czwartek, 6 września 2018
Dziedziczenie?
- Dlaczego nie wypiłaś herbaty do końca? Przecież Ci wystygła – pytałam za każdym razem.
- Nie mogę tak wszystkiego od razu. Na później sobie zostawiłam. Jak pójdziesz, to nie będę musiała sobie robić nowej. Tylko sobie spokojnie poleżę i poczytam.
- Przed wyjściem zrobię Ci nowej. Ale przecież jeszcze nie wychodzę.
- Idź, idź, przecież masz swoje życie.
---------------------------------------------------------------------------------
Nie zliczę rozmów tej treści. Zawsze sobie coś zostawiała na potem. Było to związane z jej trudnym życiem i z tym, że nigdy nie dojadała. A jak już była wreszcie syta, szczęśliwa i spokojna, to ciągle jednak bała się, że tamte złe dni wrócą. I chciała mieć zachomikowaną czekoladę albo kartonik z soczkiem, aby móc po nie sięgnąć, gdy zajdzie taka potrzeba.
Albo wypić parę łyków tej gorzkiej /i dawno wystygłej/ herbaty, którą jej córka zrobiła, jak do niej przyszła.
-----------------------------------------------------------------------------------
Kiedy przeszła na druga stronę tęczy…
… to wtedy znalazłam w jej małym mieszkanku kilka takich Jej kubków z niedopitą herbatą.
I kilkanaście przeterminowanych czekolad.
Jeden z takich kubków stoi u mnie na półce wśród książek, które lubiła czytać. I tuż koło Jej zdjęcia.
-------------------------------------------------------------------------------------
Minęło kilka lat.
----------------------------------------------------------------
Wczoraj wieczorem wpadł Młodszy, żeby pozabierać parę rzeczy, których nie zabrał, jak się przeprowadzał kiedyś do swojej kawalerki.
- Zrób herbaty – powiedziałam – a ja pokroję ciasto.
- A gdzie są kubki? – zapytał. - Bo w szafce nie ma ani jednego. O tu są, poroznosiłaś po mieszkaniu. I w każdym jest trochę herbaty…
-------------------------------------------------------------------------------------
Dziedziczenie.
/Był to urywek z mojej książki: "Zwariowałam"./
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Spokojnych i Zdrowych Świąt...
Choinka przed Zamkiem Królewskim w Warszawie. I ta sama choinka wieczorem. WSZYSTKIM WAM,...
-
Zgadzacie się z tym stwierdzeniem? Powracam do książki Pani Profesor Marii Szyszkowskiej. Tym ...
-
Z wielką niechęcią wybrałam się do jednego z supermarketów aby kupić sobie zimowe buty. Bardzo nie lubię robić zakupów w wielkich centrach h...
Kiedyś w to nie wierzyłam, a dziś wiem, że z wiekiem stajemy się coraz bardziej podobne do naszych matek. Niezależnie od urody, którą ja akurat odziedziczyłam po ojcu.
OdpowiedzUsuńDobrego dnia, Jagódko!��
Halinko i ja mam rysy ojca.
UsuńGeny, podobieństwa, dziedziczenie... jakie to szczęście, że możemy mieć w sobie cząstkę najważniejszych osób - niezależnie od tego w jakiej odległości się znajdują.
OdpowiedzUsuńAjo - to prawda.
UsuńPamiętam i ten fragment,który wzruszał i nadal wzrusza.....
OdpowiedzUsuńDziękuję Anusiu.
UsuńŻyją "nawyki" to i pamięć żyje...;o) Spójrz na Wnuki - ile mają gestów "po Tobie" (mnie to strasznie bawi)...;o)
OdpowiedzUsuńMasz rację Gordyjeczko.
UsuńWierze w geny - nawet jak cora jest kopia ojca to charakter oddziedziczyla slaski.W moim domu nie wolno było nic zostawić na talerzu, "bo wy nie znacie głodu" - pokolenie naszych rodzicow przeszlo twarda szkole zycia.I przekazalo nam to w genach - dlatego Twój synek nie znalazł zadnego kubka w szafce.Pozdr.Malgosia.
OdpowiedzUsuńPrzytulam Cię serdecznie Małgosiu.
UsuńPamiętam te kubki ( a raczej Twoje pisanie).
OdpowiedzUsuńMoja teściowa w czasie wojny strasznie marzła na robotach i nakupowała swojej rodzinie ogromniaste zapasy ciepłej bielizny.
Po latach większość trzeba było wyrzucić, bo gumy sparciały, mole zjadły itp.
