Nie
zwariowałam jeszcze z tych upałów tylko przypomniałam sobie o
Powozowni, która wchodzi w skład Muzeum Jeżdziectwa i Łowiectwa
w Łazienkach Królewskich. Sama Powozownia nie jest specjalnie
ciekawa, ale bardzo ciekawie opowiadał nam o konnej komunikacji w
Warszawie w końcu XIX i na początku XX wieku jakiś młody
pracownik tego muzeum – jeszcze chyba student.
No
więc dowiedzieliśmy się że:
1.
Pierwsze tramwaje konne ruszyły w Warszawie w 1866 roku. Do tego
czasu po ulicach miasta jeżdziły dorożki, zimą sanki i omnibusy
czyli pojazdy konne.
2.
Jak już w Warszawie wybudowano sieć tramwajową to obsługiwało ja
800 koni. Więc miasto nie tylko rozbrzmiewało stukotem końskich
kopyt i turkotem kół na żelaznych obręczach ale także silnie
pachniało końmi. Zwłaszcza w okolicach postojów dorożkarskich
odczuwalny był zapach końskiego potu a przede wszystkim końskich
odchodów.
3.
W warszawskiej plejadzie zaprzęgów zaszczytne miejsce zajmowały
eleganckie osobowe pojazdy konne. Należały do arystokracji a także
bankierów i przemysłowców.
4.
Prestiżowym miejscem do pokazania się w Warszawie – konno lub w
powozie – był plac wyścigów konnych, place wystaw koni, Park
Łazienkowski a także miejsca gdzie urządzano corsa kwiatowe.
Szczególnie malownicze były przejeżdżki jedną z najpiękniejszych
ulic w Warszawie – Aleją Ujazdowską.
5.
Osoby, dla których utrzymywanie własnego zaprzęgu było kłopotliwe
czy zbyt kosztowne korzystały z remiz. Te wynajmowały zaprzęgi
czyli pojazdy, konie, obsługę na godziny, dnie czy miesiące
.
6.
Elegancka klientela, wybierając się na przejażdżkę konną po
Warszawie udawała się zwyczajowo w kierunku Parku Łazienkowskiego.
Od rogu alei Szucha do Belwederu ciągnęła się specjalna droga dla
konnych. W godzinach przedpołudniowych podczas codziennej
przejeżdżki mijali się tu jeżdżcy i amazonki.
7.
Za posiadanie pojazdów konnych płaciło się w Warszawie podatek od
zbytku.
8.
Pierwsze tramwaje konne odkupiono od Towarzystwa Belgijskiego.
9.
Gdy w Warszawie w 1929 roku wprowadzono zakaz kucia koni na ostro
/ostre podkowy powodowały niszczenie bruków/ zaczęto stosować
tzw. podkowę warszawską. Zapobiegała ona ślizganiu się konia na
bruku była bowiem częściowo podbita gumą.
10. Nie
mam siły więcej pisać więc obejrzyjcie sobie jeszcze zdjęcia z
informatora o Powozowni.
Mam wrażenie, że w końskich czasach przyjemniej żyło się w Warszawie?
OdpowiedzUsuńNie było tak straszliwego hałasu i zanieczyszczenia powietrza.
UsuńStokrotko meldujemy się z nad Adriatyku i informujemy że będziemy o Tobie dziś intensywnie mysleć!!!
OdpowiedzUsuń:-) :-) :-)
Marek z dziewczynami
Dziękuję Marku.
UsuńDopiero przed godziną wróciłam.
:-)
Wszystko by było ok, gdyby nie to, że te wszystkie pojazdy musiały ciągnąć konie.
OdpowiedzUsuńI okropnie się biedulki męczyły...
UsuńStokrotko - przypomniałam sobie pannę Izabelę Łęcką jak jechała takim powozem przez Park Łazienkowski...
OdpowiedzUsuńP.S. Mam zaległości bo jestem na urlopie ale wiem że dziś Twój wielki dzień. Życzę powodzenia.
Ela
Albo jak jechała Krakowskim Przedmieściem a potem wysiadała z tego powozu i szła do sklepu Pana Wokulskiego....
UsuńSerdecznosci Elu.
Witam. Jest to romantyczne... I już odległe. Czar prysł. I tylko koni, koni żal... Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńTeraz konie - np. te co ciągną wozy z "turystami" do Morskiego Oka męczą się jeszcze bardziej...
UsuńSerdeczności...
Witaj Stokrotko.
OdpowiedzUsuńZamiast tłuc się zwykłym wozem,
Lepiej bujać się powozem.
Byłem w kilku powozowniach pałacowych.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Pewnie Michale że powóz to coś fajnego...
