wtorek, 4 maja 2021

Pamiętacie wczasy pracownicze?

Czy pamiętacie Przedsiębiorstwo Turystyczne o nazwie "Fundusz Wczasów Pracowniczych"? Czy ktoś z Was korzystał kiedyś z wczasów na które jeździli bardzo różni ludzie? Na takich wczasach można było spotkać górników, rybaków, rolników, nałogowych pijaków, panie lekkich obyczajów, najzwyklejszych złodziei czy kombinatorów. Uczestniczyli w nich także ludzie wykształceni - lekarze, nauczyciele, naukowcy. Zdarzali się ludzie o szerokich horyzontach, znający języki obce i ciekawi poznawania Polski. Zdarzali się także ludzie beznadziejni, którzy nie przyjeżdżali odpocząć po roku pracy, tylko balować cale noce. Było naprawdę różnie.

                                      

Na pierwszych wczasach pracowniczych byłam w Lądku Zdroju. Pojechaliśmy do domu wczasowego, który słynął z kuchni żywiącej  swoich wczasowiczów bardzo zdrowo. A ja byłam wtedy po raz pierwszy "w stanie błogosławionym" i zamiast przybierać na wadze - chudłam ... no i stwierdzono u mnie początki anemii. No i z tego powodu byłam bardzo rozdrażniona i smutna.
Na wczasach w Lądku-Zdroju było całkiem fajnie, bo mieszkaliśmy w jakimś poniemieckim, świeżo odnowionym pałacyku, ale problemem były wspólne posiłki. Siedzieliśmy bowiem przy stole z małżeństwem, które miało niesamowity apetyt. Zjadali wszystko co było podawane na wspólnych półmiskach czy w wazach. W związku z tym gdy tylko przyszliśmy do stołu parę minut później nie udawało nam się załapać na jakąś zupę czy surówkę. Wszelkie delikatne sugestie, że to co na wspólnym pólmisku jest dla wszyskich osób siedzących przy stoliku nie robiły na naszych współbiesiadnikach żadnego wrażenia. No więc raz aż się rozpłakałam bo ci ludzie zjedli mi ulubioną surówkę z marchewki ...

 
Na następne wczasy pracownicze pojechaliśmy już z pierwszym małym syneczkiem do Władysławowa. Było całkiem dobrze, gdyby nie to, że mieliśmy wspólną łazienkę razem z toaletą. Znajdowała się ona na końcu długiego korytarza. Oprócz nas korzystało z niej kilka rodzin mieszkających w sąsiednich pokojach. Nigdy nie zapomnę tej długiej kolejki przed łazienką .... praktycznie o każdej porze dnia i nocy...

Zawsze mnie dziwił sposób ubierania się niektórych wczasowiczów. Nigdy nie zapomnę pani, która w Gawrych-Rudzie nad Wigrami siadała do śniadania w pełnym makijażu i ze złotymi kolczykami w uszach. Miała też na szyi długi łańcuch z jakimiś szlachetnimi kamieniami. Można powiedzieć że "do każdej zupy mlecznej" zakładała inny naszyjnik...

 

Któregoś roku "załapałam się " na wczasy organizowane przez Fabrykę Samochodów Osobowych na Żeraniu. Fabryka ta sponsorowała odbudowę zamku w Krasiczynie i w związku z tym  rozprowadzała miejsca wczasowe w Zamku. A właściwie to nie w samym zamku tylko w wyremontowanej wozowni zamku. Były tam pokoje - oczywiście ze wspólną łazienką i toaletą na korytarzu. I też byłoby całkiem fajnie, gdyby nie fakt, że system ogrzewania był wadliwy. Mieszkaliśmy tuż obok kotłowni w której ciągle coś dymiło albo się paliło. W związku z tym ciągle byliśmy zadymieni i łzawiły nam oczy...

Jak już pisałam towarzystwo na takich wczasach było bardzo różne. Nigdy nie zapomnę nocnych libacji, krzyków, trzaskania drzwi, nawoływania z balkonów "Zenka albo Ziuty". I ciągłego zdziwienia, że ja i moja rodzina nie bierzemy udziału w tych libacjach. Ciągle słyszałam, że jestem jakaś dziwna, albo chora psychicznie i "po co pani tu przyjechała". Że o ciągłym waleniu w drzwi przez całą noc nie wspomnę. 

Z kolei w Świnoujściu mieszkaliśmy w domku murowanym na polu campingowym. Też nie byłoby źle 
gdyby nie to, że prawie każdej nocy wchodziła nam na balkon para w celach bardzo konkretnych.
Wyglądało na to że była to pani i pan z dwóch zupełnie róźnych związków. I że na naszym balkonie dopuszczali się zdrad...