Asiu - starzy ludzie mieli okropne wspomnienia.
UsuńJedno wiem - moja babcia miała rację- odziedziczyłam po swych rodzicach jedynie wszystkie ich złe cechy. Ale, kurczę blade, mimo tego lubię siebie i bałagan, który robię;))))
OdpowiedzUsuńBuziam;)
Uwierzysz ze i ja Cię lubię? ??
UsuńTeż przyłapuję się na tym, że powtarzam czynności mojej mamy, szczególnie w kuchni. A jeśli czegoś nie robię tak, jak robiła mama, to czuję się głupio.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Bo córki tak się przewaznie zachowuja...
UsuńOd kiedy pamiętam miałam podobne przepychanki z mamą, ale to ja nie dopijałam nigdy do końca, choć, na szczęście nigdy nie byłam głodna. Ale myślałam tak: jeśli będę musiała nagle popić (zakrztuszę się, będzie mnie suszyć :) ) to nie będzie pora na parzenie herbaty i czekanie na jej wystygnięcie. Lubię widocznie zamartwiać się na zapas i stąd te "zapasy" :)
OdpowiedzUsuńRozumiem Szarabajko.
UsuńJak zawsze odpowiadam z opóźnieniem na Twoje miłe słowa, które wlały nadzieję w moje serce. Dziękuję, że doceniasz moje pisanie. Staram się, aby było inne, ale nie sądziłam, że aż tak się wyróżnia i może kogoś zachwycić.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że odpowiadam tutaj, ale sama praktycznie po raz drugi nie zaglądam tam, gdzie zostawiam komentarz.
Piękny, wzruszający wpis. Ja także odziedziczyłam pewne nawyki po rodzicach, dziadkach... No i ogarnęło mnie uczucie wczesnojesiennego smutku.
Ale tobie życzę:
Mimo zbliżającej się jesieni rozejrzyj się dookoła. Zobacz świat na nowo i uśmiechnij się
Cieszę się Ismeno ze do mnie przychodzisz...
UsuńCzasem wkurzam się za coś na ojca i zawsze wtedy dociera do mnie, że jestem dokładnie taki sam dla mojej córki:))
OdpowiedzUsuńTo dobrze że to dociera :-)
UsuńBArdzo jest ten tekst wzruszajacy, orzeczytalam go wczesniej, mam Twoja ksiazke przeciez...
OdpowiedzUsuńBArdzo ladne zdjecie Twojej mamy no i kubek tez mi sie podoba.
Stokotko! znowu Cie wspominam w moim nowym poscie...moze zajrzysz?
Zajrzałam już.
UsuńNiewiele osób potrafi tak pięknie pisać o miłości jak Ty Stokrotko.
OdpowiedzUsuńMarek z dziewczynami
Dziękuję Marku z dziewczynami :-))
UsuńStokrotko - znam ten tekst na pamięć....
OdpowiedzUsuńJeszcze tylko tydzień i wreszcie poznam Cię osobiście
Ela
Elu - od poniedziałku będę bardzo zabiegana.
OdpowiedzUsuńPrzypominaj mi o której i na który dworzec przyjedziesz. W piątek wieczorem?
Tak. Będę się odzywać :-)
UsuńEla
Dziękuję.
UsuńDziedziczymy charakter, urodę, talenty... Wynosimy z domu różne rytuały, nawyki, przyzwyczajenia. Czasem dziwne, a nawet śmieszne- to też rodzaj dziedziczenia, który podobnie jak geny pozwala określić naszą tożsamość i przynależność do danej rodziny. Notka cieplutka jak wyjęta prosto z pieca bułeczka ale nie pozbawiona tęsknoty... Miło mi było uszczknąć odrobinę z Twojej twórczości Stokrotko:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Jeśli Ci się spodobalo .... to dla mnie wielka radość.
Usuń:-)
Piękne. I ja mam objawy dziedziczenia względem picia herbaty. Babcia (ze strony ojca) piła mocną, mama również i ja też. I podobnie jak u Ciebie zdarzały się niedopite, tyle że zawsze w szklance. Ale z czekoladą jest inaczej. Jeśli ją mam, to ją po prostu zjadam... mniam, mniam :-)
OdpowiedzUsuńCzekolade to musowo natychmiast się zjada całą.
Usuń:-)
To nie tylko geny, to jeszcze przywiązanie i pamięć i taka prosta, niczym nie skalana miłość. Uściski!
OdpowiedzUsuńBo tak właśnie jest Joasiu...
Usuń:-)