poniedziałek, 30 lipca 2018

TO muzeum - część druga

Weszłam do Muzeum Socrealizmu.
W przedsionku przywitał mnie czerwony transparent z napisem „Wróg cię kusi coca-colą”. 

Na ścianach zobaczyłam oryginalne plakaty nawołujące do walki o wykonanie planu 6-letniego.
Widziałam nie tylko 23 Leninów /tkanych, malowanych, rzeźbionych/, 20 Bierutów i 4 Dzierżyńskich. Był też jeden Stalin wykonany przez Alinę Szapocznikow w ramach zamkniętego konkursu na pomnik dyktatora, ogłoszonego w 1953 roku. W sektorze "Przyjaciele" zauważyłam kilku Mao Tse-tungów, Kim Ir-Sena i jeszcze jednego Stalina.
Widziałam niesamowitą ilość przodowników pracy, a wśród nich górnika Wincentego Pstrowskiego. Widziałam Piotra Ożańskiego z Nowej Huty, który stanowił pierwowzór Mateusza Birkuta, głównego bohatera z filmu „Człowiek z marmuru”.


Pośrodku galerii stał słup ogłoszeniowy. Widniał na nim plakat poświęcony Stalinowi, którym w dniu jego śmierci w dniu 5 marca 1953 roku – oklejono całą Warszawę a po południu całą Polskę.
W jednej z gablot wyeksponowane są spinki do mankietów upamiętniające 30 rocznicę powstania PRL. Do muzeum pamiątkę tę przekazał zwiedzający, który dostał je od ojca na 18-te urodziny.
----------------------------------------------------------------------------
Dyrektor muzeum zaprosił mnie do magazynów. Na półkach zobaczyłam niezliczone ilości „leninów’.
- Sama pani widzi – powiedział pan dyrektor, oglądając zdjęcia tych „leninów”, które odziedziczyłam – już nie mamy tego gdzie składać. Musielibyśmy rozbudować powozownię…A na to potrzebne są fundusze. I kto nam wyrazi na to zgodę...?
- Rozumiem – odpowiedziałam i podziękowałam mu za dobre chęci.
--------------------------------------------------------------------------

Nie pytajcie mnie proszę co zrobiłam z "leninami".

/Obywaj bracia byli artystami niezwykle uzdolnionymi. Starszy  potrafiłby wyrzeżbić nawet PUSTKĘ, młodszy potrafiłby zagrać nawet NOGĘ OD STOŁU. Starszy  rzeźbił /między innymi/ "leniny", a młodszy /między innymi/ grał często Lenina. Już od wielu lat nie ma ich na tym świecie. Czasami się zastanawiam czy gdyby jeszcze żyli to dzisiejsi "wszystkowiedzący" dobrali by im się do skóry.../

Poniżej autoportret rzeżbiarza i malarza po którym w linii prostej odziedziczyłam rzeźby i obrazy. Przepraszam za złą jakość zdjęcia ale fotografowałam komórką stojąc na krześle obraz, który wisi pod sufitem w moim pokoju.



sobota, 28 lipca 2018

TO muzeum - część pierwsza



Tak się w moim życiu złożyło, że odziedziczyłam pracownię rzeźbiarską i piwnicę pełną gipsowych odlewów przeróżnych rzeźb, popiersi, miniatur i rzeźb nieukończonych.
Z miniaturami nie miałam problemu; zabrałam je po prostu do domu. Podobnie z rzeźbami nieukończonymi – ukończyli je inni twórcy lub studenci Akademii Sztuk Pięknych. Wiele rzeźb o tematyce religijnej i historycznej /np. postać słynnego obrońcy Klasztoru Jasnogórskiego, księdza Kordeckiego/ przekazałam do Muzeum Rzeżby Polskiej w Orońsku.
Pozostały „leniny” - tak nazwałam różne rzeźby przedstawiające robotników, działaczy i wodza rewolucji. Można je było po prostu zniszczyć, ale wychodziłam z założenia, że są to jednak dzieła sztuki, a te wymagają estymy. Podobnie jak książki i rękopisy, których nie powinno się palić.
--------------------------------------------------------------------
W budynku dawnej powozowni przy Muzeum Zamojskich w Kozłówce znajduje się jedyna w Polsce Galeria Sztuki Socrealizmu znana również jako "Muzeum Socrealizmu". Jest tam około 1600 najciekawszych rzeżb, rysunków, obrazów, grafik i plakatów z lat 50-tych i 60-tych XX wieku. Stworzyli je często najwybitniejsi artyści. Na przykład  profesor Marian Konieczny, który wyrzeźbił nie tylko słynną Warszawską Nike, ale też postać Lenina, który stał sobie przed Muzeum w Poroninie.
----------------------------------------------------------------------------------
Pojechałam do Muzeum w Kozłówce. Chciałam się dowiedzieć czy nie mogłabym tam przywieżć i pozostawić odziedziczonych "leninów". Najpierw zwiedziłam przepiękny pałac, potem poszłam do parku. Powozownię z „leninami” zostawiłam sobie na "deser".
W zadbanym, nastrojowym parku rezydencji rodu Zamojskich doznałam szoku. Ale przedtem wychodząc z kawiarenki zderzyłam się z Wodzem Rewolucji. Tym samym, który stał od wielu lat w pobliżu torów kolejowych w Poroninie i wszystkie dzieci jadące pociągiem do Zakopanego najpierw mu machały, a potem pokazywały palcami. W 1990 roku górale z Poronina zrzucili go z postumentu za pomocą liny i ciągnika. Pamiątką po tym wydarzeniu jest wyszczerbiony obojczyk. 

