrotko ja nie znałam tych starych budek telefonicznych ale jeszcze niedawno na budynku obok naszego domu był zawieszony taki aparat telefoniczny jak na drugim zdjęciu.
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu - na ścianie sąsiedniego bloku na moim osiedlu też jeszcze niedawno był taki automat telefoniczny...

      Usuń
  16. Ja pamiętam już te na karty, na których były impulsy. I kolejki do tych telefonów w ośrodku kolonijnym, aby zadzwonić do rodziców i porozmawiać z nimi. Chociaż bardziej ekscytujące było pisanie listów. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc też masz Karolinko fajne wspomnienia tego rodzaju :-)
      Pozdrawiam Cię pięknie noworocznie :-)

      Usuń
  17. Jeszcze coś dodam - pamiętam nie tylko PRL - owskie budki, ale i późniejsze na karty z impulsami. Swojego telefonu doczekaliśmy się bodajże chyba w 1992 roku. I jaka to Stokrotko była radość ! Na studiach jeszcze korzystałem z takich na kartę - jeśli dzwoniło się na komórkę z takiej właśnie karty - do kogoś do domu, np. po egzaminie - to faktycznie - zżerała szybko impulsy :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc i Ty Jardianie masz fajne wspomnienia związane z aparatami telefonicznymi :-)

      Usuń
  18. Jak to mówią Czesi „ to se ne wrati”. Postęp technologiczny, który dokonał się w ostatnich latach jest wręcz niesamowity. Problem w tym, że zabił on ducha, bez którego życie jest jakieś trochę smutniejsze. Przynajmniej moim zdaniem

    OdpowiedzUsuń
  19. pamiętam film Telefon z Colinem Farrellem - cały w budce telefonicznej - cudo! polecam, choć łatwo nie jest.

    OdpowiedzUsuń
  20. Z ogromnym sentymentem wspominam budki telefoniczne. Złotówki, żetony a potem karty za 25 albo 50 zł . Każda rozmowa to było wielkie przeżycie - ważenie słów by nie zmarnować ani karty ani żetonu. Mam wrażenie, że teraz czasem przydałoby się takie ważenie słów przed bezmyślnym ich szafowaniem. Zresztą tak samo ze zdjęciami. Ile ustawień ile przemysleń, zanim "cykneło" się zdjęcie jedno z 36 do wykorzystania, a ile radości po powrocie od fotografa, gdy zostały wywołane. A teraz? No cóż jeszcze chyba tylko Wc zostało - chociaż do końca nie jestem pewna. Pozdrawiam Stokrotko - rozmarzyłam się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to masz rację Gabrysiu.
      Tylko że w dużych miastach te stare automaty telefoniczne były przeważnie uszkodzone i często trzeba było prosić jakiegoś sąsiada, który miał szczęście mieć telefon - o to, żeby pozwolił zadzwonić.... oczywiście za oplatą.
      Dziękuję Ci bardzo i pozdrawiam.

      Usuń
    2. przed Sylwestrem miałem przygodę z WC na dworcu we Wrocławiu... były dwie bramki: jedna na monety, druga na kartę bankomatową... nie miałem gotówki, tylko samą kartę, a tu jak na złość ta bramka zepsuta i żadnej innej opcji rezerwowej... na szczęście pociąg miałem za pół godziny i dało radę doczekać bez awarii...
      p.jzns :)

      Usuń
    3. Najważniejsze że dałeś radę wytrzymać :-))

      Usuń
  21. No niestety, w mojej wsi budki nie było. Za to sołtys miał telefon i można było skorzystać. Nie pamiętam dokładnie, ale zdaje się, że stoperem mierzył czas rozmowy i pobierał odpowiednie opłaty... I zawsze osobiście wykręcał numer, bo ludzie kombinowali, a międzymiastowe rozmowy były droższe od lokalnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bojo - to też masz fajne wspomnienia!!!!
      Dzięki serdeczne:-)

      Usuń
  22. Pamiętam budki telefoniczne, a jakże. Nie pamiętam kiedy znikneły z mojej okolicy, za to pamiętam gdzie korzystałam ostatnio z takowej. A było to w Londynie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może w Londynie nadal te budki są czynne????

