niedziela, 13 lipca 2025

Śpiący rycerz - część druga

 


Szliśmy bardzo szybko, o ile oczywiście w górach jest to możliwe. Od Przełęczy Kondrackiej zaczęło się ciężkie wejście, a potem łańcuchy górskie.
Chyba około 9.30 osiągnęliśmy słynny szczyt. Nie było na nim nikogo. Byliśmy tylko we trójkę. Można by powiedzieć, że skakaliśmy z radości, gdyby nie to, że na skakanie na szczycie Giewontu zupełnie nie ma miejsca. Pogratulowaliśmy sobie nawzajem wyczynu, usiedliśmy pod krzyżem, zjedliśmy czekolady, porobiliśmy zdjęcia. Delektowaliśmy się ciszą i widokiem.
A widoczność była wspaniała!. Niebo błękitne, a słońce świeciło jak szalone.
Przy okazji wspomnę o tym, że krzyż na Giewoncie postawiono, by uczcić jubileuszowy rok 1900. Autorem pomysłu był proboszcz zakopiański - ks. Kaszelewski. Poszczególne elementy żelaznej piętnastometrowej konstrukcji wnieśli na szczyt Giewontu parafianie. Wodę do zaprawy cementowej fundamentu transportowały góralki w butelkach i bańkach. Chętnych do pracy było podobno wielu, gdyż ks. Kaszelewski dawał za tę pracę odpusty.
Gdy zaczęliśmy schodzić z Giewontu, przyszły nagle, nie wiadomo skąd chmury i zrobiło się ciemno. Gdy doszliśmy do przełęczy, zaczął wiać okropny wiatr. Zrobiło się nagle bardzo zimno. Powyciągaliśmy z plecaków zapasowe swetry i kurtki. A także rękawiczki i czapki.
Gdy byliśmy z powrotem przy schronisku, odwróciliśmy się aby spojrzeć raz jeszcze na drogę, którą przeszliśmy i na Czerwone Wierchy. Góry za nami były pokryte śniegiem. A Czerwone Wierchy były całe białe.
Przed schroniskiem siedział na ławce nasz znajomy taternik.
- Są już jajka - powiedział. - Możecie teraz zjeść jajecznicę. 
Roześmialiśmy się. Pomachaliśmy mu i chcieliśmy iść dalej. Ale on wstał, podszedł do nas i wszystkim nam w milczeniu uścisnął dłonie.
Gdy schodziliśmy do Kużnic, śnieg z wiatrem wdzierał się nam pod kurtki . Było lodowato zimno. Szczękaliśmy zębami. Woda chlupała nam w butach, ręce mieliśmy zgrabiałe.
A na Krzeptówkach świeciło jeszcze słońce i śpiewały ptaki.

Trzy godziny później siedzieliśmy w pociągu jadącym do Warszawy. W mokrych butach i przemoczonych kurtkach, bo po powrocie z Giewontu zdążyliśmy tylko pozbierać i powrzucać do plecaków porozrzucane rano ubrania.
- Pani też dzisiaj była na Gubałówce? - zapytała mnie bardzo elegancka pani siedząca obok mnie w przedziale. - Wjechałam kolejką aby się trochę opalić, a tu słońce nagle zaszło. Podobno w górach to śnieg spadł. Słyszała pani?
- Naprawdę? - zdziwiłam się. - To niemożliwe, przecież poprzedniego dnia góry były lekko zamglone, więc dzisiaj jest śliczna pogoda.
Spojrzała na mnie jakoś dziwnie i odsunęła się, spoglądając z niechęcią na moje zabłocone buciory i ciągle mokre dżinsy. Wyjęła z torebeczki oscypki kupione zapewne na Krupówkach albo pod Gubałówką. I zaczęła je pochłaniać w niesamowitym tempie...
-------------------------------------------------------------------------------------
Na ścianach schroniska na Kondratowej, tego samego, w którym nie zjedliśmy jajecznicy, wiszą drewniane tabliczki z wyrytymi sentencjami wielkiego miłośnika Tatr - Władysława Krygowskiego.
Jedna z tych sentencji brzmi: "Do gór trzeba dorastać, a nie obniżać góry do siebie"
Miałam w życiu dużo szczęścia, bo dorosłam do gór szybko. Podobnie jak moi najbliżsi.

