I nagle usłyszeliśmy jak przewodniczka po Miasteczku mówi do swojej grupy:
- A tu jest pochowany Dzierżyński, ale …..
- Kto ????- usłyszałam jakiś zdziwiony i przerażony głos.
- Spokojnie – nie TEN Dzierżyński tylko jeden z jego braci – odpowiedziała przewodniczka.
Przypomniałam sobie jak wiele, wiele lat temu wędrowałam z plecakiem …. i z chłopakiem. To znaczy plecak niósł chłopak, a ja sobie tylko chodziłam i zrywałam kwiaty z łąk. Potem robiłam z nich bukiety i suszyłam wieszając u powały główkami w dół.
Zanim doszliśmy do Miasteczka zatrzymaliśmy się przed jakimś dworem w wioseczce o nazwie Wylągi. Dwór był trochę zaniedbany, ale i tak wyglądał pięknie. Przed dworem był dziki ogród. A w ogrodzie jakaś pani wyrywała z grządek chwasty. Stanęliśmy za połamanym drewnianym płotem i patrzyliśmy oczarowani. Pani z grządek zauważyła nas po pewnym czasie i podchodząc do płotu zapytała:
- Może wejdziecie? Bo to jest nie tylko piękne ale i ciekawe miejsce. Wiecie z jakim nazwiskiem był kiedyś związany ten dwór?
- Nie wiemy- powiedzieliśmy prawie jednocześnie podchodząc bliżej dworu.
- Z nazwiskiem Dzierżyński...
Spojrzeliśmy przerażeni na siebie….
- Tu mieszkał brat Feliksa – Ignacy Dzierżyński. Ale to był bardzo dobry człowiek. Jak umarł to cały Kazimierz po nim płakał. Pochowano go na tym starym cmentarzu za kościołem. Byliście już w Kazimierzu?
Wysłuchaliśmy grzecznie opowieści tej pani i trochę przerażeni pożegnaliśmy się mówiąc, że „droga przed nami daleka, a my jeszcze musimy dojść do jakiegoś schroniska na nocleg”…
----------------------------------------------------------------------------------
Wiele lat później dowiedziałam się kim był Ignacy Dzierżyński. Był rzeczywiście jednym z pięciu rodzonych braci Feliksa. Urodził się w majątku rodziców pod Wilnem, jego liczne rodzeństwo kształciło się w Wilnie, gdzie szpiclowanie i demoralizacja odpowiadały temu, co Stefan Żeromski napisał w „Syzyfowych pracach”. Wyrzucony z braćmi za bunt ukończył szkołę w Petersburgu, a potem studia matematyczno-fizyczne w Moskwie. W 1903 roku gdy jego brata Feliksa pociągnął ruch rewolucyjny, on pojechał do Polski. Początkowo uczył w szkołach prywatnych a po odzyskaniu przez Polskę Niepodległości podjął się roli wizytatora z ramienia ministerstwa oświaty. Na piechotę, w lichym ubranku, z plecakiem wędrował po prowincji budować wolne, polskie szkolnictwo. Jego pasją było podnoszenie kwalifikacji nauczycieli i wspieranie utalentowanej młodzieży chłopskiej.
Zamieszkał w dworku żony w Wylągach pod Kazimierzem Dolnym i od września 1939 roku zajął się pomocą uciekinierom z miast. O tym właśnie dworku piszę wyżej.
Nieliczne niepisane źródła /głównie opowieści kazimierskich przewodników/ mówią, że Ignacy Dzierżyński był człowiekiem niezwykle skromnym. Codziennie rano szedł pieszo przez kazimierskie wąwozy do gimnazjum w Kazimierzu Dolnym. Pełnił tam obowiązki dyrektora. Szkoła była prowadzona wzorowo a jej absolwenci cieszyli się dobrą opinia.
Ignacy Dzierżyński w tamtych czasach uratował też wiele osób przed wyrokami. Do 1948 roku Miasteczko było ośrodkiem politycznych niepokojów. I do szkoły chodzili chłopcy „prosto z lasu”. Reszty można się domyślić.