Nie zapomnę nigdy pani, która w Sopocie przy każdym spotkaniu przy stole usiłowała porozmawiać ze mną po francusku. Na wyraźony przeze mnie żal, że niestety nie znam francuskiego, ale możemy porozmawiać po angielsku, niemiecku lub rosyjsku, bo te języki znam - wzruszała ramionami i zwracała się do swojego męża z pretensją pt: "no i gdzie ty mnie przywiozłeś". Oczywiście była Polką.

Czasy się zmieniły. Nie ma już Funduszu Wczasów Pracowniczych, którego założeniem było zrównać wszystkich ludzi w czasie wypoczynku.
Trzeba jednak obietywnie przyznać, że na takich wczasach organizowane były ciekawe wycieczki krajoznawcze i zatrudniani lokalni przewodnicy na naprawdę wysokim poziomie. Nigdy nie zapomnę przewodnika z domu wczasowego w Gołdapi, który z wielką miłością opowiadał nam o swojej ziemi zwanej Prusami Wschodnimi.


A teraz uwaga: Trzy lata temu nocowaliśmy z wnukami w hotelu turystycznym w Gdyni. Drugiej nocy musieliśmy się ewakuować, ponieważ pogryzły nas w nocy pluskwy...
A więc różnie w życiu bywa...

A Wy macie jakieś wspomnienia tego rodzaju? Nie muszą być z wczasów pracowniczych...ale też z różnych "wyjazdów do Polski"
---------------------------------------------------------------------------


P.S. Zdjęcia robiłam tydzień temu na skwerze im. Stefana Wiecheckiego - 
"Wiecha" na warszawskim Targówku.



86 komentarzy:

  1. Oj, pewnie że pamiętam i to zarówno wyjazdy z rodzicami, jak i moje własne. Napiszę więcej później, bo teraz lecę do pracy:-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja na wczasy wyjeżdżałam z rodzicami i były to zawsze ośrodki wojskowe. Raz tylko gdy już pracowałam wyjechałam samodzielnie z synem 5 letnim do Ustronia. Ty miałaś wyjątkowego pecha z tymi ośrodkami, w których zdarzyło Ci się być. Ludzie zazwyczaj wczasy lub sanatoria traktują jak "bezludną wyspę", na której mogą robić to, czego nie odważyliby się robić w swoim "rodzimym otoczeniu. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się Iwonko że udało Ci się wpisać komentarz.
      Serdecznie Ci dziękuję :-)

      Usuń
  3. Wczasy, wypoczynek był przewidziany i zorganizowany i to 2 tygodnie. Obecnie szef Sue dziwi, ty chcesz wyjechać, odpocząć a tu tyle roboty. 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Krystyno - było wiele plusów takiego wypoczynku :-)

      Usuń
  4. Też wspominam różne dziwolągi, chociaż moja wielka przyjaźń z Janią z Krakowa, zaczęła się w 1983 roku na wczasach. Byłam z 10-letnim synem, po rozwodzie, obolała i umęczona. Jania była z rodziną, dwa domki dolej. Nie miałam ochoty na zawieranie znajomości, więc lokowałam się z leżakiem i książką z dala od wczasowiczów. Syn poznał paru fajnych kolegów , w tym Krzysia, syna Jani, i spędzał z nimi czas. Jnaia zagadała do mnie na stołówce. Tak zaczęła się nasza wielka, sprawdzona przyjaźń, jeszcze teraz mam łzy w oczach, bo to ona własnie pomagała mi w uzyskaniu wejściówki do wybitnej chirurgiczki onkalogicznej, na konsultację. A poza tym pamiętam z innych wczasów, też w kempingach, bo takie nam najbardziej odpowiadały, masowe zatrucie pokarmowe. Sami zameldowani bylismy przy drzwiach swojego WC, ale zdarzyło się paru gości, nie w porę, którzy nie mogąc doczekać się swojej sprawiedliwej kolejki u siebie, błagali o przepustkę do nas. Potem mieliśmy wszyscy kupę /nomen-omen/ śmiechu �� Anula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniały komentarz Anusiu - szczególnie zakończenie :-))
      Serdecznie Ci dziękuję .