Obok Wodza stał Julian Marchlewski.
Potem w parku spotkałam towarzysza Bolesława Bieruta. Nad głową pierwszego przywódcy Polski Ludowej szumiały lipy, a obok przechadzał się paw. Towarzysz jest wysoki, ma ponad 7 metrów i płaszczyk zapinany na damską stronę. Ma też ułamaną rękę, bo podczas podróży z Lublina rzeźba zahaczyła o filar wiaduktu.
-----------------------------------------------------------------------------
Socrealizm powstał w Związku Radzieckim na początku lat 30-tych. Był rodzajem narzędzia w ówczesnej propagandzie. Miał to być styl realistyczny, czytelny, twórczy i społeczny. A więc … robotnicy i chłopi głównie w czasie pracy. Po wojnie socrealizm został narzucony artystom Europy Środkowej. Na zjeździe Środowisk Twórczych w 1949 roku władze Polski Ludowej obwieściły, że odtąd jest to jedyny kierunek obowiązujący w literaturze i sztuce. Artyści mogli oczywiście tworzyć w innym stylu, tylko, że nikt ich dzieł nie kupował. Tymczasem na dzieła w jedynym, słusznym kierunku Ministerstwo Kultury i Sztuki ogłaszało konkursy. Więc rzeźbiarze, malarze, plastycy i architekci tworzyli zgodnie ze wskazówkami bo tylko tworzyć potrafili. A z czegoś trzeba było żyć. Ministerstwo nagradzało, kupowało, kazało wystawiać i eksponować w różnych muzeach, a także instytucjach.
Kilka lat po śmierci znanego wszystkim Gruzina dzieła wzorcowe i wychwalane skazano na banicję. Zaczęto je zbierać i wywozić do nie odnowionego jeszcze pałacu w Kozłówce. To dało zaczątek słynnemu i jedynemu wówczas w Europie Muzeum Socrealizmu.
O powstaniu wystawy socrealizmu zadecydował przypadek. Wypełniona gipsowymi rzeźbami pałacowa powozownia udawała magazyny Muzeum Narodowego w Warszawie w filmie Andrzeja Wajdy „Człowiek z marmuru” . Gdy film wszedł na ekrany w 1977 r. do Kozłówki zaczęli przyjeżdżać dziennikarze za całego kraju. Wtedy podjęto decyzję o zorganizowaniu wystawy i nadano jej tytuł " Oddech Stalina". Wystawa okazała się niesamowitym sukcesem, więc rok później otwarto stałą galerię socrealizmu.


Ciąg dalszy nastąpi...

czwartek, 26 lipca 2018

O uśmiechu...



Podaję za Angora- Peryskop nr 28 /z dnia 6 maja 2018 roku:
Czy wiecie że:
1. Dzieci uśmiechają się już w łonie matki a po narodzinach lepiej reagują na twarze uśmiechnięte niż na te poważne.
2. Dorosły śmieje się średnio 15 razy dziennie, a dziecko w wieku przedszkolnym 400 razy.
3. Badania wykazały, że kobiety uśmiechają się częściej niż mężczyźni.
4. Uśmiech jest uniwersalną oznaką radości w każdej kulturze.
5. Śmiech stymuluje wydzielanie się w mózgu hormonów zwanych endorfinami. Są to substancje chemiczne o podobnym składzie jak morfina i heroina.
6. Aby się uśmiechnąć, musimy zaangażować od 12 do 17 mięśni twarzy. Żeby wyrazić smutek używamy aż 43 mięśni.
7. Istnieje około 19 rodzaju uśmiechu: szczery, strachu, lekceważenia, fałszywy, zdeprymowania, okrutny, flirciarski, zakłopotania.....
8. Znacznie więcej i częściej śmiejemy się w towarzystwie. Ten sam dowcip opowiedziany w gronie znajomych wyda nam się bardziej śmieszny niż przeczytany w gazecie.
9. Według naukowców w uśmiechu Mona Lisy kryje się 83% szczęścia, 9 % niesmaku, 6 % strachu i 2% niezadowolenia.
10. Często uśmiechający się ludzie żyją dłużej. Badania wykazały, że śmiech wydłuża życie średnio o całe 7 lat.

Wnioski???

wtorek, 24 lipca 2018

Smutny obrazek


Tego obrazka nie zobaczycie, bo nie mogłam i nie chciałam robić zdjęcia. Ale zrobię wszystko abyście go jednak widzieli.
Tą drogą która jest na zdjęciu /a właściwie wąziutką ścieżką w trawie/ szłam ze swojej działki do sklepu. Jak zwykle rozglądałam się czy w chaszczach nie czeka na mnie dzik albo jakiś pies. Ale nie było żadnego zwierzęcia. Tylko ptaki szalały w drzewach i jakieś małe stworzonka /pewnie myszki albo jaszczurki ruszały się w trawie. Gdy minęłam te krzewy, które są na środku zdjęcia skręciłam trochę w lewo…. Bo tak mnie wiodła ścieżka. I tam się nagle zatrzymałam.
A zatrzymała mnie nagła cisza. Więc zaczęłam się w tę ciszę wsłuchiwać.
Po paru minutach poszłam dalej.
I nagle w lesie po lewej stronie pod grubym drzewem zobaczyłam starszego mężczyznę. Siedział oparty o drzewo tyłem do mnie.
Coś cicho mówił.
Z początku pomyślałam, że to jakiś pijaczek wracając ze sklepu w którym kupił piwo usiadł sobie i gada do siebie.
Ale zauważyłam, że ten człowiek nie jest sam. Koło niego leżał duży pies.
Już chciałam przyśpieszyć kroku bo nie mam zaufania do obcych psów w lesie. Nawet jak są z właścicielami.
Ale zobaczyłam, że ten pies nie merda ogonem. I że nie rusza się.
Podeszłam bliżej … i zobaczyłam że mężczyzna delikatnie go głaszcze...
I usłyszałam….
-Żegnaj pieseczku…. Niedługo się spotkamy…

Wracałam już inną drogą...


