Zamek Lubomirskich w Rzeszowie
Cały rok mieszkałam w pobliżu tego zamku. Jego wieżę oglądałam z okna, szczególnie nocą, gdy nie mogłam zasnąć. Mieszkałam na ulicy Dekerta. Miałam wtedy 8 lat i chodziłam do II klasy S.P. na ulicy Szopena. Po szkole lubiłam chodzić w Aleję pod Kasztanami. Ciocia, u której wtedy mieszkałam zabraniała mi podchodzić dalej, pod sam zamek. Mówiła, że tam jest więzienie. Wprawdzie nie takie okrutne jak kiedyś, ale jednak więzienie.
Wiele lat później dowiedziałam się, że po wojnie więziono w tym zamku i zakatowano na śmierć przeciwników ustroju.
A jeszcze przedtem to hitlerowcy urządzili w nim podczas wojny i okupacji miejsce kaźni dla Polaków. Mówiło się o dwóch i pól tysiącach więzionych a potem rozstrzelanych na dziedzińcu zamkowych Polakach. Pochowani są na cmentarzu w dzielnicy Pobitno.
W okresie międzywojennym mieścił się w Zamku sąd i więzienie.
A jeszcze przedtem, w latach 1902-1906 to ten zamek odbudowano, bo ten stary uległ zniszczeniu w wyniku wcześniejszych działań wojennych. Bo pierwotnie nie był trzypiętrowym, czteroskrzydłowym gmachem z wieżą. Ale różnego rodzaju wojny toczyły się wokół niego przez wiele wieków. A zamek raz dawał opór wrogowi, a raz musiał mu się poddać. Nie ominął go także "potop" szwedzki.
Ten oryginalny XVII Zamek był własnością marszałka wielkiego koronnego Jerzego Sebastiana Lubomirskiego herbu Szreniawa. On z kolei otrzymał go w spadku po fundatorze - Mikołaju Spytce Ligięzie....To znaczy wtedy tego zamku jeszcze nie było. Był tylko dwór obronny.
Wystarczy. Zaczynając historię zamku nie od początku tylko od końca okropnie sprawę skomplikowałam.
W każdym razie gdy parę lat temu wędrowałam po Rzeszowie szlakiem swojego dzieciństwa to podziwiałam też Zamek Rzeszowski. Miał on faktycznie w swojej historii wiele twarzy.
Chyba tylko Aleja pod Kasztanami pozostała do dzisiaj miejscem dla zakochanych, tak jak to było w XX wieku.
A w Zamku Rzeszowskim mieści się obecnie Sąd Okręgowy. Jest on także miejscem wielu wydarzeń i spektakli teatralnych.
Bar Siekierezada w Cisnej
W Barze Siekierezada w Cisnej nigdy nie byłam, ale opowiadał mi o nim mój rzeszowski wujek. On już od dawna nie żyje, ale pamiętam doskonale jego opowieści.
Pracował on kiedyś przy wyrębie i zwózce drzew w Bieszczadach. Jego kolegami byli mężczyźni niezwykle twardzi, ale często też niepogodzeni ze współczesnym światem. Były wśród nich wrażliwe dusze - rzeźbiarze, malarze, poeci. Takie właśnie postacie opisał Edward Stachura w swojej powieści "Siekierezada".
Drwale po wypłacie zbierali się w nielicznych bieszczadzkich barach - w Dwerniku, Ustrzykach Górnych, Lutowiskach, Wetlinie czy Cisnej. Przepijali tam większość zarobionych pieniędzy a potem wracali do swojej ciężkiej i niebezpiecznej pracy.
Do tych tradycji nawiązuje Bar Siekierezada, którego ściany ozdobione są licznymi siekierami a także dziełami bieszczadzkich artystów.
Siekierezada ma swój klimat, szczególnie po sezonie, gdy przestają tu przychodzić tłumy turystów. Podobno listopadowe, ciemne i deszczowe wieczory przy grzanym piwie i przy rozmowie z ludźmi, dla których Bieszczady są całym życiem są niepowtarzalne... Bywalcami są prawie w 100% mężczyźni.