UsuńSerdeczności.
Te powozy są piękne... mają swój klimat, urok, czar... jest w nich historia tylko szkdoa biednych koni :(
OdpowiedzUsuńAle teraz niektóre konie są jeszcze biedniejsze - np. te, które wożą turystów do Morskiego Oka.
UsuńTo ja tylko dodam, że po wojnie , gdy samochody były jeszcze "na wagę złota", jeździły po Warszawie dorożki konne w charakterze taksówek i osobiście pamiętam jak się tym jeździło. I z tymi podkowami to było różnie, bo przeżyłam szok, gdy koń ciągnący dorożkę w której byłam nagle się przewrócił i niewiele brakowało a zwaliłaby się i dorożka na bruk. I od tej pory każda jazda dorożką wywoływała mój gorący protest, czyli wrzask i płacz.Konie dość długo jeszcze urzędowały w stolicy, bo furmanki wywoziły uprzątany gruz, woziły regularnie węgiel i różne towary. Ostatnie wozy konne wjeżdżały do miasta jeszcze do połowy lat siedemdziesiątych.
OdpowiedzUsuńNo i na Starówce dość długo były dorożki jako "atrakcja dla turystów".
Wiesz, gdy naście lat temu byłam w Salzburgu to tam też było dużo bardzo ładnych dorożek konnych, ale chyba mieli jakieś inne konie, bo nawet na ich postoju nie cuchnęło końmi ani ich odchodami. Nawet się zastanawiałam czy może one chodziły gdzieś do toalety???
Aniu - na Starówce to nadal są dorożki jako atrakcja dla turystów. I to nie tylko na warszawskiej Starówce ale i na krakowskiej...i na innych np. w Pradze...
UsuńA ja dorozka jechalam do 1 komunii!Udanego spotkania, u nas juz goraco.Trzymam kciuki Malgosia.
OdpowiedzUsuńMałgosiu - czułam że trzymasz kciuki!!!
Usuń:-)
Ocaliłam od marnacji chomąto z gospodarstwa mojego kuzyna :) Miał ich kilka, bo kiedyś w gospodarstwie pracowały konie, niezabezpieczone walały się w szopce. Wyprosiłam jedno od niego i tylko to ocalało, wisi sobie w moim pokoju, a w nim ptaszysko przeze mnie zrobione :)
OdpowiedzUsuńTakie chomąto to wyjątkowa pamiątka Mario.
UsuńDziękuję że o tym napisałaś...
Powozem nie jechałam,ale wozem tak.Trochę trzęsło.
OdpowiedzUsuńSzczególnie drabinistym wozem trzęsie :-)))
UsuńDo naszych czasów przetrwał konny transport na Morskie Oko. To przygnębiające, ale z tego co czytam i widzę na zdjęciach, z roku na rok rosną kolejki oczekujących na konne wozy. I nie są to osoby niepełnosprawne, starsze, schorowane. Hmm... chyba ludzie traktują tę jazdę jako jedną z atrakcji turystycznych. Co za nieporozumienie.
OdpowiedzUsuńJestem tego samego zdania. To jest okrucienstwo wobec tych biednych koni.
UsuńSerdeczności Marijano :-)
Nie, dziękuję! To już wolę rower lub "autonogi"! Ale pojazdy dawne lubię ogladać. Niedaleko naszego, pomorskiego Czerska jest stadnina i jej właściciele mają powozownię, gdzie można ogladać dawne, pięknie odnowione powozy konne!
OdpowiedzUsuńBo przy stadninach z reguły są powozownie.
UsuńDziękuję Ci za komentarz.
:-)
Podobno największa kolekcja powozów wszelakich znajduje się w Łańcucie. Można nawet przejechać się po parku. Zapraszam.
OdpowiedzUsuńWiem Marku, wiem. Też kiedys w łańcuckim parku jechałam powozem...
UsuńWitaj, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńEkologia w najczystszej postaci - chciałoby się powiedzieć:)
Pozdrawiam:)
To prawda Leno.
UsuńDziękuję serdecznie.
:-)
Przyjemnie się jeździ dorożką, próbowałam, ale najlepiej latem, chociaż jechałam także w burzę...
OdpowiedzUsuńZwiedzałam nieraz powozownie przy zamkach i pałacach, niektóre pojazdy to prawdziwe dzieła sztuki:-)
To prawda Asiu że niektóre powozy były przepiękne...
UsuńPrzy Zamku w Łańcucie także jest powozownia. Minęło wiele lat, od ostatniej tam mojej obecności, ale pamiętam dużo. Bardzo ciekawy post,z przyjemnością przeczytałam :)
OdpowiedzUsuńAnusiu - przy zamku w Łańcucie to jest Wspaniała Powozownia.