      Usuń
    2. kiedyś widziałem film dokumentalny, takie ciekawostki o Londynie i był epizod faceta, który wynajął taką budkę od miasta i założył sobie tam biuro wynajmu mieszkań, miejsca było akurat: na dwie osoby, stołek barowy, komputer i drukarka... dojeżdżał do pracy na rowerze, który przypinał obok do budki, a do klo chodził albo na pobliską stację metra, albo do pobliskiego baru, gdzie chadzał na lunch, czy na jakąś tam kawę...
      p.jzns :)

      Usuń
  23. Ciekawe kiedy zniknela ostatnia budka. Musze poszukac tej informacji:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Jakoś nie przypominam sobie, żebym korzystała z telefonu w budce. Mieszkając w Koszalinie miałam telefon w domu, choć były to lata sześćdziesiąte. Z tego co pamiętam, to niemal wszyscy w mojej klasie też telefony mieli. W Szczecinie dostaliśmy mieszkanie na nowym osiedlu, opodal którego wybudowano centralę telefoniczną i ten cud techniki dość szybko się u nas pojawił. Pewnie dlatego nigdy nie było na osiedlu budki.Teraz mam komórkę i oczywiście korzystam z telefonu, choć najczęściej służy mi ona jako czytnik.📞📱

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halinko to miałaś luksus. Masz pojęcie jak długo czekało się w stolicy na założenie telefonu???

      Usuń
    2. Wiem! W Szczecinie czekało się nawet...30 lat. Nasze osiedle stanowiło wyjątek i wszyscy nam zazdrościli.
      Zastanawiam się tylko nad tym, jak to się stało, że w Koszalinie na naszej peryferyjnej ulicy wiele osób miało telefon.
      Usciski!

      Usuń
    3. Pewnie pełnili jakieś tajne funkcje
      ...albo dali łapówkę....

      Usuń
  25. Stokrotko, kiedy postawili budkę z telefonem pod blokiem to był prawdziwy luksus. Z okna w kuchni widziałam czy jest kolejka i czy mam szansę na wykonanie połączenia :) Potem sąsiadce założyli telefon, "cała klatka" korzystała, ale to była NASZA klatka, ta najbardziej zintegrowana klatka schodowa na Ursynowie (uwieczniona w powieściach)... Fajnie było, nie to co teraz kiedy każdy ma komórkę w kieszeni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę że przeżywałaś to samo co ja. To znowu coś nas łączy:-))

      Usuń
  26. Budki telefoniczne pamiętam i trochę żałuję, że już ich nie ma. Co prawda, nigdy nie były tak klimatyczne jak te w Londynie, ale mimo wszystko ;)

    Szczęśliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię serdecznie na moim blogu i dziękuję za komentarz :-)

      Usuń
  27. Pamiętasz stare filmy przedwojenne ? Czasem bywały tam takie sceny, że ktoś wrzucił pieniążek do automatu i stał, i gadał, i nadal stał i gadał...:) Jak ktoś chciał delikwenta pogonić to był odsyłany do innej budki. Bo przed wojną płaciło się za uzyskanie połączenia, a nie za impuls czasowy. Jeden pieniążek wystarczył, aby gadać godzinami. Tak jak teraz przez telefony komórkowe:))
    Tatiana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzadko oglądam filmy przedwojenne...
      Ale ciekawe porównanie....

      Usuń
  28. Dawno,dawno temu w małej mieścinie(3 tys.mieszkańców)były dwa
    telefony;na poczcie(do godz.16.00) i w zakładzie pracy na portierni.Telefon zakładowy udostępniano tylko dla wzywających
    Pogotowie Ratunkowe.

    Jedna z najsłynniejszych scen z budką telefoniczną w całej branży filmowej.
    https://youtu.be/wbRTmNnng9g
    Gdy zaatakuje Cię"Pegasus",wbiegnij do budki telefonicznej otoczonej ogniem i przyglądaj się wydarzeniom mającym miejsce
    na zewnątrz...jeśli nie masz klaustrofobii.

    Irlandzka bajka.
    Niedawno Niemcy przeprowadzili badania naukowe z udziałem swoich najlepszych naukowców.Pobrano próbki z odwiertów z głębokości 50 metrów i podczas badań odkryto drobne kawałki
    miedzi.Po przeprowadzeniu wielu testów na tych próbkach,
    rząd niemiecki ogłosił,że starożytni Niemcy,25 tys.lat temu mieli ogólnokrajową sieć telefoniczną.
    Dowiedział się o tym rząd brytyjski i polecił natychmiast swoim naukowcom pobieranie próbek z głębokości 100 m.W pobranych
    próbkach znaleziono małe kawałki szkła i wkrótce ogłosili,
    że starożytni Brytyjczycy 35 tys.lat temu mieli już ogólnokrajową sieć światłowodową.
    Irlandzki rząd zareagował nerwowo,ale zaraz też nakazał swoim
    naukowcom pobrać próbki z głębokości 200 m,ale absolutnie nic nie znaleźli.Jednak doszli do wniosku,że starożytni Irlandczycy
    55 tys.lat temu byli jeszcze bardziej zaawansowaną cywilizacją,
    ponieważ mieli już dostępną sieć telefonii komórkowej.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Z ostatnim wnioskiem zgadzam się absolutnie !! ;o)
    A postęp ?? I tak postąpi jak będzie chciał...;o)

