niedziela, 15 stycznia 2023

Bellissima - część pierwsza

                                              


"Działo się to wszystko ponad 30 lat temu.

Szef, jak co rano, zaglądnął do naszego pokoju i zapytał:

- Wysłali już ten towar z Wenecji?

- Przecież nie kupowaliśmy żadnego towaru w Wenecji - odpowiadałam zdziwiona...Tylko w rafinerii w Mestre.

- No właśnie - odparł - to rozumiem, że jeszcze nie wysłali. Proszę napisać do Wenecji, że naliczymy im kary za zwłokę.

- Ale dlaczego mam pisać do Wenecji, jeśli rafineria jest w Mestre? - zapytałam.

- Bo Mestre to też Wenecja. Widzę, że mi pani nie wierzy. Będzie pani musiała przekonać się o tym na własne oczy.

W domu natychmiast sprawdziłam, gdzie  dokładnie leży to Mestre. A były to czasy przedinternetowe, więc musiałam dokładnie przestudiować mapę Włoch we własnym atlasie i zajrzeć do encyklopedii.

Okazało się, że Mestre to lądowa część Wenecji, a rafineria znajdująca się w tej dzielnicy Wenecji należy do największych w Europie.

Dwa miesiące póżniej, w listopadzie, przekonałam się o tym na własne oczy. Pojechałam bowiem do Mestre na negocjacje cenowe.

Wyleciałam do Mediolanu w poniedziałek rano, a wracać miałam w środę, też rano.

Nasz przedstawiciel w Mediolanie odebrał mnie z lotniska Malpensa i od razu pojechaliśmy do Mestre.

W mózgu, w lewej półkuli miałam poukładane wszystkie sprawy służbowe: warunki kontraktu, wszystkie konkretne założenia dotyczące wynegocjowania najkorzystniejszej dla nas ceny, a także różne chwyty handlowe z domieszką manipulacji. W prawej natomiast półkuli umiejscowiłam sobie marzenie, żeby chociaż na godzinę lub pół zajrzeć do tej Wenecji, która położona jest na lagunie. I wyobrażałam sobie, że po zakończonych rozmowach wsiądę w pociąg albo jakiś autobus i przejadę tą groblą z lądu na lagunę.

                                                               


I potem mi się te półkule pomieszały...

Nie będę pisać, że rozmowy były koszmarne, bo Włosi okazali się bardzo mało kontaktowi, nieżyczliwi, znerwicowani, nie chcieli obniżyć ceny i zgodzić się na odroczony termin płatności. W końcu coś tam uzgodniliśmy, podpisaliśmy i .... wtedy powiedziałam, że chciałabym się dostać na lagunę. Włosi odparli, że mają dosyć kanałów, pałaców, mostów westchnień, wilgoci, pięknych widoków i gondolierów. I że właśnie pada deszcz i jest mgła, więc na lagunę nie ma sensu jechać, bo i tak nic nie będzie widać...

Prawie się rozpłakałam.

Wyszliśmy z firmy i udaliśmy się do jakiejś trattorii na lunch.

Wtedy zapytałam bezczelnie, czy nie moglibyście tego posiłku zjeść w okolicach Pałacu Dożów i Bazyliki Św. Marka.

Wówczas gospodarze mojego pobytu coś pomruczeli niezbyt uprzejmie, ale jednak z nami pojechali na te lagunę...

Potem płynęliśmy przez Canale Crande tramwajem wodnym zwanym vaporetto. Zwiedziłam także plac Świętego Marka i Most Westchnień, przez który kiedyś przeprowadzano więżnów z Pałacu Dożów do więzienia. Idąc tamtędy, mogli spojrzeć po raz ostatni przez okienko na przepiękną lagunę wenecką i sobie westchnąć. Piszę o tym, bo wiele osób myśli, że byŁ to most zakochanych, na którym staly pary lub osoby nieszczęśliwie lokujące swoje uczucia.

W tym czasie praktycznie nie było turystów, gdyż był to listopad, mglisty i zimny.

Mogłam więc zobaczyć to znane na całym świecie miasto w innej scenerii. Piłam wspaniała kawę, jadłam finoccchi al gartini i ... wierzyć mi się nie chciało, że mam przed sobą Bazylikę św.Marka...

W zasadzie moje pierwsze wrażenie było koszmarne. Zobaczyłam bowiem stojącą i dymiącą w jednym z najpiękniejszych miast świata, olbrzymią rafinerię. Tego kontrastu nie zapomnę nigdy.