Usuń:-))
Chcialabym zyc w tych czasach Stokrotko. Zylo sie wtedy spokojniej, choc chyba bez znakow drogowych, czy tak? :))
OdpowiedzUsuńAlenko - też mi się wydaje, że nie było znaków drogowych :-))
UsuńStokrotko
OdpowiedzUsuńOglądałam wiele cennych okazów, ponad rok temu w Muzeum w Łańcucie:)
Dopiero po napisaniu zauważyłam komentarz wyżej:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Morgano - jest kilka pięknych powozowni w Polsce, ale najwspanialsza faktycznie w Łańcucie.
Usuń:-)
Chętnie bym spróbowała - takiej romantycznej przygody, najlepiej nocą... 😊 w świetle latarni
OdpowiedzUsuńGabrysiu - wtedy to byłaby przejażdżka Zaczarowaną Dorożką.
Usuń:-)
nie pojedziemy, szkoda mi koni...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)...
Męczą się biedaki w taki upał...
UsuńTeż mi szkoda koni. A ludzie sami mogliby się przelecieć. Tak byłoby zdrowiej i dla nich i dla koni.
OdpowiedzUsuńMarysiu - koń to przecież takie szlachetne zwierzę...
UsuńPięknie opisałaś. Chciałoby się rzec:od powozu do metra ;) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję :-)
UsuńNie było metra, autobusów i tramwajów, były tylko koniki a i tak ludzie nie byli tacy zapędzeni i zabiegani jak dzisiaj;(.
OdpowiedzUsuńI wszędzie zdążyli ...
A niektórzy pieszo chodzili... i też zdążyli...
Usuń:-)
Kiedyś gdy ojciec miał konika, to się pojeździło na oklep i furmanką!
OdpowiedzUsuńAle masz fajne wspomnienia :-))
UsuńCzymkolwiek ina czymkolwiek (nawet na koniu) byle z wiatrem we włosach. W iluż to książkach ważne rzeczy dzieją się w karocach i powozach! Za sto lat zaś będą czytać o ciekawym życiu w metrze;-)
OdpowiedzUsuńNotario .... w metrze tez podryw może być na calego :-))
UsuńW skansenach często można zobaczyć takie powozy
OdpowiedzUsuńA nawet ladniejsze i elegantsze.
Usuń:-)
Czytając Twój tekst i oglądając zdjęcia myślałam o ekranizacji "Lalki"( tej z Braunek i Kamasem)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Bo oni w tym filmie wlasnie powozami jeździli.
UsuńSerdecznosci.
Wczoraj widzieliśmy góralskie wesele, gdzie państwo młodzi i goście jechali pięknymi bryczkami. Większość gości ubranych w tradycyjne stroje. Bardzo podoba mi się takie kultywowanie tradycji.
OdpowiedzUsuńMasz rację to jest piękna tradycja.
UsuńDziękuję że o tym przypomniales.
:-)
To wszystko ciekawe. Zajrzyj kiedyś do powozów w pałacu łańcuckim.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Bylam dws razy.
Usuń:-)
Konie zaprzężone do pracy w kopalni-to rzeczywiście było okrucieństwo, ale konie ciągnące powozy, bryczki, wozy, to po prostu wykorzystywanie ich umiejętności. Do tego zostały stworzone.
OdpowiedzUsuńIwonko masz rację.
UsuńA mnie przypomnial się "Łysek z pokladu Idy"...
Ciekawy post Stokrotko. Lubię twoje historyczne posty.
OdpowiedzUsuńDziękuję Kasiu :-)
UsuńJadziu
OdpowiedzUsuńNa Twój blog wchodzę codziennie, o powozach na przykład nic nie wiem
stąd dużo się od Ciebie dowiedziałam.
Ewa z Bajkowa
Dziękuję Ewo z Bajkowa:-)
UsuńChętnie przejechałabym się takim powozem,
OdpowiedzUsuńPozdrawiam letnim powiewem wiatru i uciekającą chwilą już w drugim półroczu
Dziękuję Ismeno i pozdrawiam Cię serdecznie :-)
UsuńPiękna pożywka dla wyobraźni! Pomimo, że w dzieciństwie widziałam jeszcze wiele furmanek, zaprzęgów,(a nawet dorożek na Rynku Starego Miasta), to wydaje mi się, że to było w jakimś oglądanym tylko przeze mnie filmie.Inna epoka.
OdpowiedzUsuńDziękuję Joasiu.
Usuń:-)