      Usuń
  5. Stokrotko - na wczasach FWP w Szklarskiej Porębie poznałam swojego przyszłego i jednego męża :-)
    Ela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu - jednego męża czy jedynego??? :-)))

      Usuń
    2. Oczywiście że jedynego!!! :-)))
      Ela

      Usuń
    3. Tak myślałam Elu :-)

      Usuń
  6. 1998 - rok - już po transformacji. Kościelisko, pensjonat Salamandra. Ale było bardzo ciekawie. Pozdrawiam Stokrotko po powrocie z biblioteki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomnienia z wczasów są przeważnie bardzo ciekawe :-)

      Usuń
  7. znam sprawę, wiem o istnieniu takiej instytucji, znam nieco żartów i anegdot na ten temat, ale nigdy sam jakoś nie brałem w tym udziału... inna sprawa, że niewiele lat pracowałem w państwowej firmie, ale w niej akurat tego nie organizowano, nawet jednodniowej wycieczki na grzyby...
    ale jeden wyjazd mogę podciągnąć pod "wczasy pracownicze"... kiedyś wyjechałem do pewnego górskiego kurortu i dzięki koneksjom rodzinnym mieszkałem w Domu Rzemiosła w jednym pokoju z dwoma starszymi panami, bardzo miłymi, niekłopotliwymi współlokatorami, wstawali wcześniej ode mnie, a gdy wracałem przeważnie już spali... czasem jednak jeszcze nie spali, wtedy jeden nas raczył swoimi wspomnieniami przemytniczymi, a drugi nas próbował nawracać na Świadków Jehowy, nie było to jednak wszystko upierdliwe... zaś życie towarzyskie faktycznie w tym Domu kwitło, przekrój gości był urozmaicony i nieraz było naprawdę wesoło...
    ...
    za to "wczasami pracowniczymi" nazywałem /tak na prywatny użytek/ swoje liczne wyjazdy handlowe, gdzie łączyłem pracę z wczasami i realizowaniem się turystycznie,jednak to już jest osobna bajka...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. To może się przyznasz czy stałeś sięprzemytnikiem czy wstąpiłeś do Świadków Jehowy??? :-))
      2. A może tę osobną bajkę kiedyś napiszesz???

      Usuń
    2. przemytnikiem to akurat by(wa)łem, ale to jest właśnie ta osobna bajka, a ten dziadek z pokoju na innych trasach i z innym towarem śmigał :)...

      Usuń
    3. No ale doświadczenie nie byle jakie zdobywałeś :-))

      Usuń
    4. okazuje się, że pewne numery są powtarzalne i mają nieraz miejsce niezależnie od siebie:
      ten pierwszy dziadek opowiadał, jak wiózł kiedyś pociągiem futra srebrnych lisów z Sojuza do Polski /zakazane nie było, ale cło się płaciło grube, a te były nieoclone/ i na pytanie celnika "co pan tam wiezie?" odpowiedział zgodnie z prawdą "srebrne lisy"... celnik tylko go ofuknął za głupie żarty i poszedł dalej...
      identycznie miałem kiedyś jadąc pociągiem do Bułgarii... bardzo popularny był przemyt pluszu bez cła, więc ja też wiozłem sporą belę w worku od namiotu... celniczka pyta: "plusz jest?", na co ja na bezczela mówię "oczywiście, mam pokazać?" i sięgam na półkę po ten worek... jej reakcja była podobna, jak w przypadku tego dziadka...
      jak widać, sytuacja wręcz identyczna...

      Usuń
    5. To koniecznie musisz opisać swoje przemytnicze wspomnienia :-))

      Usuń
  8. Klik dobry:)
    Ja najmilej wspominam wczasy wagonowe PKP. Opisywałam je na swoim blogu.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślam się, że mieszkałaś w wagonie???

      Usuń
    2. Mieszkaliśmy w zelektryfikowanych wagonach towarowych. Wewnątrz były urządzone, jak domki campingowe. Wagony grupowano w pobliżu świetlicy i stołówki – normalnych budynków czy pawilonów z sanitariatami i prysznicami.
      Tak to wyglądało:
      https://grycela.blogspot.com/2012/05/wakacyjny-flirt-miosc-czy-przygoda.html
      Ale jeszcze lepsze były wygodne podróże kolejową salonką po krajach RWPG. Nie trzeba było przesiadać się i dźwigać tobołków. Wagon doczepiano do odpowiednich pociągów, a w mieście, które było w programie zwiedzania czy plażowania, kolejarze bratniego kraju wagon ściągali na bocznicę. Zaopatrywali też w wodę. W wagonie się spało, gotowało, myło. O turystycznym handelku nie wspomnę.