PS. Na Giewoncie byliśmy w lipcu roku .... nie pamiętam którego 😀

58 komentarzy:

  1. Świetna opowieść. Pozdrawiam, w górach byłem w 1998 i 2001 roku - w 1998 mieliśmy z siostrą piękny widok na Giewont z "Salamandry" w Kościelisku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobnie mieliśmy na Kopie, zrobiło się zimno w minutę, mogliśmy obserwować chmury, które szły na Zakopane, żałowałam wtedy, że nie mam czapki i rękawiczek, a był przecież lipiec...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu - to już teraz wiesz, że w wysokich górach trzeba być przygotowanym na nagłą zmianę pogody.

      Usuń
  3. Piękna historia :)
    Ja byłem pierwszy raz w życiu w Zakopanem w lipcu 1962 roku, razem z moją przyszłą żoną.
    Oczywiście weszliśmy również na Giewont, ale nie było w tym niczego nadzwyczajnego. Tym niemniej zaskoczeniem była Góralka siedząca kilkadziesiąt metrów od szczytu, koło niej toboły i bańka ze śmietaną.
    - Jak pani to wszystko to wniosła?
    - A wyszłam z domu wcześnie to i wniosłam.
    Napiliśmy się maślanki i straciliśmy poczucie jakiegokolwiek osiągnięcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jednak zdobyliście tego Śpiącego Rycerza :-)

      Usuń
  4. mnie się kiedyś zdarzyło zobaczyć, jak nasz rodzimy bóg Perun uderzył w tą konstrukcję na Giewoncie, nie wiedziałem za bardzo, czy to objaw jego złego humoru, czy zbyt dobrego... ale potem jakoś mi się dziwnie zrobiło, bo ja tam byłem w pobliżu jakieś dwa dni wcześniej i kwestia tego humoru mogła być wtedy kompletnie nieistotna...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety Piotrze ale krzyż na Giewoncie ściąga pioruny...

      Usuń
    2. nie należy jednak z tego wyciągać wniosku, że Perun jest na przykład antyklerykałem, czy "wojującym ateistą" /takich akurat wcale nie ma, ale to osobna sprawa/, nie żywi on żadnych szczególnych inklinacji do konstrukcji o takim kształcie, bo traktuje podobnie wszystko, co jego zdaniem za bardzo sterczy do góry...

      Usuń
    3. Perkun czy Perun.... to bóg wojny I burz....

      Usuń
    4. Perun u Słowian, Perkun u Bałtów, Thor u Skanów, jak zwał, tak zwał, jeden grom...

      Usuń
  5. Bardzo ciekawie Pani pisze.
    Też Mareczek

    OdpowiedzUsuń
  6. Na mojej uczelni mieliśmy obozy kondycyjne do zaliczenia i jednego roku był to tygodniowy pobyt w Zakopanem i chodzenie po górach. A ja w juniorkach 🤣 codziennie gdzieś chodziliśmy, gdzie nas prowadzano. Byłam strasznie zmęczona. I wiem, że też weszliśmy na Giewont trzymając się łańcuchów. Czynu dokonałam 👏 Pogoda była piękna. Nawet nie chciało nam się chodzić po Krupówkach, bo byłyśmy takie padnięte. Mieszkałyśmy gdzieś w schronisku, daleko od centrum i odwiedzaliśmy wieczorami jakieś bary piwne. Ale piwa i tak nie było tylko, tylko tak , żeby czas spędzić. Wszyscy wieczorami oglądali telewizję, bo to był koniec sierpnia 1980 roku.
    Potem wiele razy jeździłam do Zakopanego, z koleżankami , z rodziną. Ale nigdy więcej nie powtórzyłam tamtych wyczynów.
    Dla mojego regionu Kraków i Zakopane, to najczęstsze destynacje wycieczkowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dla mnie Tatry to Najpiękniejsze Góry Świata. A byłam też w innych górach np. w Alpach czy na Kaukazie...