Wtedy też zrozumiałam, że Wenecję niszczą nie tylko fale wodne zalewające jej pałace, kościoły i place i nie tylko turyści, ale też niesamowite zanieczyszczenie powietrza."

--------------------------------------------------------------------------------------

To była pierwsza część moich wrażeń dotyczących służbowego pobytu w Wenecji, które opisałam w książce pt: "Nadal wariuję". Drugą część opublikowałam dużo wcześniej.

Zapraszam do jej przeczytania. I obejrzenia zdjęć listopadowej Wenecji...

http://stokrotkastories.blogspot.com/2019/11/bellissima.html

62 komentarze:

  1. Jaguniu,
    ja Wenecję w roku 1978, bo tylko wtedy raz tam byłam, odebrałam jakoś bardzo smutno. Brudne kanały którymi płynęły worki ze śmieciami. Te worki ze śmieciami stały też pod domami do odebrania i jakoś przygnębiająco to wyglądało. Byłam na Wyspie Murano gdzie jest Fabryka Szkła. Na stoliku stały do wzięcia za darmo dla turystów malutkie wyroby ze szkła tzw. odpady. Wzięłam ślimaka i konika. Ślimaka mam do tej pory choć odpadły mu rogi i ogonek, zaś konik pewnej nocy, ale to już po latach, samoistnie się rozpadł. Została tylko główka, która po czasie gdzieś się zawieruszyła. Szkoda mi tej Wenecji - jak długo jeszcze wytrzyma?
    Serdecznie Cię pozdrawiam
    Ewa z Bajkowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ale masz jednak pamiątki z Wenecji...
      Serdecznosci Ewuniu.

      Usuń
  2. Niezmiennie z zachwytem czyta się te Twoje opowieści, nawet znane, a wyobraźnia robi resztę:-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się pod komentarzem "jotki".
      Marek z dziewczynami

      Usuń
    2. Ja też się podpisuję 🌼🌼🌼

      Usuń
    3. Dziękuję bardzo Asiu...

      Usuń
    4. Podlizywaczom się sprzeciwiamy :-)))

      Usuń
    5. Anko .... Ty mi się nie narażaj 😀

      Usuń
    6. Hi hi, co mi zrobisz jak mnie złapiesz ?😁😁😁

      Usuń
    7. Nawet nie wiem gdzie się na Ciebie zaczaić 😀

      Usuń
    8. Ciężko będzie, bo na miotle latam jak to stara czarownica 😁 Jaguniu tak bez sensu mi się przypomniało - przyjaciółka mówiła (daaawno temu), że boi się wieczorem wyjść z domu po ciemku, na to jej mały (wówczas) synek poradził: poleć na miotle to cię nikt nie złapie 😁😁😁

      Usuń
    9. I to jest najlepszy sposób żeby być całkowicie wolną Babcią - Babą Jagą !!! 😀

      Usuń
  3. Zgadzam się z Jotką co do uroku Twoich opowieści.
    Byłem w Wenecji przejazdem - przyjechałem tu z Rzymu aby następnego dnia jechać pociągiem na narty do Austrii.
    Do Wenecji dotarłem łodzią, była noc, jazda trwała długo i już zacząłem dostawać jakiejś choroby morskiej. Na szczęście wylądowaliśmy, zrobiłem kilka kroków , wąska uliczka a tam jakaś zwariowana, roztańczona grupa ludzi w maskach. To był styczeń, karnawał. Wrzuciłem rzeczy do hotelu, zjadłem jakąś pizzę i bez sensu krążyłem po ulicach.
    I tak ją zapamiętałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie Ci dziękuję Lechu za weneckie wspomnienia...

      Usuń
  4. Byłam w Wenecji w lecie. Skutek - śmierdzące kanały i córka omal nie wymiotująca z upału. Może i lepiej się stało, że miałaś taką akurat pogodę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam piękne wspomnienia z Wenecji. Byłam tam dwukrotnie; w maju było dużo turystów a w sierpniu, tyle że naście lat temu, całkiem luźno. Wenecję trzeba koniecznie odwiedzić.