      Usuń
    3. To faktycznie było ciekawie.
      Bardzo Ci dziękuję :-)

      Usuń
  9. Czytam i widzę, że straciłam:)))
    Kilka razy byłam z rodzicami, ale to były urlopy z wczasami w ośrodkach bankowych, a ponieważ 'bylismy z Krakowa' i tata 'piastował' funkcję, to wszyscy nam się w pas kłaniali, a kiedyś nawet jakiś urzędnik z prowincji witając się, z przejęcia nie tylko mamę pocałował w rekę:) Rozumiesz, że o ekscesach nie było mowy:) Ja sie wymiksowałam z tych wyjazdów w liceum, nienawidziłam ich. A potem już zawsze jeździłam na obozy wędrowne, a w dorosłym zyciu prywatnie, na tzw. kwatery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie że straciłaś:-)))
      Ale na kwaterach też różnie i śmiesznie bywało:-)

      Usuń
  10. Już drugą godzinę się śmieję:-))
    Ale przypomniałem sobie jak mi Beatka kiedys awanturę na koniec wczasów zrobiła bo za bardzo się patrzyłem na jedną dziewczynę która przy wspólnym stoliku z nami siedziała:-)))
    Kapitalny temacik zapodałaś!
    Marek z dziewczynami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już tam Beatka wiedziała co robi.... Pewnie Ci po głowie jakieś głupie myśli chodziły :-)))

      Usuń
  11. Niesamowite te wczasy mieliście! Gdyby było inaczej, nie miałabyś czego wspominać! I ubawiłaś mnie niezmiernie. My trafialiśmy nie najgorzej, ale pamiętam, że w połowie lat 90-tych wyjechaliśmy w celach turystycznych i... prokreacyjnych do Zakopanego, a tam pokój z sąsiadami mieliśmy przepierzony tylko płytą!!! Wyobrażasz sobie???
    Roślinki parkowe coraz radośniej rosną, pomimo zimna. Cóż, robią swoje:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urszulko - pewnie że sobie wyobrażąm!!!! Miodzio było:-)))

      Usuń
  12. Pamiętam, ale nigdy z nich nie korzystałam- po prostu przez kilkanaście lat po ślubie byliśmy bez dzieciaka, więc nasze wspólne zarobki nie kwalifikowały nas na zniżkowe FWP, a pełnopłatne nas nie interesowały- to już lepiej było wydać trochę więcej i jechać prywatnie.Poza tym nas interesowało tylko i wyłącznie Zakopane i zakwaterowanie bez stałych godzin posiłków.
    Taternicy tak mają, a ja byłam żoną taternika wszak. A gdy już było dziecko to jeździliśmy do branżowych ośrodków wypoczynkowych "naszych" ewentualnie naszych przyjaciół.Czasami było to panoptikum, czasami całkiem nieźle. A potem,po transformacji, "odkryliśmy" pensjonaty Orbisu- strzał w dziesiątkę, zimą zwłaszcza -oczywiście w Zakopcu.
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz że ja kiedyś byłam na wczasach nauczycielskich w Zakopanem... Mama załatwiła mnie i mojej koleżance, Mieszkałyśmy w szkole na Bystrem - kojarzysz gdzie jest ta szkoła? Od ronda na Bystrem w prawo w kierunku Kuźnic. Spaliśmy w klasach po 20-25 osób. To dopiero był cyrk..... ale fajnie było bo człowiek miał 19 lat :-))

      Usuń
    2. Schroniska szkolne były organizowane w szkołach w czasie wakacji, po prostu do klas wstawiano łóżka. W trakcie dwóch obozów wędrownych nocowaliśmy w takowych, cała grupa dziewczęco-chłopięca mieściła się w jednej sali :) Raz w maleńkiej górskiej szkole zeszły się niechcący dwie wędrowne grupy, należało więc zagęścić łóżka, ja spałam na twardym materacu gimnastycznym, ło wstawanie było ciężkie ;)
      Mam takich spartańskich wspomnień trochę, może wpis z nich zrobię :)

      Usuń
    3. Mario koniecznie o tym napisz :-)

      Usuń
  13. Na wczasy z rodzicami jeździliśmy co roku i gdy wspomnę, jakie skromne warunki wtedy panowały, to dziś pewnie sanepid zamknąłby połowę z takich miejsc, ale dzieciom wystarczy plaża i woda:-)
    Jako dorosła osoba byłam na tzw. wczasach chyba ze 3 razy, nie wspominam jakoś strasznie, ale wkrótce zaczęliśmy jeździć sami prywatnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki że wróciłaś ze wspomnieniowym komentarze, :-)

      Usuń
    2. Ja mam podobne wspomnienia jak Jotka.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    3. Dziękuję Ismeno :-)

      Usuń
  14. Co tam wczasy FWP. "Kulturalno - Oświatowy" to była fucha. Praktycznie na każdych wczasach mieliśmy całkiem niezłych k-o wców. Kiedyś nawet na tą fuchę ja się załapałem, bo prawdziwy k-o wylądował w areszcie. ;)
    Tak, wczasy FWP zrównywały ludzi różnych zawodów i proweniencji, i to było fajne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie że było fajnie... a Tobie pewnie najfajniej bo kulturalno-oświatowi mieli powodzenie u wczasowiczek :-))

      Usuń
    2. Niestety byłem tam z dziewczyną. A, że do roboty k-o wca nie przykładałem się, więc po kilku dniach ściągnięto prawdziwego.

