Palio di Siena odbywa się 2 razy w roku już od XIII wieku. Jest poświęcone Marii Pannie i dlatego odbywa się w dniach jej święta tzn. 2-go lipca i 16 sierpnia. Jest to niesamowicie emocjonujący wyścig konny; jeźdzcy jadą na oklep i bez strzemion dookoła placu Campo. Początkowo ścigano się w wąskich uliczkach Sieny, ale w 1656 r. wyścig przeniósł się na rynek, który okrąża się 3-krotnie. Sam wyścig jest tylko zakończeniem trwających do niego bardzo długo przygotowań. Na parę dni przed wyścigiem urządza się różne imprezy, pochody, popisy wywijania chorągwiami i bicia w bębny i inne, mające na celu pokazanie wyjątkowości konia, zawodnika i dzielnicy, która jest reprezentowana. Nagrodą dla zwycięzcy jest zawsze pallium czyli haftowana chorągiew, od której pochodzi nazwa wyścigu. Jeźdźcy i ich konie są przedstawicielami contrad, czyli dzielnic Sieny, na które było podzielone miasto już w XIII wieku. Aktualnie jest 17 dzielnic, ale udział w Palio bierze drogą losowania 10 lub 9 dzielnic. Losuje się 1 jeźdzca i 1 konia z każdej contrady. Pozostałe, nie wylosowane towarzyszą uczestnikom i ich chronią.
Dżokeje
uczestniczący w Palio są niestety bardzo brutalni, pozbawieni
skrupułów i przekupni. Ubrani w kolorowe, klaunowate stroje
wyglądają nieco niezdarnie, ale w rzeczywistości są bardzo
agresywni. Przepychają się, potrącają batami konie przeciwników,
zaczepiają się słownie i gestami. Walka bowiem zaczyna się dużo
wcześniej niż sam bieg. W grę wchodzą przecież duże kwoty
pieniędzy z zakładów, a także wielka sława wygranej contrady. W
czasie samego biegu dochodzi do wzajemnego okładania się batami
przez dżokejów, konie zrzucają jeźdźców, czasami wpadają same
na metę. Często konie nie potrafią pokonać ostrych zakrętów,
wpadają na siebie i na barierki. Łamią nogi, zdzierają skórę,
rozbijają głowy. Natomiast zwycięski jeździec staje się
niezwykle popularny, wszyscy mu gratulują, ściskają go, dotykają,
poklepują. A pozostali jeźdźcy są natychmiast pocieszani,
całowani i obejmowani przez piękne włoskie dziewczyny. Pierwsze
miejsce w gonitwie contrada świętuje przez kilka tygodni. Wtedy
zwycięzcą czuje się każdy jej mieszkaniec.
Gdy
wyjeżdżaliśmy ze Sieny było już ciemno. W autokarze nasza
pilotka przekazywała nam w jakiej kolejności konie ukończyły
bieg. Liczył się wprawdzie tylko zwycięzca, ale każdy czekał na
potwierdzenie, że koń, którego sobie upatrzył też był dobry. Wymieniła 9 koni.
-
A pani konik? – zapytała mnie pani Marysia – czemu pani tak
posmutniała?
Nie
odpowiedziałam i zmieniłam temat. Nie chciałam mówić na głos,
że mój koń o imieniu Bruco czyli Gąsienica leżał nieruchomo na
najpiękniejszym placu Włoch z rozbitą głową i połamanymi
nogami.
P.S. Osoby które są zainteresowane kosztem uczestniczenia w Palio di Siena /jako widzowie/, informuję, że miejsca na środku placu – na stojąco – są bezpłatne. Miejsca siedzące na trybunach przy samym torze wyścigu kosztują podobno bardzo dużo. Przy zakupie biletu każdy z widzów otrzymuje kartkę na której podany jest plan parad a także zasady uczestniczenia w Palio. Ze względu na bezpieczeństwo wyścigu na Campo nie można wnosić żadnych krzesełek, foteli, stołów, butelek, pudełek, puszek. Tak przynajmniej było w dniu 16 sierpnia 2002 roku gdy "oglądałam" Palio di Siena.
Wszystkie zdjęcia w tej i poprzedniej części /oprócz pierwszego, które zostało zeskanowane z przewodnika po Sienie/ były robione kilka godzin przed wyścigiem.
Nie chciałabym nawet tego darmowego miejsca, zwłaszcza po tym, co napisałaś o dżokejach i tym nieszczęsnym koniu...
OdpowiedzUsuńTo było w programie wycieczki i nikt z nas nie miał pojęcia jak to będzie wyglądać i jak się skończy.
UsuńA ten koń to od razu się zabił czy go potem dobili?
OdpowiedzUsuńSorry za pytanie.
Marek
A jaka to różnica?
UsuńAle nie wiem.
Współczuję Ci Stokrotko, że ze zrozumiałej ciekawości oglądałaś tę "masakrę - maskaradę". Szkoda mi nie jeżdźców lecz koni. Dziękuję za dedykację obu odcinków, bo czuję się objęty jej zakresem. Miło się czyta Twoje relacje z podróży, nie dziwię się więc, że "Bieguni" Olgi Tokarczuk są Ci tak bliskie.