niedziela, 22 lipca 2018

Różne oblicza Petersburga - część druga


Według Josifa Brodskiego w czasie białych petersburgskich nocy architektura miasta, cerkwie i pałace ze złoconymi dachami wyglądają jak kruchy porcelanowy serwis, a wokół jest taka cisza, że można by usłyszeć brzęk łyżki upadającej w Finlandii. Wydaje mi się, że nie można piękniej i wierniej oddać uroku i czaru tych chwil - gdy stoi się w nocy, która jest jak dzień - na przykład na tzw. Strzałce Wyspy Wasilewskiej lub w jakimkolwiek innym miejscu nabrzeży nad Newą - i patrzy na zamykające lub otwierające się zwodzone mosty i czuje na twarzy przesiąknięty zapachem wodorostów wiatr od morza..… Bo jest to miasto białych nocy.
                                  /Latarnie Wyspy Wasilewskiej/ 
W Petersburgu urodzili się, tworzyli lub zmarli wielcy rosyjscy kompozytorzy: Piotr Czajkowski, Aleksander Borodin, Modest Musorgski, Aleksander Głazunow, Milij Bałakiriew, Dymitr Szostakowicz. Ostatni z wymienionych jest twórcą słynnej Symfonii Leningradzkiej, której premierowe wykonanie odbyło się w mieście, które było wówczas oblężone. Czyli miasto muzyki .A także baletu i teatru. Bo Petersburgski Teatr Maryjny rozsławili swoim śpiewem Fiodor Szalapin – a tańcem Anna Pawłowa.
Uważany za mistrza nie tylko rosyjskiej, ale światowej prozy psychologicznej Fiodor Dostojewski umieścił akcję swoich powieści w mieście nad Newą. To nad kanałem Gribojedowa - Raskolnikow włóczył się po zabiciu starej lichwiarki, to w strasznej zielonej kamienicy nad rzeką zniszczony namiętnością Rogożyn zabił Nastazję Filipowną,
To w czasie białych nocy toczy się historia smutnego marzyciela w opowiadaniu „Białe noce”.
Z Moskwy do Petersburga jedzie za Anną Aleksy.. I w mieście nad Newą zaczyna się ich szalony romans, który kończy się tragicznie dla Anny. Bo Lew Tołstoj też przez pewien czas tu mieszkał razem... z bohaterami powieści. „Anna Karenina”. A czy Mikołaj Gogol opisując moralne upośledzenie rosyjskiego społeczeństwa w „Martwych duszach” nie miał na myśli bezdusznych urzędników petersburskich.?
A więc miasto literatury i rosyjskich pisarzy.
Pomnik Piotra I, ufundowany mu przez Katarzynę II także doczekał się pięknego opisu. Jest to poemat „Jeździec Miedziany” Aleksandra Puszkina.
Urodzony w tym mieście jeden z największych poetów i eseistów XX wieku i laureat literackiej nagrody Nobla za 1987 r. – Josif Brodskij– został z tego miasta i kraju przez władze radzieckie wydalony i pozbawiony obywatelstwa .W słynnym „Dyptyku petersburgskim czyli przewodniku po przemianowanym mieście” który został u nas wydany w 2003 r. tak pisał:
Piotr Wielki wznosząc Sankt Petersburg nie chciał naśladować Europy, ale pragnął aby Rosja była Europą. I zbudował miasto, które stało się oknem na świat, ale zarazem stworzyło własny mit. Rękę przyłożyli do tego zafascynowani nim liczni pisarze i artyści. Petersburg istnieje fizycznie i metafizycznie. Odbija się w sieci kanałów i literaturze. W myśleniu o nim trudno dziś odróżnić prawdę od zmyślenia.....”
                          /Kolumna Aleksandrowska na Placu Zimowym/
Poetka Anna Achmatowa, która spędziła w Petersburgu lata studenckie mówiła że jest to :... „granitowe miasto sławy i biedy”.
Miasto rosyjskich poetów.
Josif Brodski twierdził, że w tym mieście dowiadujemy się czegoś istotnego o nas samych. I jest to ten najważniejszy powód dla którego warto do niego wracać.
                                    /Pałac Zimowy czyli Ermitaż/
Ja uważam, że jest to miasto, którego nie można porównać z żadnym innym..... Jest wyjątkiem – w każdym tego słowa znaczeniu.
Powyższy tekst powstał w wyniku moich prywatnych pobytów w tym mieście. Pierwszy miał miejsce 28 lata temu – miasto wówczas nosiło nazwę Leningrad ... i było bardzo zaniedbane. Do miasta wróciłam w lipcu 2006 roku ... a był to czas, kiedy odzyskiwało ono swój dawny blask.

/Wszystkie zdjęcia na zewnątrz były robione między godziną 21 a  23-cią/..

/Test "Różne oblicza Petersburga" po raz pierwszy został opublikowany na portalu pisarze.pl w dniu 17 września 2012 roku/.

piątek, 20 lipca 2018

Różne oblicza Petersburga - część pierwsza

                                   
W maju 1703 r. według ukazu Piotra I przy północnym brzegu Newy na wyspie Zajęczej została założona twierdza, którą nazwano na modłę holenderską „Sankt Piterburch „ -miasto Świętego Piotra. Twierdza została wzniesiona dla obrony ziem nadnewskich, odzyskanych przez Rosję od Szwecji w czasie wojny Północnej. Stała się zaczątkiem miasta i podarowała mu swoje imię. Twierdzy tej przypadła w historii mroczna rola – była bowiem głównym politycznym więzieniem Rosji carskiej. Więzieni tu byli: Tadeusz Kościuszko, Julian Ursyn Niemcewicz, Fiodor Dostojewski, Maksym Gorki, Jan Kiliński...... A jednym z pierwszych więźniów twierdzy był... nastawiony opozycyjnie wobec reform ojca – syn Piotra I - carewicz Aleksiej.
                                     /Główne wejście do twierdzy/               
Sobór wzniesiony na terytorium twierdzy został na cześć Apostołów Piotra i Pawła nazwany Pietropawłowskim. W soborze tym, usytuowanym w centrum twierdzy i będącym do dziś najwyższą budowlą Petersburga znajduje się nekropolia Domu Romanowych. Tu spoczywają prawie wszyscy imperatorzy i imperatorowe Rosji.

