Mili Moi!
Ostatnie 5 dni przeżyłam bardzo intensywnie. Ponadto byłam prawie przez cały ten czas odcięta od internetu. Nie bywałam ani na Waszych blogach ani na swoim. Ale powoli /bardzo powoli/ wracam. Ten brak możliwości a także siły nie pozwolił mi napisać nowego tekstu. Pozwólcie więc że "uraczę" Was tekstem, który znajduje się w mojej książce pt: "Nadal wariuję".
„ W te noce przedwiosenne, dzikie i rozprzestrzenione, nakryte ogromnymi niebami, jeszcze surowymi i bez woni, prowadzącymi wśród wertepów i rozłogów powietrznych w gwiezdne bezdroża – ojciec zabierał mnie ze sobą do małej restauracji ogrodowej, zamkniętej między tylnimi murami ostatnich domów rynku. Szliśmy w mokrym świetle latarń, brzęczących w podmuchach wiatru, na przełaj przez wielki sklepiony plac rynku, samotni, przywaleni ogromem labiryntów powietrznych, zagubieni i zdezorientowani w pustych przestrzeniach atmosfery.”
„W ogrodzie restauracyjnym ścieżki były wyżwirowane. Dwie latarnie na słupach syczały w zamyśleniu. Panowie w czarnych tużurkach siedzieli, po dwóch – po trzech, zgarbieni nad biało nakrytymi stolikami, zapatrzeni bezmyślnie w lśniące talerze. Siedząc tak, obliczali w duchu ciągi i posunięcia na wielkiej czarnej szachownicy nieba, widzieli w duchu wśród gwiazd przeskakujące konie i stracone figury i konstelacje wstępujące natychmiast na ich miejsce.”
Któż mógł tak obrazowo i sugestywnie pisać?. Oczywiście Bruno Schulz w „Sklepach cynamonowych” i w "Sanatorium pod klepsydrą”.
Drohobycza nie było w planie wycieczki po Ukrainie Zachodniej. Ale gdy wracając z Truskawca zauważyliśmy tablicę informującą, że do Drohobycza nie jest daleko, namówiliśmy pana Tadzia, naszego pilota aby nam to miasto pokazał.
Z tego niewielkiego, galicyjskiego miasteczka pochodzi lub jest z nim związanych wiele bardzo znanych osób, m.in. Artur Grottger, Iwan Franko, Kazimierz Wierzyński, hetman wielki koronny Wacław Rzewuski, twórca szczawnickiego uzdrowiska Józef Szalay, malarze Maurycy i Leopold Gotlieb i wielu innych.
Nikt jednak nie rozsławił tego miasta tak jak polski pisarz i rysownik żydowskiego pochodzenia Bruno Schulz.
Drohobycz roku 1892, czyli wtedy gdy urodził się w nim Bruno Schulz był niedużą, kresową mieściną. Na pocztówkach i zdjęciach z końca XIX wieku widać niewielkie parterowe domki. Tylko w centrum górowała nad miastem bryła ceglanej, gotyckiej fary wraz z dzwonnicą, a także okazały ratusz.
Miasto to jest jednym z niewielu miast II Rzeczpospolitej, które nie zostały zniszczone w czasie II wojny światowej.
Gotycka fara znajdująca się centrum miasta została ufundowana w roku 1392 przez króla Władysława Jagiełłę. Ten sam król nadał miastu w 1422r. prawa magdeburskie.
Zwiedzaliśmy ten olbrzymi, surowy kościół. Z jego południowej strony znajduje się piękny gotycki portal, ozdobiony herbami Drohobycza i polskim orłem. A wewnętrzne ściany pokrywa XVIII wieczna polichromia, przedstawiająca m. inn. nadanie praw miastu przez króla polskiego. Obok fary znajduje się wieża-dzwonnica. Jest ona częścią obwarowań, bowiem fara pełniła kiedyś funkcje obronne. Miasto nie posiadało bowiem nigdy murów obronnych.
Piękny jest Drohobycz XIX- wieczny. Zachował się w mieście ratusz oraz wiele zabytkowych, eklektycznych willi, należących kiedyś do polskich naftowych potentatów. Przecież w Drohobyczu do wybuchu II wojny działało 5 rafinerii naftowych.
Podeszliśmy do ul. Floriańskiej gdzie stoi dom, w którym Bruno Schulz mieszkał do czasów II wojny światowej. Informuje o tym niewielka tabliczka.