OdpowiedzUsuńBardzo serdecznie Ci dziękuję.
Usuń:-)
Zastanawiam się, czemu akurat taką notkę dedykowałaś swoim komentatorom? ;)
OdpowiedzUsuńA tak pięknie się zaczynała...
Może dlatego żeby się dowiedzieli że podróże to nie tylko piękne wrażenia...???
UsuńSądzisz, że inni nie podróżują? :)
UsuńA tak na poważnie. Nie czytam Cię jak Toniego Halika. Raczej skupiam się na różnych odcieniach wrażliwości, dyskretnej, nienachalnej. Ta notka nie za dobrze świadczy o rodzaju ludzkim. W Sienie naprawdę czas się zatrzymał w średniowieczu. I to nie tylko w zabudowie.
Wszyscy podróżują, bo samo życie jest podróżą>
UsuńDla mnie podróże to przede wszystkim poznawanie świata.
OdpowiedzUsuńDziękuję Stokrotko.
Ela
To tak jak dla mnie Elu.
UsuńSerdecznie Ci dziękuję za zrozumienie.
:-)
Jak dla mnie to zwykłe barbarzyństwo a dedykowanie go Matce Boskiej jest naprawdę kwintesencją katolicyzmu.
OdpowiedzUsuńOglądałam kiedyś na Planete+ cały film dokumentalny- masakra od początku do końca.
Jak wiesz na filmie widać dużo więcej i dokładniej, łącznie z całym okresem przygotowawczym do tej imprezy.
Jeżeli ludzie tłuką się miedzy sobą to mnie to mało obchodzi- widać tak lubią i chcą, ale włączanie w to zwierząt uważam za podłość.
Niektórzy twierdzą, że konie i psy lubią się ścigać. Co do psów to jest w tym trochę prawdy, co widać w psich ogródkach, ale konie same się nie ścigają, są do tego ponaglane i to ostro.
Miłego;)
No właśnie.
UsuńA to przecież tylko pogańskim bożkom i tym różnym starożytnym poświęcało się tysiące zwierząt i ... małych dzieci...
/Szacun że to zauważyłaś./
Tak jak pisałam na początku pierwszej części - z tego środka placu niewiele widzieliśmy. A telebimy nie były jeszcze takie popularne - coś tam było - jakiś ekran na jednym domu ale i tak wszyscy go zasłaniali.
A nad końmi to się po prostu dżokeje znęcali.
Pozdrówki:-)
No właśnie- przeogromnie mi żal wszystkich koni wyścigowych i tych, co biorą udział w skokach. Gdy byłam dzieckiem bywałam często na wyścigach, ale gdy zobaczyłam, jak dżokej okłada konia batem przestałam tam chodzić. I nie pomogły tłumaczenia, że konie lubią się ścigać.
UsuńCo do różnych dzisiejszych obrzędów- szamanizm ... i tyle.
Nie będę tu roztrząsała szczegółów, bo byłby to kij wsadzony w mrowisko.
Buziole;)
A więc spuśćmy zasłonę milczenia.
UsuńBużka:-)
No smutne to ze względu na konie... Ale ileż jest takich niezrozumiałych dla nas i okrutnych imprez/świąt na świecie...(corrida czy święto psiego mięsa w Chinach i.t.p., brrr), na które zjeżdżają turyści z całego świata... Do Polski przyjeżdżają turyści, którzy oprócz Krakowa, mają w programie "zaliczenie" Obozu w Oświęcimiu... Świat jest ... różny. I przez to piekny :-).
OdpowiedzUsuńPrzez swoje podróże doświadczasz, Stokrotko, tych WSZYSTKICH emocji. :-)
Dagmaro - gdybym chciała tylko doświadczać miłych i pięknych emocji to wyjeżdżałabym na najwspanialsze plaże i opalała się na okrągło i nie ruszała z leżaka.
UsuńI potem bym się chwaliła, że podróżuję....
:-)
Okrutna jest ta rozrywka; warto jednak poznać
OdpowiedzUsuńtę tradycję :)
Hanno - przez przypadek to poznałam z najgorszej strony. Bo przecież te konie nie w każej gonitwie się zabijają.
UsuńDziękuję za przywołane wspomnienia. U mnie tylko miłe. Byłam w Sienie 2 razy i tak się złożyło, że oba razy widziałam na koronie rynku klepisko z ubitego piasku (litościwie wysypują ten piasek przed gonitwą, żeby zminimalizować urazy koni, nawet na zakrętach owijają barierki szmatami, żeby konie nie zahaczyły o narożniki). Zupełnie przypadkowo byłam tam w czerwcu 2 dni przed i w sierpniu 2 dni po Palio. Samego Palio nie widziałam i dobrze, przede wszystkim nie cierpię tłumów, mam lęk przed tłumem. No i bałabym się o konie i szalonych jeźdźców. A jeszcze pomyślałam sobie, że pewnie już nie zobaczę Campo bez piachu, bo nie wiem, czy jeszcze trafię do Sieny. Chociaż to cudowne miasto i chętnie pospacerowałabym sobie znów wąskimi uliczkami i wypiła smaczną kawę w kawiarnianym ogródku, w końcu września może. Bo upałów też nie cierpię, a takie własnie panowały, gdy odwiedziłam Sienę. jeszcze raz dziękuję za wpis :)
OdpowiedzUsuńMasz rację -Siena to przepiękne miasto.