Opowieść od końca jest lepsza, dobrze, że tak właśnie napisałaś. Czasami trzymanie się sztywnej chronologii zabija żywość tekstu. To zaskakujące, ale mimo kilkunastu wizyt w Rzeszowie, nigdy nie oglądałam Zamku. W Barze Siekierezada też nie byłam. Ale chyba niewiele odbiega on od barowego sklepu w remizie w "mojej" wsi", gdzie po ciężkiej pracy od świtu w polu zatrzymują się rolnicy schodząc z tych nowoczesnych ogromnych traktorów i innych maszyn, a potem, a jakże, na rauszu, wsiadają na nie z powrotem i wracają po zmroku. Jakim cudem trafią do domów, nie wiem ;-)
OdpowiedzUsuńCieszę się Notario z Twojej pochwały:-)
Usuńmam nadzieję, że nie piszesz jednak dla pochwał, są nieistotne; odniosłam się do Twojego zastrzeżenia, że pisząc od końca skomplikowałaś sprawę - nie sądzę, wszystko bowiem zależy od sposobu prowadzenia narracji, chronologia to rzecz drugorzędna
UsuńNie pisze dla pochwal ale cieszę się że nie skomplikowalam sprawy ,:-)
UsuńNigdy Stokrotko w Rzeszowie czy Bieszczadach nie byłem - chociaż w moich okolicach ze wzniesień widać góry. Serdeczne pozdrowienia i wielkie dzięki za ten tekst. Dziś sobie robię wolne od lektur ;-) .
OdpowiedzUsuńUdanego weekendu Jardianie...
UsuńMój Ojciec budował drogę w Ustrzykach i korzystał (jako szesnastolatek) z owych przybytków...A że córcię miał nieodrodną, więc i ja musiałam te klimaty sprawdzić...;o)
OdpowiedzUsuńZnajomość klimatów mamy Gordyjeczko podobną...
UsuńStokrotko sformułowanie "w Pobitnem" może wprowadzać w błąd, jakoby to była oddzielna miejscowość. A to tylko dzielnica Rzeszowa.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Poprawiłam.
UsuńDobrze, że w zamku nie ma już więzienia :) Bardzo przykrą historię miało to miejsce..
OdpowiedzUsuńTo prawda. Dziękuję za wizytę.:-)
UsuńSiekierezadę znam, i książkę, i bar:)
OdpowiedzUsuńI muszę, po prostu muszę cię poprawić - w Rzeszowie nie ma ulicy Chopina! jest Szopena i już 😁
Spoko I łuzik. Poprawiłam
Usuń😁
UsuńTak serio rzecz biorąc, to Rzeszów powinien poprawić.
UsuńDopuszczalne jest pisanie zarówno Chopin jak i Szopen
UsuńCiekawe dlaczego w większości mężczyźni są odwiedzającymi ten bar?
OdpowiedzUsuńBo to taka tradycja. I pewnie wspomnienia. I mocne trunki.
UsuńAha, rozumiem.
UsuńFajnie :-)
UsuńCoś jest na rzeczy z tymi Bieszczadami - mój znajomy uciekł w Bieszczady gdy zrobił pewnej dziewczynie dzieciaka i został zmuszony do ożenienia się z nią. I coś mi się widzi, że go te Bieszczady wciągnęły na tyle skutecznie, że ta nieszczęsna, porzucona w dzień po ślubie żona nie odnalazła go nigdy. A grał facet cudnie na saksofonie. Przejeżdżałam kilka razy przez Rzeszów właśnie udając się w Bieszczady do ośrodka w Baligrodzie i o ile jadąc w tamtą stronę jakoś nigdy nie pogubiłam się w drodze, to wracając raz z Bieszczad tak skutecznie się "zapętliłam" przejeżdżając Rzeszów, że wylądowałam w....Rymanowie. Wiadomo- talent samorodny ze mnie.
OdpowiedzUsuńAniu.... to masz co wspominać:-))
UsuńRównież myślę, że historia opowiedziana od końca czy od środka bywa ciekawsza. :)
OdpowiedzUsuńRzeszowa nie znam, za to miałam okazję nasłuchać się wielu pochwał tego miasta ze strony jego mieszkańców.
Bar wydaje mi się ciekawym miejscem - pewnie bym tam nie pasowała, ale lubię takie klimaty. ;)
Kataszo jestem przekonana że warto zwiedzić Rzeszów.
UsuńSmutna historia pięknego zamku...
OdpowiedzUsuńTak właśnie było...