      Usuń
  7. Piękna opowieść. Nie o zdobywaniu szczytów, ale o tym, co zostaje pod skórą.
    Cisza pod krzyżem, smak czekolady, szaleństwo pogody– każdy z tych momentów oddycha autentycznością.
    Zwłaszcza puenta. A Ty miałaś w sobie całą ich wysokość.

    OdpowiedzUsuń
  8. Piekna opowieść. Super, że tak się udało z pogodą i nie musieliście zawrócić.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja jak już wspominałam góry to nie moja bajka, więc tym bardziej cieszę się, że Wam się udało :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Brawa za pasję i wytrwałość! Ale Ty jesteś przecież miłośniczką Tatr...
    Pozdrawiam, Pola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Polu po długiej nieobecności.
      To prawda - kocham Tatry...

      Usuń
  11. Piękna sentencja, tak jak i wspomnienia!

    OdpowiedzUsuń
  12. Super, wspaniała opowieść. Aż chce się iść w góry :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Mimo, że mieszkam w górach już wiele lat, przyznam się, że nigdy ich nie pokochałam, choć bywało, że towarzyszyłam mężowi, wielkiemu miłośnikowi Tatr w jego wyprawach w Wysokie Tatry.
    Zawsze kochałam i kocham morze. Mieszkałam 22 lata w Gdyni, mieście mojej młodości, morze o krok aż po horyzont.
    W Zakopanem brakowało mi tego horyzontu.... łańcuch Tatr go przysłaniał.
    Wprawdzie gdy się jest w środku gór - przepiękne widoki rekompensują to uczucie odgrodzenia od świata w dole.
    Z ciekawością przeczytałam 2 część Waszej wycieczki. Ładnie ją opisałaś. Wspaniała z Was rodzina Stokrotko.


    ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Donko - moi Rodzice przez pewien czas mieszkali w Zakopanem bo ojciec był Dyrektorem w Szkole Rzemiosła Artystycznego /zanim jeszcze nastał Antoni Kenar/. To tylko przypadek że nie urodziłam się w Zakopanem tylko w Warszawie.
      Dziękuję Ci bardzo za Twój szczery komentarz.

      Usuń
  14. Mogę jedynie wyrazić swój podziw i hart ducha dla pasji i chęci jej spełniania.

    OdpowiedzUsuń
  15. Musiałaś kiedyś pisać pamiętnik, że pamiętasz takie szczegóły? A może to literatura piękna z dawnych pozycji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętnik pisałam jak miałam 18 lat. Potem zaczęłam pisać książki. Te dwa posty to urywek z mojej książki pt: "Nadal wariuję"
      Pamięć z przeróżnych wypraw w Tatry zachowałam na całe życie.

      Usuń
  16. O, nie! Precz ode mnie z górami, góry to zło i amen.

    OdpowiedzUsuń
  17. Kilka zdjęć pewnie bym znalazla, ale na pewno nie ze szczytów. Prędzej z oślej łączki... :-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Kalendarz mówi lato, a szlak mówi zima.

    Góry nie przejmują się tym, czy jesteś nowicjuszem, czy masz doświadczenie. Pseudoturyści grają w górach w rosyjską ruletkę i stają się statystyką do Nagrody Darwina. Kilka razy też zagrałem w górach i nad wodą. Ale w tamtych czasach zakładałem skarpetki na stojąco:)

    W weekend suma przewyższeń po pochyłościach Gór Bystrzyckich ok. 3000 metrów.:)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To znaczy Henryku za nadal wędrujesz po górach???
      Stokrotka

      Usuń
    2. Wędruję , a ogródek zarasta chwastami. Ale oferują już robot odchwaszczający zasilany energią słoneczną. Robot wykorzystuje zaawansowaną sztuczną inteligencję i kamery pokładowe, aby wykrywać i usuwać chwasty z imponującą dokładnością, nie uszkadzając upraw.