W latach 1712-1918 miasto pełniło funkcję stolicy Imperium Rosyjskiego.

Miasto położone na 60 równoleżniku, który przechodzi także przez Grenlandię i Alaskę jest największym miastem i portem Północy.
Budując miasto Piotr I działał bez litości, nie zwracając uwagi na liczbę ludzkich istnień, które pochłonęła budowa stolicy. A monarchia Romanowów zdobywała władzę podstępem, mordem i rzezią. W wyniku spisku zakończył życie w Zamku Michajłowskim car Paweł I, w pięknym pałacu Jusupowów zamordowano Grigorija Rasputina, a car Aleksander II został śmiertelnie ranny na brzegu Newy. Jest to więc miasto / jak twierdził Jarosław Iwaszkiewicz/zbrodnicze.
Tutaj miały miejsce przewroty pałacowe, bunt dekabrystów, Krwawa Niedziela 1905 r, Rewolucja Lutowa, w wyniku której wybuchła Rewolucja Październikowa. Jest to więc miasto – kolebka rewolucji.
                     /Słynna "Aurora" ciągle zacumowana na Newie/
W czasie trwającej 900 dni blokady miasta przez wojska hitlerowskie w czasie II wojny światowej zginęło z głodu i wyczerpania ok. 1 miliona mieszkańców. Głód był straszliwy, chleb wypiekano z mąki zmieszanej z trocinami. Zdarzały się przypadki kanibalizmu. Miasto było całkowicie odcięte, jedyne połączenie stanowiło zamarznięte jezioro Ładoga. W najgorszych dniach umierało dziennie 3-4 tysiące mieszkańców. W muzeum miasta eksponowane są fotografie z tamtych dni. Widać na nich ulice pełne trupów. Nie ewakuowano ludności, wywieziono tylko ważne zakłady przemysłowe i zbiory Ermitażu. Przed bombardowaniami uratowano słynny pomnik Piotra I zwany Miedzianym Jeżdżcem. Pomnik został obudowany drewnianym rusztowaniem i zakryty workami z piaskiem. 
/"Miedziany Jeżdziec" czyli Pomnik Piotra I ufundowany przez Katarzynę Drugą/

A więc miasto oblężone i miasto męczennik.
Zbudowano je na ponad 100 wyspach między Zatoką Fińską a jeziorem Ładoga. Wyspy połączone są prawie 400 mostami. 20 kilometrów Newy podzielonych jest w środku miasta na wielkie i małe kanały, które wpadają do Zatoki Fińskiej. Od 1 kwietnia do połowy listopada - kiedy trwa żegluga na Newie otwierają się wszystkie mosty na rzece i na 25 kanałach z wyjątkiem jednego – mostu najnowocześniejszego i najwyższego. Określenie Wenecja Północy jest więc bardzo trafne.

Olbrzymia ilość zabytkowych budowli, pałaców, cerkwi, soborów, kolumn, pomników, przepięknych starych ogrodów pełnych rzeźb, teatrów, mostów, instytutów naukowych, daje temu miastu miano muzeum pod gołym niebem.
W Ermitażu, który jest największym muzeum w Rosji znajduje się około 3 milionów eksponatów. Obliczono, że aby je wszystkie obejrzeć należałoby przejść trasę 22 kilometrów. Gdyby przy każdym eksponacie zatrzymać się chociaż minutę i zwiedzać codziennie przez 8 godzin – trzeba by przeznaczyć na to prawie 15 lat. Znajdują się też w mieście inne wspaniałe muzea – a więc jest to też miasto muzeów.



Na ciąg dalszy zaprasza babcia w różowej sukience...zwiedzająca słynny Ermitaż/

środa, 18 lipca 2018

Wariatka


Właściwie to na pisanie o wariatce to szkoda czasu.
Ale o tej napiszę, bo ta jest naprawdę wyjątkowa.
Znam ją od wielu lat. I powiem wam, że za każdym razem mnie zaskakuje.
Bo wymyśla tak przedziwne rzeczy i zdarzają się jej tak przedziwne sytuacje, że ręce opadają.
A to wszystko chyba dlatego, że ta wariatka rzadko myśli.
I kolor włosów wariatki nie ma tu żadnego związku … bo kiedyś była szatynką.
Przede wszystkim jak wariatka był młodsza, nawet dużo młodsza to potrafiła o godzinie 9 wieczór nagle zasnąć w najfajniejszym nawet towarzystwie. Ludzie śpiewają, grają, jedzą, piją… a wariatka nagle przytula się do czyjegoś ramienia i zasypia. I to niezależnie od tego czy to się dzieje w czyimś mieszkaniu czy na drugiej półkuli w lokalu, w którym grają tango.
Za to następnego dnia wariatka budziła się równo ze wschodem słońca. A nawet dużo wcześniej. I zawsze się dziwiła dlaczego inni jeszcze śpią.
Kiedyś wariatka po takim przebudzeniu to szła do kuchni i brała się do roboty. Między godziną czwartą w szóstą rano potrafiła wyprasować stertę ubrań albo ugotować obiad trzy-daniowy.
A potem na ósmą szła do pracy. Po drodze starała się sobie przypomnieć czy tego dnia będzie uczestniczyć w rozmowach handlowych z „fajfokolokami”, „żabojadami” „frycami”czy z jeszcze innymi.
Z wiekiem wariatka stawiała się coraz gorsza.
A gdy młodsze dziecko założyło jej kiedyś konto na FB żeby mogła się z nim szybko kontaktować jak włóczy się po świecie… to przeszła samą siebie.
Bo wprawdzie niewiele na swojej stronie pisała, to jednak jej kontakty z różnymi osobami, które tam poznała stały się co najmniej dziwnie.
Bo wariatka – gdy przestała już gotować i prasować o czwartej rano to….
No właśnie…
A to wszystko dlatego, że wariatka szybciej pisze niż myśli.
No dobrze, skompromituję już tę wariatkę na całego. I tak się już to stało. I to nie raz.
Przykłady?Proszę bardzo.
W ramach wiadomości prywatnych na FB wariatka pisze do swojego syneczka tak:
1. „ Przyjdź dziś koniecznie na obiad, bo jak będziesz jadł byle co to ducha wyzioniesz i do Afryki nie dojedziesz”.
2. „ Mogę ci pożyczyć 2 tysiące ale nie puść mnie z torbami tylko mi oddaj do końca roku”
3. „ Przygotuj te jasne brudy to jak będę u ciebie to zabiorę do prania. Jak wrócisz to będziesz miał co na siebie włożyć” /Tu uwaga, że syneczek jeszcze się nie dorobił pralki/
4…. 5…. 6….
I teraz UWAGA:
Wariatka bardzo często te słowa wysyła pomyłkowo do innych osób.
I potem otrzymuje od nich takie odpowiedzi:
ad 1. „Po pierwsze nie wybieram się do Afryki a na obiad dzisiaj do ciebie nie zdążę, bo mieszkam w Ustrzykach./ tak pisze jeden pan/
ad 2 . „Forsa mi się przyda, ale nie obiecuję że oddam” /to na szczęście odpowiedź od znanej wariatce poetki/
ad 3 – Propozycja zrobienia prania osobie, której wariatka nigdy nie widziała chyba bardzo tę osobę ucieszyła na co wskazywał przesłany w odpowiedzi kciuk uniesiony w górę.
Reasumując – wariatka przeprasza wszystkie osoby, którym czasami wysyła głupie wiadomości na FB.
Na zdjęciu oczywiście …...wariatka ….w latach, w których gotowała obiady o czwartej rano.

