Nazywała
się Helena Roj i pochodziła ze starego i utalentowanego zakopiańskiego rodu
Gąsieniców-Rojów. Ukończyła szkołę powszechną i słynną założoną w Zakopanem przez Helenę Modrzejewską Szkołę Koronczarską. Mając 18 lat napisała pierwsza sztukę pt:"Janosik". Zaraz potem zorganizowała zespół aktorski, który z tą sztuką dał ponad 100 przedstawień w całej Polsce.
W
1921 roku poznała w Warszawie pisarza Mieczysława Kozłowskiego,
znanego lepiej pod pseudonimem Rytard. I chociaż jej ojciec
przestrzegał ją mówiąc „Aniś Ty dla Pana, ani Pon dlo Tobie”
to w dniu 24 kwietnia 1923 roku w izbie starej chałupy na Rojach
odbyło się słynne wesele. Na weselu grała najlepsza muzyka
Podhala – na prymie sam mistrz Bartuś Obrochta, stryjeczny dziadek
panny młodej, na sekundzie dwaj jego synowie, a na basach Stanisław
Szczepaniak-Bańscorz. Drużba weselny i pierwszy tancerz Podhala
Wojciech Wawrytko śpiewał przed muzyką. Drugi drużba nie tańczył,
siedział pod ścianą zasłuchany w Bartusiowe granie. Był to Karol
Szymanowski. Z powodu tego wesela odłożył wyjazd do Darmstadu na
premierę swojej opery „Hagigh”.
Za
stołami siedzieli goście, bliżsi i dalsi krewni, sąsiedzi, stare góralskie
rody: Bachledy, Gąsienice, Krzeptowscy, Sobczaki, Stopki. I goście
niezwykli – ze świata. Siedzieli między Rojami a Krzeptowskimi:
pani Iza Kozłowska, matka pana młodego, znana aktorka scen
polskich, artyści Zofia i Karol Stryjeńscy, pisarz Jarosław
Iwaszkiewicz z żoną Anną, która na tę okazję włożyła
góralski strój, rzeźbiarz August Zamojski, muzykolodzy Adolf
Chybiński i Stanisław Mierczyński. Byli też: dyrektor Muzeum
Tatrzańskiego Juliusz Zborowski i redaktor „Skamandra”
Mieczysław Grydzewski, z Kozińca przyszedł Jan Gwalbert
Pawlikowski, w kącie rozsiadł się Witkacy, a obok niego jakiś
zagubiony Francuz, który nie wiadomo skąd się wziął.
Kolejni
tancerze wybiegali przed muzykę, wirowały kwieciste spódnice, góralski śpiew
niósł się het za potok o nazwie Cicha Woda i odbijał echem od
brzyzków Gubałówki. Panna młoda była w staroświeckim góralskim
ubraniu, pan młody we fraku. Para jak z „Wesela” Wyspiańskiego.
Goście też „z Wyspiańskiego”. Dymiły głowy od tańca i wódki,
chłopy chwytali za ciupagi i brali się do bitki, aż ojciec panny młodej wkroczył z
dubeltówką na środek izby…
O
weselu pięknej i utalentowanej Heleny Roj i Mieczysława Rytarda
rozpisywał się po trzech dniach Warszawski Kurier.
A
Jarosław Iwaszkiewicz pisał, że wesele to było „jednym barwnym
obrazem”,
Z
kolei Adolf Dygasiński tak zapamiętał tamtą weselną noc: „Nie
wiadomo było, czy patrzeć, czy słuchać. Jedno dopełniało
drugie. Czekaliśmy aż podłogi zawalą się pod uderzeniami
tanecznej burzy, aż się rozstąpią ściany. Jak oni tańczyli!!! W
jak pięknych formach. Nie na pokaz – z ochoty i namiętności
ujętej w nieskazitelnie piękne linie i ruchy”.
Rytardowie
zamieszkali w Zakopanem, za Strugiem, spędzali też sporo czasu w
Warszawie. Pod Tatrami prowadzili góralski teatr. Piękna i
utalentowana Helena współtworzyła libretto do „Harnasiów”
Szymanowskiego.
W
1925 roku wyjechali na Wystawę Sztuki Dekoracyjnej do Paryża. Razem
napisali trzy powieści: „Koleba na Hliniku” „Wilczur z
Prohyby” i „Na białej grani”. Helena zagrała główną rolę
w filmie „Dzień wielkiej przygody” Józefa Lejtesa w roku 1935.
Spełniły
się niestety słowa ojca Heleny i małżeństwo rozeszło się po kilku latach. Już po separacji piękna i utalentowana góralka
wydała obrazek sceniczny „Podhale” i poświęciła się wielu
dziedzinom sztuki a przede wszystkim malarstwu na szkle. Jej obrazki na szkle zdobią sale Muzeum Tatrzańskiego przy Krupówkach w Zakopanem.
Jej
syn Jan Gąsienica-Roj został znanym ratownikiem tatrzańskim.
Piękna
i utalentowana góralka od lipca 1955 roku spoczywa na Pęksów
Brzyzku w Zakopanem.
Głównym
źródłem informacji do w/w tekstu były dla mnie „Kroniki
Zakopiańskie” Macieja Krupy.
Ciekawą postać przedstawiłaś.Nigdy nie udało mi się dotrzeć na zakopiański,stary cmentarz. Muszę to naprawić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Witam Cię serdecznie na moim blogu.