Ignacy Dzierżyński umarł w roku 1953. I został pochowany w centrum Miasteczka, tak jak pisałam na początku – na starym cmentarzu za kościołem farnym. Podobno najstarsi mieszkańcy Miasteczka nadal go pamiętają. I to oni właśnie mówią, że na jednej jabłonce rosną różne jabłka….
/Osoby niewtajemniczone informuję, że Miasteczkiem nazywam Kazimierz Dolny/
/Osoby niewtajemniczone informuję, że Miasteczkiem nazywam Kazimierz Dolny/
-----------------------------------------------------------------------------------
Ten z rodu Dzierżyńskich, który znany jest najbardziej i to z najgorszej strony miał też innego wybitnego brata – Władysława, który był neurologiem, naukowcem i polskim patriotą. Ale to już zupełnie inna historia.
-----------------------------------------------------------------------------------
P.S. Jak się zapewne domyslacie napisałam ten tekst po to, żeby pokazać, że....
No właśnie...
Może napiszecie coś na ten temat?
--------------------------------------------------------------------------------------------------
P.S. Wszystkim osobom, które tak pięknie przywitały mnie w nowym miejscu BARDZO SERDECZNIE DZIĘKUJĘ.
Aż się wzruszyłam, czytając o Ignacym Dzierżyńskim; to był dobry, szlachetny człowiek; zupełnie inny od brata Feliksa.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia
Napisałaś u mnie w komentarzu, że masz nowego bloga, ale nie wpisałaś żadnego adresu.
Przepraszam, wydawało mi się że jak się u Ciebie logowałam to już podałam nowy adres.
UsuńDziękuję że mimo wszystko mnie znalazłaś.
:-)
Ciekawe czy kontaktował się z Krwawym Bratem.....
OdpowiedzUsuńA my mamy takich sąsiadów - jeden syn wykłada na uczelni a drugi siedzi ciągle w więzieniu....
Od nas jak zwykle
:-) :-) :-)
Marek z dziewczynami
Pojęcia nie mam, ale pewnie się bał :-)
UsuńA jak to właściwie jest? Feliks był czarną owcą, czy jego bracia byli czarnymi owcami?
OdpowiedzUsuńTo zależy od czasów i od interpretacji...
Usuń:-)
A dzisiaj nie jest inaczej? Kurski i Kurski, Pawłowicz i Pawłowicz.
OdpowiedzUsuńPrzyznasz jednak że w przypadku Dzierżyńskich kontrast jest większy.
UsuńZawsze w rodzinie jest ktoś, kto się wyrodził. W najbliższym sąsiedztwie mam dwie takie rodziny, z tym, że jeden "wyrodek" około trzydziestki tak się wyprostował, że cała okolica nie może wyjść z podziwu.
OdpowiedzUsuńNa wspomnianym przez Ciebie cmentarzu nie byłam, ale przy najbliższej okazji naprawię ten błąd.
Serdeczności :)))
Halinko, nie znajdziesz nawet śladu, bo płyty nagrobne są pozarastane. Tylko przewodnicy o tym tak ogólnie mówią wzbudzając zainteresowanie turystów.
UsuńA sam cmentarz znajduje się między kościołem farnym a zamkiem, który widać na zdjęciu.
:-)
Moje wspomnienie o Dzierżyńskim? Około 1992 roku na wystawie sklepu zauważyłem butelki z charakterystycznym profilem Dzierżyńskiego. Zawierały wino owocowe o nazwie Krwawy Felek. A w którejś tam podstawowej klasie otrzymałem w nagrodę za wyniki w nauce książkę "Płomień gorejący" o tymże Feliksie, który zapewne dziś się w grobie przewraca z żalu, że nie dożył tych pięknych czasów, gdy stosowne(?) służby mogą o wszystkich wiedzieć wszystko.
OdpowiedzUsuńWestchnęłam sobie...
UsuńDziękuję że zajrzałeś na mój nowy blog.
:-)
Feluś mordował głównie prawdziwych ideologów komunizmu żeby nie przeszkadzali Stalinowi w realizowaniu jego planów.