poniedziałek, 16 lipca 2018

Wspomnienie o .... lipie


Wyjechaliśmy z miasta. 
- To co tu będziemy zwiedzać, Dziadku?  Tu jest tylko pole - powiedział osiemnastoletni chłopak.

Dziadek nie odpowiedział. Podszedł do kierowcy i pilota i coś im tłumaczył. Zaczęli szukać na mapach. Pilot zaczął do kogoś dzwonić. Kierowca zatrzymał autokar, bo nie wiedział gdzie ma jechać. 
Nagle dziadek wyszedł z autokaru i zaczął się rozglądać. Potem poszedł w pole i dalej nad jakąś rzeczkę. Potem odwrócił się i zaczął nam machać ręką.
Pilot poprosił, żebyśmy wysiedli. Niespecjalnie nam się chciało, bo mieliśmy za sobą dzień pełen wrażeń i „wiele kilometrów w nogach”.
Ale wnuczek, ten osiemnastoletni chłopak, też poprosił żebyśmy wysiedli.
Podeszliśmy do starszego pana. Cały drżał.
- I co, Dziadku? – zapytał wnuk.
Dziadek nie odpowiadał. Rozglądał się.
- Ta lipa – powiedział. - To chyba ona.
- Ale co ta lipa… Dziadku?– zapytał wnuk.
- Naprzeciwko naszego domu stała młoda lipa. Tata mi zawsze powtarzał, że to jego tata ją sadził. Mówił, że lipa to święte drzewo Słowian. To chyba gdzieś tu ..... stał nasz dom. ... - obrócił się dookoła. 

-Zapamiętałem tylko ogień i straszliwy krzyk.. I pamiętam, że pachniała lipa.....chociaż miałem tylko 7 lat...
Wnuk objął Dziadka ramieniem.
-----------------------------------------------------------------------------
Staliśmy w szczerym polu. 
Gdzieś na trasie między Krzemieńcem a Łuckiem. 
Na Wołyniu.
Milczeliśmy. 
Tylko pszczoły w gałęziach lipy hałasowały.

---------------------------------------------------------------------
Powyższy tekst napisałam  parę lat temu po powrocie z jednej z wycieczek na Ukrainę. Powstał jeszcze zanim Wojciech Smarzowski nakręcił swój okrutny ale wspaniały film. Tekst ten znajduje się w kilku miejscach w sieci.
Powtórzyłam go raz jeszcze, ponieważ dopiero teraz mówi się głośno o tym o czym się bardzo długo milczało. Szczególnie w ostatnich dniach, gdy pokazano ten film w telewizji.

sobota, 14 lipca 2018

Baby są okropne -/ część druga staroci/



/W warszawskim ZOO jest mały nosorożec indyjski. Urodził się 16 marca tego roku. Jego mama nazywa się Shikara a tata Kuba. Prawda że śliczny?/

I.- Jak będziesz szedł do komórki to weź przy okazji ten kubeł i wlej wodę do kompostownika… Słyszysz???
- Słyszę, czemu tak krzyczysz?
- Bo lecisz na pusto, a potem będziesz mówił, że ciągle cię gdzieś gonię!!!.
- Wcale nie lecę „na pusto” zanoszę do komórki śrubki które znalazłem w domku – o widzisz? 
I pokazał mi na ręce 3 małe śrubki…
II.
- Jak odkurzyłeś to schowaj odkurzacz do szafki, bo za chwilę się o niego potkniesz.!!!
- Dobra, zaraz, czy ja nie mogę trochę odpocząć? A jutro nie będziesz odkurzać? Przecież jak ciągle pada, to się wnosi błoto do domku. To po co chować ten odkurzacz????
- Bo odkurzacz to nie dzieła Lenina, do których ciągle zaglądasz…
- Przecież ja nie mam dzieł Lenina, ale ty złośliwa jesteś!!!
III.
Pędziliśmy przez las do stacji kolejowej.
- Wiesz – zatrzymał się, odwrócił, podwinął nogawkę spodni i zaczął się drapać po łydce. – Tak sobie myślę, że jak Hannibal szedł ze słoniami przez Alpy, a przedtem przez Pireneje, no bo oni z Kartaginy szli… to mieli dużo lepiej, bo na takiej dużej wysokości to nie ma komarów. - I pomalutku sobie szli i nic ich nie gryzło… Bo słonie, podobnie jak nosorożce mają bardzo delikatną skórę…
- Z pewnością … rozumiem, ze masz na myśli drugą wojnę punicką – powiedziałam bardzo spokojnie. – Ale oni mogli sobie iść pomalutku bo im nie odjeżdżał pociąg za pięć minut.!!!!
I odwróciłam go w kierunku, w którym szliśmy.
---------------------------------------------------------------
Następny pociąg mieliśmy za godzinę, ale czas szybko przeleciał, bo dowiedziałam się ciekawych rzeczy.
O wszystkich wojnach punickich. Nie tylko o drugiej.