    OdpowiedzUsuń
  6. Podpiszę się pod opinią Jotki, bardzo obrazowo opisujesz. :)
    Wenecję odwiedziłam również przy okazji wyjazdu służbowego, ale byłam dłużej i mogłam podjechać na cały dzień. Chodziliśmy w upale, zjadłam paskudne calzone i średnie lody (w mieście, blisko którego mieszkaliśmy, lody były przepyszne...), ale ogólnie byłam bardzo zadowolona, zdecydowanie było co oglądać. :) Tylko idąc za radami z jakiegoś przewodnika Plac Świętego Marka zostawiliśmy na koniec i dzisiaj nie wiem, czy to taka dobra strategia. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierwszy raz...
    achh...tego się nie zapomina, pomimo, że było szaro...
    Ja byłam tam kilkakrotnie, ale.... miałam marzenie ( nawet napisałam o nim na blogu) -być tam podczas karnawału :) Marzyłam cichutko, że będzie to 2020.
    Niestety przyszła pandemia :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polu... może Ci się jeszcze uda spędzić Karnawal w Wenecji...

      Usuń
  8. Och, wywołałaś we mnie wspomnienia sprzed lat:) W Wenecji byłam kilka razy, parę razy nawet oprowadzałam polskie grupy wycieczkowe:) Ale najbardziej w pamięć zapadł mi ten pobyt, kiedy jakimś autobusem z Polski jadącym gdzieś dalej dojechałam do Mestre, kierowca wysadził mnie koło Rotonda Romea, a była ledwo trzecia nad ranem:) żadna komunikacja nie jeździła, więc pieszo przez most poszłam 10 km na lagunę:) Była 6.00 rano, handlarze w Wenecji rozkładali swoje stragany, ale piekarnie były już czynne i zjadłam wtedy najlepsze na świecie pizzetki na świecie (nie mylić z pizzą) , prosto z pieca:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero masz niesamowite wspomnienia. Gratuluję...

      Usuń
  9. Nie bylam, ale c z y t a l a m Twoje ksiazki!. Musze przyznac, ze tak pieknie prenentujesz nie tylko zdobycze sluzbowych wyjazdow ale takze malutkie, magiczne miejsca na polskiej ziemi. Gratuluje Malgosia.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wenecja dla mnie jest w tym samym stopniu piękna co i przygnębiająca. Trochę mi się kojarzy a jakąś umierającą na suchoty pięknością. Bo chodziłam po Wenecji mniej wycieczkowymi szlakami i płakać mi się chciało widząc zniszczenia, których dokonuje słona woda. Nie jest fajnie, bo ta słona wilgoć dochodzi i do trzeciego piętra. Nie mniej każdemu polecam wycieczkę do Wenecji - warto!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu... też uważam że mimo wszystko warto zobaczyć Wenecję...

      Usuń
  11. Mimo, że wspomnienia są mocno kontrasowe. Bo nawet pogoda w takiej sytuacji nie będzie wstanie zniechęcić do zobaczenia takiego miejsca. To naprawdę super się czyta.
    Swoją drogą ciekawe, niby mówią, że Włosi rotaki serdeczne i przyjaźnie nastawiony naród..cóż może klimat Wenecki nie sprzyjał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko Włosi są zupełnie inni służbowo niż prywatnie
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. "Vento is to Italy!"-mówią nacjonaliści weneccy.

      Usuń
    3. Poprawka!"Venice is not Italy"
      Przysłowie weneckie w języku weneckim:"megio el tacon che el sbrego"(lepiej łata niż łza)

      Usuń
    4. Domyśliłam się Henryku... że "Wenecja to nie Wlochy".... znam to powiedzenie...

      Usuń
  12. Ciekawe masz wspomnienia z Wenecji :) Byłam tam dwa razy i dwa razy dopadła mnie tamże właśnie potworna migrena. Tak potężny ból głowy, jaki mi się może jeszcze ze dwa razy w życiu trafił. Ciekawe sprzężenie sytuacji i miejsca.
    Za drugim razem widziałam straż pożarną w akcji - łódką podpłynęli do jakiejś kamienicy, coś się dymiło, ale na szczęście nie był to jakiś wielki pożar.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lidio... mieć migrenę w Wenecji to faktycznie okropny pech...

      Usuń
  13. Zajrzałam do drugiej części tego tekstu i zauważyłam że tam w komentarzu namawiałam Cię do opublikowania pierwszej części
    Cieszę się bardzo że się na to zdecydowałaś.
    Dużo zdrowia Stokrotko.
    Ela

    OdpowiedzUsuń
  14. Twarda zawodniczka w negocjacjach byłaś! Ja się czegoś pragnie, a szczególnie zobaczyć TO miasto, to warto. I pewnie niczego nie żałujesz?