OdpowiedzUsuńKomunizm jak islam - w swej czystej postaci, teoretycznej, to niemal same dobro. Obu tym ideologiom zaszkodziły interpretacje.
Znam całkiem sporo osób z rodzin nieco liczniejszych niż 2+ 2 i zauważyłam,że zawsze bardzo się od siebie różnią i poglądami i karierą.
Miłego;)
Dobrze godocie gażdzinko...
UsuńAle starzy Dzierżyńscy to i tak mieli dobrze, bo tylko jedno dziecko zyskało miano Krwawego - a mieli tych dzieci dziewięcioro.
Buźka...
Pewnie też głównie ruskich... A co do różnych profesji rodzeństwa - trudno, by wszystkie dzieci szewca były szewcami...
UsuńJasne.
UsuńOkazuje się, że kilka jabłek może daleko upaść od jabłoni. Albo odwrotnie, tylko jedno jabłko padło blisko jabłoni.
OdpowiedzUsuńSerdeczności.
Zależ od interpretacji. Poza tym chodziło mi głównie o to, że te jabłka często bardzo się od siebie różnią.
Usuń:-)
Nie wiedziałam, że jeden z Dzierżyńskich został pochowany w Kazimierzu Dolnym. A mijałam ten cmentarz w drodze na zamek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
Każdy go mija idąc na zamek. Ale niewiele osób o tym wie...
Usuń:-)
To niemal typowe, że w tzw. normalnej rodzinie znajdzie się zakała. Myślę, że jakieś wredne geny z wcześniejszych pokoleń zaplątały się i są na tyle mocne, że jednakowe wychowywanie wszystkich dzieci wyróżni to jedno. Ale też zdarza się, że całkiem przeciętna gromadka ma siostrę/brata całkiem genialnego. Serdeczności ślę, Jagódko :)
OdpowiedzUsuńMasz rację Anusiu.
UsuńSerdeczności
:-)
Rodzenstwo z reguly jest rozne - jeśli nie wyglądem to charakterem. Rodzina mojego kolegi mieszkając po sąsiedzku z rodzina tego Dzierzynskiego/bardzo szanowana/poprosila o interwencje, gdy ich bliscy zostali zesłani - i co usłyszeli? - Cieszcie się, ze nie wszyscy tam wyladowaliscie. I komentarz do Kurskich - ich mama goscila synow na niedzielnych obiadach i jak powiedziała w wywiadzie polityka była wylaczona z rozmow, po prostu się cieszyla z odwiedzin. Roznica pogladow nie wyklucza milosci rodzinnej, ale jak było z krwawym Feliksem trudno powiedzieć, w każdym razie jego rodzeństwo było szanowane i lubiane.Malgosia.
OdpowiedzUsuńI znowu się z Tobą zgadzam Małgosiu/
Usuń:-)
Po pierwsze bardzo ciekawa historia,jak zwykle u Ciebie. Po drugie...cóz... ja i moja siostra to naprawdę dopiero dwa rózne jabłka. Ale mam nadzieję, że oba dobre :)
OdpowiedzUsuńRodzeństwo się różni od siebie.... ale żeby aż tak jak w przypadku braci Dzierżyńskich???
UsuńTak to bywa z genami, część bierzemy po rodzicach, część po przodkach wcześniejszych, a resztę...po kominiarzu ;-)
OdpowiedzUsuńDzisiaj też obserwujemy w mediach rodzeństwa, które tak się różnią jak jabłka nie tyle z innej jabłoni, co nawet z innej planety...
Masz rację Asiu.
Usuń:-)
A podobno niedaleko pada jabłko od jabłoni :) I chyba naprawdę tak jest. Wbrew pozorom opisanych braci wiele łączy: są to osoby niepospolite, uzdolnione, skuteczne w działaniach, energiczne i aktywne, fanatycznie oddane jakiejś idei. Tylko idee inne.
OdpowiedzUsuńTrudno się z Tobą nie zgodzić Szarabajko.
