… były
imieniny Zofii.
Więc
jak od wielu już lat poszłam przed południem na Powązki.
Do
mojej Zosi, dla której napisałam kiedyś taki tekst:
„Zosia.
Nie
chodzi mi o tę Mickiewiczowską w białej sukience, karmiącą
ptactwo. Chociaż tamta, też karmiła w ogrodzie kury i kaczki. Jej
mama miała w ogródku, a właściwie za domem mały kurnik. Pamiętam
takie małe kurczaczki i kaczuszki. Chociaż na rączkach małej
dziewczynki nie były takie małe.
-
No nie bój się – mówiła do mnie Zosia. - Przecież nic ci nie
zrobią. Najwyżej kupkę.
A
ja bałam się, że mogę im niechcący jakąś krzywdę zrobić.
Sophia
Ale
nie ta, która po grecku znaczy Mądrość.
Chociaż
ta też była bardzo mądra. Ale taką mądrością wewnętrzną,
nierzucającą się w oczy.
Bardzo
mało mówiła. Pozwalała mówić innym. Ona tylko słuchała, bo
umiejętność słuchania to wielka sztuka.
Zosieńka
Nie
ta uzdolniona ani wyjątkowo piękna. Chociaż przez pewien czas była
muzą w życiu zdolnego rzeźbiarza. A także modelką, bo jej twarz
jest uwieczniona w kilku rzeźbach.
Patrzę
teraz na jedną z nich. Na to popiersie, które wędrowało przez
parę lat po całym kraju, aby znaleźć bezpieczną przystań w moim
domu.
Zofia
Chciałabym
zerwać dla niej wszystkie kwiaty z łąki nad Wisłokiem. Ale tej
łąki już nie ma.
Więc
zaniosę Jej tylko bukiecik stokrotek kupiony przy cmentarnym murze.”
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
A
wieczorem byłam w „Kalinowym sercu”. I tam piłam „kalinową”
imbirową herbatę z dodatkiem miodu. I tam w salonie kulturalnym
którego patronką jest Kalina Jędrusik we wspaniałym towarzystwie
Rodziny Rodowiczów obejrzałam i wysłuchałam a właściwie
pochłonęłam każdą komórką ciała monodram pt: „Zofia”.
Monodram napisała młoda dramatopisarka Anna Wakulik.
A
tytułowa Zofia to matka dwóch synów. Jednym z nich był Zygmunt
Rodowicz który zginął w czasie Powstania Warszawskiego. A drugim
był Jan Rodowicz ps. "Anoda"– harcerz, uczestnik Akcji pod
Arsenałem, powstaniec warszawski… który został
najprawdopodobniej zamordowany w czasie brutalnego śledztwa jakie
miało miejsce w styczniu 1949 roku.
W
rolę Zofii wcieliła się Małgorzata Pieńkowska. Grała
wstrząsająco matkę, której synowie wybiegają z domu aby
walczyć….. bo przecież wybiła Godzina „W”.Matkę, która pozostaje bez dzieci. I zaczyna nienawidzieć te wszystkie matki, których dzieci żyją.
Nie podejmuję się jednak opisać tego monodramu, znam za mało odpowiednich słów...
Nie podejmuję się jednak opisać tego monodramu, znam za mało odpowiednich słów...
Siedziałam
koło Joanny Rodowicz, która – chociaż widziała już ten
monodram kilka razy …. i tym razem płakała. Ci dwaj młodzi
mężczyźni - Zygmunt i Jan to jej stryjowie…. których nie
zdążyła poznać, bo urodziła się po ich tragicznej śmierci.
Ściemniało
się gdy wychodziłam z „Kalinowego Serca” przy ul. Krasińskiego.
I zupełnie nie wiem dlaczego na Placu Wilsona nie mogłam trafić na żaden przystanek. A jak go wreszcie znalazłam to pojechałam w zupełnie innym kierunku... i zupełnie nieznanym mi autobusem.
I zupełnie nie wiem dlaczego na Placu Wilsona nie mogłam trafić na żaden przystanek. A jak go wreszcie znalazłam to pojechałam w zupełnie innym kierunku... i zupełnie nieznanym mi autobusem.
To
było wczoraj 15 maja 2018 roku.
To musiało być duże przezycie, skoro tak wpłynęło na późniejsze zdarzenia...
OdpowiedzUsuńMasz rację.