    OdpowiedzUsuń
  30. Ostatnie zdanie jest the best :) :) :)
    Kiedyś pragnęliśmy mieć telefon w domu, a teraz jest w każdej kieszeni. Taki postęp. Postęp? Czy po coś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostaliśmy zaprogramowani...:-)

      Usuń
    2. Każdy ma szpiega w kieszeni,który widzi i słyszy wszystko co się wokół nas dzieje.

      Usuń
  31. Dzień dobry, Stokrotko.
    Swoim wpisem przypomniałaś mi, że przed moimi oknami stała?/stoi? żółta budka telefoniczna, z tych najnowszych (stare też pamiętam, a jakże!), z których nie tylko można było zadzwonić, ale także odebrać telefon. aż się podniosłam i wyjrzałam przez okno: nie ma! Zniknęła niepostrzeżenie jak wiele rzeczy w ostatnich latach.
    Pamiętam wszystkie tytpy budek z Twoich zdjęć, ale najbardzej utwkiły mi w pamięci dwie. z których najczęściej korzystałam. Były to czasy, gdy korzystało się z małych, "żółtych" dwuzłotówek, które wrzucało się co trzy minuty. Właściwie nie wiem, czy te moje miejsca mozna nazwać budkami, bo telefony znajdowały się w budynkach. Jednak były wrzutowe i przeznaczone do powszechnego użytku. Pierwszy rodzaj znajdował się w klatkach schodowych bloków na moim osiedlu. Telefonów komórkowych nie było, a o telefon stacjonarny było trudno i trzeba było czekać latami na jego przyznanie. W tym czasie chodziłam do liceum i niemal co wieczór zjeżdżałam windą na parter, aby tam godzinami wrastać w podłoże obok skrzynek pocztowych, gdzie zawieszony był aparat. Oczywiście rozmawiałam z przyjaciółką.
    Ten sam typ "budki" znadował się na mojej uczelni i najczęściej pędziłam z garścią dwuzłotówek, żeby zadzwonić do rodziców po każdym egzaminie. wiedziałam, że sie denerwują i czekają.
    Aha, no i w mojej pracy na początku też była budka telefoniczna, skonstruowana z płyt paździerzowych i wbudowana w szatnię. Mimo pozostawionych dziurek, było w niej okrutnie duszno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem o "parę wiosen" od Ciebie starsza więc pamiętam te najstarsze budki telefoniczne i automaty na ścianach budynków czy na korytarzach
      Dziękuję za Twoje wspomnienia :-)

      Usuń
  32. Budki oczywiście pamiętam. Na monety i na karty, ale najbardziej irytowało mnie zamawianie rozmów międzymiastowych na poczcie i oczekiwanie na połączenie. Było, minęło...
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki był kawał kiedyś chyba z jakiegoś filmu zaczerpniety: Na poczcie w małym miasteczku rozlega się głos telefonistki "Kto zamawiał Warszawę trzy dni temu?",:-)
      Dziękuję Podrozniczko...

      Usuń
  33. Koło mnie były trzy uczelnie,
    A budek wiele.

    OdpowiedzUsuń
  34. Nie wiem, dlaczego u mnie się wyświetla jako ostatni Twój wpis ten o kocie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie wiem...
      Ale wpisałaś się pod tekstem o budkach telefonicznych...

      Usuń
  35. - Halo! Czy to telefonia?!
    - Tak...
    - Proszę mnie zahaczyć z gieesem.*
    "wyjaśnienie dla młodego pokolenia": giees = GS = Gminna Spółdzielnia

    OdpowiedzUsuń
  36. Jasne! przecież telefonistka zahaczała kabelkami...