czwartek, 12 lipca 2018

Baby są okropne...../ czyli znowu staroć/



I.
- Słuchaj, mam za mało mąki. Możesz zejść do sklepu i kupić, bo ja mam ręce ubrudzone w cieście.?
- Jasne.
- Ale co ty przyniosłeś? Przecież to jest mąka kartoflana…
- A to są różne mąki? No już nie krzycz… Pójdę kupić tę inną…
-------------------------------------------------------------------------------------
- Możesz podlać te iglaki.? Rozsypałam pod nimi odżywkę i potrzebują teraz dużo wody.
- A które to są iglaki? Możesz mi pokazać?
- Iglaki to są takie drzewa, które mają liście w postaci igieł!!!. I nie gubią tych liści na zimę. Tylko modrzew gubi.
- No dobrze już, dobrze. Dlaczego się tak denerwujesz?
-----------------------------------------------------------------------------------
- A państwo to chyba przyszli dzień wcześniej – powiedziała bileterka sprawdzając nam bilety przy wejściu na salę.
- O??? To ja kupiłem bilety na jutro??? – zdziwiła się Druga Połowa. No i dlaczego się tak wściekasz? Przyjdziemy jutro przecież. 
-------------------------------------------------------------------------------------

II.
- Jakbyś sobie powiesił to wiadro z farbą na haczyku drabiny to byłoby bezpieczniejsze. Bo tak to może ci spaść i wszystko się wyleje. I nie zdążysz pomalować dzisiaj domku.
- Ale ja uważam. Na pewno mi nie spadnie.- odpowiedział Starszy z oburzeniem w głosie.
Ledwie się odwróciłam usłyszałam, że wiadro spadło.
- No już nic nie mów. Jakbyś nie zwróciła uwagi na to wiadro, to na pewno nie spadłoby.!!!


III.
- A Tobie bilet MZK to się niedługo nie kończy przypadkiem?
- Dzisiaj jest ostatni dzień ważności.
- To nie zapomnij sobie kupić nowego – przypomniałam Młodszemu.
- Spoko – odpowiedział.
A następnego dnia rano otrzymałam od niego sms o treści „Cholera, kanar mnie złapał. Chyba wykrakałaś”.


IV. 
- Wiesz babcia, ta Jagoda z mojej klasy to bardzo szybko jeździ na rowerze. Dużo szybciej niż ja. Ona jest okropna !– stwierdził nagle Szczerbaty.

V.
- A mnie Zuzia wczoraj w przedszkolu zbiła – wtrącił się Pytalski. I nie wiem dlaczego. Pożyczyłem kredkę szarą od niej bo chciałem pokolorować słonia.
- A zapytałeś czy możesz pożyczyć tę kredkę?
- No tak, jak już ją oddałem.


wtorek, 10 lipca 2018

"Przecinek" - zakończenie


                                /I jeszcze jeden kwiat Jednej Nocy/

Kiedy zobaczyłam, że jeden z fachowców gasi papierosa butem w mojej loggi, /w której mąż rok temu położył płytki/ – to nie liczyłam już do dziesięciu – tylko natychmiast otworzyłam drzwi….i….
- Oj przepraszam – powiedział ten fachowiec - już podnoszę. I podniósł peta i wsadził go sobie do kieszeni. Więc już nic nie mówiłam na ten temat.
- To kiedy panowie kończycie – zapytałam – bo to już chyba dużo roboty nie zostało?
- Jeszcze „te ścianke” skończymy i „przecinek” i pójdziemy – poinformował mnie pan Krzychu i zapuścił żurawia do pokoju.- Rzeźb nie trzeba przesunąć? Dobrze postawiliśmy?- upewniał się.
- Bardzo dobrze – pojęłam w lot aluzję i zaprosiłam na kawę.
Panowie siedzieli cicho i jakoś nic nie mówili. Był znowu poniedziałek i wyglądali na bardzo zmarnowanych. A pan Krzychu był bardzo blady. W pewnym momencie zerwał się i popędził do toalety.
- Mówiłem mu „przecinek” żeby nie pił tej bez kartki. To jakaś „przecinek” ruska była i co oni tam „przecinek, przecinek, przecinek” dodali…..to „przecinek”, przecinek, przecinek”. Na weselu w łykend byliśmy pod ruską granicą „przecinek” – poinformował mnie jego kolega. 
Z toalety dochodziły bardzo konkretne odgłosy.
Nie miałam wyjścia, musiałam się z tym pogodzić.
Pan Krzychu wyszedł z toalety jeszcze bardziej blady i powiedział, że zaraz posprząta, ale że chyba jeszcze nie skończył „przecinek”…
I zaraz do niej wrócił.
Zaproponowałam panom delikatnie, żeby wrócili do pracy.
I zasugerowałam, żeby pan Krzychu poszedł do domu, bo chyba niewielka dziś z niego pociecha będzie.
Koledzy pokiwali głowami i powiedzieli „przecinek, przecinek”, że kierownika tu przyślą żeby zobaczył co się z Krzychem „przecinek, przecinek” porobiło „przecinek”. I wyszli do loggi. A po paru minutach zadzwonił mi do mieszkania pan kierownik. I wrócili tamci panowie żeby zabrać Krzycha windą a nie podnośnikiem, bo biedulek naprawdę był kiepściutki. 
Pan kierownik bardzo mnie przepraszał i dziękował, że przygarnęłam Krzycha.
Wyszli wszyscy.
A ja zamknęłam drzwi do loggi i do mieszkania, uchyliłam wszystkie okna, nałożyłam gumowe rękawice i zabrałam się do ciężkiej pracy w toalecie.
Dwa dni później fachowcy wynieśli się z mojej loggi. Nie pomalowali wprawdzie jeszcze balustrady, ale stwierdziłam, że zrobię to sama. I kiedy już kupiłam odpowiednią farbę, pędzel i rękawiczki…..
Następnego dnia podnośnik znowu wjechał i….. panowie zapukali w drzwi od loggi. 
Nie było mnie wtedy w tym pokoju, więc mnie nie widzieli. Moja wytrzymałość się skończyła i udałam, że mnie nie ma w domu.
Więc fachowcy zaczęli malować balustradę bez kawy. „Przecinki” fruwały dookoła.
Gdybym wiedziała jakie będą konsekwencje tego mojego czynu…
Pomalowana została na czarno nie tylko balustrada, ale kafelki ułożone wzdłuż niej na podłodze loggi.
--------------------------------------------------------------------------
Przed długą, słoneczną majówką fachowcy „odstąpili” całkowicie…
--------------------------------------------------------------------------
Żebyście wiedzieli jak mi się smutno zrobiło, że już ich nie zobaczę…