    OdpowiedzUsuń
  15. Też zawsze lubiłam podczas delegacji coś tam jednak zobaczyć. Najczęściej po to, aby później wrócić już prywatnie :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Wizja rafinerii w ogóle mi do Wenecji nie pasuje. Co innego mosty, kanały, położone na wodzie kamienice i klimatyczne małe placyki, ale wielkie dymiące kominy? W żadnym razie. Cieszę się, że udało Ci się uszczknąć co nieco z tej służbowej wizyty, jak widać warto być upartą 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta rafineria to jakiś koszmar.
      Pewnie ze warto być uparta ...ale nie zawsze 😀

      Usuń
  17. Ja zaliczyłam tylko tą ładną część Wenecji...;o) Rafinerii w życiorysie miałam dosyć...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gordyjeczko... całe moje życie zawodowe było związane z chemikaliami...

      Usuń
  18. Ja się w Wenecji zgubiłam, ale przez to zagubienie się w niej zakochałam deszczową porą, a potem byłam latem w pełni sezonu i nigdy więcej..

    OdpowiedzUsuń
  19. Byłam w Wenecji w upał , w słońcu . Było pięknie, to piękne miejsce. A Włosi są okropni. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. Dodaj do tego dymiące kominy statków wycieczkowych.Co roku 500 statków wycieczkowych zawija do Wenecji(okolice).To takie małe rafinerie,które spalają dziennie do 300 ton paliwa(mazut)Wenecję przed zalewaniem chroni"Mojżesz".Wenecja nie utonie.
    Gigantyczna stolica Indonezji Dżakarta tonie(18 mln mieszk.)Poziom wody podnosi się do 26 cm rocznie.Holendrzy przekształcili Dżakartę w miasto z kanałami(13 rzek przepływa przez Dż.).Dzisiaj ok.40% Dżakarty znajduje się poniżej poziomu morza.Przed zalewaniem Dżakartę chronić ma"Garuda",mityczny ptak i symbol Indonezji(godło).Władze Indonezji wiedzą,że ten ptak raczej nie uratuje tonącego miasta i zamierzają wybudować nową stolicę na Borneo.Tubylcy na Borneo już protestują.Podobno już trwa tam wycinka lasów.
    Dlaczego Dżakarta tonie?3000 studni głębinowych legalnych, drugie tyle może być ukrytych,nielegalnych.Film to wspaniale ukazuje...9 minuta Garuda.
    https://yotu.be/Z9cJQN6lw3w
    :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Byłam w Wenecji kilkanaście lat temu
    Zrobiła na mnie dobre wrażenie
    Pamiętam gołębie na placu Świętego
    Marka, bardzo dużo gołębi.I niebieską lagunę.Ogromną.

    OdpowiedzUsuń
  22. Tam mnie jeszcze nie było, ale z zainteresowaniem przeczytałam Twoje wspomnienie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi
      Jak Ci się uda to pojedz do Wenecji bo to jedyne takie miasto na świecie...

      Usuń
  23. Jeśli chodzi o Wenecję, w której byłem, ale nie w tej części turystycznej, to na pierwszy rzut oka (nosa) rzuca się, niestety, smród, przynajmniej niezdrowy, duszny (zwłaszcza, gdy powietrze "stoi" ) klimat. Ciekawy jestem, jak jest klimat w okolicy tej rafinerii, gdyż przypominając sobie wielką rafinerię położona niedaleko Marsylii we Francji, to muszę powiedzieć, że takiego wstrętnie cuchnącego powietrza nie doświadczyłem nigdzie w Europie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety Andrzeju... ale koło rafinerii w Mestre było obrzydliwie pod każdym względem...

      Usuń
  24. Włosi niestety bywają wkurzający. Nieraz się o tym przekonałam będąc w Rzymie. Koleżanka mówi, że Japonczycy są dużo sympatyczniejsi i życzliwsi dla obcokrajowców.

    Kasinyswiat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo możliwe że tak właśnie jest...

      Usuń

Taniec zbójnicki

  O góralach mówi się, że muzykę mają we krwi, a taniec w nogach. Góralski taniec to przede wszystkim popis męskiej krzepy i zręczności, a j...