    OdpowiedzUsuń
  37. Witaj Stokrotko ; ja tu Ci opisze moja przygode z "prawie"budka telefoniczna w czasach PRLu, bo role budki spelnial nasz prywatny telefon.
    Majac 13lat Tata dostal propozycje (nie odrzucenia) pracy w miasteczku P, wiec rodzice przeprowadzili sie do pobliskiej wsi z ktorej sie wywodzili, a w ktorej juz stal prawie gotowy domek do ktorego mieli sie przeprowadzic po przejsciu na emeryture. Ja bylam nieszczesliwa z powodu tej przeprowadzki,bo wiadomo kolezanki, koledzy i kochana banda na podworku. Zeby mi to jakos zrekompensowac, rodzice zalozyli telefon zebym miala kontakt z przyjaciolkami z poprzedniego miejsca zamieszkania. Okazalo sie ze na 1000 mieszkancow we wsi, byly tylko 2 telefony - u nas i na plebani. Potem przez lata cale ktos pukal pytal czy moze zadzwonic( nawet calkiem nieznajomi ludzie nieraz przychodzili i o roznych porach dnia).Oczywiscie zostawiali monete .Nieraz byl telefon do kogos, pilny i trzeba byo leciec do ludzi i zawiadomic ze jest telefon lub ze beda dzwonili o tej i o tej porze.Telefon byl w holu/ przedpokoju i czasami Ci rozmowcy uczestniczyli w naszym zyciu.
    Pijanych nie wpuszczalismy! 20 - 30 lat pozniej prawie wszyscy mieli telefony no a teraz to pare komorek na dom. Aga T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniała opowieść Ago.!!!!Serdecznie Ci dziękuję ,,:-)

      Usuń
  38. A wiesz że koło mojej pracy stoi budka telefoniczna, tzn. aparat telefoniczny z samym daszkiem tylko, bez kabiny i też się zastanawiam czy ktoś jeszcze z niej korzysta. Sama pamiętam publiczne telefony, ja byłam z tych co kolekcjonowali karty telefoniczne 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To i wspomnienia masz fajne i teraźniejszośc też super!!!

      Usuń
  39. Witaj, Stokrotko.

    Wszystkiego najlepszego w nowym roku, Tobie, Twoim Bliskim oraz Komentatorom:)

    Opowieść z tych medalowych:)
    Pamiętam czas, gdy sięgałam głową nieco ponad półkę, a żeby wziąć słuchawkę - musiałam się dobrze wspiąć na palce:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  40. Ja z tamtych lat, to pamiętam budki telefoniczne. Pamiętam stojące rzędem, jedna przy drugiej, takie otwarte bez kabiny, nowoczesne na tamte lata. Wszystkie zajęte, a przed każdą kolejka oczekujących. Nostalgicznie trochę, ale nie tęsknie za tamtymi czasami. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale miały swój urok....prawda?
      Dziękuję za wizytę....

      Usuń
  41. Tatiana podejrzała na przedwojennych filmach, że płaciło się za połączenie a nie za czas. Tak też było długo po wojnie. Ale najstarsi tu obecni nie pamiętają starszych typów telefonów. Przed wykręceniem numeru wkładało się monetę, która wystawała, by można ją było wyjąć w razie, gdy rozmowa nie doszła do skutku. Gdy pożądana osoba się odezwała - trzeba był przycisnąć guzik, który sprawiał, że moneta wpadała i dopiero można było rozmawiać. Wynalazcy mieli monety na nitce. Przycisk bowiem tylko otwierał klapkę, ale moneta nie musiała wpaść by doszło do rozmowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wyszło na to że młodsza od Ciebie jestem....
      I super!!!

      Usuń
  42. Pięknie podsumowane ;). My na wsi mieliśmy budkę telefoniczną przy sklepie. Na Mop-ach przy autostradach widziałam dosyć niedawno budkę z której można uzyskać pomoc drogową bodajże.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie budki telefoniczne z których można zadzwonić aby otrzymać pomoc drogową czy medyczną powinny być przy wszystkich autostradach i co - ileś - tam kilometrów...

      Usuń
  43. Witaj niby zimą Stokrotko
    Oczywiście, że pamiętam. U nas na osiedlu to był punkt wszystkich spotkań, bo mało kto miał telefon. Ale telefon w budce częściej był zepsuty, niż działał
    Niech los  wyczaruje Ci same kolorowe dni

    OdpowiedzUsuń

"Obrzydliwa" Warszawska Praga - część czwarta czyli zakończenie

                                                  Stojący niedaleko  kościół Św.Floriana zwany Katedrą Praską miał stanowić przeciwwagę dla ...