niedziela, 8 lipca 2018

"Przecinek" - część druga


                  /I znowu moje Kwiaty Jednej Nocy...z drugiej strony parapetu/

Punktualnie o ósmej rano zrobiło się w pokoju ciemno, bo z dołu wjechał podnośnik z czterema fachowcami. 
Siedziałam sobie akurat przy porannej kawie i słuchałam „Walca Barbary” z filmu „ Noce i dnie”.
Panowie wyskoczyli do mojej loggi i zaczęli rzucać „przecinkami”. Po pewnym czasie zaczęli też zrzucać styropian i inne materiały do ocieplania budynku.
Wyłączyłam muzykę i zaczęłam powoli liczyć do dziesięciu. Potem wstałam i otworzyłam drzwi do loggi.
- Dzień dobry – zaczęłam grzecznie. – To dzisiaj tutaj będziecie ocieplać? Ale ja mam prośbę. Czy panowie mogliby trochę mniej przeklinać? Ja wiem, że pracę macie niebezpieczną i męcząca, ale takie ciągłe przeklinanie jest bardzo stresujące dla kogoś kto musi tego cały dzień słuchać. A tak się składa, że ostatnio muszę cały czas przebywać w domu.
Popatrzyli na mnie jak na wariatkę. Widziałam w ich oczach nieme stwierdzenie – „Wściekła się baba chyba albo co….”. Był poniedziałek – a tu od rana takich tekstów muszą wysłuchiwać…
Nic nie odpowiedzieli, wręcz zamilkli. Ale jeden z nich /pewnie jakiś ważniejszy/ zapytał:
- A dlaczego loggia nie jest opróżniona?
- Bo ja nie wiedziałam, że dzisiaj panowie będziecie moją loggię ocieplać. Nie było żadnej kartki na dole.
- Heniek – krzyknął jeden z nich przechylając się w dół – wywiesiłeś kartkę? Nie? …..”przecinek” „przecinek” „przecinek” „przecinek”……
- No widzicie panowie – to musicie mi pomóc teraz, bo mąż już poszedł do pracy, a ja sama tych rzeźb nie przeniosę.
- To pani te rzeźby? – zapytał jeden przyglądając się popiersiu Norwida. – Patrz Ziutek – ja to chyba jestem podobny do tego gościa „przecinek”, „przecinek”…
- Z pewnością – ucięłam wszelkie wątpliwości żeby nie przedłużać sprawy.
- A ty Krzychu to do tego górala … „.przecinek”, „przecinek”..
- A mnie to się ten elegancik podoba – Krzychu ukucnął przy popiersiu jednego ze znanych myślicieli – tak se elegancko ubranko zarzucił na ramię – „przecinek”, „przecinek”…… To pewnie „przecinek” jakiś Sokrates – zabłysnął nagle.- Taki to dobrze ma, nic nie robi „przecinek” „przecinek” tylko się… „przecinek” „przecinek”...
- To co panowie, przeniesiecie te rzeźby do pokoju? – kułam żelazo póki gorące. Poczęstuję was bardzo dobrym ciastem i kawą – przeszłam do konkretów.
- A ma pani rozpuszczalną czy z ekspresu?– Krzychu też przeszedł do konkretów.
- I taką i taką, do wyboru. Tylko bardzo proszę ostrożnie przenosić, bo to są moje pamiątki.
Zaczęli przenosić. A ja trzęsłam się ze strachu, żeby ich nie upuścili. Były to oczywiście kopie rzeźb znajdujących się w innych miejscach, ale to nie miało znaczenia.
Oczywiście „przecinki” latały w powietrzu. Stężenie było bardzo duże.
Zgodnie z obietnicą zaprosiłam panów do mieszkania i poczęstowałam kawą i ciastem i nawet czekoladę z orzechami każdemu dałam. Pytali wprawdzie czy nie można by tych czekolad zamienić na piwo, ale powiedziałam, że ostatnią puszkę właśnie rano, przed ich pojawieniem się wypiłam.
Dziwnie na mnie popatrzyli, jeden się nawet roześmiał./ten co trafił na Sokratesa/.
------------------------------------------------------------------
Następnego dnia jeden z panów zapukał do mnie z loggi.
- Czy moglibyśmy dzisiaj też dostać kawkę? Bo taką ..” przecinek” „przecinek”…. dobrą pani nam zrobiła.
- Oczywiście, ciasto też jeszcze jest!- ucieszyłam się.
Gości na kawie miałam przez tydzień. I nie miało znaczenia na którym piętrze akurat „robili”.