Usuń:-)
Ach...bo z rodziną to najlepiej na zdjęciach... złośliwi dodają jeszcze...rentgenowskich ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Też prawda.
Usuń:-)
Mam nadzieję, że się tutaj przyzwyczaisz, Stokrotko :) Blogger nie jest taki zły, ale doskonale Cię rozumiem z tą niechęcią do zmian ...
OdpowiedzUsuńRodziną rzeczonego Feliksa nigdy się nie interesowałam,rewolucjoniści wszakże, oddani byli Sprawie, a poczęła ich matka partia i ojciec Lenin ;)
A tu - proszę, taka niespodzianka ...
No pewnie że się przyzwyczaję Lidio.
UsuńDzięki za wizytę.
:-)
Bardzo ciekawa historia. Zaciekawiłaś mnie osobą Ignacego Dzierżyńskiego. Stokrotko, zdjęcie z jabłkami prześliczne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
To z jabłkami to akurat nie moje zdjęcie.
UsuńDziękuję i pozdrawiam.
Beautiful!
OdpowiedzUsuńThank you.
Usuń:-)
Stokrotko nic na ten temat nie wiedziałam. Dzięki Tobie poszerzyłam swoja wiedzę.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zajrzałaś Tereso.
UsuńUdanego weekendu.
:-)
-- ja o tych różnych jabłkach na jednej jabłoni, tak z życia rodzinnego.... mam trzech braci, a każdy inny... no a ja to już zupełny odmieniec...
OdpowiedzUsuń- miłego dnia ... za oknem piękne słońce, więc może by tak spacer... ;)
Ja też bardzo się od siostry różniłam Alinko...
UsuńPewnie, że na spacer....
:-)
niedawno zastanawiałam się nad linią dziedziczenia:)) Majątek po bracie odziedziczyć można pod wieloma warunkami, ale nazwisko, "dobre" lub "złe" idzie jak cień
OdpowiedzUsuńPewnie że tak Czesiu...
UsuńAle nazwisko też można zmienić...
:-)
Oczarował mnie ten cudowny sad na obrazku, aż nie mogłem uwierzyć, że prawdziwy. Opowiedziałaś wzruszającą historię wziętą z życia, nie dziwię się, że tyle jest interesujących komentarzy. Paradoksem jest, że grób Ignacego zarósł chwastami, a pomniki Feliksa zdobią nadal reprezentacyjne place w niektórych miastach w Rosji.
OdpowiedzUsuńWiele tych paradoków w naszym życiu i w naszej historii.
UsuńA tę historię już dawno znałam, tylko zdecydowałam się napisać dopiero teraz.
A sad na obrazku to niestety nie mój.
Dziękuję Ci że jesteś.
Witaj Stokrotko.
OdpowiedzUsuńMelduję, że już jestem.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Cieszę się .... i proszę- nie znikaj na tak długo.
Usuń:-)
A ja sobie pomysłałam że ciężkie życie miał brat Feliksa....
OdpowiedzUsuńStokrotko zyczę Ci słonecznej soboty:
Ela
No pewnie że cieżkie Elu. Wszyscy wiedzieli przecież kim był Felek...