UsuńJak będziesz miała okazję to koniecznie idż na Pęksów Brzyzek.
Pozdrawiam
O, zapewne o wielu pochowanych na Pęksowym Brzyzku można by napisać ciekawe opowieści. A o paru wybitnych postaciach to nawet ksiażki napisano ;-)
OdpowiedzUsuńNo pewnie że tak!
Usuń:-)
Jest tam pochowanych wielu znanych ludzi.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa opowieść.
Pozdrawiam:)*
Wiele ciekawych i bardzo zasłużonych dla polskiej kultury ludzi.
UsuńPozdrawiam
Cudowna postać!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą.
Usuń:-)
Tytuł prawdę powiada, nic ująć nic dodać.
OdpowiedzUsuńP.S. pozostawiłam komentarze pod ostatnimi postami, ale wcięło.
Kasiu - w spamie też niczego nie znalazłam.
Usuń:-)
Kto nie ma szczęścia w miłości...stara prawda, im huczniej się bawią, tym rychlejszy rozwód. Ale może to z pożytkiem dla sztuki się zdarzyło?
OdpowiedzUsuńBardzo możliwe Asiu.
Usuń:-)
Przewidywania nie zawsze się sprawdzają - przywołany slub Wyspianskiego zaowocował trwałym związkiem tak jak jej siostry. Nie dziwie się fascynacji goralszczyzna - az się roi od ciekawych osobowości, a opisana wyżej para w rownym stopnie była utalentowana. Gdybyz tylko od tego zalezalo szczęście?! Pozdrawiam Malgosia.
OdpowiedzUsuńPrawie wszyscy górale tatrzańscy są utalentowani.
UsuńPozdrawiam Małgosiu.
Ta biografia pokazuje także, jak wiele talentów zaginęło tylko dlatego, że ktoś urodził się w nieodpowiednim miejscu. Pani Roj się udało, ale wielu innym, nie.
OdpowiedzUsuńToż prawda nad prawdy!!!
UsuńTo może o zakopianskiej szkole Kenara też napiszesz?
OdpowiedzUsuńMarek
Jak zbiorę materiał...
Usuń:-)
Ciekawa osoba o interesującym życiorysie
OdpowiedzUsuńZgadza się.
Usuń:-)
Witaj, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńTo ja może coś dla oka i ucha:):
https://www.youtube.com/watch?v=SICFk6wFEz8
Pozdrawiam:)
Byłam przekonana, że to "Harnasie" będą.
UsuńJesteś WIELKA Leno.
:-)
Przeczytałem to z łęzką w oku. Byłem rok w Zakopanem za młodu i wtedy miałem okazję rozczytywać się w tym wszystkim co dotyczyło Sabały i doktora Chałubińskiego i wielu innych znakomitości, które los związał ze stolicą naszych Tatr. Z przyjemnością czytałem o kolejnym mezaliansie góralki i paniska z wielkiego miasta W-wy, opowiedzianym przez prawdziwą miłośniczkę gór, a zarazem z krwi i kości Warszawiankę o pieknym pseudonimie - Stokrotka. Dziękuję za to! Jesteś Wielka - Stokrotko!
OdpowiedzUsuńFaktycznie nie jestem mała bo mam 166 cm wzrostu. :-)))
UsuńDziękuję Ci serdecznie i pozdrawiam
Rzeczywiście i piękna i utalentowana.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Stokrotko.
:-)
Ela
To prawda Elu.
Usuń:-)
Jak zawsze bardzo ciekawa opowieść. Wielka szkoda, że dorównuję Ci tylko wzrostem, a nie talentem. Ukłony.
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzliwość.
Usuń:-)
jest w każdym weselu sporo z teatru, a te góralskie, obrosłe legendami stały się wspólną własnością dzięki literaturze:))
OdpowiedzUsuńNie znałam, więc serdecznie dziękuję.
Najuprzejmiej proszę.
Usuń:-)
Panicz wyonaczy i porzuci. To typowe.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tyz prowda.
UsuńAle nie tylko panicz.
:-)
Bardzo interesująca, pełna kreatywnosci i odwagi a zupełnie nieznana przy tym postać. i rzeczywiscie piękna, i to taka uniwersalną urodą, bo często to, co uznawano za piękne niegdys, dzisiaj juz niekoniecnzie sie podoba!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cie życzliwie, Stokrotko i dziekuję za ciekawą opowieść!:-)
Cieszę się że Ci się spodobala...
Usuń:-)
Wspaniała osobowość, utalentowana artystka.
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie mi się czytało ten tekst,
w którym jest dużo znanych góralskich nazwisk :)
Cieszę się Hanno, że Ci się spodobało.
Usuń:-)
Stokrotko!
OdpowiedzUsuńJak zawsze bardzo interesująca opowieść.
Pozdrawiam:)
Dziękuję Łucjo.
Usuń:-)
Kochana!
OdpowiedzUsuńPiękna historia, aż się wzruszyłam:)
Pozdrowionka ślę:)
Nawzajem Morgano.
Usuń:-)
Mądrość w parze z wyjątkową urodą to najpiękniejsze połączenie. Dobrze, że miała co wspominać a pisząc i zajmując się teatrem nie miała czasu na biadolenie.Jesteś wspaniała, ze piszesz o takich cudnych postaciach. :-)
OdpowiedzUsuńA tak se ta pomalućku pisujem...
Usuń