"Jestem obecny w górach i góry są zadomowione we mnie" - Michał Jagiełło
Moi synowie postanowili zdobyć Rysy. Obydwaj już wprawdzie na tym szczycie byli, ale zdobywali go od słowackiej, dużo łatwiejszej strony. Starszy - kilkanaście lat temu razem z żoną, w czasie miesiąca miodowego. Młodszy dwukrotnie, pierwszy raz gdy miał szesnaście lat, drugi raz jako student. Zdobycie szczytu kolejny raz potrzebne mu było do zaliczenia Korony Polski. Starszemu - do sprawdzenia swojej kondycji. Obydwaj po Tatrach chodzą co roku i od wielu lat.
Wstali o piątej, wypili po łyku kawy i wyszli. Z Krzeptówek do centrum Zakopanego dojechali okazją, potem busem na Polanę Palenica a potem na nogach dziewięć kilometrów do Morskiego Oka. O ósmej rano wchodzili do schroniska. Wtedy Młodszy wysłał pierwszy SMS o treści: " A my już po śniadanku w schronisku i pędzimy do Czarnego Stawu. Widoczność bardzo dobra".
"Z górami jest jak z ludźmi, nigdy nie mają jednego oblicza. I dlatego na wszystko trzeba patrzeć z różnych stron, nie poprzestając na jednej" - Władysław Krygowski
Zjadłyśmy spokojnie śniadanie, ja i moja synowa, zabrałyśmy Szczerbato-Pytalskich /tak kiedyś nazywałam moje wnuki/ i wybrałyśmy się nad Morskie Oko. Około jedenastej zaczęłyśmy iść słynną asfaltową szosą w kierunku schroniska. Wtedy przyszedł drugi SMS -tym razem pisał starszy syn do swojej żony: "A my już Czarny Staw minęliśmy i wchodzimy na Rysy. Ale nie dzwońcie i nie esemesujcie, bo i tak nie odbierzemy. Bo to rozprasza a niedługo będą łańcuchy. Damy znak ze szczytu."
Doszliśmy do Morskiego Oka. Szczerbato-Pytalskie przybili sobie odpowiednie pieczątki na swoich mapach i w swoich notesikach. Usiedliśmy przed schroniskiem.
- Ja tu już chyba byłem, ale po śniegu chodziłem - powiedział Pytalski.
- No pewnie, że byłeś - przywołał go do porządku Szczerbaty . - bo byliśmy tu wszyscy w zimie.
"Nie ma prawdziwej wartości poznania bez wysiłku" - Władysław Krygowski
Widoczność nad Morskim Okiem popsuła się. Przyszły chmury i zasłoniły słońce.
- To które to są te Rysy? - dopytywał się Pytalski jedząc frytki i popijając coca-colą.
- No te tu po lewej - zaczął mu pokazywać Szczerbaty - ale już ich nie widać.
Zainteresowanych zapraszam na ciąg dalszy...
Czekam na dalszy ciąg.....
OdpowiedzUsuńna Rysach nie byłem, a innych szczytów najbardziej wspominam Świnicę, bo byłem tam z ojcem jako dzieciak i to był pierwszy mój poważniejszy zdobyty obiekt... za to najcięższe podejście miałem na Ciemniaka, pojechaliśmy we trzech chłopa zaraz po maturach stopem do Zakopca, tam się zatrzymaliśmy u zakumplowanego górala, który nas ugościł w ten sposób, że nas po prostu koszmarnie spił jakimś domowym bimbrem... następnego dnia mieliśmy w planie Czerwone Wierchy, ale nasz godny pożałowania stan pozwolił tylko na tego Ciemniaka, co zważywszy na całość sytuacji i tak było sukcesem... aha, jeszcze na starcie mieliśmy zabawną przygodę, bo w Dolinie Kościeliskiej pogonił nas byk... tak centralnie to on nas wcale nie gonił, tylko sam uciekał, bo coś go wystraszyło, ale z boku to tak wyglądało, jakby on nas gonił... schowaliśmy się za jakieś sągi drzewa i nas minął, a potem my jego minęliśmy, jak sobie stał i pasł się spokojnie przy szlaku... nikt nikogo nie zaczepiał, więc sprawa zakończyła się bez kłopotów... a właściciel byka pewnie go sobie potem w końcu znalazł...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Twoje teksty o Tatrach mogę czytać na okrągło.
OdpowiedzUsuńMarek z dziewczynami
Z 10 metrów od szczytu Świnicy złapał mnie atak pęcherzyka żółciowego i mąż chciał koniecznie wezwać pogotowie. Z tej rozpaczy, że jego żona nie zdobędzie osobiście szczytu Świnicy sam po raz zapewne setny tam wlazł, podumał niczym Mickiewicz nad kolejnym poematem, ja w tym czasie posiedziałam, złapałam drugi oddech, mąż na mnie popatrzył, z zadowoleniem stwierdził, że już nie jestem taka bardzo zielona na twarzy i zeszliśmy delikatnie , w ślimaczym tempie na dół.A ów wredny pęcherzyk żółciowy usunięto mi dopiero ze 20 lat później. Do końca swego życia nie mógł mi wybaczyć, że nie chciałam po raz drugi wlec się na Świnicę w górę, ale zaliczyłam ją "na skróty" czyli wlokąc się granią od Kasprowego. Rysy zaliczyłam od Słowackiej strony wiele lat później.Bo mało ambitna jestem.
OdpowiedzUsuń