UsuńTo i w Rzeszowie i u nas gmach sądu robi wrażenie!
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś dotrę do Rzeszowa lub Siekierezady, choć piwa nie lubię.
To może się kiedyś w Rzeszowie spotkamy?
UsuńA my wyjechaliśmy dzis rano na Mazury :-)).
OdpowiedzUsuńMarek z dziewczynami
Ale Wam fajnie!!!
Usuńsiekierezadę mam zaliczoną, co prawda nie na wyrębie, tylko pracując w małym, prawie nie uczęszczanym schronisku /takich teraz już chyba dawno nie ma/, ale też się liczy, bo w takim schronisku jest jak na budowie, wszystko trzeba robić, więc siekierą też pomachać, gdy trzeba...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Super.... to jeszcze więzienie w Zamku Rzeszowskim masz przed sobą:-)
Usuńwięzienia nie mam za sobą, jedynie areszt śledczy, ale to w sumie, w pewnym sensie prawie to samo, jednak tak sobie myślę, że to jednak było sanatorium w porównaniu z takim Zamkiem Rzeszowskim w owych czasach...
UsuńOkrutne rzeczy działy się też na zamku w Lublinie...
Usuńokupanci nie mieli czasu, ni budżetu na budowanie nowych obiektów /obozy koncentracyjne powstały nieco później/, więc aranżowano na to takie pomieszczenia, jakie były pod ręką, a taki stary zamek świetnie się do tego nadaje...
UsuńPrzykra prawda...
UsuńKazdy dom, nie tylko urzedowy, ma swoja historie, a opowiedziana od konca staje sie tajemnicza. O Bieszczadach wie wszystko Michal Cimek i opowie Ci fascynujace historie o kazdym miejscu. Macie wiele wspolnego, oboje ludzie z pasja, pozdrawiam Malgosia.
OdpowiedzUsuńDziękuję Małgosiu. To będę teraz czekała na Michała:-)
UsuńJeszcze nie dotarłam w tamte okolice.
OdpowiedzUsuńWybierz się kiedyś bo warto.:-)
UsuńPiękny zamek o smutnej historii.
OdpowiedzUsuńNiestety Tereso.
UsuńOglądałam przejmujący film pt. "Siekierezada" z bardzo dobrą rolą i aktorem Edwardem Żentarą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie🌲🌳🍀💚😊🌻
I ja go widziałam Morgano. Ale lepsz jest książka...
UsuńI znów odbyłam ciekawą podróż w czasie i przestrzeni ...dziękuję .
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie :-)
Usuń"Rozmowy przy wycinaniu lasu"..."Pan Siekierowy"
OdpowiedzUsuńhttps://youtu.be/RdLPKl2a4mo
Cały film.
https://vimeo.com/121989356
Wow:))
Bardzo dziękuję Henryku...
Usuńto były pozytywne czasy, bo ludzie wtedy gadali, zamiast ten las wycinać... a teraz?... w lesie rządzą smutni żniwiarze i spece od drutów kolczastych antyrysiowych:
Usuńhttps://youtu.be/_3yWbRngyJs
p.jzns :)
Las jeszcze "sluzy" do wyrzucania śmieci.
UsuńWitaj Stokrotko.
OdpowiedzUsuńFajny wpis i wspomnienia. Znam ten zamek, ale już nie jego historię. Dziękuję więc za oświecenie mnie.
Siekierezada fajna knajpa zakapiorska, obok restauracja Lemkowina, a kiedyś Atamania śp. Rysia Szocińskiego, zakapiora i barda Bieszczadu...
Swoje bieszczadzkie przygody opisałem w książce "Skazany na Uherce". Podobnie jak Twój wujek też pracowałem przy wyrębie lasów i poznałem wielu takich ludzi i z wieloma się zaprzyjaźniłem. Szkoda, że tak wielu z nich Odeszło na Niebieskie Połoniny.
Jestem z tych, na których Czady rzuciły sympatyczny urok i dlatego ciągle wracam w Bieszczady. Pewnie też dlatego, aby zapalić znicz przy kapliczce zakapiorów obok Atamanii w Cisnej.
Polecam ci Jadziu wędrówkę po Bieszczadzie
Pozdrawiam serdecznie.
Michał.