Domu przy rynku, w którym mieścił się sklep bławatny ojca Brunona już dawno nie ma. To ten właśnie sklep opisał przepięknie Schulz w „Sklepach cynamonowych”.
Spacerując po Drohobyczu szukaliśmy też słynnej Ulicy Krokodyli ze „Sklepów Cynamonowych”:
„Pseudoamerykanizm zaszczepiony na starym, zmurszałym gruncie miasta, wystrzelił tu bujną lecz pustą i bezbarwną wegetacją tandetnej, lichej pretensjonalności. Widziało się tam tanie, marnie budowane kamienice o karykaturalnych fasadach, oblepione monstrualnymi sztukateriami z popękanego gipsu. Stare, krzywe domki podmiejskie otrzymały szybko sklecone portale, które dopiero bliższe przyjrzenie demaskowało jako nędzne imitacje wielkomiejskich urządzeń”.
Ale nie znaleźliśmy jej. I to chyba dobrze. Przedstawiała przecież katastroficzną wizję rzeczywistości zdegenerowanej i przerażającej.
W mieście rozsławionym przez Brunona Schulza byliśmy w sierpniu 2006 roku. Wracaliśmy z niego zamyśleni i z urywkami „Sklepów cynamonowych” w pamięci.
Z twórczością tego pisarza zetknęłam się w liceum, nawet dość blisko, z powodu olimpiady literatury i języka polskiego. W Drohobyczu nie byłam, ale wyczytałam, że teraz właśnie odbywa się tam festiwal twórczości Bruno Schulza...
OdpowiedzUsuńBo jednak bardzo Go cenią.
Usuń:-)
Dziękuję za bardzo ciekawą opowieść o Drohobyczu.
OdpowiedzUsuńŻyczę szybkiego powrotu do pełni sił :)
A ja dziękuję za wizytę.
Usuń:-)
Piękne te fragmenty z prozy Bruno Schulza. Cudny język, aż zatęskniłam by znowu poczytać.
OdpowiedzUsuńI ciekawa Twoja opowieśc o Drohobyczu. Chętnie bym sobie po nim pospacerowała. Moze kiedys? W końcu nie mieszkam daleko od granicy z Ukrainą.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Stokrotko!:-)
Olgo - bardzo serdecznie Ci dziękuję za wizytę i za komentarz.
UsuńPozdrawiam pięknie.
To dobrze że wróciłaś z ciemnego lasu.
OdpowiedzUsuń:-) :-) :-)
Marek z dziewczynami
Jestem, ale mało przytomna.
Usuń:-) :-) :-)
Mam nadzieję, że o przyczynach (mam nadzieję przyjemnych) swojej nieobecności też napiszesz. "Brak dostępu do netu" brzmi ekscytująco :)
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję...
Usuń:-)
Stokrotko, starczylo sil na przeczytanie tekstu, serdecznie pozdrawiam Malgosia.
OdpowiedzUsuńMałgosiu - to znaczy że jeszcze masz jakieś siły.
UsuńDziękuję serdecznie.
zwiedzać można, mieszkać nie - jeden dom jedno życie. dobrze mieć gdzie wracać. adres można zmieniać na wakacje, wycieczki, delegacje, jednak nostalgia kotwicą w dno wkopana głęboko powinna ciągnąć do powrotów.
OdpowiedzUsuńDlatego ja przez całe życie mieszkam w mieście, w którym się urodzilam.
UsuńTy je uwielbiasz, ja mam raczej negatywne wspomnienia. za duże, zbyt szybkie, pobieżne i bezwzględne. nie lubię i raczej się od tego nie uwolnię. ale rozumiem, że są tacy, którym służy i potraktują je jak własną sypialnię. niech Ci służy.
UsuńDziękuję.
UsuńA Twoje miasto jest piękne.
Miło popatrzeć na miasto Brunona Schulza.
OdpowiedzUsuńCiekawe są Twoje posty :)
Pozdrowienia :)
Hanno - staram się nie nudzić :-)
UsuńOj tak, pisarz znany i ceniony przez wielu.
OdpowiedzUsuńA co do odcięcia od internetu, czasami takie przerwy są mocno potrzebne.
A czasami człowiek zupełnie niespodziewanie jest odłączony od całego świata...
UsuńChyba niewiele historii zostało w tym mieście. Nawet fotografie wydają się jakieś smutne. Najserdeczniej pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńLotko - historii jest bardzo dużo w Drohobyczu.