      Pojutrze idę w góry po okruchy życia...
      kiedyś je zostawiłem, wyciągnę z powicia.
      Może wenę wyzwolę, Bogu w oko spojrzę,
      odbicie mojej twarzy w Jego oczach znajdę.

      Aby ucichł wiatr, tylko ja, niebo i chmury,
      dreszcz mnie przejdzie po ciele, zerknę w kunszt.
      Kilka kroków na wieże i przestrzeń wokoło,
      duszę będę oczyszczał, wzniosę w górę czoło.

      I rozlegnie się krzyk, będą trzaskać gromy,
      zejdę na dół...zobaczę, że jestem spełniony.
      Zdobyłem małą górę, dla mnie jakże wielka,
      smak rachunku sumienia i kawy z manierki.

      Wrócę z gór odnowiony z jakże czystą duszą,
      następni zaraz po mnie w te drogę wyruszą.
      Bóg zada mi lekarstwo, na wytrwałość ... siłę,
      jak ktoś spyta na dole-powiem...ja tam byłem.
      /brat/

      Usuń
    3. Jesteś niesamowity Henryku! Życzę Ci wszystkiego najpiękniejszego w życiu !
      Stokrotka

      Usuń
  19. i ja dorosłam bardzo szybko, jako małe dziecko i ta mi juz zostało :-)
    wszystko co wydano a dotyczy Tatr czytałam i czytam :-) i Zakopanego też. dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ach i dodam, że Tatry polskie złaziłam zaliczając WSZYSTKIE szczyty. bo ta miłość jest wielka.

      Usuń
    2. W młodości chodziłam po górach, potem już nie. Ale góry nadal podziwiam.

      Usuń
    3. Teatralna.... to tak jak ja...
      Przytulam Młodszą Siostrę...
      Stokrotka

      Usuń
    4. Teatralna.... I ja złaziłam Tatry a na niektórych szczytach byłam kilka razy...
      Stokrotka

      Usuń
    5. BBM I ja teraz tylko po dolinach chodzę...
      Stokrotka

      Usuń
  20. Ale Ty masz piękne wspomnienia Stokrotko.
    Trochę Ci zazdroszczę.
    Ela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu... wspomnienia mam różne. Jak każdy śmiertelnik...

      Usuń
  21. I to są góry ze swoją pogodową nieprzewidywalnością :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Cudownie piszesz o górach . Tak jak opisujesz wszystko co jest sensem Twojego życia. Pomimo cudownych widoków które wynagradzają trudy wspinaczek nie zdobywam żadnych gór. Tym bardziej zachłannie studiuję Twoje wspomnienia. Do zobaczenia na nizinach Mazowsza.

    OdpowiedzUsuń
  23. To byłam ja, Joanna R

    OdpowiedzUsuń
  24. Stokrotko uwielbiam twoje opowieści o Tatrach. Jesteś niezastąpiona. Masz wielki talent Kochana!!!! Kocha się Ciebie czytać i tyle. Ja nie mam szczęścia do pogody w Tatrach. Zawsze coś mnie zaskoczy. Na Giewoncie byłam ostatnio w 2011 niedługo po urodzeniu Lenki. Strasznie się bałam zejść. Mąż mnie musiał mocno trzymać bo bym umarła ze strachu. Miałam dobre buty, ale i tak się ślizgałam na tych skałach. Boże co ja tam przeżywałam. Nigdy więcej. Technicznie zejście z Giewontu tragiczne, choć widoki super. Bardzo za to lubią Krzesanice.

    OdpowiedzUsuń
  25. Dziękuję Ci Kasiu.
    Stokrotka

    OdpowiedzUsuń

O szczęściu słów parę....

 Koniecznie przeczytajcie tę książkę.... Z   książki pt: "Szczęścia można się nauczyć" , która jest wywiadem Agnieszki Radomskiej...