Najwyższy czas abym wybrala się w Bieszczady. Chociaż trochę he znam z pieszych wędrówek
UsuńDziękuję Ci serdecznie Michale.:-)
No i nieznana Polska robi się coraz bardziej znana dzięki Tobie 😘
OdpowiedzUsuńOjtamojtam:-)) Ale bardzo dziękuję.
Usuń😂
UsuńZajrzę do Ciebie bo pewnie jest cos nowego.
UsuńPierwsza część wpisu bardzo mi bliska.Nieopodal mieszkali Dziadkowie potem Siostra z rodziną. Jej dzieci uczyły się na Szopena. hodzilismy na spacer Pod Kasztany. A Babcia wspominała nam o dramatycznych sytuacjach w więzieniu jednak nie chciała.mowic szczegółów. Teraz wszyscy już po drugiej stronie. Raz w miesiącu jeździmy na Pobitno. Tam tera z Dziadkowie Wujostwo Siostra i Jej Syn.
OdpowiedzUsuńAnula
Bardzo Ci dziękuję Anusiu .
UsuńW TV oglądamy programy "Drwale i inne opowieści Bieszczadu". Jest i bar Siekierezada.Niezwykli ludzie wzruszające historię. W większości to ludzie, którzy pracują ciężko aby mieć za co pić i no i grosza zostawić na przeżycie. Ale są też charaktery z niezwykłymi przejściami. Bywają też kobiety ale te w mniejszości. Okazja zawsze się znajdzie , wtedy widać jak są ze sobą zżyci.
OdpowiedzUsuńAnula
Raz jeszcze dziękuję Anusiu.:-)
UsuńNiemal każdego roku jeździliśmy na kilka dni w Bieszczady. A czasem na jeden dzień objazd przez Bieszcxady od Arlamowa począwszy. Cokolwiek nie mówić- piękne miejsce. Wczoraj wnuczek z dziewczyną pojechali na weekend w Bieszczady. Pozdrawiam Jagodko :-) Anula
OdpowiedzUsuńAnusiu to dobrze że nie macie w Bieszczady daleko.
UsuńSerdeczności.
Przerazajaca jest historia Zamku w Rzeszowie.
OdpowiedzUsuńPrzez Rzeszów kiedyś przejeżdżałam jadąc właśnie w Bieszczady
Pozdrawiam Stokrotko :-)
Ela
Witaj dawno nie widziana Elu :-))
UsuńSzkoda, że nigdy nie byłam w Cisnej. O barze Siekierezada słyszałam od krewnej która tam była że swoim facetem. W zamku chyba nie byli. Ciekawa historia Stokrotko.
OdpowiedzUsuńP.S Post o Tetmajerze był oczywiście najbardziej dla Ciebie Jadziu. Uściski. Kasia Dudziak z Kasinyswiat
Dziękuję serdecznie Kasieńko:-)
UsuńW radio, na programie I, dużo dziś . o kulturze ludowej w różnych okolicach Bieszczad aż po Rzeszów i nawet o Siekierezadzie wspomnieli. Dlatego pilnie szukałam twojego felietonu/reportażu. A byłam już blisko, bo przy Eryku-rysowniku. Poszerzyłam swoją wiedzę, a czekającą wciąż książkę Stachury muszę wreszcie przeczytać. Polecam jeszcze okolice Soliny. Wypoczywałam raz tam z widokiem na jezioro i pływające po nim żaglówki. A potem ja pływałam tam na pontonie oraz w wygrodzonym z wody (ze względu na głębię) basenie- żabką. I dopiero na koniec przypomniało mi się, że ja nawet w Rzeszowie 3 miesiące późna jesienią mieszkałam i pracowałam. A prawie wypadło mi to z pamięci, bo było mi tam strasznie smutno, bo z dala od męża i ta jesienna plucha. Wtedy co sobota pędziliśmy stęsknieni do siebie. Wtedy to przechodziłam czasem koło tego zamku o upiornej historii. Przy tym nawet knajpa drwali, jako pijacka mordownia, wcale tak nie odstrasza. Ładnie to wszystko ujęłaś. I jeszcze jakie ładne te malwy i słoneczniki na ścianach chaty "miłej" knajpki. KH.
OdpowiedzUsuńKrysiu najserdeczniej Ci dziękuję za bardzo serdeczny komentarz i za miłe słowa o moim tekście...
OdpowiedzUsuń