      Usuń
    3. No ale Cię nie zamknęli jak tego prawdziwego więc wszystko dobrze się skończyło :-))

      Usuń
  15. Milo wspominam wczasy w Ustce w okresie kartkowym, bo na stole byly wazy z zupa, polmiski z drugim daniem itd, a swobode dawaly osobne domki dwupokojowe dla dzieci i rodzicow. A w podarunku slubnym od szkoly dostalam wczady w gorach. Wspomnienia sa wspaniale bo dotycza lat mlodych i pelnych marzen mimo iz rzeczywistosc byla szara. Splywy kajskowr to nie bylo FWP, ale jedzonko w stanicach pamietam:niebo w gebie. Caluski Malgosia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu Kochana - ja w gruncie rzeczy też bardzo przyjemnie wspominam te wczasy. A opisałam kilka weselszych wydarzeń żeby było weselej...
      Serdeczności :-)

      Usuń
  16. Pani Stokrotko nie znam takich wczasów.
    Bardzo mi się podobają te roślinki które Pani sfotografowała.
    Pozdrawiam Panią
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Ty jesteś jeszcze dzieckiem Kasiu :-))
      Bardzo Ci dziękuję.

      Usuń
  17. W tym czasie to ja na obozy harcerskie jeżdziłam, ale pamiętam. Natomiast jeden raz skorzystałam z wczasów Związku Nauczycielstwa Polskiego w Augustowie. I to wcale nie aż tak dawno, bo na przełomie lat 90/2000. Ośrodek położony przepięknie, ale... cały czas padało i było zimno. Do tego stopnia, że się tam lekko przeziębiłam. Ale...były to jeszcze wczasy organizowane na moduł, o którym piszesz. I trafiłam akurat na fantastycznie zorganizowane. Było mnóstwo pięknych wycieczek ( pomimo deszczu wszystkie sie odbyły) i jakieś ognisko zapoznawcze :) :) :) KO-wiec zrobił swoją robote na 5+
    Ale to były czasy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację - na takich wczasach wszystko było bardzo dobrze zorganizowane ... no i wycieczki były na bardzo wysokim poziomie.
      Dziękuję serdecznie Polu :-)

      Usuń
  18. Ciekawe przeżycia. ;)
    Z dzieciństwa pamiętam wyjazdy nad morze, choć to był chyba po prostu zakładowy ośrodek, nie FWP... Miejsce to był bardziej duży dom niż hotel, posiłki we własnym zakresie, z organizacji czasu było czasem ognisko. Podobało mi się, że w piwnicy była świetlica, gdzie można było pograć w ping-ponga i piłkarzyki, zawsze było też trochę dzieci w podobnym wieku. Pamiętam też ciasne pokoje, tapczany zamiast łóżek i wspólne łazienki. ;)
    Przed pluskwami to podobno żaden standard hotelu nie chroni... kiedyś się sporo o nich naczytałam i przez rok miałam wręcz obsesję, aż się sobie dziwię, jak dałam radę spać w obcych miejscach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kataszo - bardzo serdecznie Ci dziękuję za Twoje wczasowe wspomnienia:-)

      Usuń
  19. "Sklep z wczasami FWP" był na Placu Konstytucji przy Koszykowej, tej jej części, w przy której znajduje się biblioteka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko się zgadza. Kupowałam tam kiedyś wczasy.
      Dziękuję Ci.

      Usuń
    2. Właśnie tam MS "kupił wyjazd" pierwszy raz do Szczawnicy! I już zostało na zawsze :)))) A wczasy z rodzicami miło wspominam. Świetne "kawałki" wspomniałaś :)

      Usuń
    3. Anko takich "kawalkow" się nie zapomina...:-))

      Usuń
  20. Pewnie, że pamiętam, nie raz byłam na takich wczasach, jako dziecko, młodsze lub starsze. Towarzystwo bywało rózne to fakt. Ale jakos wszystkie wspominam miło. Najbardziej te w Szklarskiej Porębie, bo to na tym wyjeździe się moja miłośc do Karkonoszy narodziła. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wspominam mile, szczególnie te wycieczki.
      A towarzystwo to już inna sprawa...