Cdn.

piątek, 6 lipca 2018

"Przecinek" - część pierwsza


Obudziłam się z przeświadczeniem, że ktoś zagląda mi do pokoju przez okno. Było to bardzo dziwne i w ogóle niemożliwe, bo mieszkam na dziesiątym, ostatnim piętrze i naprzeciwko nie ma żadnego domu.
A jednak ktoś za oknem był. I może nie zaglądał, ale stał na drewnianym podnośniku, zawieszonym na linach z dachu. Był to jeden z robotników z ekipy ocieplającej budynek.
Oprzytomniałam natychmiast, usiadłam na łóżku i chcąc nie chcąc byłam świadkiem rozmowy jaką ten człowiek przeprowadzał przez telefon. 
Był to właściwie monolog, bo słów drugiej osoby nie słyszałam:


"- Ewcia? K... m... nie słyszę co mówisz.!
No nie słyszę, bo jestem bardzo wysoko… K...m...
-Ewcia? Nie będę mówić głośniej, bo k… m...jakaś baba dopiero się obudziła /to o mnie chyba było/…
-Kaśka?... to znaczy Ewcia… Co mówisz? Zenek k... m...wyłącz na chwilę te maszyne….. 
-Jaka Kaśka, przecież mówiłem Ewcia… Bo przecież moja Ewcia k... m... jesteś…. no nie? 
-Ewcia, no weź wyluzuj k…m... Jaki telefon? No przecież nie mogłem k… m... odebrać, bo żem zostawił go na dole w kurtce. I wjechał żem k…m.. . na górę.
-Czekaj, bo ta baba wstaje /to chyba znowu o mnie było/ i coś k…m.. do mnie mówi. A nie… usiadła znowu...
-Kaśka… no nie, k…m... – Ewcia….. chciałem powiedzieć…. Może byś przyszła…
-Ale ja teraz k…m...żem zmienił mieszkanie. I już nie mieszkam z chłopakami tylko z takim k…m... dziadkiem. Po…… taki k…m...ten gościu jest…. No w pale się nie mieści co on k…m... ten ch.. robi…
-I robotę żem k…m... nową dostał!
No spoko jest, tylko już k…m... muszę kończyć bo coś z dołu kiero krzyczy… Wiesz, on k…m... u Angoli robił…. Ale wrócił bo tam też p……. wszystko jest!
-Kaśka, to znaczy Ewcia k…m... No nie krzycz, no przecież wiem k...m...że Ewcia jesteś!
-No Ewcia, no już, no spoko, no wyluzuj…
No Ewcia, no k…m.., no KOCHAM CIĘ, no pewnie że tak k…m... No nie walę ściemy… A ty żeś k…m... co myślała?"
--------------------------------------------------------------------------
Wstałam i popędziłam do łazienki…
Żebyście wiedzieli jakiej migreny dostałam…


/A dla kontrastu Kwiaty Jednej Nocy, które zakwitły mi wczoraj/
A jednak ktoś za oknem był. I może nie zaglądał, ale stał na drewnianym podnośniku, zawieszonym na linach z dachu. Był to jeden z robotników z ekipy ocieplającej budynek.
Oprzytomniałam natychmiast, usiadłam na łóżku i chcąc nie chcąc byłam świadkiem rozmowy jaką ten człowiek przeprowadzał przez telefon. 
Był to właściwie monolog, bo słów drugiej osoby nie słyszałam:
- Ewcia? K…. m.. nie słyszę co mówisz.!
No nie słyszę, bo jestem bardzo wysoko… K…. m..
-Ewcia? Nie będę mówić głośniej, bo k…. m.. jakaś baba dopiero się obudziła /to o mnie chyba było/…
-Kaśka?... to znaczy Ewcia…. Co k…. m.. mówisz? Zenek wyłącz na chwilę te maszyne….. K…. m..
-Jaka Kaśka, przecież mówiłem Ewcia…. Bo przecież moja Ewcia jesteś…. no nie? K…. m..
-Ewcia, no weź wyluzuj K…. m.. Jaki telefon? No przecież nie mogłem k…. m.. odebrać, bo żem zostawił go na dole w kurtce. I wjechał żem k…. m.. na górę.
-Czekaj, bo ta baba wstaje /to chyba znowu o mnie było/ i coś k…. m.. do mnie mówi. A nie…. usiadła tylko k…. m..
-Kaśka… no nie, k…. m.. – Ewcia….. chciałem powiedzieć…. Może byś przyszła….. 
-Ale ja teraz k…. m.. żem zmienił mieszkanie. I już k…. m.. nie mieszkam z chłopakami tylko z takim k…. m.. dziadkiem. Po…… taki k…. m.. ten gościu jest…. No w pale się nie mieści co on k…. m.. ten ch.. robi…
-I robotę żem k…. m.. nową dostał!
No spoko jest, tylko już k…. m.. muszę kończyć bo coś z dołu kiero krzyczy… Wiesz, on k…. m.. w Anglii robił…. Ale wrócił k…. m.. bo tam też p……. wszystko jest!
-Kaśka, to znaczy Ewcia k…. m.. No nie krzycz, no przecież wiem że Ewcia k…. m.. jesteś!
-No Ewcia, no już, no spoko, no wyluzuj…
No Ewcia, no k…. m.. no KOCHAM CIĘ, no pewnie że tak k…. m.. No nie walę ściemy… A ty żeś k…. m.. co myślała?
--------------------------------------------------------------------------
Wstałam i popędziłam do łazienki…
Żebyście wiedzieli jakiej migreny dostałam…

13 i 13 i jeszcze raz 13

Pierwsza TRZYNASTKA 13 listopada były kolejne moje urodziny. Urodziłam się 13 listopada 15 minut po północy. Mama prosiła położną, żeby mnie...