UsuńA swoją drogą koń o imieniu Gąsienica chyba z założenia nie ma szans. Czy był też koń nazwany Ślimakiem lub Żółwiem? To aż się prosi o pech. No strasznie szkoda konia :(
OdpowiedzUsuńA ja właśnie dlatego, że ten koń nazywał się Gąsienica to na niego postawiłam. Bez sensu, wiem...
UsuńCo kraj, to obyczaj. Ale bardzo to smutne i przykre, a dla koni - okrutne.
OdpowiedzUsuńMagnolio - jest taka akcja, żeby zaprzestać Palio di Siena. Ale 700 letnia tradycja jest silniejsza.
UsuńPozdrawiam
Poznaje z Toba swiat w całej jego rozmaitości i to jest cenne. a swiat jest dobry, zly, piękny , okropny itd.Pozdrawiam Malgosia.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę Małgosiu że jesteś ze mną.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie.
Witaj, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńTo może jeszcze dodam:
"To jest mój ostatni wieczór w Sienie. Idę na il Campo wrzucić parę lirów do sadzawki Fontegaia, choć, prawdę mówiąc, nie ma wiele nadziei, abym tu wrócił. (...). Wracam do Trzech Dziewuszek. Mam ogromną ochotę obudzić pokojową i powiedzieć jej, że jutro wyjeżdżam i że było mi tutaj dobrze. Jeśli nie bałbym się tego słowa, powiedziałbym, że byłem szczęśliwy."
("Barbarzyńca w ogrodzie" - Z. Herbert)
Pozdrawiam:)
Kochana jesteś Leno...
Usuń:-)
Informuję uprzejmie, że nie jestem zainteresowany wizytą w rzeźni pn. Palio di Siena:)
OdpowiedzUsuńJa też nie byłam zainteresowana...
UsuńŚwietne zdjęcia. ;
OdpowiedzUsuńCo do samego wydarzenia, to na początku pomyślałam: ,,Od XIII w. to długa tradycja. Wyścig na koniach po placu na pewno robi wrażenie jak się tam stoi i ogląda na żywo." A potem jak przeczytałam o tej brutalności, o Bruco i jego połamanych nogach ... To nie, nie wytrzymałabym.
Na szczęście tego dokładnie nie widziała, no ale slyszałam.
UsuńNie każda tradyca jest dobra.
Dziękuję Ci Leno za wizyty.
Nie mogłabym oglądać "na żywo" tak brutalnego wyścigu. Już pod poprzednim postem pisałam, że widziałam te wyścigi w tv. Nie rozumiem, jak może to być dla kogoś atrakcją.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Myślę że jak się zabija nagle koń to dls nikogo nie są takie wyścigi atrakcja. To był wyjątek który się nam niestety przytrafil. Na szczęście nie widziałam tego biednego konia , tylko się o nim dowiedzialam z relacji Moniki.Spójrz na początek pierwdzej czesci.
UsuńPozdrawiam.
Pamiętam, czytałam już dawniej... Historia miast sama w sobie jest ciekawa, zwłaszcza tak starych. A z historią miast równolegle mamy dzieje człowieka,ich mieszkańców i kultury.To,co kiedyś nie budziło zastrzeżeń, dzisiaj zadziwia lub oburza. To też historia: historia ludzkiej wrażliwości, ewolucja zasad etycznych, zmiany estetyki. Za sto lat będą się dziwić nam, że byliśmy takimi barbarzyńcami;-)
OdpowiedzUsuńNotario - serdecznie Ci dziękuję za ten komentarz.
Usuń:-)
To ponad moją wrażliwość...
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie widzialam.tego konia już po....
UsuńKochana!
OdpowiedzUsuńByłam w samym mieście, widziałam plac, przedstawienia nie.
Ja dziś, po długiej przerwie, byłam w pracy, póki co ok.
Pozdrawiam słonecznie::)
To lepiej, że nie widziałaś gonitwy.
UsuńSerdeczności
koni mi żal:(
OdpowiedzUsuńMnie też Czesiu.
UsuńZdjęcie koni przepiękne. Tej gonitwy nie chciałabym oglądać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Stokrotko. :) .
Doskonale Cię rozumiem.
UsuńWszystkiego dobrego Tereso.
I see your blog daily, it is crispy to study.
OdpowiedzUsuńYour blog is very useful for me & i like so much...
Thanks for sharing the good information!
ดูหนัง
Thanks..
OdpowiedzUsuń