      Usuń
  21. Byłam dwukrotnie na wczasach w Krynicy (górskiej) z trójką małych dzieci i dobrze wspominam ten pobyt.Duży pokój i łóżka zajmujące całą przestrzeń ale i wielki taras. Na jednym turnusie uczestniczyli ludzie z mojego zakładu pracy, zarówno pracownicy produkcyjni, konstruktorzy, technolodzy itp. Całkiem dobra organizacja, mili ludzie, wycieczki krajoznawcze. Z tego samego zakładu pracy wyjeżdżałam jako dziecko na kolonie letnie i to tez były pobyty dające dzieciom dużo radości (lata60).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie Ci dziękuję za te piękne wspomnienia.
      :-)

      Usuń
  22. Mój tato pracował w zakładzie remontującym maszyny drukarskie. We Wrocławiu było kilka drukarni i chyba każda miała swoją bazę wypoczynkową w której organizowane były kolonie dla dzieci, zakład mojego taty korzystał także z tej bazy i tak to jeździłam na kolonie w każde wakacje do 15 roku życia, a potem na obozy też zakładowe. Bardzo miło wspominam.
    Zaś na wczasach w bazie FWP byłam kilka razy, w Kudowie Zdroju, w Ruciane-Nida, w Międzygórzu i w Bukowinie Tatrzańskiej. Bardzo dobrze wspominam te pobyty, szczególnie w Rucianem i Bukowinie, poznałam tam bardzo fajnych ludzi. Pewnie były jakieś mankamenty, ale na tyle małe że o nich nie pamiętam. W Międzygórzu i Bukowinie, jak ktoś udawał się na dłuższą wycieczkę to dostawał zamiast obiadu suchy prowiant. A w Bukowinie na podwieczorki serwowali wypieki własne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie Ci dziękuję Mario.
      Jeśli chodzi o organizację to wszystko się zgadza, włącznie z tym suchym prowiantem na wycieczki i z tymi pysznymi wypiekami na podwieczorek.
      :-)

      Usuń
  23. Moi rodzice uwielbiali wyjazdy więc korzystali z FWP, oczywiście z dziećmi czyli mną i siostrą. Raz dostali przydział na 3 osoby a pojechaliśmy we 4, trochę trzeba było się dzielić posiłkami ale było super. Poza zwiedzaniem, wycieczkami, najbardziej Mamę cieszyło,że przez dwa tygodnie nie musi zajmować się posiłkami. Warunki były różne, w Krynicy Morskiej wychodek był taki drewniany, z pajęczynami :). Ale teraz mnie nie byłoby stać na wyjazd z pełnym wyżywieniem dla 4 osób na dwa tygodnie. Więc jestem wdzięczna Rodzicom i FWP za te wyjazdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie Grażynko - te wczasy były tanie, więc wiele osób było na nie stać.
      Serdecznie Ci dziękuję i pozdrawiam

      Usuń
  24. Rzadko wyjeżdżalam na wczasy z FWP.Nie pamiętam jakichś szczególnych zdarzeń. Pamiętam kierownika w Jastrzębiej Górze.
    Właściwy człowiek na właściwym miejscu. Zawsze był na posterunku, zawsze pomocny i przyjazny. Przez wiele lat ten sam. Dlatego chętnie tam jeździłam. Zdjęcia zrobiłaś śliczne. 😊❤️

    OdpowiedzUsuń
  25. Pamiętam ten Fundusz, ale moi rodzice wraz ze mną spędzali wczasy w nieco innych, choć podobny organizacyjnie sposób. Rodzice pracowali w cukrowni (w dawnym woj. łódzkim było 4 cukrownie). Jeśli chciało się pojechać na wczasy w najbliższe okolice, np. nad jeziora (w grę wchodziło Pojezierze Gostynińskie) cukrownia zapewniała dwutygodniowe wczasy w domkach letniskowych; jeśli natomiast chodziło o wyjazdy dalsze - głównie nad morze, choć zdarzały się góry, to albo cukrownia sama organizowała wczasy - dominowały tu kwatery prywatne, więc nie czuło się tego przebywania z tymi samymi ludźmi, z którymi żyło się i pracowało, albo też takie wczasy organizowało "zjednoczenie, i wtedy taki dwutygodniowy turnus obejmował wczasowiczów pochodzących z różnych cukrowni, np łódzkich, mazowieckich i pomorskich. Zwykle i w tym przypadku dominowały kwatery prywatne, a cała grupa spotykała się tylko w jednym miejscu na posiłki (obowiązkowa mleczna :-) zupka plus normalne poranne danie na śniadanie). Wspominam te wczasy z sentymentem i rozrzewnieniem. Najpiękniejsze miały miejsce w Chłopach, Władysławowie i Ustce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomnienia z takich wczasów są przeważnie sentymentalne...
      Dziękuję Kawiarenko serdecznie :-)