UsuńNastąpił renesans tego imienia, czekam aż to dotknie Doroty, Elżbiety czy Grażyny. A dla mnie Zosia to przede wszystkim:
OdpowiedzUsuńmłoda dziewczyna… Białe jej ubranie
Wysmukłą postać tylko aż do piersi kryje,
Odsłaniając ramiona i łabędzią szyję.
W takim Litwinka tylko chodzić zwykła z rana,
W takim nigdy nie bywa od mężczyzn widziana
To prawda.
OdpowiedzUsuńSama znam dwie kilkuletnie Zosie.
Tekst o Zofii pamiętam, herbatkę piłaś w zacnym towarzystwie, Joannę Rodowicz serdecznie pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuńJoasia jak się obudzi to z pewnością przeczyta...
Usuń:-)
Tez wspominałam wczoraj pewną Zofię...
OdpowiedzUsuńBo Zofie przeważnie są Wspaniałe i bardzo dzielne...
UsuńWitaj, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńNie widziałam monodramu. I nie wiem, czy mam dość siły, by go obejrzeć...
Maj...
Taki piękny i taki okrutny.
Pozdrawiam:)
Gdy byłam dzieckiem to Mama opowiadała mi jak właśnie w maju zginął Jej najstarszy brat - od niewypału jeszcze z pierwszej wojny - znalezionego nad Wisłokiwm...I cała rodzina nakryła jego ciało gałązkami bzu...
OdpowiedzUsuńDziękuję Leno.
Wzruszający dzień miałaś...
OdpowiedzUsuńNie mam żadnej Zofii, która już tylko w pamięci i sercu, ale czekam na maleńką Zosieńkę :)
To dopiero wspaniała wiadomość!!!!
UsuńTo ja będę czekać z Tobą:-)
Stokrotko, ależ piękny tekst napisałaś, łzy mi w oczach stanęły ...
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę że Ci się spodobał.
Usuń:-)
Pięknie spędzony dzień i Zofia godnie uczczona :) Faktycznie - emocje chyba sięgały zenitu, wnioskując z tego co piszesz.
OdpowiedzUsuńTo był wyjątkowy dzień Gabrysiu.
Usuń:-)
Stokrotko Najdroższa, dziękuję Ci że jesteś przy mnie nie tylko w chwilach triumfu ale i wtedy, gdy łzy nie pozwalają mówić...
OdpowiedzUsuńA ja Ci dziękuję że mnie zaprosiłaś do Kalinowego Serca...
Usuń:-)
Świadomie piszę osobno o Twoim wpisie powtarzając w kółko, rzadko kto potrafi TAK CZULE PISAĆ O MIŁOŚCI. Też tak sobie myślę, że ta wrażliwość zupełnie nadzwyczajna, pewnie przekazana została od Niezwykłej Matki.
OdpowiedzUsuńTo prawda Joasiu, że moja Mama była wyjątkową osobą.
Usuń:-)
To ja tylko napiszę że piękne kwiaty dobrałaś do swojego tekstu.
OdpowiedzUsuńPięknie Cię pozdrawiam Stokrotko.
Ela
Starałam się znależć bukiet kwiatów polnych.
UsuńSerdeczności Elu.
Przepiękny ten bukiet kwiatów. Pozdrawiam Stokrotko. :) .
OdpowiedzUsuńCieszę się że i Tobie się podoba Tereso.
Usuń:-)
Masz talent Dziewczyno!!!
OdpowiedzUsuńMarek
Bardzo mi się spodobało że nazywasz mnie dziewczyną :-)))
UsuńStokrotkowo...Joasiowo...Cudnie !! ;o)
OdpowiedzUsuńGdyby jeszcze Gordyjka zjechała "natenczas" do Warszawy to byłoby ... przecudnie!!!
UsuńPiękny, wzruszający wpis, a kwiaty polne najpiękniejsze są...
OdpowiedzUsuń"Bukiety wiejskie jak wiadomo wiązane były wzwyż i stromo " - tak pisał Julian Tuwim w "Kwiatach polskich".
Usuń:-)
Miałaś bardzo intensywny dzień, pamięta się je potem bardzo długo.
OdpowiedzUsuńWiem, wiem.
UsuńWzruszajacy tekst, ale ja caly czas bylam myślami w Jastrzebiu i wspominałam tragedie z 1954 r na mojej kopalni.A imie Zosia wraca jak wszystkie piękne stare imiona. Malgosia.
OdpowiedzUsuńPrzerażający ten wypadek w Jastrzębiu Małgosiu...
UsuńKochana!