UsuńSerdeczności
"... napisałam ten tekst po to, żeby..." żeby po pierwsze odkurzyć mózgowe komórki, coby pomyślały, co Autorka miała na myśli, przytaczając tę opowieść o zacnym Ignacym i mniej uwielbianym Feliksie. Mnie się wydaje, że ten tekst jest impulsem do przemyśleń tego rodzaju, że tak jak przynależąc do pewnej rodziny czerpiemy z niej w miarę spójne wychowawcze wzorce, tak i jesteśmy indywiduami różniącymi się od siebie. A z czego to wynika? Otóż różnić nas może chociażby idea, pomysł na życie... a skąd ta idea? Przejmujemy ją od innych: nauczycieli, przyjaciół, ludzi, którzy na pewnym etapie naszego życia stają się dla nas wyjątkowi i ważni. To oni podsuwają nam pewne książki do przeczytania, ukazują świat innym, niż dotąd go widzieliśmy i... zaczynamy podążać własnymi drogami, niepomni przestróg, czasami zbuntowani, wierzący w siłę naszej własnej odnowionej "religii". A potem ukazujemy się jako ta jedyna i nie wiedzieć czemu w ten sposób poczęta czarna owca w stadzie. No cóż, dokonaliśmy pewnego życiowego wyboru i to nas wyróżnia. A pozostawiając na poboczu te ogólne parafilozoficzne dywagacje i schodząc na własną życiowa ścieżkę, osobiście uważam się za takową czarnowełniastą owcę, która musiała razu pewnego porządnie wyrżnąć płaskim czołem w drzewia komórki, w której konsumowała jakowąś trawiastą strawę i od tego uderzenia aż zatrzęsły się opony, a i szara materia zachlupotała. Wiele by o tym pisać, ale kończyć mi trzeba, i wierzyć, żem bardziej upodobniony do Ignacego aniżeli do Feliksa... choć Bóg jeden wie, co wyryją mi na kamiennej tablicy.... pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo ja sobie ten Twój tekst jeszcze kilka razy przeczytam - dobrze???
Usuń:-)
Nie wiem, z jakiej okazji zrobiłaś ten wpis, ale ta jabłonka na zdjęciu dziwna jest, prawie liści nie ma a jabłek tyle :-)
OdpowiedzUsuńBo liście już poopadały a jabłek nikt jeszcze nie zebrał.
UsuńByłam w Miasteczku niedawno.... więc napisałam z tej właśnie okazji
:-)
Można mieć jeden dom, jednych Rodziców, ale każdy jest inny, a czasem nawet "inniejszy"...;o)
OdpowiedzUsuńToż jasna sprawa że masz rację....:-))
UsuńCiekawa historia z tym Dzierżyńskim, nie znałam historii rodzinnej Dzierżyńskich, bo to nazwisko zawsze się źle kojarzyło. A tu proszę, już sam fakt, że ukończył studia matematyczno-fizyczne powoduje, że nabyłam do niego pewnej sympatii, a że w Moskwie? - To nas różni. A, że dobry człowiek z niego był, to miło wiedzieć.
OdpowiedzUsuńSerdeczności :)
Dobry i wartościowy był z niego człowiek.
UsuńDzięki za wizytę Jolu.
:-)
Ja nie lubiłam Onetu i cieszę się, że jesteś na Bloggerze. Tutaj naprawdę spokojnie można sobie blog prowadzić na każdy temat.
UsuńŻyczę powodzenia w nowej witrynie :)
Dziękuję Jolu.
Usuń:-)
Witaj, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńCzytałam kiedyś, że Feliks Dzierżyński posiadał sporo rodzeństwa, ale nic nie wiedziałam o ich losie.
Cóż... jak różne jabłka by to nie były, ludzie często pozwalają sobie na śliskie podteksty:(
To uświadamia, że nie da się żyć w oderwaniu od własnych korzeni, nie bacząc na dobro rodziny...
Pozdrawiam:)
No i trudno jest żyć gdy ma się w rodzinie kogoś bardzo złego...
UsuńDziękuję Leno.
:-)
Bardzo ciekawa opowieść, Stokrotko. Nie wiedziałam nic o rodzeństwie Dzierżyńskiego.
OdpowiedzUsuńA jabłonka na zdjęciu rzeczywiście przepiekna :)
Magnolio - dziękuję za odwiedziny.
Usuń:-)
Zaskakująco różne bywa rodzeństwo. Przykro jeśli jest to krwawa postać, rzuca cień na wszystkich o tym nazwisku.
OdpowiedzUsuńTo prawda.
UsuńSerdecznie Cię pozdrawiam.
Bo wypominanie komuś pochodzenia jest bez sensu ... to w jakiej rodzinie się urodziliśmy nie jest ani nasza zasługą, ani naszym wyborem ... i ta historia świetnie to pokazuje. Każdy z nas jest bohaterem lub szmalcownikiem tylko i wyłącznie na swój własny rachunek.
OdpowiedzUsuńTrudno się z Tobą nie zgodzić...
Usuń:-)