      Usuń
  26. Nie byłam nigdy na wczasach pracowniczych - tych dawnych. Ale rodzinne wyjazdy na kempingi wspominam fajnie. Na przykład noclegi gdzieś na ukraińskim stepie przy polu kukurydzy. Zawsze było coś nieoczekiwanego. Teraz też się jeździ z zakładu pracy - sami sobie wyjazdy organizujemy. I też są później ogromnym materiałem do wspólnych rozmów i wspomnień. Pamiętam, że na jednym z takich wyjazdów "zgubiliśmy" autokar. Do dzisiaj się z tego śmiejemy z kolegami i koleżankami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypomniałaś mi Notario jak wiele lat temu na wycieczce w Gruzji na trasie Gruzińskiej Drogi Wojennej pomyliłam autokary. Wsiadłam do innego.... na szczęście szybko się zorientowałam.
      Piękne są wspomnienia z podrózy :-)

      Usuń
  27. W sumie to żadne wczasy nie były dla Ciebie w pełni satysfakcjonujące? Moja pamięć przechowuje tylko dobre wspomnienia - z wywczasów też.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie były satysfakconujsce tyllo opisalam je razem z ich minusami.Ale zachowalam z nich wspaniale wspomnienia i mnostwo zdjęć.
      Pozdrawiam serdecznie nie wiem kogo...

      Usuń
  28. Wczasy FWP - toż to jeden z wielkich plusów kilkunastu lat naszego życia.
    Wspomnę jeszcze, że nie dość że odpoczynek w atrakcyjnym miejscu z pełną opieką, to jeszcze zwracali koszt biletu PKP w jedną stronę.
    Wyznam, że oboje z żoną chyba mieliśmy jakieś chody gdyż dostawalismy je prawie co roku. A gdy przyszły dzieci, to 2 razy w roku, raz ja, raz żona, oczywiście z dziećmi.
    Miejsca - Bierutowice wiele razy, Muszyna i Augustów (to były wczasy z FSO:), liczne miejsca nad morzem i nad jeziorami - bajka.
    Towarzystwo - nie przypominam sobie ani jednego niemiłego spotkania.
    Uwaga - w pracy nalegali żeby nie dzielić urlopu. Uzasadnienie - prawdziwy odpoczynek i regenaracja zaczynają się dopiero kilka dni po zaczęciu urlopu. Nam to odpowiadało.
    Niektórzy jednak mieli plany pracy podczas urlopu, szczególnie osoby, które miały rodzinę na wsi - pomoc przy pracach rolnych. Po urlopie wracali do pracy odpocząc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lechu - serdecznie Ci dziękuję za te wczasowe wspomnienia.
      Fajnie tak sobie powspominać:-)

      Usuń
  29. Wczasy pracownicze wspominam z sentymentem, trochę ich w życiu doświadczyłam. Raz nawet miałam przyjemność być "starościną " turnusu i pomagać pana K.O. w organizowaniu wszelkiego rodzaju atrakcji. Pamiętam jego słowa - gdy organizowaliśmy zbiórkę pieniędzy na ognisko " kura grzebie, żeby coś wygrzebać" Dał mi wtedy do zrozumienia, że on też musi na tym coś zarobić. Oddałam mu wtedy swoje obowiązki a on od tego czasu zyskał przydomek " Kura" :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda Gabrysiu - kulturalno-oświatowi byli wynagradzani "dodatkowo".
      Serdecznie dziękuję za komentarz.:-)

      Usuń
  30. Rok 1980, Sofia. Przychodzimy do zamówionej kwatery prywatnej. Miła gospodyni cieszy się, że da się z nami porozumieć po rosyjsku. A później zaczyna nam przybliżać mieszkanie. Wasza komnata zdieś. A tualiet tuda. Sztoby pamytsia nużno spierwa odkryt' kran. Wot - tak. jest wadu zimnoj i gariaczoj. Eto - myło. Potom ispolzujties pałatiencom. I nie zabyjtie sztoby patom na kriuczok powiesit'. A eto biełoje - unitaz. Zdieś nużno... Po każdym zdaniu pani dodaje stały przerywnik, niczym echo: A na szto ja wam ob etom gawarju? Wy kulturnyje liudi! Mimo wszystko pracowicie pokazuje, jak używać mydła, co to jest papier toaletowy itd. Widocznie różnych gości u siebie widziała i wolała uprzedzić możliwe fanaberie dzikich.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię bardzo serdecznie Vulpianie i dziękuję bardzo za kapitalny komentarz.
      Zapraszam częściej!!!