Usuń:-)
Kategorycznie protestuję przeciwko Twojej nieobecności w necie !! Chociaż czytanie Twoich tekstów jest w każdym wymiarze wielką przyjemnością...;o)
OdpowiedzUsuńDzięki Wam Dobra Kobieto!!!
Usuń:-))
Ech, Pani Przyrodo. Ile jest cudnych miejsc na świcie, gdzie ie byłem i nigdy pewnie nie będę!
OdpowiedzUsuńDodaj jeszcze - ech Pani Historio...
Usuń:-)
Cieszę się, że wracasz
OdpowiedzUsuńAle pomalutku...
UsuńMiałem okazję być w Drohobyczu, do dziś mam przed oczyma ryneczek i niektóre zabytki, oczywiście z ulicą, na której mieszkał Bruno Schulz. Dziękuję Stokrotko za przywołanie tych reminiscencji, a zrobiłaś to po mistrzowsku. Chce się czytać.
OdpowiedzUsuńDobrze, ze mam to w Twojej książce.
Jak zwykle pozostawiasz u mnie życzliwy komentarz.
UsuńBardzo Ci dziękuję.
Nie byłam jeszcze w Drohobyczu, wszystko przede mną:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Pewnie, że wszystko przed Tobą Agnieszko.
Usuń:-)
Niezwykle bogaty i barwny język Bruno Shultza wciąga czytającego jak skręcona lina! Uwielbiam jego skomplikowane opisy, które zmuszają umysł do budowania niezwykłych przestrzeni o których się czyta.
OdpowiedzUsuńJest po prostu mistrzem Joasiu.
Usuń:-)
"Sklepy" czytałam w liceum, więc wieki temu ... niespecjalnie mnie wtedy zachwyciły, ale może trzeba by wrocić i ponownie przeczytać?
OdpowiedzUsuńTen ostatni fragment brzmi jak koszmarne proroctwo ...
Koniecznie przeczytaj jeszcze raz Lidio.
Usuń:-)
W Drohobyczu znajduje się Centrum Metodyczne Nauczania Języka Polskiego,jedyne takie na całej Ukrainie.Skupia na comiesięcznych zjazdach nauczycieli uczących na Ukrainie j.polskiego w szkołach sobotnio- niedzielnych/dla dzieci z polskimi korzeniami/ jak i nauczycieli uczących w ukraińskich szkołach jęz.polskiego jako obcego.
OdpowiedzUsuńTak że Drohobycz żyje Polską; są tam i inne propolskie organizacje, ale o tym może kiedyś na swoim blogu, nie chcę nadużywać gościnności Stokrotki!
Dopiero po kolejnym przeczytaniu Sklepów cynamonowych skojarzyłam sobie,ze anemony to zawilce!!
Pięknie Ci dziękuję za te informacje Liiviio.
UsuńJesteś zawsze mile widziana na moim blogu.
:-)
Piękna i ciekawa wirtualna wycieczka :) Dziękuję
OdpowiedzUsuńBardzo proszę Gabrysiu.
UsuńGdy tylko przeczytałam tytuł Twojego postu, od razu pomyślałam o Brunonie Schulzu i jego utworach, które wszystkie przeczytałam oraz o jego tragicznej śmierci.
OdpowiedzUsuńDziękuję Anno.
Usuń:-)
Mam nadzieję, że te intensywne dni były dniami radości, a nie smutku.
OdpowiedzUsuńKiedyś o tych dniach napiszę.
UsuńA ja prawie cały maj miałam intensywny (ale raczej pozytywnie) i tez nie bywałam w necie. Teraz nadrobiłam zaległości u Ciebie:)
OdpowiedzUsuńChętnie bym z Tobą patrzyła na gwiazdy. Bardzo to lubiłam dawniej, teraz jakoś "zbyt jasno" sie na naszej wsi zrobiło (latarnię nam postawili przy uliczce). A Ukraina Zachodnia jeszcze czeka na mnie ;)
Haniu - może się wreszcie spotkamy jak zaczniesz przyjeżdżać do syna do Warszawy.
UsuńDzięki za wizytę tu i tam...
:-)
Witaj, Stokrotko.
OdpowiedzUsuńTo ja może tyle:
https://www.youtube.com/watch?v=wnH1d4wh9tg
Pozdrawiam:)
Bardzo dziękuję Leno.
Usuń:-)