OdpowiedzUsuńPięknie, to opisałaś, wzruszyłam się.
Milutko pozdrawiam:)
Dziękuję Morgano.
UsuńCzasem warto jest według mnie przystanąć, by poznać takie historie, aby spróbować zrozumieć pewne wydarzenia z przeszłości i towarzyszące im emocje. Nie jest to proste zadanie, jednak można wynieść z niego wiele dla siebie, od emocji, po jakieś nowe rozumienie sytuacji.
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie. Bardzo lubię nawet samo przebywanie wśród tych wszystkich stanowisk na Targach. Może za rok uda Ci się być na tym albo innym stanowisku w roli współgospodarza imprezy?
Pozdrawiam!
Zobaczymy co będzie za rok.
UsuńPozdrawiam
Niezwykłe jest to, że ja też odwiedzam Kalinowe Serce. Być może nawet kiedyś siedziałyśmy obok siebie. A Zofia to imię mojej babci ze strony taty. Bardzo je lubię.
OdpowiedzUsuńAle 15 maja nie było Cię w Kalinowym Sercu???
UsuńNiestety nie.
UsuńJakoś się dziś smutno porobiło w zaprzyjaźnionej blogosferze. Widocznie taki dzień.
OdpowiedzUsuńPrzyjdzie lepszy dzień Wojtku.
UsuńTyle śladów zostawionych w nas przez Anioły... taka głębia oddechu ciepłego. Wzruszające ile jest podobieństw czasem w losach osób nieznanych... dziękuję Ci za ten wpis.
OdpowiedzUsuńZosieńka, Zosia, Zosiunia, Zocha, Zofija - jedno z najważniejszych imion w moim życiu.
Najważniejszą kobietą w moim życiu była Zosia.
UsuńDziękuję Ci
Czasami bywają takie smutne i refleksyjne dni.
OdpowiedzUsuńTo prawda.
UsuńBardzo pięknie i wzruszająco napisałaś o swojej Zosi :)
OdpowiedzUsuńKiedyś to było popularne imię i fajnie, że znowu sporo jest dziewczynek Zosiek :)
Co do błądzenia, czasem człowiek zamiesza się i zakręci ... wczoraj spacerowałam z kotem i moją koleżanką, wyprowadził nas w takie miejsce, że koleżanka spytała, gdzie my jesteśmy? Bo rzadko tam chodzi ;) Ja na szczęście wiedziałam, bo na kota nie ma co liczyć, tzn.do domu zaprowadzi, ale wtedy, kiedy on uzna za stosowne ;)
Wczoraj 1,5 godziny było mu mało :))
Dziękuję Ci Lidio za odwiedziny.
Usuń:-)
Wzruszający tekst...Dający nam, czytelnikom, wiele do myślenia...Dziękuję Stokrotko...
OdpowiedzUsuńI ja Ci dziękuję.
Usuń:-)
To bardzo wzruszające wspomnienie z wieczoru w "kalinowym Sercu" właśnie 15 maja w dniu imienin Zofii. Potrafiłaś to pieknie opisać,bo to jest bardzo ważne, ze nie zapominamy o wojnie i jej tragicznych skutkach, mimo tego że mamy szczęście żyć już ponad pół wieku w pokoju.
OdpowiedzUsuńOby nas to szczęście życia w pokoju nigdy nie opuściło. I naszych dzieci i wnuków...
UsuńDziękuję Ci.
Wzruszyłam się czytając, nie dziwię się więc, że nie mogłaś znaleźć przystanku. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję Lotko.
UsuńRówież pozdrawiam
No ba. Nie ma co gdybać chyba, do kolejnych Targów jest jeszcze dużo czasu, więc i możliwości pewnie się pojawią. :)
OdpowiedzUsuńTo współczuję jak nie wiem, bo momentami padało wczoraj wyjątkowo intensywnie. Dziś podobnie, na moje szczęście jednak deszcz ustał jakoś koło 10 rano. I mogłem na te Targi pojechać dzięki temu.
Pozdrawiam!
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie.
UsuńWzruszające i wstrząsające , ta druga część - matka, jak Niobe. Okrutny los.
OdpowiedzUsuńHaniu - porownanie do Niobe wspaniałe.
UsuńWzruszyłam się. Słyszałam o tym miejscu, ale nigdy jeszcze tam nie byłam. Muszę się bardziej zainteresowac...
OdpowiedzUsuńZ pewnością Ci się tam spodoba.
OdpowiedzUsuń:-)