Zawsze gdy jestem w Nałęczowie zachodzę to kawiarni w pensjonacie "Ewelina". To ten pensjonat, w którym w latach 1900-1910 mieszkał i tworzył Bolesław Prus.
Od wielu już lat w każdy wtorek spotyka się w tej kawiarni ze swoimi czytelnikami Pani Profesor Maria Szyszkowska. A jej książki leżą cały czas na stoliku i można je kupić.
W czasie ostatniego pobytu na leczeniu w Nałęczowie nabyłam w "Ewelinie" tę książkę:
Książka ta, podobnie jak wszystkie inne pióra Pani Profesor pisana jest niezwykle przystępnym językiem.
Poruszana jest w niej /zgodnie z tytułem/ najzwyklejsza codzienność. A także przeróżne sytuacje i stany uczuć jakie towarzyszą wszystkim ludziom.
Jednym z takim stanów jest LĘK.
I tak w rozdziale"Lęki" Pani Profesor tak pisze:
"Wyrządzamy sobie krzywdę niepokojąc się nieszczęściami, które ewentualnie mogą na nas spaść. Rozbudowana wyobraźnia podsyca lęk, że utracimy to, co czyni nas szczęśliwymi. Zamiast cieszyć się i być szczęśliwym, gdy układają się nam pomyślnie sprawy - zaciemniamy radosny czas, wyobrażając sobie na przykład utratę miłości kogoś z kim związaliśmy własne życie, czy możliwe wyrzucenie z pracy.
Nic w życiu nie jest pewne. Wszystko podlega zmianom. Na wiele spraw nie mamy wpływu nawet, gdy wyrobiliśmy w sobie siłę woli, czy umiejętność przedkładania chęci nad czyny. Ale wyobrażanie sobie możliwych nieszczęść jest swoistym masochizmem. Co więcej, stanowi zagrożenie, bowiem nie należy zapominać o potędze myśli i sile jej oddziaływania."
Z pewnością Pani Profesor ma rację.
Tylko co zrobić jak się jest przewrażliwionym i ma za dużą wyobraźnię?
I teraz moje pytanie:
Czy też macie rozbudowaną wyobraźnię? I ciągle się boicie jakiegoś nieszczęścia?
Tak właśnie mam...Podszyta jestem przeróżnymi lękami i złymi przeczuciami. Z wiekiem to wszystko sie natęża, ale to chyba normalne, bo jestem świadoma wielu zdarzeń, bo pamiętam wiele i zdaje sobie sprawę na jak mało spraw mam wpływ. Bo to ten brak wpływu frustruje mnie chyba najbardziej...Na szczęście miewam też sporo chwil, gdy troski ulatują a ja potrafię cieszyć sie byle czym i po prostu doceniać to, co jest. Potem znowu to ulatuje i tak na zmianę...C'est la vie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie, Stokrotko
Oj, ja także mam bujną wyobraźnię . Serdeczne pozdrowienia .
OdpowiedzUsuńNa szczęście (lub nie na szczęście) nie jestem podszyta lękami- moja dewiza jest dość prosta i zapewne prymitywna - po prostu zakładam z góry, że "będzie jak będzie" i na pewno nie będę mdleć z zachwytu i radości z powodu tego co mnie spotka. Życie mnie nauczyło, że tak naprawdę mam w sumie niewielki wpływ na to jak się potoczą sprawy moje własne i moich bliskich, o czym wielokrotnie się przekonałam. Bo życie to równanie z wieloma niewiadomymi i im wcześniej ową prawdę odkryjemy tym lepiej dla nas. Serdeczności ślę;)
OdpowiedzUsuńMoje lęki dotyczą tylko /i aż/ mojego jedynego dziecka.
OdpowiedzUsuńO siebie się nie martwię i nie boję.
Ela