      Usuń
  31. Moi Rodzice byli nauczycielami, więc każde lato, az do skończenia podstawówki jeździliśmy na kolonie, a potem w szkole średniej na obozy. Tylko raz byłam na wczasach z FWP, ale to już było w małżeństwie. Byliśmy z dziećmi w Zakopanym. Wspominam miło, ale utkwiło mi w pamieci, jak taszczyliśmy do nas w walizach dobra, których u nas nie szło normalnie dostać (to były zwłaszcza komplety pościeli) !😀
    Serdeczności slę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i widziesz - pamiętasz te zakupy w Zakopanem jeszcze teraz!!!
      Dzięki i pozdrowionka:-)

      Usuń
  32. Właściwie z pamięci o FWP niewiele u mnie zostało, bo korzystali z niego moi rodzice, aż wstąpili do "S" i już korzystać nie mogli, choć oczywiście mogli składać podania. Ognisko integracyjne i pieczona kiełbaska, na którą czekałem, to najtrwalszy ślad w pamięci. Do tego zbiorcze kible i łazienki oraz dość marne jedzenie z dokładnością do 15 minut, jak się spóźnisz, to przepadło, bo nowa grupa czeka na wolne miejsce na stołówce.
    Uczucia mam ambiwalentne: Z jednej strony wiem, że dzięki funduszowi Polacy mogli wyjechać ze swoich grajdołków i choć przez 2 tygodnie mieć inny klimat, a z drugiej strony patrząc, taki typ odpoczynku mi zupełnie nie pasuje, lubię wolny wybór. Zresztą doskonale zweryfikowali wartość wczasów pracowniczych sami Polacy. Gdy weszło coś takiego, jak "wczasy pod gruszą", czyli możliwość wzięcia gotówki w zamian za dopłatę do wczasów w wyznaczonym ośrodku, Polacy zaczęli wybierać inne formy spędzania wakacji. Świadectwem tego są zrujnowane, opuszczone ośrodki, które nie dostosowały się na czas do potrzeb Narodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolandzie bardzo jestem Ci wdzięczna za Twój komentarz.
      :-)

      Usuń
  33. Fajny temat poruszyłaś. Czekałem, że może ktoś - jak Małgosia wyżej - napisze coś o warunkach typu jedzenie, koszty, spanie, itd., itp. Z jedzeniem faktycznie było nieźle, ale i chyba różnie w zależności od kiesy właściciela obiektu. W każdym razie wg przepisów - wiem bo kontrolowałem to - tygodniowo było: 2 x rybka, 2 x schab i reszta to kotlety mielone. Ze spaniem było różnie od prymitywnych kwater do luksusowych apartamentów (radio, telefon). Najciekawsza była cena takich wczasów (zachowały mi się rachunki), minimum to 128 zł. za 2 tygodnie spania i jedzenia, do tego związki zwracały za dojazd. Ja wtedy, 1971 r. zarabiałem nieco ponad 2 tys. zł. Te proporcje płacowe powodowały, że chętnie na takie wczasy "wywożono" emerytów. Piszę "wywożono", bo wtedy taką rolę przechowalni pełniły szpitale. Czy można się dziwić, że ta "Złota Epoka Gierka" jawiła się jako wyjątkowo nadopiekuńcza epoka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się ze wszystkim co napisałeś.
      Dzięki serdeczne :-)

      Usuń
  34. Ja nie pamiętam, ale przy tak zróżnicowanych grupach musiało dochodzić do różnych ciekawych lub nieciekawych sytuacji. ;)

    OdpowiedzUsuń
  35. Jako dorosła nigdy nie byłam na zorganizowanych wczasach, ale jako dziecko oczywiście jeździliśmy z rodzicami - co roku.
    Wspominam to bardzo dobrze (może dlatego, że warunków nie pamiętam, dziecka to nie interesowało, ważne, żeby było morze czy jezioro; a na pewno były wspólne łazienki, których dziś bym nie zniosła). Wczasy FWP to była praktycznie jedyna możliwość dla zwykłego człowieka na odpoczynek w wakacje, poza tymi oczywiście, co mieli rodzinę na wsi, choć nie wiem, czy wtedy można było mówić o odpoczynku, skoro pomagali przy żniwach.
    Rodzice nawiązywali znajomości z innymi rodzinami z dziećmi, które często trwały w czasie i odwiedzaliśmy się potem wzajemnie.
    Dodałabym do tego jeszcze kolonie z zakładów pracy. Dzięki takiemu systemowi dzieciaki miały zapewniony co najmniej 5 tygodni wyjazdów wakacyjnych, co nie wiem, czy dziś jest normą...
    Pamiętam też całonocne podróże pociągiem, warunki koszmarne, ścisk i tłok niewiarygodny, część pasażerów upchana nawet w toaletach - winę za to ponosiła tzw. zmiana turnusu. Ale znowu - dla nas, dzieci, to też była atrakcja, gdy nas rodzice wepchali na górną półkę - tę dla bagażu :)
    Nigdy potem nie byłam już nad polskim morzem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze wszystko zapamiętałaś :-))
      Najserdeczniej Ci dziękuję.

      Usuń

Takie różności - część druga

  A tu z drugim wnuczkiem który teraz jest uczniem 2 -giej klasy liceum. To jego nazwałam Pytalskim. Ciąg dalszy różności: 1. Pierwszy biały...